[ Pobierz całość w formacie PDF ]
polegała na tym, że wszyscy, nie wyłączając i mnie, dowódcy polscy przystępując do
wojny z Sowietami byli pod wrażeniem i wpływem długotrwałej wojny okopowej, będącej
stwierdzeniem zwycięstwa strategii liniowej nad przestarzałą, zdawało się, strategią
żywego ruchu i manewru. Gdy się przejrzy mnóstwo rozkazów operacyjnych, wydanych
przez naszych dowódców w przeciągu roku 1919, a zapewne i 1920, znajdziemy,
1:' Dziwnym zbiegiem okoliczności krytyka p. Tuchaczewskiego naszego rozkładu
strategicznego zbiega się prawie zupełnie z wielu mało głębokimi, ale za to bardzo
publicystycznymi wywodami krytycznymi w stosunku do mego dowodzenia polskich
16
zoilów strategicznych, którzy nigdy niczym nie dowodzili, albo tych, co dowodzili, ale
marnie. Uwaga ta nieraz nasuwała mi się przy czytaniu dziełka p. Tuchaczewskiego.
26
że rozkazy te aż pstrzą się od linii rzek, rzeczułek, jezior i nawet strumieni, jako podstaw
myślenia strategicznego. Nieraz przy przeglądaniu raportów przedkładanych mi, przy
odczytywaniu kopii różnych rozkazów, wreszcie przy rozmowach, które miewałem z
moimi podwładnymi o sytuacji, przypominały mi się wesołe anegdoty z czasów, gdy
dowodziłem Brygadą Legionową. Zmialiśmy się bowiem często wówczas, przesiadując w
okopach, z różnych strachów i trwóg naszych sąsiadów Austriaków z powodu stu czy
dwustumetrowych luk, których leniwy legionista nie zechciał fortyfikować.
Wiem też dobrze, że takie same strachy i trwogi opanowywały wielu z naszych
dowódców, gdy nie byli pewni, że na jakimkolwiek kierunku, chociażby najmniej
prawdopodobnym, nieprzyjaciel nie spotka jakiegokolwiek oporu, chociażby
najmniejszego.
Z tego powodu mapy detalicznych rozkładów wojska były zawsze nadzwyczajnie
upstrzone w różne ,,zastawy", ,, wachy", rozciągające niechybnie wojsko w liche kordony.
Gdy się zaś wezmie olbrzymią przestrzeń tysiąca kilometrów frontu i zestawi z ilością
wojska, które na tej przestrzeni postawić było można, łatwo zrozumieć, ile luk, już nie stui
dwustumetrowych, lecz znacznie większych, budzić musiało trwogę i przekonanie o
bezsilności wśród dowódców, nie mogących od pojęć liniowych się oderwać. Stąd też w
raportach najczęstszym słowem, zwróconym do mnie, jako do naczelnego wodza, było
żądanie pomocy dla usunięcia trwóg i strachu. Stąd też ciągłe namawianie, które miałem
w ciągu wojny: jaitcs une Ugnę fortel, jako wynik najbardziej technicznego i najbardziej
doświadczonego konsyliarza wojny.
Te przyzwyczajenia myślowe, te trwogi nie mogły się nie odbijać, jestem tego pewien, i
na rozkładzie szczegółowym wojsk, które obserwował p. Tuchaczewski. Powtarzam
jednak, że gdy zechciał w końcu kwietnia opierać swój plan postępowania na takiej
właśnie kordonowej chorobie, popełnił błąd, który się zemścił na nim w tym wypadku
niepowodzeniem szeroko pomyślanej ofensywy. Do analizy tej właśnie ofensywy
przechodzę
teraz.
Rozdział trzeci
Nad operacją ofensywną w maju, jak już powiedziałem, p. Tuchaczewski zatrzymuje się
bardzo niedługo. Daje on tylko najogólniejszy jej
27
zarys, usuwając się od wszelkich szczegółów, tak, jak gdyby nie miały wielkiego
znaczenia. Przeczy jednak temu sam, gdy mówi, że plan jej przewidywał przebicie się
przez ,,wrota smoleńskie", rozbicie lewego skrzydła armii polskiej i wciśnięcie reszty jej
sił w błota pińskie. Plan więc daleko wytknięty, oznaczający zupełne rozbicie i usunięcie z
dalszej gry całego naszego frontu prawie do Prypeci. Operacja zatem niemałego
znaczenia.
17
W historii naszej wojny istotnie operacja ta odegrała swą wybitną rolę. Przede wszystkim
więc przeniosła ona dużą część naszych polskich sił (do czterech dywizji) na front
północny, co z natury rzeczy odbiło się na całym dalszym przebiegu wojny. Następnie,
będąc jak gdyby przygrywką do wielkiej lipcowej ofensywy Sowietów, dała ona dużo
nauki i doświadczenia dla wojsk obu stron, a przykro mi zaznaczyć, że doświadczenia
znacznie umiejętniej były wykorzystane przez naszych przeciwników, niż przez nas.
Wreszcie miała ona w stosunku do naszego przeciwnika wpływ ten, iż zużyła zarówno
pod względem fizycznym, jak i moralnym tak znaczną część jego sił, iż łatwo będzie nam
dostrzec to przy analizie specjalnie pierwszego okresu lipcowej ofensywy. Dlatego też
chciałbym się zatrzymać nieco nad naturalnym pytaniem, które sobie nieraz zadawałem
podczas wojny, jak i po niej - z jakiej właściwie racji robiono tę pierwszą, jak gdyby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
polegała na tym, że wszyscy, nie wyłączając i mnie, dowódcy polscy przystępując do
wojny z Sowietami byli pod wrażeniem i wpływem długotrwałej wojny okopowej, będącej
stwierdzeniem zwycięstwa strategii liniowej nad przestarzałą, zdawało się, strategią
żywego ruchu i manewru. Gdy się przejrzy mnóstwo rozkazów operacyjnych, wydanych
przez naszych dowódców w przeciągu roku 1919, a zapewne i 1920, znajdziemy,
1:' Dziwnym zbiegiem okoliczności krytyka p. Tuchaczewskiego naszego rozkładu
strategicznego zbiega się prawie zupełnie z wielu mało głębokimi, ale za to bardzo
publicystycznymi wywodami krytycznymi w stosunku do mego dowodzenia polskich
16
zoilów strategicznych, którzy nigdy niczym nie dowodzili, albo tych, co dowodzili, ale
marnie. Uwaga ta nieraz nasuwała mi się przy czytaniu dziełka p. Tuchaczewskiego.
26
że rozkazy te aż pstrzą się od linii rzek, rzeczułek, jezior i nawet strumieni, jako podstaw
myślenia strategicznego. Nieraz przy przeglądaniu raportów przedkładanych mi, przy
odczytywaniu kopii różnych rozkazów, wreszcie przy rozmowach, które miewałem z
moimi podwładnymi o sytuacji, przypominały mi się wesołe anegdoty z czasów, gdy
dowodziłem Brygadą Legionową. Zmialiśmy się bowiem często wówczas, przesiadując w
okopach, z różnych strachów i trwóg naszych sąsiadów Austriaków z powodu stu czy
dwustumetrowych luk, których leniwy legionista nie zechciał fortyfikować.
Wiem też dobrze, że takie same strachy i trwogi opanowywały wielu z naszych
dowódców, gdy nie byli pewni, że na jakimkolwiek kierunku, chociażby najmniej
prawdopodobnym, nieprzyjaciel nie spotka jakiegokolwiek oporu, chociażby
najmniejszego.
Z tego powodu mapy detalicznych rozkładów wojska były zawsze nadzwyczajnie
upstrzone w różne ,,zastawy", ,, wachy", rozciągające niechybnie wojsko w liche kordony.
Gdy się zaś wezmie olbrzymią przestrzeń tysiąca kilometrów frontu i zestawi z ilością
wojska, które na tej przestrzeni postawić było można, łatwo zrozumieć, ile luk, już nie stui
dwustumetrowych, lecz znacznie większych, budzić musiało trwogę i przekonanie o
bezsilności wśród dowódców, nie mogących od pojęć liniowych się oderwać. Stąd też w
raportach najczęstszym słowem, zwróconym do mnie, jako do naczelnego wodza, było
żądanie pomocy dla usunięcia trwóg i strachu. Stąd też ciągłe namawianie, które miałem
w ciągu wojny: jaitcs une Ugnę fortel, jako wynik najbardziej technicznego i najbardziej
doświadczonego konsyliarza wojny.
Te przyzwyczajenia myślowe, te trwogi nie mogły się nie odbijać, jestem tego pewien, i
na rozkładzie szczegółowym wojsk, które obserwował p. Tuchaczewski. Powtarzam
jednak, że gdy zechciał w końcu kwietnia opierać swój plan postępowania na takiej
właśnie kordonowej chorobie, popełnił błąd, który się zemścił na nim w tym wypadku
niepowodzeniem szeroko pomyślanej ofensywy. Do analizy tej właśnie ofensywy
przechodzę
teraz.
Rozdział trzeci
Nad operacją ofensywną w maju, jak już powiedziałem, p. Tuchaczewski zatrzymuje się
bardzo niedługo. Daje on tylko najogólniejszy jej
27
zarys, usuwając się od wszelkich szczegółów, tak, jak gdyby nie miały wielkiego
znaczenia. Przeczy jednak temu sam, gdy mówi, że plan jej przewidywał przebicie się
przez ,,wrota smoleńskie", rozbicie lewego skrzydła armii polskiej i wciśnięcie reszty jej
sił w błota pińskie. Plan więc daleko wytknięty, oznaczający zupełne rozbicie i usunięcie z
dalszej gry całego naszego frontu prawie do Prypeci. Operacja zatem niemałego
znaczenia.
17
W historii naszej wojny istotnie operacja ta odegrała swą wybitną rolę. Przede wszystkim
więc przeniosła ona dużą część naszych polskich sił (do czterech dywizji) na front
północny, co z natury rzeczy odbiło się na całym dalszym przebiegu wojny. Następnie,
będąc jak gdyby przygrywką do wielkiej lipcowej ofensywy Sowietów, dała ona dużo
nauki i doświadczenia dla wojsk obu stron, a przykro mi zaznaczyć, że doświadczenia
znacznie umiejętniej były wykorzystane przez naszych przeciwników, niż przez nas.
Wreszcie miała ona w stosunku do naszego przeciwnika wpływ ten, iż zużyła zarówno
pod względem fizycznym, jak i moralnym tak znaczną część jego sił, iż łatwo będzie nam
dostrzec to przy analizie specjalnie pierwszego okresu lipcowej ofensywy. Dlatego też
chciałbym się zatrzymać nieco nad naturalnym pytaniem, które sobie nieraz zadawałem
podczas wojny, jak i po niej - z jakiej właściwie racji robiono tę pierwszą, jak gdyby [ Pobierz całość w formacie PDF ]