[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i towarzysze napisali do Jana, wzywając go, by przybył do nich z rana
z możliwie największym zastępem żołnierzy, gdyż będzie mnie mógł dostać
od razu185 w swoje ręce i postąpić ze mną podług swego życzenia. Otrzy-
mawszy ten list, Jan gotował się do działania w myśl tego wezwania. Ja na-
tomiast następnego dnia rozkazałem dwom żołnierzom z mojej straży przy-
bocznej o wypróbowanym męstwie i niezłomnej wierności towarzyszyć mi
w drodze z ukrytymi pod szatą sztyletami, abyśmy mogli bronić się, w razie
gdyby doszło do napaści na nas ze strony wrogów. Sam też wdziałem pan-
cerz i przypasałem miecz w taki sposób, żeby był jak najmniej widoczny,
i udałem się do domu modlitwy.
57
Józef odpowiada na stawiane mu pytania
Tedy archont186 Jezus (sam osobiście bowiem stał przy drzwiach) polecił
zatrzymać przy wejściu wszystkich towarzyszących mi ludzi, a pozwolił
wejść tylko mnie i moim przyjaciołom187. Już przystąpiliśmy do nabożeń-
stwa i zaczęliśmy odmawiać modlitwy, gdy powstał Jezus i wypytywał mnie,
u kogo zostały zdeponowane przedmioty [i] sztaby srebra zabrane podczas
pożaru pałacu królewskiego188. Wystąpił z tą sprawą, pragnąc zyskać na cza-
sie, aż nadejdzie Jan. Ja na to odrzekłem, że wszystko znajduje się pod opie-
ką Kapelli189 i dziesięciu przedniejszych mężów z Tyberiady190. Zapytaj ich
sam rzekłem ja nie kłamię". A gdy ci przyznali, że mają je u siebie,
Jezus pytał dalej: A co się stało z dwudziestoma sztukami złota, które otrzy-
małeś ze sprzedaży pewnej liczby sztab srebra?". Wyjaśniłem, że dałem je
ich delegatom wysłanym do Jerozolimy na zaopatrzenie na drogę. Na to Jo-
nates i towarzysze oświadczyli, że postąpiłem niewłaściwie, uczyniwszy wy-
płatę na rzecz delegatów z pieniędzy publicznych. Gdy lud przyjął te słowa
z oburzeniem poznano bowiem przewrotność tych ludzi ja czując, że
może lada moment dojść do zwady i pragnąc jeszcze bardziej lud przeciw
nim podburzyć, powiedziałem: No dobrze, jeśli zle postąpiłem, dokonując
wypłaty pieniędzy publicznych na rzecz waszych delegatów, to nie musicie
się dalej unosić gniewem, gdyż ja gotów jestem zapłacić dwadzieścia sztuk
złota z własnej szkatuły".
58
Józef z trudem uchodzi z życiem
Po tej replice Jonates i towarzysze umilkli, a lud wobec tak jawnego oka-
zywania nieuzasadnionej wrogości względem mnie czuł się jeszcze bardziej
rozjątrzony. Jezus zaś zauważywszy tę zmianę nastrojów kazał ludowi
odejść, prosząc tylko radę o pozostanie, gdyż wśród takiej wrzawy rzekomo
nie sposób było czynić dochodzenia w tak poważnych sprawach. A kiedy lud
począł wołać, że nie pozostawi mnie samego z nimi, przybył pewien goniec
i szepnął ludziom Jezusa, że nadchodzi już Jan ze swoimi żołnierzami. Wte-
dy Jonates z towarzyszami, nie mogąc już zapanować nad sobą (może też
Opatrzność Boża191 czuwała nad moim życiem, bo gdyby tak się nie stało,
z pewnością poniósłbym śmierć z rąk Jana), zawołał: Mężowie tyberiadzcy,
dajcie pokój dalszemu dochodzeniu w sprawie jakichś tam dwudziestu sztuk
złota. Nie za to Józef godzien jest śmierci, lecz z tej przyczyny, że chciał
sprawować tyrańskie rządy i omamiwszy pięknymi słowami masy Galilej-
czyków uzurpował sobie władzę". Ledwie wyrzekł te słowa, od razu ludzie
jego rzucili się na mnie, chcąc mnie zabić. Ale skoro towarzysze moi spo-
strzegli, co się święci, dobyli mieczów192 i zagrozili zadaniem ciosów, jeśli
dopuszczą się na mnie gwałtu, a lud chwytając kamienie zaczął ciskać nimi
w Jonatesa193. Takim sposobem wyrwano mnie z przemocy wrogów.
59
Józef ucieka do Tarychei
Nie uszedłem jeszcze daleko, gdy omal nie natknąłem się na Jana nadcho-
dzącego ze swoim zastępem. Z obawy przed nim zboczyłem z drogi i pewnym
wąskim przejściem dostałem się zdrów i cały do jeziora. Tam zabrałem łódz,
wsiadłem do niej i popłynąłem do Tarychei. W ten sposób wbrew oczekiwaniu
uniknąłem niebezpieczeństwa. Natychmiast przyzwałem do siebie przedniej-
szych mężów galilejskich i opowiedziałem, jak Jonates z towarzyszami oraz
mieszkańcy Tyberiady, łamiąc własne zapewnienia, omal mnie nie zamordo-
wali. Oburzony takim postępowaniem lud galilejski nalegał na mnie, abym już
dłużej nie zwlekał z wydaniem tym ludziom wojny i pozwolił im ruszyć na Ja-
na, aby bezwzględnie zniszczyć jego samego oraz Jonatesa i towarzyszy. Uda-
ło mi się jednak ich pohamować, choć pałali wielkim gniewem, każąc im po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
i towarzysze napisali do Jana, wzywając go, by przybył do nich z rana
z możliwie największym zastępem żołnierzy, gdyż będzie mnie mógł dostać
od razu185 w swoje ręce i postąpić ze mną podług swego życzenia. Otrzy-
mawszy ten list, Jan gotował się do działania w myśl tego wezwania. Ja na-
tomiast następnego dnia rozkazałem dwom żołnierzom z mojej straży przy-
bocznej o wypróbowanym męstwie i niezłomnej wierności towarzyszyć mi
w drodze z ukrytymi pod szatą sztyletami, abyśmy mogli bronić się, w razie
gdyby doszło do napaści na nas ze strony wrogów. Sam też wdziałem pan-
cerz i przypasałem miecz w taki sposób, żeby był jak najmniej widoczny,
i udałem się do domu modlitwy.
57
Józef odpowiada na stawiane mu pytania
Tedy archont186 Jezus (sam osobiście bowiem stał przy drzwiach) polecił
zatrzymać przy wejściu wszystkich towarzyszących mi ludzi, a pozwolił
wejść tylko mnie i moim przyjaciołom187. Już przystąpiliśmy do nabożeń-
stwa i zaczęliśmy odmawiać modlitwy, gdy powstał Jezus i wypytywał mnie,
u kogo zostały zdeponowane przedmioty [i] sztaby srebra zabrane podczas
pożaru pałacu królewskiego188. Wystąpił z tą sprawą, pragnąc zyskać na cza-
sie, aż nadejdzie Jan. Ja na to odrzekłem, że wszystko znajduje się pod opie-
ką Kapelli189 i dziesięciu przedniejszych mężów z Tyberiady190. Zapytaj ich
sam rzekłem ja nie kłamię". A gdy ci przyznali, że mają je u siebie,
Jezus pytał dalej: A co się stało z dwudziestoma sztukami złota, które otrzy-
małeś ze sprzedaży pewnej liczby sztab srebra?". Wyjaśniłem, że dałem je
ich delegatom wysłanym do Jerozolimy na zaopatrzenie na drogę. Na to Jo-
nates i towarzysze oświadczyli, że postąpiłem niewłaściwie, uczyniwszy wy-
płatę na rzecz delegatów z pieniędzy publicznych. Gdy lud przyjął te słowa
z oburzeniem poznano bowiem przewrotność tych ludzi ja czując, że
może lada moment dojść do zwady i pragnąc jeszcze bardziej lud przeciw
nim podburzyć, powiedziałem: No dobrze, jeśli zle postąpiłem, dokonując
wypłaty pieniędzy publicznych na rzecz waszych delegatów, to nie musicie
się dalej unosić gniewem, gdyż ja gotów jestem zapłacić dwadzieścia sztuk
złota z własnej szkatuły".
58
Józef z trudem uchodzi z życiem
Po tej replice Jonates i towarzysze umilkli, a lud wobec tak jawnego oka-
zywania nieuzasadnionej wrogości względem mnie czuł się jeszcze bardziej
rozjątrzony. Jezus zaś zauważywszy tę zmianę nastrojów kazał ludowi
odejść, prosząc tylko radę o pozostanie, gdyż wśród takiej wrzawy rzekomo
nie sposób było czynić dochodzenia w tak poważnych sprawach. A kiedy lud
począł wołać, że nie pozostawi mnie samego z nimi, przybył pewien goniec
i szepnął ludziom Jezusa, że nadchodzi już Jan ze swoimi żołnierzami. Wte-
dy Jonates z towarzyszami, nie mogąc już zapanować nad sobą (może też
Opatrzność Boża191 czuwała nad moim życiem, bo gdyby tak się nie stało,
z pewnością poniósłbym śmierć z rąk Jana), zawołał: Mężowie tyberiadzcy,
dajcie pokój dalszemu dochodzeniu w sprawie jakichś tam dwudziestu sztuk
złota. Nie za to Józef godzien jest śmierci, lecz z tej przyczyny, że chciał
sprawować tyrańskie rządy i omamiwszy pięknymi słowami masy Galilej-
czyków uzurpował sobie władzę". Ledwie wyrzekł te słowa, od razu ludzie
jego rzucili się na mnie, chcąc mnie zabić. Ale skoro towarzysze moi spo-
strzegli, co się święci, dobyli mieczów192 i zagrozili zadaniem ciosów, jeśli
dopuszczą się na mnie gwałtu, a lud chwytając kamienie zaczął ciskać nimi
w Jonatesa193. Takim sposobem wyrwano mnie z przemocy wrogów.
59
Józef ucieka do Tarychei
Nie uszedłem jeszcze daleko, gdy omal nie natknąłem się na Jana nadcho-
dzącego ze swoim zastępem. Z obawy przed nim zboczyłem z drogi i pewnym
wąskim przejściem dostałem się zdrów i cały do jeziora. Tam zabrałem łódz,
wsiadłem do niej i popłynąłem do Tarychei. W ten sposób wbrew oczekiwaniu
uniknąłem niebezpieczeństwa. Natychmiast przyzwałem do siebie przedniej-
szych mężów galilejskich i opowiedziałem, jak Jonates z towarzyszami oraz
mieszkańcy Tyberiady, łamiąc własne zapewnienia, omal mnie nie zamordo-
wali. Oburzony takim postępowaniem lud galilejski nalegał na mnie, abym już
dłużej nie zwlekał z wydaniem tym ludziom wojny i pozwolił im ruszyć na Ja-
na, aby bezwzględnie zniszczyć jego samego oraz Jonatesa i towarzyszy. Uda-
ło mi się jednak ich pohamować, choć pałali wielkim gniewem, każąc im po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]