[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ból.
- Teraz odwiozę cię do twoich rodziców - zapowiedział.
- Marcusie! - zaprotestowała.
- Mówię poważnie, Lucy. Nie możesz tutaj zostać, zwłaszcza tej
nocy. Oboje doskonale o tym wiemy.
Marcus miał też świadomość, że gdyby teraz dotknął narzeczonej,
zapewne nie znalazłby w sobie dość siły, aby ją wypuścić z rąk.
94
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Lucy zdecydowanie nie chciała białej sukni ślubnej, ale dopiero w
ostatnim momencie znalazła w Harrodsie jedwabną suknię w kolorze ecru.
Zaprojektowała ją Vera Wang. Rzecz niesłychana, strój pasował idealnie.
Długa, obcisła suknia miała opinający ciało gorset, odpinaną
spódnicę i krótki tren, przypominający rybi ogon. Lucy nie miała też
ochoty nosić welonu, lecz w końcu zgodziła się włożyć na głowę
wytworny toczek z maleńką woalką.
Wszyscy skierowali na nią wzrok, gdy przy dzwiękach muzyki
organowej wchodziła do kościoła. Marcus od razu się zorientował, co
oznaczają szelesty za jego plecami. Zapragnął również się odwrócić i
spojrzeć na pannę młodą, która środkiem kościoła szła prosto do niego.
Poczuł, jak jego ciało tężeje, a serce gwałtowniej bije. Ta kobieta
budziła w nim nieznane dotąd emocje. Szczerze powiedziawszy, nigdy
nie przypuszczał, że właśnie Lucy tak dramatycznie odmieni jego życie.
Oszołomiona Lucy uświadomiła sobie, że to się naprawdę stało.
Marcus był jej mężem. Gdy na oczach biskupa i zebranych gości chłodno i
z rezerwą musnął wargami jej usta, miała wrażenie, że zemdleje.
Wkrótce przy dzwiękach muzyki Haendla oddalili się od ołtarza i
wyszli z kościoła na dwór, w słoneczny, listopadowy dzień. Goście
obsypali ich płatkami róż, a potem za nowożeńcami pojechali w
kawalkadzie czarnych limuzyn na ucztę weselną, przygotowaną w
ogromnym gmachu zbudowanym przez wdzięczny naród dla
bohaterskiego księcia Wellingtona.
95
RS
- Czy na pewno nie jesteś rozczarowana, że na dzisiejszą noc nie
zarezerwowaliśmy pokoju w hotelu? - chciał wiedzieć Marcus.
Znajdowali się w jego pokoju, w domu przy Wendover Square - od
teraz ich wspólnej sypialni. W powietrzu unosił się delikatny zapach
nowych tkanin.
- Skąd, ani trochę - zapewniła męża Lucy. - Już jutro lecimy na
Karaiby, żeby spędzić miodowy miesiąc.
- Zwietnie. Pani Crabtree zostawiła nam kolację na zimno, mamy też
butelkę szampana. Wszystko przyniosę, tylko mi nie ucieknij.
- Marcusie, jak miałabym uciec? W tak wąskiej sukni ledwie mogę
chodzić.
Wrócił niespodziewanie szybko, ledwie zdążyła rozejrzeć się po
pokoju, zachwycając się odnowionym wnętrzem.
- Proszę. - Marcus wręczył żonie lampkę szampana.
- Może nie powinnam - mruknęła, mając w pamięci urodziny babci
Alice.
- Zdecydowanie powinnaś - rozwiał jej wątpliwości Marcus. - Za
nas!
- Za nas - wzniosła toast Lucy i zadrżała, gdy się pochylił, by ją
pocałować.
Smak szampana na jego ustach pogłębił tę łagodną pieszczotę.
Marcus wypił jeszcze łyk i odstawił kieliszek. Lucy była tak
rozemocjonowana, że nie potrzebowała alkoholu. Z zainteresowaniem
patrzyła, jak jej mąż ściąga marynarkę i krawat.
- Gdy cię zobaczyłem w kościele, pomyślałem, że nigdy w życiu nie
byłaś piękniejsza - wyznał.
96
RS
- Och, Marcusie - westchnęła tylko, ale wolałaby usłyszeć z jego ust
wyznanie miłości.
Wkrótce Lucy stała przed nim w butach na wysokich obcasach, w
jedwabnych kremowych pończochach i w skąpych figach. Marcus ukląkł
przed nią i zaczął całować skrawek jej nagiego uda. Przestał tylko na
chwilę...
- Trudno mi uwierzyć, jak szybko minął ten czas - westchnęła Lucy,
gdy opuścili awionetkę, na pokładzie której przylecieli z Karaibów na
międzynarodowe lotnisko. - Nie spodziewałam się, że miesiąc miodowy
może być tak cudownym przeżyciem.
- Mamy jeszcze kilka godzin do odlotu do Londynu. - Marcus
spojrzał na zegarek. - Co chcesz robić w tym czasie?
- Nic, może kupię kilka czasopism i jakąś książkę - powiedziała.
- A ja zadzwonię do paru osób. Zamówić ci kawę? - spytał Marcus.
- Proszę. - Lucy popatrzyła na niego z wdzięcznością.
Lucy stała w kolejce do kasy, kiedy go dostrzegła.
- Nick! - wyszeptała pobladłymi wargami.
Chociaż z całą pewnością nie mógł jej usłyszeć, natychmiast
odwrócił głowę. Przestał rozmawiać z nieznaną Lucy kobietą i podszedł
bliżej.
- Proszę, proszę! - oświadczył. - Moja była żona. Sama? - spytał
niegrzecznie.
- Nie, przyleciałam z Marcusem - odparła Lucy lodowatym tonem.
Miała ochotę zignorować jego obecność, lecz stał tuż obok. Aby się
od niego uwolnić, musiałaby zostawić zakupy i wyjść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
ból.
- Teraz odwiozę cię do twoich rodziców - zapowiedział.
- Marcusie! - zaprotestowała.
- Mówię poważnie, Lucy. Nie możesz tutaj zostać, zwłaszcza tej
nocy. Oboje doskonale o tym wiemy.
Marcus miał też świadomość, że gdyby teraz dotknął narzeczonej,
zapewne nie znalazłby w sobie dość siły, aby ją wypuścić z rąk.
94
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Lucy zdecydowanie nie chciała białej sukni ślubnej, ale dopiero w
ostatnim momencie znalazła w Harrodsie jedwabną suknię w kolorze ecru.
Zaprojektowała ją Vera Wang. Rzecz niesłychana, strój pasował idealnie.
Długa, obcisła suknia miała opinający ciało gorset, odpinaną
spódnicę i krótki tren, przypominający rybi ogon. Lucy nie miała też
ochoty nosić welonu, lecz w końcu zgodziła się włożyć na głowę
wytworny toczek z maleńką woalką.
Wszyscy skierowali na nią wzrok, gdy przy dzwiękach muzyki
organowej wchodziła do kościoła. Marcus od razu się zorientował, co
oznaczają szelesty za jego plecami. Zapragnął również się odwrócić i
spojrzeć na pannę młodą, która środkiem kościoła szła prosto do niego.
Poczuł, jak jego ciało tężeje, a serce gwałtowniej bije. Ta kobieta
budziła w nim nieznane dotąd emocje. Szczerze powiedziawszy, nigdy
nie przypuszczał, że właśnie Lucy tak dramatycznie odmieni jego życie.
Oszołomiona Lucy uświadomiła sobie, że to się naprawdę stało.
Marcus był jej mężem. Gdy na oczach biskupa i zebranych gości chłodno i
z rezerwą musnął wargami jej usta, miała wrażenie, że zemdleje.
Wkrótce przy dzwiękach muzyki Haendla oddalili się od ołtarza i
wyszli z kościoła na dwór, w słoneczny, listopadowy dzień. Goście
obsypali ich płatkami róż, a potem za nowożeńcami pojechali w
kawalkadzie czarnych limuzyn na ucztę weselną, przygotowaną w
ogromnym gmachu zbudowanym przez wdzięczny naród dla
bohaterskiego księcia Wellingtona.
95
RS
- Czy na pewno nie jesteś rozczarowana, że na dzisiejszą noc nie
zarezerwowaliśmy pokoju w hotelu? - chciał wiedzieć Marcus.
Znajdowali się w jego pokoju, w domu przy Wendover Square - od
teraz ich wspólnej sypialni. W powietrzu unosił się delikatny zapach
nowych tkanin.
- Skąd, ani trochę - zapewniła męża Lucy. - Już jutro lecimy na
Karaiby, żeby spędzić miodowy miesiąc.
- Zwietnie. Pani Crabtree zostawiła nam kolację na zimno, mamy też
butelkę szampana. Wszystko przyniosę, tylko mi nie ucieknij.
- Marcusie, jak miałabym uciec? W tak wąskiej sukni ledwie mogę
chodzić.
Wrócił niespodziewanie szybko, ledwie zdążyła rozejrzeć się po
pokoju, zachwycając się odnowionym wnętrzem.
- Proszę. - Marcus wręczył żonie lampkę szampana.
- Może nie powinnam - mruknęła, mając w pamięci urodziny babci
Alice.
- Zdecydowanie powinnaś - rozwiał jej wątpliwości Marcus. - Za
nas!
- Za nas - wzniosła toast Lucy i zadrżała, gdy się pochylił, by ją
pocałować.
Smak szampana na jego ustach pogłębił tę łagodną pieszczotę.
Marcus wypił jeszcze łyk i odstawił kieliszek. Lucy była tak
rozemocjonowana, że nie potrzebowała alkoholu. Z zainteresowaniem
patrzyła, jak jej mąż ściąga marynarkę i krawat.
- Gdy cię zobaczyłem w kościele, pomyślałem, że nigdy w życiu nie
byłaś piękniejsza - wyznał.
96
RS
- Och, Marcusie - westchnęła tylko, ale wolałaby usłyszeć z jego ust
wyznanie miłości.
Wkrótce Lucy stała przed nim w butach na wysokich obcasach, w
jedwabnych kremowych pończochach i w skąpych figach. Marcus ukląkł
przed nią i zaczął całować skrawek jej nagiego uda. Przestał tylko na
chwilę...
- Trudno mi uwierzyć, jak szybko minął ten czas - westchnęła Lucy,
gdy opuścili awionetkę, na pokładzie której przylecieli z Karaibów na
międzynarodowe lotnisko. - Nie spodziewałam się, że miesiąc miodowy
może być tak cudownym przeżyciem.
- Mamy jeszcze kilka godzin do odlotu do Londynu. - Marcus
spojrzał na zegarek. - Co chcesz robić w tym czasie?
- Nic, może kupię kilka czasopism i jakąś książkę - powiedziała.
- A ja zadzwonię do paru osób. Zamówić ci kawę? - spytał Marcus.
- Proszę. - Lucy popatrzyła na niego z wdzięcznością.
Lucy stała w kolejce do kasy, kiedy go dostrzegła.
- Nick! - wyszeptała pobladłymi wargami.
Chociaż z całą pewnością nie mógł jej usłyszeć, natychmiast
odwrócił głowę. Przestał rozmawiać z nieznaną Lucy kobietą i podszedł
bliżej.
- Proszę, proszę! - oświadczył. - Moja była żona. Sama? - spytał
niegrzecznie.
- Nie, przyleciałam z Marcusem - odparła Lucy lodowatym tonem.
Miała ochotę zignorować jego obecność, lecz stał tuż obok. Aby się
od niego uwolnić, musiałaby zostawić zakupy i wyjść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]