[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Harriet!  rzuciłam się za nią.  Harriet! A co z Herkulesem?
 Spojrzałam na cuchnącego spaniela z mokrym nosem i smutnymi oczami.  Nie możesz go
zabrać do samolotu.
Posłała mi zdumione spojrzenie.
 Jak to, moja droga? A niby dlaczego nie?
 Herkules to pies, Harriet, a psów nie wolno zabierać do samolotu. To znaczy, wolno, ale
lecą w luku bagażowym.
Przycisnęła biednego psiaka tak mocno, że wyłupiaste oczy jeszcze bardziej wylazły mu na
wierzch.
 No i nie wiadomo, jak jest na Majorce  ciągnęłam.  Ale jedno wiem na pewno, nikt ci nie
pozwoli go wwiezć z powrotem do Anglii, nie od razu. Będzie musiał przejść kwarantannę.
 Kwarantannę?  powtórzyła z przerażeniem. Taksówkarz potwierdził moje słowa.
 Co najmniej pół roku w klatce  wtrącił się.
 Więc co mam robić?  zapytała zrozpaczona.
 Niech go pani zostawi na przechowanie w psim pensjonacie  podsunął taksówkarz. 
Zazwyczaj ludzie tak robią przed urlopem.
 Nie mogłabym!  żachnęła się i spojrzała na taksówkarza takim wzrokiem, jakby
zaproponował, żeby tego psa co najmniej uśpiła..  Miałabym zostawić moje maleństwo
u obcych na cały tydzień? Nie, zadzwonię do Króliczka i powiem mu, że nie jadę.  Wysiadła
z taksówki.
Wepchnęłam ją z powrotem i wyrwałam jej Herkulesa z objęć.
 Harriet, musisz jechać  powiedziałam.  Wiem, jak bardzo ci na tym zależy. Herkules
zamieszka u mnie, zajmę się nim.
 Naprawdę?  rozpromieniła się.  To takie uprzejme z twojej strony. Ale czy na pewno
wiesz, co robisz?
 Wiem, jak się obchodzić z psem. Mój gospodarz nie będzie miał nic przeciwko temu.
Herkules będzie spał w moim pokoju.
 O, nie. Herkules nie zaśnie, jeśli nie ma swoich zabawek.  Po krótkim mocowaniu się
z breloczkiem podała mi klucze do mieszkania w Notting Hill.  Posłuchaj, może cały dzień
siedzieć w biurze, ale wieczorem musisz go zawiezć do domu, a rano stamtąd zabrać. I to przed
siódmą, żeby nie nasiusiał na perskie dywany. To ci po drodze, prawda? I jeszcze jedno, kiedy
idziesz z nim na spacer, musisz go nieść między domem a parkiem. Nie lubi chodzić po asfalcie,
ma bardzo delikatne nóżki.
 Może powinna mu pani sprawić buciki  Taksówkarz mrugnął do mnie porozumiewawczo.
 Doskonały pomysł!  ucieszyła się Harriet.  Myśli pan, że ktoś szyje takie specjalne
malutkie buciki dla piesków? Lizzie, poszukasz? Jeśli coś takiego istnieje, na pewno sprzedają to
w Internecie.
 Słuchaj, paniusiu, chyba się spieszymy na samolot?  Taksówkarz spojrzał na zegarek.
Harriet jeszcze raz pocałowała Herkulesa w mokry nos i podała mi go z ociąganiem.
 Zajmiesz się moim maleństwem, prawda?  szepnęła przez łzy.
Obiecałam, że tak, oczywiście, i w końcu taksówka odjechała. Postawiłam Herkulesa na
chodniku i chciałam wracać do biura. Ale pies nie szedł. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, co się
z nim dzieje. Stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłam, i trząsł się jak rudy liść.
 Chodz, Herk  zawołałam stanowczo i radośnie, tak jak się powinno wołać psy.  Idziemy
do pracy.
Chude ciałko niemal rwało się w moją stronę, ale małe łapki jakby przymarzły do chodnika.
Harriet nie żartowała, rozpieszczone psisko naprawdę nie lubi chodzić po asfalcie. Po chwili
dałam za wygraną zawróciłam i wzięłam go pod pachę. Polizał mnie po twarzy, żałośnie
wdzięczny. Miałam wrażenie, że pocałował mnie trampek Grubego Joe.
 Niedługo się oduczysz takich numerów  ostrzegłam, gdy wchodziliśmy do biura.
Mój e-mail do Briana nadal migotał na monitorze. Zaraz go wyślę. Na razie napisałam tylko:
 Drogi Brianie, jest coś, co muszę ci powiedzieć . I co dalej? Obrócić wszystko w żart? A może
posypać głowę popiołem? Reakcja Briana będzie w dużym stopniu zależała od tego, w jakim
świetle przedstawię mu całą sprawę. Może nawet będzie się śmiał, jeśli przekonam go, że to
tylko niewinna zabawa, nad którą straciłam kontrolę.
Może powinnam to jeszcze przemyśleć, stwierdziłam i wyłączyłam komputer. Poza tym
zawsze jest szansa, choćby minimalna, że Brian o niczym się nie dowie. Kiedy zadzwonił
i zapowiedział się z tą nieszczęsną wizytą powiedział, że nie może robić wiążących planów,
dopóki szef nie zatwierdzi danych na ten czy przyszły rok, nie pamiętam. Jeśli jego dział nie
spisał się odpowiednio, może zapomnieć o urlopie. Obiecał, że zawiadomi mnie, jak tylko się
dowie, czyli we wtorek rano, jego czasu. A wtorek po południu mojego. Tak, powiedziałam
sobie. Do tego czasu wstrzymam się z rewelacjami. Nie ma sensu robić z siebie idiotki, kiedy nie
ma takiej potrzeby.
Zadzwonił telefon. Rupert. Dzwonił, co do czego nie miałam wątpliwości, ze swojej sypialni.
 Halo? Harriet?  zapytał zbolałym głosem.
 Nie, Liz  odparłam.
 Przyszła już?  zapytał już normalnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl