[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pisze pan nową książkę?
Tak. W połowie gotowa.
Wspaniale ucieszył się Spellmann. O czym?
O strajku w fabryce włókienniczej.
Cudownie! zawołał Spellmann. Wie pan, jestem kat na wszystko, co dotyczy
konfliktów społecznych.
Co?
Ubóstwiam problematykę społeczną wyjaśnił Spellmann.
Przedkładam ją nad wszystko inne. Pan jest niewątpliwie najlepszy z całej paczki
specjalizującej się w tej tematyce. Czy w ostatniej książce wprowadził pan do akcji piękną
agitatorkę %7łydówkę?
Bo co? spytał podejrzliwie Ryszard Gordon.
Bo to byłaby rola dla Sylwii Sydney odparł Spellmann. Kocham się w Sylwii.
Chce pan obejrzeć jej zdjęcie?
Wiem, jak wygląda.
No, napijmy się zaproponował wesoło Spellmann. Kto by pomyślał, że pana tu
spotkam. Wie pan, ja mam wyjątkowe szczęście. Naprawdę wyjątkowe.
Dlaczego?
Bo jestem wariat powiedział Spellmann. Ha, to cudowne uczucie. Zupełnie tak,
jak kiedy się jest zakochanym, tylko że zawsze wszystko dobrze się kończy.
Ryszard Gordon odsunął się nieznacznie.
Niepotrzebnie pan to robi! zawołał Spellmann. Ja nie miewam furii. To znaczy,
prawie nigdy nie miewam furii. No, napijmy się.
Dawno jest pan wariatem?
Myślę, że zawsze byłem odparł Spellmann. Niech mi pan wierzy, że tylko w ten
sposób człowiek może być w dzisiejszych czasach szczęśliwy. Co mnie obchodzi, jakie
samoloty produkują zakłady Douglasa? Co mnie obchodzą skoki akcji A.T. i T.? Nic. Biorę
do ręki którąś z pana książek albo napiję się czegoś, albo spojrzę na fotografię Sylwii i jestem
szczęśliwy. Jestem jak ptak. Ale nie jakiś byle sobie ptak. Jestem... Umilkł, jakby szukając
właściwego słowa, i zaraz dodał prędko: Jestem śliczny mały bocian. Zaczerwienił się.
Wbił wzrok w Ryszarda Gordona, wargi drżały mu konwulsyjnie. W tej samej chwili młody
blondyn atletycznej budowy odłączył się od gromadki w głębi baru, podszedł do Spellmanna i
położył mu rękę na ramieniu.
Chodz, Harold powiedział. Czas pójść do domu.
Spellmann spojrzał dziko na Gordona. Ten człowiek drwił z bociana! zawołał.
Odsunął się od bociana. Od bociana, który zatacza kręgi wysoko w powietrzu.
Chodz, Harold powtórzył atletyczny blondyn.
Spellmann wyciągnął rękę. Bez urazy powiedział. Pan jest dobrym pisarzem.
Powinien pan pisać dalej. Niech pan pamięta, że ja zawsze jestem szczęśliwy. Niech pan nic
sobie nie robi z ich gadania. Do zobaczenia.
Atletyczny blondyn objął Spellmanna ramieniem i tak przeszli obaj przez zatłoczoną
salę aż do drzwi. Spellmann obejrzał się i mrugnął do Gordona.
Sympatyczny facet powiedział gospodarz. Stuknął się palcem w czoło. Bardzo
wykształcony. Moim zdaniem za dużo czyta. Lubi tłuc szklanki. Nie robi tego w złości. Płaci
za wszystko.
Często tu przychodzi?
Co wieczór. Mówił, kim jest dzisiaj? Pewnie łabędziem?
Bocianem.
Wczoraj był koniem. Ze skrzydłami. Takim jak na butelce whisky, tylko że ze
skrzydłami. Sympatyczny facet, nie można powiedzieć. Forsy jak lodu. Ale dzikie pomysły
przychodzą mu czasem do głowy. Rodzice trzymają go tu z opiekunem. Mówił mi, że lubi
pana książki. Czego się pan napije? Na mój rachunek.
Whisky odparł Ryszard Gordon. Zobaczył szeryfa, szedł w jego stronę. Szeryf był
chudy jak kościotrup i niezwykle przyjacielski. Ryszard Gordon spotkał go tego popołudnia u
Bradleyów i rozmawiał z nim o napadzie na bank.
Jeżeli nie ma pan nic lepszego do roboty powiedział szeryf zabiorę pana ze sobą,
ale trochę pózniej. Straż przybrzeżna holuje do portu kuter Harry ego Morgana.
Sygnalizowali z jakiegoś tankowca, że go widzą na wysokości Matacumbe. Mają całą bandę.
Mój Boże! zawołał Ryszard Gordon. Złapali wszystkich?
Tak, ale tylko jeden żyje. Reszta trupy. Taką dostaliśmy wiadomość.
Nie wie pan, kto?
Nie, nie podali nam. Bóg jeden raczy wiedzieć co się tam działo na tym kutrze.
A pieniądze?
Nie wiadomo. Jeżeli nie dopłynęli na Kubę, pieniądze muszą być na pokładzie.
Kiedy tu będą?
Och, najwcześniej za dwie, trzy godziny.
Gdzie wprowadzą kuter?
Prawdopodobnie do Doku Marynarki. Tam, gdzie straż przybrzeżna trzyma swoje
jednostki.
Gdzie się spotkamy?
Wstąpię tu po pana.
Tu albo do baru Freddy ego. Mam już dość tej dziury.
U Freddy ego będzie dziś gorąco. Cały lokal nabity weteranami z obozu na Keys.
Zawsze robią piekło.
Pójdę zobaczyć powiedział Ryszard Gordon. Jestem dzisiaj jakiś bez humoru. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Pisze pan nową książkę?
Tak. W połowie gotowa.
Wspaniale ucieszył się Spellmann. O czym?
O strajku w fabryce włókienniczej.
Cudownie! zawołał Spellmann. Wie pan, jestem kat na wszystko, co dotyczy
konfliktów społecznych.
Co?
Ubóstwiam problematykę społeczną wyjaśnił Spellmann.
Przedkładam ją nad wszystko inne. Pan jest niewątpliwie najlepszy z całej paczki
specjalizującej się w tej tematyce. Czy w ostatniej książce wprowadził pan do akcji piękną
agitatorkę %7łydówkę?
Bo co? spytał podejrzliwie Ryszard Gordon.
Bo to byłaby rola dla Sylwii Sydney odparł Spellmann. Kocham się w Sylwii.
Chce pan obejrzeć jej zdjęcie?
Wiem, jak wygląda.
No, napijmy się zaproponował wesoło Spellmann. Kto by pomyślał, że pana tu
spotkam. Wie pan, ja mam wyjątkowe szczęście. Naprawdę wyjątkowe.
Dlaczego?
Bo jestem wariat powiedział Spellmann. Ha, to cudowne uczucie. Zupełnie tak,
jak kiedy się jest zakochanym, tylko że zawsze wszystko dobrze się kończy.
Ryszard Gordon odsunął się nieznacznie.
Niepotrzebnie pan to robi! zawołał Spellmann. Ja nie miewam furii. To znaczy,
prawie nigdy nie miewam furii. No, napijmy się.
Dawno jest pan wariatem?
Myślę, że zawsze byłem odparł Spellmann. Niech mi pan wierzy, że tylko w ten
sposób człowiek może być w dzisiejszych czasach szczęśliwy. Co mnie obchodzi, jakie
samoloty produkują zakłady Douglasa? Co mnie obchodzą skoki akcji A.T. i T.? Nic. Biorę
do ręki którąś z pana książek albo napiję się czegoś, albo spojrzę na fotografię Sylwii i jestem
szczęśliwy. Jestem jak ptak. Ale nie jakiś byle sobie ptak. Jestem... Umilkł, jakby szukając
właściwego słowa, i zaraz dodał prędko: Jestem śliczny mały bocian. Zaczerwienił się.
Wbił wzrok w Ryszarda Gordona, wargi drżały mu konwulsyjnie. W tej samej chwili młody
blondyn atletycznej budowy odłączył się od gromadki w głębi baru, podszedł do Spellmanna i
położył mu rękę na ramieniu.
Chodz, Harold powiedział. Czas pójść do domu.
Spellmann spojrzał dziko na Gordona. Ten człowiek drwił z bociana! zawołał.
Odsunął się od bociana. Od bociana, który zatacza kręgi wysoko w powietrzu.
Chodz, Harold powtórzył atletyczny blondyn.
Spellmann wyciągnął rękę. Bez urazy powiedział. Pan jest dobrym pisarzem.
Powinien pan pisać dalej. Niech pan pamięta, że ja zawsze jestem szczęśliwy. Niech pan nic
sobie nie robi z ich gadania. Do zobaczenia.
Atletyczny blondyn objął Spellmanna ramieniem i tak przeszli obaj przez zatłoczoną
salę aż do drzwi. Spellmann obejrzał się i mrugnął do Gordona.
Sympatyczny facet powiedział gospodarz. Stuknął się palcem w czoło. Bardzo
wykształcony. Moim zdaniem za dużo czyta. Lubi tłuc szklanki. Nie robi tego w złości. Płaci
za wszystko.
Często tu przychodzi?
Co wieczór. Mówił, kim jest dzisiaj? Pewnie łabędziem?
Bocianem.
Wczoraj był koniem. Ze skrzydłami. Takim jak na butelce whisky, tylko że ze
skrzydłami. Sympatyczny facet, nie można powiedzieć. Forsy jak lodu. Ale dzikie pomysły
przychodzą mu czasem do głowy. Rodzice trzymają go tu z opiekunem. Mówił mi, że lubi
pana książki. Czego się pan napije? Na mój rachunek.
Whisky odparł Ryszard Gordon. Zobaczył szeryfa, szedł w jego stronę. Szeryf był
chudy jak kościotrup i niezwykle przyjacielski. Ryszard Gordon spotkał go tego popołudnia u
Bradleyów i rozmawiał z nim o napadzie na bank.
Jeżeli nie ma pan nic lepszego do roboty powiedział szeryf zabiorę pana ze sobą,
ale trochę pózniej. Straż przybrzeżna holuje do portu kuter Harry ego Morgana.
Sygnalizowali z jakiegoś tankowca, że go widzą na wysokości Matacumbe. Mają całą bandę.
Mój Boże! zawołał Ryszard Gordon. Złapali wszystkich?
Tak, ale tylko jeden żyje. Reszta trupy. Taką dostaliśmy wiadomość.
Nie wie pan, kto?
Nie, nie podali nam. Bóg jeden raczy wiedzieć co się tam działo na tym kutrze.
A pieniądze?
Nie wiadomo. Jeżeli nie dopłynęli na Kubę, pieniądze muszą być na pokładzie.
Kiedy tu będą?
Och, najwcześniej za dwie, trzy godziny.
Gdzie wprowadzą kuter?
Prawdopodobnie do Doku Marynarki. Tam, gdzie straż przybrzeżna trzyma swoje
jednostki.
Gdzie się spotkamy?
Wstąpię tu po pana.
Tu albo do baru Freddy ego. Mam już dość tej dziury.
U Freddy ego będzie dziś gorąco. Cały lokal nabity weteranami z obozu na Keys.
Zawsze robią piekło.
Pójdę zobaczyć powiedział Ryszard Gordon. Jestem dzisiaj jakiś bez humoru. [ Pobierz całość w formacie PDF ]