[ Pobierz całość w formacie PDF ]
plecaka zawiniątko, położył je na ziemi i rozwinął. Wszyscy patrzyli w milczeniu na mój
żołnierski majątek, byli zupełnie skonsternowani.
Czy wiecie przynajmniej, o której Stach został zabity? napytał wreszcie Komen-
dant
Jakeśmy odjeżdżali, o drugiej w nocy, już był zimny zameldował %7łbik.
Czym?
Moją siekierą, leżała potem na pniaku. Nawet krwi na niej nie było, tylko włosy
odezwał się gajowy.
Warta? Komendant patrzył na %7łbika.
Jeden chodził, zmieniali się co pół godziny, ludzie byli pomęczeni. I tam czujne psy,
jakby co... %7łbik jąkał się pod badawczym spojrzeniem Komendanta.
Czy spichrz był zamknięty?
Tylko na skobel... Stach był związany, a Franek w trumnie...
U mnie nawet nie ma kłódki dorzucił gajowy. Lepsze dobre psy.
Kto i w jakiej kolejności trzymał wartę?
Ja byłem ostatni Włodek uprzedził %7łbika, który zabierał się do skrupulatnego
wyliczenia wartowników.
A ja pierwszy krzyknął Maniek. Na mojej zmianie jeszcze był żywy, zawołał
do mnie! Prosił o wodę. A ja... ja nawet nie podszedłem do drzwi! Nawet kropli wody! Bo
rozkaz! Bo każdy z nas był ogłupiały, jakby pałką w łeb! A on był niewinny! w głosie
Mańka drżała rozpacz. Jakby był winny, to by go nie zabili!
Za dużo mówisz! skarcił go Komendant i spostrzegłem z przerażeniem podej-
rzliwe spojrzenia, jakie kilku żołnierzy posłało Mańkowi. W takich warunkach byle co może
wywołać nieufność.
Za to Włodek stał pośród nich, już spokojny i opanowany. Stał poza podejrzeniem,
przecież ostatni miał wartę. Ciało moje nie ostygło w pół godziny. A dla mnie był to ostatni
dowód jego winy. Teraz już wiedziałem, co mam uczynić. Czekać, aż Włodek zniknie z pola
widzenia, wtedy zbliżyć się do Komendanta i opowiedzieć wszystko.
Tymczasem opadłem z powrotem na miękki mech i odpoczywałem. Poderwał mnie
niemal natychmiast krzyk zmieszanych głosów. Spojrzałem w stronę wozu i ujrzałem dziesią-
tki zdumionych oczu i otwartych w okrzyku ust nad otwartą trumną.
Po co otworzyli? Czy to Włodek podszepnął im tę myśl? Może miał nadzieję, że
udusiłem się w trumnie? Ale nie! Otworzenie trumny nie leżało w jego interesie Poszu-
kałem go wzrokiem i... nie znalazłem nad trumną! Przepychał się z tyłu grupy, wyrywał się z
niej. Dla niego moja nieobecność w trumnie była wyrokiem. Przypuszczał pewnie, że osłabio-
ny wlokę się lasem do obozu i lada chwila stanę przed Komendantem. W innych warunkach
może by nie uciekał, został, przeczył wszystkiemu, ale teraz nie wiedział, czy nie poznałem
go po głosie, gdy mordował w nocy... Był pewnie wstrząśnięty śmiercią towarzysza, opuściła
go zimna krew, zachowywał się głupio i sam się zdradzał, wystarczy tylko zwrócić na niego
uwagę, pokazać palcem, nie dopuścić do ucieczki.
Widziałem to wszystko, otwierałem usta do krzyku, ale głos nie wychodził z mojej
krtani. Poruszałem ustami i chwytałem powietrze jak ryba bezsilny i niemy. Chciałem
podbiec, pokazać się i znów to samo, nogi dreptały w miejscu, nie panowałem nad nimi.
Patrzyłem za nim, wbiegł na chwilę do jednej z ziemianek, a teraz skradał się do koni,
jeśli uda mu się dosiąść któregoś ucieknie! Ucieknie i nowe nieszczęście sprowadzi na
nasze oddziały. Wie o nich tak wiele.
Ucieknie! szeptałem bezgłośnie i nagle porwała mnie rozpacz. Krzyknąłem:
Ucieknie!!
W jednej chwili wszyscy byli przy mnie, podnosili, szarpali.
Stach! Stach! krzyczeli bezładnie.
Maniek... tam... patrz... Włodek ucieka! wyszeptałem ostatnim tchem i zemdla-
łem.
Za chwilę, która była dla mnie mgnieniem oka, a pózniej okazała się całą dobą, ujrza-
łem nachyloną nade mną twarz naszego obozowego lekarza i obok twarz Mańka.
Maniek! To Włodek zdrajca! Pędzcie za nim! Chwytajcie! Ucieknie!
Nie bój się, nie Ucieknie! Mamy go! Maniek powtarzał mi te słowa niepewny,
czy je słyszę i czy docierają do mojej świadomości. Mamy go! A ty żyjesz, żyjesz, żyjesz!
szeptał takim głosem, że zaśmiałem się.
Czy to takie dziwne?
O, bracie, nawet nie wiesz, jak dziwne wyręczył Mańka lekarz. Już ja kazałem
Franka zakopać bez trumny, żeby została dla ciebie. Stoi przed ziemianką.
Wszedł Komendant.
Przytomny? Przysiadł na brzegu pryczy i nachylił się nade mną. Będę mówił,
a ty potakuj lub przecz.
Mogę sam opowiedzieć szepnąłem, ale widocznie Komendant lepiej znał moje
możliwości, bo tylko uśmiechnął się do mnie.
Przychwyciłeś Franka na zdradzie? Sygnalizował?
Włodek się przyznał? odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Nie, przeczy wszystkiemu, ale legitymację esesmańską miał w kaburze pistoletu.
Czy zanim nakryłeś Franka, zauważyłeś, że się z kimś porozumiewał?
Tak, ale było ciemno.
Przypuszczam. Nie rozpoznałeś. Poszedłeś za Frankiem?
Skinąłem głową.
Sygnalizował latarką. Do kogo? Wiecie? szepnąłem.
Wiedział, że zrzuty mają spaść o dwadzieścia kilometrów na zachód od sygnałów...
I chciał je skierować na Majdan? uzmysłowiłem sobie mapę naszych terenów i
tak przejąłem się szatańskim planem, że aż usiadłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
plecaka zawiniątko, położył je na ziemi i rozwinął. Wszyscy patrzyli w milczeniu na mój
żołnierski majątek, byli zupełnie skonsternowani.
Czy wiecie przynajmniej, o której Stach został zabity? napytał wreszcie Komen-
dant
Jakeśmy odjeżdżali, o drugiej w nocy, już był zimny zameldował %7łbik.
Czym?
Moją siekierą, leżała potem na pniaku. Nawet krwi na niej nie było, tylko włosy
odezwał się gajowy.
Warta? Komendant patrzył na %7łbika.
Jeden chodził, zmieniali się co pół godziny, ludzie byli pomęczeni. I tam czujne psy,
jakby co... %7łbik jąkał się pod badawczym spojrzeniem Komendanta.
Czy spichrz był zamknięty?
Tylko na skobel... Stach był związany, a Franek w trumnie...
U mnie nawet nie ma kłódki dorzucił gajowy. Lepsze dobre psy.
Kto i w jakiej kolejności trzymał wartę?
Ja byłem ostatni Włodek uprzedził %7łbika, który zabierał się do skrupulatnego
wyliczenia wartowników.
A ja pierwszy krzyknął Maniek. Na mojej zmianie jeszcze był żywy, zawołał
do mnie! Prosił o wodę. A ja... ja nawet nie podszedłem do drzwi! Nawet kropli wody! Bo
rozkaz! Bo każdy z nas był ogłupiały, jakby pałką w łeb! A on był niewinny! w głosie
Mańka drżała rozpacz. Jakby był winny, to by go nie zabili!
Za dużo mówisz! skarcił go Komendant i spostrzegłem z przerażeniem podej-
rzliwe spojrzenia, jakie kilku żołnierzy posłało Mańkowi. W takich warunkach byle co może
wywołać nieufność.
Za to Włodek stał pośród nich, już spokojny i opanowany. Stał poza podejrzeniem,
przecież ostatni miał wartę. Ciało moje nie ostygło w pół godziny. A dla mnie był to ostatni
dowód jego winy. Teraz już wiedziałem, co mam uczynić. Czekać, aż Włodek zniknie z pola
widzenia, wtedy zbliżyć się do Komendanta i opowiedzieć wszystko.
Tymczasem opadłem z powrotem na miękki mech i odpoczywałem. Poderwał mnie
niemal natychmiast krzyk zmieszanych głosów. Spojrzałem w stronę wozu i ujrzałem dziesią-
tki zdumionych oczu i otwartych w okrzyku ust nad otwartą trumną.
Po co otworzyli? Czy to Włodek podszepnął im tę myśl? Może miał nadzieję, że
udusiłem się w trumnie? Ale nie! Otworzenie trumny nie leżało w jego interesie Poszu-
kałem go wzrokiem i... nie znalazłem nad trumną! Przepychał się z tyłu grupy, wyrywał się z
niej. Dla niego moja nieobecność w trumnie była wyrokiem. Przypuszczał pewnie, że osłabio-
ny wlokę się lasem do obozu i lada chwila stanę przed Komendantem. W innych warunkach
może by nie uciekał, został, przeczył wszystkiemu, ale teraz nie wiedział, czy nie poznałem
go po głosie, gdy mordował w nocy... Był pewnie wstrząśnięty śmiercią towarzysza, opuściła
go zimna krew, zachowywał się głupio i sam się zdradzał, wystarczy tylko zwrócić na niego
uwagę, pokazać palcem, nie dopuścić do ucieczki.
Widziałem to wszystko, otwierałem usta do krzyku, ale głos nie wychodził z mojej
krtani. Poruszałem ustami i chwytałem powietrze jak ryba bezsilny i niemy. Chciałem
podbiec, pokazać się i znów to samo, nogi dreptały w miejscu, nie panowałem nad nimi.
Patrzyłem za nim, wbiegł na chwilę do jednej z ziemianek, a teraz skradał się do koni,
jeśli uda mu się dosiąść któregoś ucieknie! Ucieknie i nowe nieszczęście sprowadzi na
nasze oddziały. Wie o nich tak wiele.
Ucieknie! szeptałem bezgłośnie i nagle porwała mnie rozpacz. Krzyknąłem:
Ucieknie!!
W jednej chwili wszyscy byli przy mnie, podnosili, szarpali.
Stach! Stach! krzyczeli bezładnie.
Maniek... tam... patrz... Włodek ucieka! wyszeptałem ostatnim tchem i zemdla-
łem.
Za chwilę, która była dla mnie mgnieniem oka, a pózniej okazała się całą dobą, ujrza-
łem nachyloną nade mną twarz naszego obozowego lekarza i obok twarz Mańka.
Maniek! To Włodek zdrajca! Pędzcie za nim! Chwytajcie! Ucieknie!
Nie bój się, nie Ucieknie! Mamy go! Maniek powtarzał mi te słowa niepewny,
czy je słyszę i czy docierają do mojej świadomości. Mamy go! A ty żyjesz, żyjesz, żyjesz!
szeptał takim głosem, że zaśmiałem się.
Czy to takie dziwne?
O, bracie, nawet nie wiesz, jak dziwne wyręczył Mańka lekarz. Już ja kazałem
Franka zakopać bez trumny, żeby została dla ciebie. Stoi przed ziemianką.
Wszedł Komendant.
Przytomny? Przysiadł na brzegu pryczy i nachylił się nade mną. Będę mówił,
a ty potakuj lub przecz.
Mogę sam opowiedzieć szepnąłem, ale widocznie Komendant lepiej znał moje
możliwości, bo tylko uśmiechnął się do mnie.
Przychwyciłeś Franka na zdradzie? Sygnalizował?
Włodek się przyznał? odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Nie, przeczy wszystkiemu, ale legitymację esesmańską miał w kaburze pistoletu.
Czy zanim nakryłeś Franka, zauważyłeś, że się z kimś porozumiewał?
Tak, ale było ciemno.
Przypuszczam. Nie rozpoznałeś. Poszedłeś za Frankiem?
Skinąłem głową.
Sygnalizował latarką. Do kogo? Wiecie? szepnąłem.
Wiedział, że zrzuty mają spaść o dwadzieścia kilometrów na zachód od sygnałów...
I chciał je skierować na Majdan? uzmysłowiłem sobie mapę naszych terenów i
tak przejąłem się szatańskim planem, że aż usiadłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]