[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ciekawe - pomyślał. i w tym momencie zadzwonił telefon.
- Rolf? Tu Wojtek, wyjeżdżamy z Amsterdamu w sobotę, u ciebie będziemy tego
samego dnia wieczorem, OK?
- OK, Wojciek, wspaniale! Jestem gotowy, będę na was czekał. W razie czego
zadzwońcie z jakiejś stacji benzynowej, to po was podjadę.
* * *
Wieczorem jak zwykle spotkał się z Katrin i postanowił powiedzieć jej o swoim planie
podróży do Polski. Popatrzyła na niego zaskoczona.
- Do Polski? - zapytała. - A co tam będziesz robił?
Opowiedział jej o spotkaniu z harleyowcami z Warszawy i o tym, że obiecali pomóc
mu odnalezć miejsce, w którym był w czasie wojny.
- Od dawna mnie ciągnęło, żeby tam pojechać, ale jakoś nie mogłem się zdecydować -
mówił.
Oczywiście nie wspomniał ani słowem o swoim zamiarze i wielkiej misji odszukania
szczątków nogi, którą tam zostawił... Nie chciał zapeszyć.
- Nie byłem w tym roku na żadnej dłuższej wyprawie moim nowym harleyem, cały
czas lało i było zimno - tłumaczył. - Trafła się okazja i postanowiłem ją wykorzystać. Trzeba
się przejechać, żeby nie zardzewieć, i przy okazji zobaczyć, jak tam ta Polska teraz wygląda...
- Zazdroszczę ci, też bym chętnie pojechała z tobą, ale nie mam urlopu.
- Nie przejmuj się, następnym razem pojedziemy we dwoje. - Roześmiał się.
- To kiedy wybierasz się w drogę?
- W sobotę przyjeżdżają do mnie Polacy, o których ci opowiedziałem, i w niedzielę z
samego rana startujemy.
Jeśli masz ochotę, możesz nas odprowadzić, przejechalibyśmy się razem kawałek
drogi...
- Przemyślę to. - Roześmiała się.
- Słuchaj, Katrin, mam do ciebie prośbę. Jak przyjadą, chciałbym ich jakoś ugościć.
Pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc w roli pani domu, co ty na to? Zamówimy twoją
ulubioną chińszczyznę, posiedzimy, pogadamy, poznasz ich.
- Można się z nimi jakoś dogadać?
- Chyba żartujesz... Zobaczysz, będziesz tak samo zaskoczona jak ja, kiedy ich
poznałem. Zwłaszcza ten jeden, Wojciek, zrobił na mnie duże wrażenie. Wykształcony facet,
biegły niemiecki, a nawija tak, że czułem się przy nim jak niemowa. - Zaśmiał się. - Ciekawe
rzeczy opowiada i miło się z nim rozmawia.
- Aż mnie zaintrygowałeś, chyba będę musiała sama sprawdzić. Chętnie wpadnę do
ciebie w sobotę i pomogę ci obsłużyć to towarzystwo. Jestem w końcu wykwalifkowaną
barmanką...
- Wspaniale, dziękuję ci, Katrin, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Na pewno dałbyś sobie radę, mój drogi. Ale na razie mamy czwartkowy wieczór, a
ty jeszcze mnie dzisiaj nawet nie pocałowałeś, Rolfe von Dornhoff. Przysuń się do mnie, o
tak, tak będzie lepiej, ty mój harleyowcu... Mógłbyś zdjąć tę swoją protezę...?
* * *
Wreszcie przyszła sobota, na którą tak czekał. Rolf poszedł z rana do garażu,
popatrzył na swoje harleye, przeczyścił chromy, które i bez tego lśniły nieskazitelnie, i
jeszcze raz sprawdził zawartość kufrów swojej najnowszej electry, którą miał jechać do
Polski. Wszystko było bez zarzutu i po raz kolejny stwierdził, że był gotowy do drogi.
Godziny wlokły się niemiłosiernie, a on nie miał głowy, żeby zajmować się czymś
innym, więc wyciągnął jeszcze raz swoje mapy i przeglądał miejsca, które zamierzał
odwiedzić w Polsce.
Po południu przyjechała swoim sportsterem Katrin.
- Głodna jestem - zameldowała od progu. - Jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.
Pocałowała go na przywitanie i pobiegła do kuchni. Zachowywała się w jego domu
coraz swobodniej i Rolf z przyjemnością patrzył na nią sponad swoich map, gdy
przygotowywała coś do jedzenia.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz - powiedział do niej, gdy wniosła do salonu dużą tacę z
przygotowanym naprędce posiłkiem.
Podeszła do niego i pocałowała go namiętnie.
- Znajomość z tobą mi najwyrazniej służy, Rolfe von Dornhoff, ale pozwól, że teraz
coś zjem, bo zasłabnę z głodu i będziesz musiał mnie ratować...
Godziny mijały, telefon milczał jak zaklęty i Rolf zaczynał się niepokoić. Co jakiś
czas wyglądał niecierpliwie przez duże okno w salonie i patrzył w kierunku bramy
wjazdowej, podczas gdy Katrin przygotowywała szybko w kuchni jakieś zakąski. Właśnie po
raz kolejny odchodził zawiedziony od okna, gdy nagle do jego uszu dotarł znajomy i
niepowtarzalny dzwięk.
Dwa obładowane harleye wjechały w bramę, powoli skierowały się na podjazd i
zatrzymały na miejscu parkingowym dla gości, obok stojącego tam sportstera.
Przybysze oparli motocykle na bocznych łapach, zdjęli kaski i z ciekawością
rozglądali się po otoczeniu.
- Ale ma pałac, ja pierdolę - wyrwało się mimo woli jednemu z nich. - Jesteś pewny,
że dobrze trafliśmy?
- Chyba tak, adres na bramie się zgadza, to musi być tu - odpowiedział ten drugi.
W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się i na ganku pojawił się Rolf von
Dornhoff z szerokim uśmiechem i rozłożonymi w powitalnym geście ramionami.
- Wojciek, Chudy, witam was. Cieszę się, że dojechaliście! - krzyknął od progu i
ruszył w ich stronę.
Przywitali się serdecznie, po harleyowsku, jak starzy przyjaciele.
- Jak się jechało, trafliście bez problemu?
- Doskonale, dokładnie według twoich wskazówek. Trochę nam to zajęło, bo po
drodze mała awaria mi się trafła, ale w końcu udało nam się dojechać.
- Super, zapraszam do środka, na pewno jesteście głodni i chcecie odpocząć. Wezcie
ze sobą tylko osobiste rzeczy, reszta może zostać na motocyklach. Nie martwcie się, na
pewno nic tutaj nie zginie - powiedział z uśmiechem, patrząc na ich niepewne miny.
Zdjęli z motocykli podręczne, przyczepione gumami do bagażników torby i poszli za
nim, rozglądając się ciekawie. Rolf zaprowadził ich do jednej z gościnnych sypialni na dole.
- Tu możecie się dzisiaj przespać, są dwa zaścielone łóżka, łazienka jest obok,
jakbyście chcieli się odświeżyć po podróży. Jak będziecie gotowi, schodami na górę do holu,
do końca i w prawo. Przygotowałem coś do jedzenia, pewnie zgłodnieliście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl