[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niespodziewanym rozwojem wypadków, zdawała się tego nie
dostrzegać.
- Jak to zrobiłeś? To znaczy, jakim cudem udało ci się zachować
tajemnicę?
- Na ranczu jest mały pas startowy, na który przylatuję. O moich
wizytach nikt nie wie - odparł.
- Z wyjątkiem pracowników rancza, prawda? - podkreśliła.
- Nie zapominaj, że im płacę - zauważył drwiąco. - Częściowo
właśnie za to, żeby trzymali język za zębami.
- I nie zawiedli cię? - Brandy z niedowierzaniem potrząsnęła
głową.
- Och, była wprawdzie jedna czy dwie wpadki - przyznał. -
Krążyło trochę plotek, ale udało mi się ukręcić im łeb.
- I nikt nie żywi podejrzeń w związku z twoim pobytem na
ranczu? - Z zaciekawieniem przechyliła głowę na jedną stronę.
- A ty żywiłaś podejrzenia? - zażartował.
- Przypuszczałam, że zaproszono cię tam na czas kręcenia filmu
- odparła z ożywieniem.
- Wszyscy tak uważają. I w pewnym sensie to szczera prawda,
ponieważ zaprosiłem tu sam siebie. - W jego czarnych oczach
tańczyły wesołe iskierki.
117
R S
Brandy, nadal potrząsając głową, mimochodem spuściła wzrok i
dopiero teraz zauważyła, że duża dłoń Jima ciągle trzyma jej rękę.
- Przez cały czas byłeś moim sąsiadem. - Zamyśliła się, a nikły
uśmiech błąkał się na jej wargach.
Zacisnął uścisk wokół jej dłoni, jak gdyby chciał znów zobaczyć
jej niebieskozielone oczy; uniosła głowę do góry, a wówczas
nieodgadnione, mroczne spojrzenie Jima wciągnęło ją w jakąś czarną
otchłań. Bicie serca odebrało jej dech i zupełnie nie wiedziała, jak to
się stało, że znalazła się w jego ramionach niczym branka wzięta do
niewoli. Odchyliwszy głowę do tyłu, obserwowała, jak jego ciemna
twarz się przybliża, zaczyna przesłaniać jej cały świat, a żar bijący z
jego oczu przenika ją na wskroś. A potem zobaczyła jeszcze jego roz-
chylone usta, wreszcie poczuła ich twardy uścisk na swych wargach.
W tym pocałunku nie było nic czułego, nic delikatnego, jego
gwałtowność i nieustępliwość domagająca się natychmiastowej
odpowiedzi poraziła ją.
Rzęsy jak złoty welon przesłoniły jej policzki, gdy ramionami
oplotła mu szyję, czując obezwładniającą bezradność i falę
rozkosznego ciepła, od której osłabła. Z jej gardła wydobyło się
jeszcze ciche westchnienie - jękliwy protest przeciw przeznaczeniu,
któremu nie miała siły się przeciwstawić.
Jej ciało zdawało się zlewać z jego ciałem, natarczywe usta
rozchylały jej drżące wargi, wywołując w niej dziwne, nieznane
wrażenie. Oczami duszy widziała ustawiczny, nie kończący się
zachód słońca w kolorach tak żywych, tak jaskrawych, że zdawały się
118
R S
razić wzrok. Była to mieniąca się tęcza czerwieni i oranżu, magiczna
feeria barw od miedzi i złota poprzez purpurę i karmazyn do ciemnej
wiśni, dostojnego fioletu i jasnego błękitu lawendy. Zdawało się, że
kolory te wyszły spod pędzla jakiegoś niebiańskiego artysty...
Przytulona do ciała Jima, czuła każdy jego mięsień tuż przy
swoim ciele. Zmysłowy dotyk jego warg na policzkach i szyi
sprawiał, że poddała się gorącej fali namiętności, która zaczęła targać
jej smukłym ciałem tak, że drżała i było jej na przemian zimno i
gorąco.
Po nieskończenie długiej chwili Jim oderwał od niej usta, ale
nadal trzymał ją w mocnych ramionach. Odchylił jej głowę do tyłu i z
wyzywającym błyskiem w oczach przyglądał się jej błagalnemu
wyrazowi twarzy.
- Powtórz mi teraz, że nie pójdziesz ze mną na kolację -
powiedział zduszonym, przejętym głosem, w którym dosłyszała cień
grozby.
Jakżeby mogła odmówić mu teraz, po tym, co się stało...
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale znów zamknął je gorącym,
namiętnym pocałunkiem, jakby nakazując jej na chwilę jeszcze
zapomnieć o czasie, miejscu i okolicznościach. Całował ją teraz
wolno, leniwie przesuwał gorącymi wargami po jej nosie, oczach i
policzkach. Co on z nią robił? Czuła, że zemdleje, jeśli natychmiast
nie przestanie...
- Nie pozwolę ci odejść, zanim nie powiesz tak" - zagroził, usta
jego znalazły się znów nad jej wargami.
119
R S
- W takim razie... - Brandy zająknęła się z wrażenia. - W takim
razie poczekam jeszcze chwilę... - dodała śmielej, odwracając głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
niespodziewanym rozwojem wypadków, zdawała się tego nie
dostrzegać.
- Jak to zrobiłeś? To znaczy, jakim cudem udało ci się zachować
tajemnicę?
- Na ranczu jest mały pas startowy, na który przylatuję. O moich
wizytach nikt nie wie - odparł.
- Z wyjątkiem pracowników rancza, prawda? - podkreśliła.
- Nie zapominaj, że im płacę - zauważył drwiąco. - Częściowo
właśnie za to, żeby trzymali język za zębami.
- I nie zawiedli cię? - Brandy z niedowierzaniem potrząsnęła
głową.
- Och, była wprawdzie jedna czy dwie wpadki - przyznał. -
Krążyło trochę plotek, ale udało mi się ukręcić im łeb.
- I nikt nie żywi podejrzeń w związku z twoim pobytem na
ranczu? - Z zaciekawieniem przechyliła głowę na jedną stronę.
- A ty żywiłaś podejrzenia? - zażartował.
- Przypuszczałam, że zaproszono cię tam na czas kręcenia filmu
- odparła z ożywieniem.
- Wszyscy tak uważają. I w pewnym sensie to szczera prawda,
ponieważ zaprosiłem tu sam siebie. - W jego czarnych oczach
tańczyły wesołe iskierki.
117
R S
Brandy, nadal potrząsając głową, mimochodem spuściła wzrok i
dopiero teraz zauważyła, że duża dłoń Jima ciągle trzyma jej rękę.
- Przez cały czas byłeś moim sąsiadem. - Zamyśliła się, a nikły
uśmiech błąkał się na jej wargach.
Zacisnął uścisk wokół jej dłoni, jak gdyby chciał znów zobaczyć
jej niebieskozielone oczy; uniosła głowę do góry, a wówczas
nieodgadnione, mroczne spojrzenie Jima wciągnęło ją w jakąś czarną
otchłań. Bicie serca odebrało jej dech i zupełnie nie wiedziała, jak to
się stało, że znalazła się w jego ramionach niczym branka wzięta do
niewoli. Odchyliwszy głowę do tyłu, obserwowała, jak jego ciemna
twarz się przybliża, zaczyna przesłaniać jej cały świat, a żar bijący z
jego oczu przenika ją na wskroś. A potem zobaczyła jeszcze jego roz-
chylone usta, wreszcie poczuła ich twardy uścisk na swych wargach.
W tym pocałunku nie było nic czułego, nic delikatnego, jego
gwałtowność i nieustępliwość domagająca się natychmiastowej
odpowiedzi poraziła ją.
Rzęsy jak złoty welon przesłoniły jej policzki, gdy ramionami
oplotła mu szyję, czując obezwładniającą bezradność i falę
rozkosznego ciepła, od której osłabła. Z jej gardła wydobyło się
jeszcze ciche westchnienie - jękliwy protest przeciw przeznaczeniu,
któremu nie miała siły się przeciwstawić.
Jej ciało zdawało się zlewać z jego ciałem, natarczywe usta
rozchylały jej drżące wargi, wywołując w niej dziwne, nieznane
wrażenie. Oczami duszy widziała ustawiczny, nie kończący się
zachód słońca w kolorach tak żywych, tak jaskrawych, że zdawały się
118
R S
razić wzrok. Była to mieniąca się tęcza czerwieni i oranżu, magiczna
feeria barw od miedzi i złota poprzez purpurę i karmazyn do ciemnej
wiśni, dostojnego fioletu i jasnego błękitu lawendy. Zdawało się, że
kolory te wyszły spod pędzla jakiegoś niebiańskiego artysty...
Przytulona do ciała Jima, czuła każdy jego mięsień tuż przy
swoim ciele. Zmysłowy dotyk jego warg na policzkach i szyi
sprawiał, że poddała się gorącej fali namiętności, która zaczęła targać
jej smukłym ciałem tak, że drżała i było jej na przemian zimno i
gorąco.
Po nieskończenie długiej chwili Jim oderwał od niej usta, ale
nadal trzymał ją w mocnych ramionach. Odchylił jej głowę do tyłu i z
wyzywającym błyskiem w oczach przyglądał się jej błagalnemu
wyrazowi twarzy.
- Powtórz mi teraz, że nie pójdziesz ze mną na kolację -
powiedział zduszonym, przejętym głosem, w którym dosłyszała cień
grozby.
Jakżeby mogła odmówić mu teraz, po tym, co się stało...
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale znów zamknął je gorącym,
namiętnym pocałunkiem, jakby nakazując jej na chwilę jeszcze
zapomnieć o czasie, miejscu i okolicznościach. Całował ją teraz
wolno, leniwie przesuwał gorącymi wargami po jej nosie, oczach i
policzkach. Co on z nią robił? Czuła, że zemdleje, jeśli natychmiast
nie przestanie...
- Nie pozwolę ci odejść, zanim nie powiesz tak" - zagroził, usta
jego znalazły się znów nad jej wargami.
119
R S
- W takim razie... - Brandy zająknęła się z wrażenia. - W takim
razie poczekam jeszcze chwilę... - dodała śmielej, odwracając głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]