[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi, czego się boisz.
Oparła dłoń na jego piersi, żeby nie mógł przysunąć się jeszcze bliżej.
- Właśnie tego. Nie wiem, jak zwalczyć to, co czuję.
- A po co masz to zwalczać? Ogarniało go coraz większe pożądanie.
- Za krótko się znamy - oświadczyła, przestała jednak go odpychać.
Wybuchnął śmiechem, wtulił głowę w jej szyję.
- Znamy się od wieków.
- Caleb, proszę.
Zaprotestowała słabo, lecz jednocześnie stanowczo. Czuł jej ciało, wiedział, że mógłby ją
teraz mieć. Gdy spojrzał jej w oczy, nabrał pewności, że jeśli to zrobi, ona mu nigdy nie
przebaczy.
Teraz odczuwał pożądanie jako trudny do zniesienia ból. Wstał. Odwrócony do niej
tyłem, wpatrywał się w wodę.
- Czy wszystkich mężczyzn doprowadzasz do szaleństwa?
Objęła rękami kolana, mocno, jakby szykowała się do odparcia ataku.
- Nie, skądże.
- Więc to tylko ja mam takie szczęście. - Spojrzał w niebo. Chciałby tu wrócić, pokonać
przestrzeń i czas. Sam, wolny. Wsłuchując się w szum drzew, zastanawiał się, czy kiedykolwiek
jeszcze będzie naprawdę wolny. - Pragnę cię, Libby - szepnął.
Nie odpowiedziała. Nie mogła. %7ładen mężczyzna nie powiedział jej nigdy tych trzech
prostych słów. Zresztą, nawet gdyby usłyszała je od stada mężczyzn, nie zrobiłyby na niej
większego wrażenia. Nikomu nie udałoby się wypowiedzieć tych słów w taki sposób, w jaki
zrobił to Caleb.
Doprowadzony do kresu wytrzymałości brakiem odpowiedzi, odwrócił się do Libby. Nie
był już potulną, przyjacielską i nieco zagubioną ofiarą wypadku, lecz wściekłym, zdrowym, z
pewnością niebezpiecznym mężczyzną.
- Cholera, Libby, mam nic nie mówić, niczego nie czuć? - Czy takie obowiązują tutaj
zasady? - Trudno, do diabła z nimi. Pragnę cię i jeśli postoję przy tobie jeszcze przez chwilę,
spróbuję cię zdobyć.
Stężała.
- Zdobyć mnie? - Jak nowy samochód? Możesz sobie pragnąć, czego tylko chcesz, Cal,
ale ja też mam w tej sprawie coś do powiedzenia.
Była wspaniała. Z tą furią w oczach, z kwiatem we włosach... Zapamięta ją taką na
zawsze. Wiedział to na pewno. Wiedział, że to będzie słodko - gorzkie wspomnienie. Teraz
jednak chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Możesz sobie mówić, co ci się żywnie podoba.
Tym razem walczyła. Duma, gniew i wściekłość dodały jej sił, by się wyrwać. Tylko na
chwilę. Objął ją mocno i pocałował. Nie tak, jak wtedy, za pierwszym razem. Nie delikatnie,
kusząco, lecz mocno i władczo. Nie zwracał uwagi na jej zduszony protest. Wpadła w panikę, a
jednocześnie poczuła silny przypływ pożądania.
Nie chciała, by ją do tego zmuszał. Musiała sama dokonać wyboru. Tak podpowiadał jej
rozum, tak nakazywał rozsądek. Jednak jej ciało nie zamierzało słuchać rozumu.
Ożyła w jego ramionach, sprawiła, że zapomniał o wszystkim innym. Gdy poczuł jej
gorący pocałunek, inne światy, inne czasy przestały istnieć. Dla niego było to równie nowe,
równie podniecające i przerażające jednocześnie, jak dla niej. Nie potrafił oprzeć się tej sile.
Zwiat zawirował. Wzdychając, wodziła dłońmi po jego plecach, aż zacisnęła je
desperacko na ramionach. Słyszała szum wody i drzew. Traciła oddech i nie chciała go
odzyskać. Wiedziała, że stoi na ziemi, czuła jednak, że świat wiruje w zawrotnym tempie.
Była zakochana.
Jęknęła. Poddała się. Jemu. Sobie.
Przeszył go bolesny, lecz rozkoszny dreszcz. Głaskał ją po włosach, natrafił na kwiat,
zgniótł go. Zapach dzikiej rośliny, słodki i oszałamiający, przepełnił powietrze intensywnym
aromatem.
Odsunął się gwałtownie. Spojrzał na zmięty kwiat, który trzymał w dłoni. Dygotał.
Poczuł obezwładniający wstyd. Nigdy, nigdy nie wezmie kobiety siłą. To najohydniejszy z
grzechów. Nie do wybaczenia.
- Skrzywdziłem cięć - spytał szeptem.
Libby pokręciła głową. Szybko, za szybko. Skrzywdził? - pomyślała. Nie, raczej
zniszczył, i to jednym pocałunkiem. Udowodnił, jak łatwo można złamać jej wolę.
Nie przeprosił jej. Odwrócił się i odczekał, aż będzie w stanie normalnie się wysławiać.
Nie zamierzał przepraszać za swe pragnienia.
- Nie mogę obiecać, że to się nie powtórzy - powiedział wreszcie. - Jednak zrobię co w
mojej mocy, by się nie powtórzyło. Wracaj do domu.
I to wszystko? - pomyślała Libby. Po tym, jak obnażył bezlitośnie jej uczucia, mówi jej,
żeby wróciła do domu? Otworzyła usta, chcąc zaprotestować. Potem się zreflektowała.
Miał rację, oczywiście. To co się stało, nie powinno się już nigdy powtórzyć. Byli sobie
obcy, żadne słowa nie przekonają jej, że jest inaczej.
Powoli odwróciła się i odeszła, pozostawiając Cala nad strumieniem.
Pózniej, gdy słońce pokonało już część drogi po nieboskłonie, Cal otworzył dłoń. Zmięty
kwiat wpadł do potoku. Cal patrzył, jak odpływa.
ROZDZIAA PITY
Nie mogła się skoncentrować. Patrzyła na ekran komputera, próbując się skupić na
napisanych już słowach. Mieszkańcy Kolbari i ich tradycyjny taniec księżycowy przestali ją
nagle interesować. A przecież praca, zatopienie się w niej, miało przynieść ulgę i dać
schronienie. Jeszcze nigdy skoncentrowanie się nie przychodziło jej z takim trudem. Potrafiła
pisać referat, gdy współlokatorki urządzały w pokoju przyjęcie. Potrafiła pisać w namiocie i
przygotowywać się do wykładów w dżungli. Teraz czytała po raz trzeci ten sam akapit. Mogła
jednak myśleć tylko o Calu i o tym, co do niego czuła. To nie było do niej podobne.
Westchnęła i odepchnęła krzesło od biurka. Nie odrywając spojrzenia od ekranu, oparła
łokcie na kolanach, a podbródek na zaciśniętych w pięści dłoniach. Nie jestem zakochana,
powiedziała sobie. Ludzie nie zakochują się tak szybko. Mogą coś do siebie czuć, miłość jednak
to zupełnie inna sprawa. Do tego potrzeba czegoś więcej.
Wspólne zainteresowania, uznała. Jak mogłaby zakochać się w Calu, który, co sam
przyznał, pasjonuje się wyłącznie lataniem? - I jedzeniem, dodała w myślach, uśmiechając się
lekko.
Trzeba zrozumieć uczucia drugiej osoby, poznać jej cele, charakter. Tak, to bardzo
ważne. Jak mogłaby kochać Caleba Hornblowera, skoro w ogóle go nie rozumiałaś Jego uczucia
są dla niej tajemnicą, o jego życiowych celach nigdy nie rozmawiali, zaś jego charakter zdaje się
zmieniać z godziny na godzinę.
Trudno go rozgryzć. Zmarszczyła brwi, myśląc o emocjach, które tak często dostrzegała
w jego spojrzeniu. Czasami przypominał człowieka, który wybrał niewłaściwy zjazd z
autostrady i znalazł się nagle w zupełnie obcej okolicy. Miał jednak zbyt silną osobowość, zbyt
dużo uroku, by mogła go po prostu ignorować. W jej starannie uporządkowanym życiu nie było
miejsca dla takiego mężczyzny. Wprowadzał chaos samym swym istnieniem.
Usłyszała, że obiekt jej rozmyślań wchodzi kuchennymi drzwiami. Poczuła, jak szybko
bije jej serce.
Zmieszana swą reakcją, przysunęła krzesło do biurka. Zamierzała pracować. Do północy.
Nie miała czasu na rozmyślanie o Calu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
mi, czego się boisz.
Oparła dłoń na jego piersi, żeby nie mógł przysunąć się jeszcze bliżej.
- Właśnie tego. Nie wiem, jak zwalczyć to, co czuję.
- A po co masz to zwalczać? Ogarniało go coraz większe pożądanie.
- Za krótko się znamy - oświadczyła, przestała jednak go odpychać.
Wybuchnął śmiechem, wtulił głowę w jej szyję.
- Znamy się od wieków.
- Caleb, proszę.
Zaprotestowała słabo, lecz jednocześnie stanowczo. Czuł jej ciało, wiedział, że mógłby ją
teraz mieć. Gdy spojrzał jej w oczy, nabrał pewności, że jeśli to zrobi, ona mu nigdy nie
przebaczy.
Teraz odczuwał pożądanie jako trudny do zniesienia ból. Wstał. Odwrócony do niej
tyłem, wpatrywał się w wodę.
- Czy wszystkich mężczyzn doprowadzasz do szaleństwa?
Objęła rękami kolana, mocno, jakby szykowała się do odparcia ataku.
- Nie, skądże.
- Więc to tylko ja mam takie szczęście. - Spojrzał w niebo. Chciałby tu wrócić, pokonać
przestrzeń i czas. Sam, wolny. Wsłuchując się w szum drzew, zastanawiał się, czy kiedykolwiek
jeszcze będzie naprawdę wolny. - Pragnę cię, Libby - szepnął.
Nie odpowiedziała. Nie mogła. %7ładen mężczyzna nie powiedział jej nigdy tych trzech
prostych słów. Zresztą, nawet gdyby usłyszała je od stada mężczyzn, nie zrobiłyby na niej
większego wrażenia. Nikomu nie udałoby się wypowiedzieć tych słów w taki sposób, w jaki
zrobił to Caleb.
Doprowadzony do kresu wytrzymałości brakiem odpowiedzi, odwrócił się do Libby. Nie
był już potulną, przyjacielską i nieco zagubioną ofiarą wypadku, lecz wściekłym, zdrowym, z
pewnością niebezpiecznym mężczyzną.
- Cholera, Libby, mam nic nie mówić, niczego nie czuć? - Czy takie obowiązują tutaj
zasady? - Trudno, do diabła z nimi. Pragnę cię i jeśli postoję przy tobie jeszcze przez chwilę,
spróbuję cię zdobyć.
Stężała.
- Zdobyć mnie? - Jak nowy samochód? Możesz sobie pragnąć, czego tylko chcesz, Cal,
ale ja też mam w tej sprawie coś do powiedzenia.
Była wspaniała. Z tą furią w oczach, z kwiatem we włosach... Zapamięta ją taką na
zawsze. Wiedział to na pewno. Wiedział, że to będzie słodko - gorzkie wspomnienie. Teraz
jednak chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Możesz sobie mówić, co ci się żywnie podoba.
Tym razem walczyła. Duma, gniew i wściekłość dodały jej sił, by się wyrwać. Tylko na
chwilę. Objął ją mocno i pocałował. Nie tak, jak wtedy, za pierwszym razem. Nie delikatnie,
kusząco, lecz mocno i władczo. Nie zwracał uwagi na jej zduszony protest. Wpadła w panikę, a
jednocześnie poczuła silny przypływ pożądania.
Nie chciała, by ją do tego zmuszał. Musiała sama dokonać wyboru. Tak podpowiadał jej
rozum, tak nakazywał rozsądek. Jednak jej ciało nie zamierzało słuchać rozumu.
Ożyła w jego ramionach, sprawiła, że zapomniał o wszystkim innym. Gdy poczuł jej
gorący pocałunek, inne światy, inne czasy przestały istnieć. Dla niego było to równie nowe,
równie podniecające i przerażające jednocześnie, jak dla niej. Nie potrafił oprzeć się tej sile.
Zwiat zawirował. Wzdychając, wodziła dłońmi po jego plecach, aż zacisnęła je
desperacko na ramionach. Słyszała szum wody i drzew. Traciła oddech i nie chciała go
odzyskać. Wiedziała, że stoi na ziemi, czuła jednak, że świat wiruje w zawrotnym tempie.
Była zakochana.
Jęknęła. Poddała się. Jemu. Sobie.
Przeszył go bolesny, lecz rozkoszny dreszcz. Głaskał ją po włosach, natrafił na kwiat,
zgniótł go. Zapach dzikiej rośliny, słodki i oszałamiający, przepełnił powietrze intensywnym
aromatem.
Odsunął się gwałtownie. Spojrzał na zmięty kwiat, który trzymał w dłoni. Dygotał.
Poczuł obezwładniający wstyd. Nigdy, nigdy nie wezmie kobiety siłą. To najohydniejszy z
grzechów. Nie do wybaczenia.
- Skrzywdziłem cięć - spytał szeptem.
Libby pokręciła głową. Szybko, za szybko. Skrzywdził? - pomyślała. Nie, raczej
zniszczył, i to jednym pocałunkiem. Udowodnił, jak łatwo można złamać jej wolę.
Nie przeprosił jej. Odwrócił się i odczekał, aż będzie w stanie normalnie się wysławiać.
Nie zamierzał przepraszać za swe pragnienia.
- Nie mogę obiecać, że to się nie powtórzy - powiedział wreszcie. - Jednak zrobię co w
mojej mocy, by się nie powtórzyło. Wracaj do domu.
I to wszystko? - pomyślała Libby. Po tym, jak obnażył bezlitośnie jej uczucia, mówi jej,
żeby wróciła do domu? Otworzyła usta, chcąc zaprotestować. Potem się zreflektowała.
Miał rację, oczywiście. To co się stało, nie powinno się już nigdy powtórzyć. Byli sobie
obcy, żadne słowa nie przekonają jej, że jest inaczej.
Powoli odwróciła się i odeszła, pozostawiając Cala nad strumieniem.
Pózniej, gdy słońce pokonało już część drogi po nieboskłonie, Cal otworzył dłoń. Zmięty
kwiat wpadł do potoku. Cal patrzył, jak odpływa.
ROZDZIAA PITY
Nie mogła się skoncentrować. Patrzyła na ekran komputera, próbując się skupić na
napisanych już słowach. Mieszkańcy Kolbari i ich tradycyjny taniec księżycowy przestali ją
nagle interesować. A przecież praca, zatopienie się w niej, miało przynieść ulgę i dać
schronienie. Jeszcze nigdy skoncentrowanie się nie przychodziło jej z takim trudem. Potrafiła
pisać referat, gdy współlokatorki urządzały w pokoju przyjęcie. Potrafiła pisać w namiocie i
przygotowywać się do wykładów w dżungli. Teraz czytała po raz trzeci ten sam akapit. Mogła
jednak myśleć tylko o Calu i o tym, co do niego czuła. To nie było do niej podobne.
Westchnęła i odepchnęła krzesło od biurka. Nie odrywając spojrzenia od ekranu, oparła
łokcie na kolanach, a podbródek na zaciśniętych w pięści dłoniach. Nie jestem zakochana,
powiedziała sobie. Ludzie nie zakochują się tak szybko. Mogą coś do siebie czuć, miłość jednak
to zupełnie inna sprawa. Do tego potrzeba czegoś więcej.
Wspólne zainteresowania, uznała. Jak mogłaby zakochać się w Calu, który, co sam
przyznał, pasjonuje się wyłącznie lataniem? - I jedzeniem, dodała w myślach, uśmiechając się
lekko.
Trzeba zrozumieć uczucia drugiej osoby, poznać jej cele, charakter. Tak, to bardzo
ważne. Jak mogłaby kochać Caleba Hornblowera, skoro w ogóle go nie rozumiałaś Jego uczucia
są dla niej tajemnicą, o jego życiowych celach nigdy nie rozmawiali, zaś jego charakter zdaje się
zmieniać z godziny na godzinę.
Trudno go rozgryzć. Zmarszczyła brwi, myśląc o emocjach, które tak często dostrzegała
w jego spojrzeniu. Czasami przypominał człowieka, który wybrał niewłaściwy zjazd z
autostrady i znalazł się nagle w zupełnie obcej okolicy. Miał jednak zbyt silną osobowość, zbyt
dużo uroku, by mogła go po prostu ignorować. W jej starannie uporządkowanym życiu nie było
miejsca dla takiego mężczyzny. Wprowadzał chaos samym swym istnieniem.
Usłyszała, że obiekt jej rozmyślań wchodzi kuchennymi drzwiami. Poczuła, jak szybko
bije jej serce.
Zmieszana swą reakcją, przysunęła krzesło do biurka. Zamierzała pracować. Do północy.
Nie miała czasu na rozmyślanie o Calu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]