[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowiemy - nie tylko będziemy w to wierzyć - że nie jesteśmy sami we Wszechświecie, otworzą się
przed nami zupełnie nowe światy fascynujących możliwości badawczych. Ewolucja i flozofia,
technika i religia zyskają nowe wymiary - wszystkie zaś dziedziny sztuki będą poddane nowym
impulsom. Przed piętnastu laty napisałem we Wspomnieniach z przyszlości:
"Skoro tylko stojąca do dyspozycji władza, siła i inteligencja włączone zostaną do badań
przestrzeni kosmicznej, bezsens wojen na ziemi stanie się przekonywająco zrozumiały. Gdy
ludzie wszystkich ras, narodów i państw połączą się w celu realizacji technicznie już
możliwych do przeprowadzenia lotów do odległych planet, wtedy
Ziemia wraz ze wszystkimi swoimi mini-problemami znajdzie się w takiej skali, jakajest
prawidłowa w stosunku do zjawisk w Kosmosie. [...] Sprzedawany znakomicie przez tysiące lat
nonsens nie będzie
przedstawiał żadnych wartości. A gdy wszechświat otworzy nam
swoje bramy, udamy się w drogę lepszej przyszłości." [17]
Nadal reprezentuję ten pogląd, ale chciałbym uzupełnić swoje oświadczenie:
Badania prowadzone przez paleoastronautykę, poszukiwanie dowodów na pobyt "bogów" na Ziemi,
co robięjakojeden z wielu, wywierają ustawiczny wpływ na nasz sposób myślenia - jest to wpływ o
wiele silniejszy niż naukowe przypuszczenia, że gdzieś we Wszechświecie może istnieć "życie". My
stosujemy dowód nie wprost: Jeżeli udowodnimy, że "oni" tu byli, to bezsprzeczne będzie również,
że istoty pozaziemskie istnieją. Nasuwają się jednak kolejne pytania: Jakie ślady pozostawili po
sobie przybysze z Kosmosu? Czy kiedyś powrócą? Jeśli tak, to kiedy? Czy jesteśmy do tego
odpowiednio przygotowani? Jakie wnioski moglibyśmy wyciągnąć z tych faktów?
Z ankiety przeprowadzonej w kwietniu 1983 roku w angielskich szkołach podstawowych
wynikało, że "duża liczba" dziewcząt i chłopców jest pod wrażeniem naszych, moich pytań. Nie
podzielam przy tym bynajmniej zdania niektórych dzieci, że Jezus był astronautą, wypowiedzi te
jednak świadczą o tym, że młodzież nie chce już zgadzać się bezwarunkowo, "ślepo", z
dotychczasową formą wyobrażeń religijnych. [18]
Temat mojego życia, paleoastronautyka, nie ma nic wspólnego z religią. Nie jestem ani guru, ani
prorokiem, niczego nie obiecuję: ani szczęśliwości w życiu pozagrobowym, ani odpuszczenia
grzechów w życiu doczesnym. Reprezentuję i bronię tylko hipotezy, o której słuszności jestem
przekonany.
Angielskie czasopismo "New Scientist" zaszczyciło mnie atakiem drukując artykuł "Stulecie (i nie
tylko) pseudonauki" [19]. Autor wzywa naukowców, żeby przestali milczeć i wyzwali pana von
Danikena na ring. Cieszę się już na samą myśl o takim pojedynku. Na razie jednak odpowiem
autorowi sentencją jednego z jego wielkich rodaków, Winstona Churchilla: "Jednym z najmilszych
doświadczeń w życiu jest być celem nie będąc trafionym."
V. Kiedy ogień spadł z nieba
Najniebezpieczniejszy światopogląd mają ludzie, którzy nigdy
nie przyglądali się światu.
Aleksander von Humboldt (1769-
1859)
Profesor astrofizyki Heinz Haber, wydawca pisma "Bild der Wissenschaft", powiedział mi kiedyś
w rozmowie: "Nie potrzeba nam pańskich bogów!"
Tak zwanej nauce empirycznej rzeczywiście udało się bogów skasować wtłaczając ich razem z
wielkimi, świętymi legendami do okultystycznego lamusa, gdzie mogą się nimi bawić psychiatrzy i
psychoanalitycy. Z naukowości tego rodzaju zadrwił Erwin Chargaff, profesor biochemii i dyrektor
Instytutu Biochemii Uniwersytu Columbia:
"Poza tym naukowcy dostarczają nam wprawdzie mnóstwa infor-
macji, lecz bardzo mało prawdy. [...] Tymczasem coraz powszechniejsze stało się
przekonanie, że jedyną rzeczą, jakiej uczy nas historia, jest to, że na jej podstawie nie można się
niczego nauczyć (ale by to powiedzieć, trzeba było tysięcy stron)." [1]
Od chwili, gdy na podstawie poszlak podjąłem pierwsze próby ugruntowania mojej teorii, a było
to przeszło 25 lat temu, wiem, jak bardzo potrzebni są nam - a nawet nauce - bogowie: żeby odnalezć
nieznane dotychczas missing link, brakujące ogniwo w rozwoju ludzkości. Stało się to dla mnie
zupełnie jasne dopiero ostatnio, kiedy dla potrzeb tej książki przedzierałem się przez papierową górę
prac naukowych o rękopisach Majów i Azteków, przez zachowane kodeksy i wspaniałe odkrycia
archeologiczne i etnograficzne czcigodnych amerykanistów. Nie muszę chyba mówić, co o tym
wszystkim sądzę - zacytuję tylkojeszcze raz profesora Chargaffa: "Piszą wyłącznie dla takich jak oni,
a na takich jak oni nikt nie zwraca już uwagi. Tak więc człowiekowi pozostaje tylko własna głowa,
choćby nie wiem jak słaba." [1]
Nauka wyspecjalizowała się do tego stopnia, a jej przedstawiciele stali się tak elitarną grupą, że
świętokradztwem jest - lub działa to jak dynamit - wspominanie w dyskusji dawnych bogów.
Oczywiście brakuje w tej dziedzinie specjalistów, "bogologów", ci zaś, którzy mogliby i musieliby
zająć się tą hipotezą - czyli archeolodzy i etnografowie - wolą trwać zamknięci w swoim kręgu. Tam,
w wypróbowanym gronie, mogą wzajemnie potwierdzać swoje "prawdy", powoływać się na siebie
nawzajem w przypisach - przemieszczając się ruchem konika szachowego z jednego
psychologicznego wyjaśnienia w drugie, a wykręcając co chwila sałto mortale
wątpliwej logiki mogą pleść wspaniałe wieńce z wawrzynu i kłaść je sobie na myślących czółkach.
Obywatelskim obowiązkiemjest wedrzeć się w tenjałowy krwioobieg, otworzyć okna, przewietrzyć
zatęchłą atmosferę!
W trakcie tych wiosennych porządków i wprowadzania nowego sposobu myślenia nie chodzi o
dezawuowanie informacji gromadzonych przez fachowców od ponad stu lat bądz o pomniejszanie
ogromnych osiągnięć archeologii, czy bagatelizowanie trudu wybitnych uczonych zajmujących się
odczytywaniem rękopisów Majów. Nie chodzi też o to, aby napisać na nowo historię ludów
Ameryki Zrodkowej - lecz o to, aby przy niektórych wnioskach, jakie wyciągnięto opierając się
na tysiącach informacji, postawić znaki zapytania.
Nieporozumienia w dochodzeniu do prawdy
Podania Azteków i Majów - najpotężniejszych kiedyś ludów
Meksyku - mówią niedwuznacznie o bogach ich przodków, o bogach, którzy po przybyciu na Ziemię
działali jako nauczyciele. Podania te opisują, że z nieba spadł ogień i że wielki potop o mały włos
nie unicestwił rodzaju ludzkiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
dowiemy - nie tylko będziemy w to wierzyć - że nie jesteśmy sami we Wszechświecie, otworzą się
przed nami zupełnie nowe światy fascynujących możliwości badawczych. Ewolucja i flozofia,
technika i religia zyskają nowe wymiary - wszystkie zaś dziedziny sztuki będą poddane nowym
impulsom. Przed piętnastu laty napisałem we Wspomnieniach z przyszlości:
"Skoro tylko stojąca do dyspozycji władza, siła i inteligencja włączone zostaną do badań
przestrzeni kosmicznej, bezsens wojen na ziemi stanie się przekonywająco zrozumiały. Gdy
ludzie wszystkich ras, narodów i państw połączą się w celu realizacji technicznie już
możliwych do przeprowadzenia lotów do odległych planet, wtedy
Ziemia wraz ze wszystkimi swoimi mini-problemami znajdzie się w takiej skali, jakajest
prawidłowa w stosunku do zjawisk w Kosmosie. [...] Sprzedawany znakomicie przez tysiące lat
nonsens nie będzie
przedstawiał żadnych wartości. A gdy wszechświat otworzy nam
swoje bramy, udamy się w drogę lepszej przyszłości." [17]
Nadal reprezentuję ten pogląd, ale chciałbym uzupełnić swoje oświadczenie:
Badania prowadzone przez paleoastronautykę, poszukiwanie dowodów na pobyt "bogów" na Ziemi,
co robięjakojeden z wielu, wywierają ustawiczny wpływ na nasz sposób myślenia - jest to wpływ o
wiele silniejszy niż naukowe przypuszczenia, że gdzieś we Wszechświecie może istnieć "życie". My
stosujemy dowód nie wprost: Jeżeli udowodnimy, że "oni" tu byli, to bezsprzeczne będzie również,
że istoty pozaziemskie istnieją. Nasuwają się jednak kolejne pytania: Jakie ślady pozostawili po
sobie przybysze z Kosmosu? Czy kiedyś powrócą? Jeśli tak, to kiedy? Czy jesteśmy do tego
odpowiednio przygotowani? Jakie wnioski moglibyśmy wyciągnąć z tych faktów?
Z ankiety przeprowadzonej w kwietniu 1983 roku w angielskich szkołach podstawowych
wynikało, że "duża liczba" dziewcząt i chłopców jest pod wrażeniem naszych, moich pytań. Nie
podzielam przy tym bynajmniej zdania niektórych dzieci, że Jezus był astronautą, wypowiedzi te
jednak świadczą o tym, że młodzież nie chce już zgadzać się bezwarunkowo, "ślepo", z
dotychczasową formą wyobrażeń religijnych. [18]
Temat mojego życia, paleoastronautyka, nie ma nic wspólnego z religią. Nie jestem ani guru, ani
prorokiem, niczego nie obiecuję: ani szczęśliwości w życiu pozagrobowym, ani odpuszczenia
grzechów w życiu doczesnym. Reprezentuję i bronię tylko hipotezy, o której słuszności jestem
przekonany.
Angielskie czasopismo "New Scientist" zaszczyciło mnie atakiem drukując artykuł "Stulecie (i nie
tylko) pseudonauki" [19]. Autor wzywa naukowców, żeby przestali milczeć i wyzwali pana von
Danikena na ring. Cieszę się już na samą myśl o takim pojedynku. Na razie jednak odpowiem
autorowi sentencją jednego z jego wielkich rodaków, Winstona Churchilla: "Jednym z najmilszych
doświadczeń w życiu jest być celem nie będąc trafionym."
V. Kiedy ogień spadł z nieba
Najniebezpieczniejszy światopogląd mają ludzie, którzy nigdy
nie przyglądali się światu.
Aleksander von Humboldt (1769-
1859)
Profesor astrofizyki Heinz Haber, wydawca pisma "Bild der Wissenschaft", powiedział mi kiedyś
w rozmowie: "Nie potrzeba nam pańskich bogów!"
Tak zwanej nauce empirycznej rzeczywiście udało się bogów skasować wtłaczając ich razem z
wielkimi, świętymi legendami do okultystycznego lamusa, gdzie mogą się nimi bawić psychiatrzy i
psychoanalitycy. Z naukowości tego rodzaju zadrwił Erwin Chargaff, profesor biochemii i dyrektor
Instytutu Biochemii Uniwersytu Columbia:
"Poza tym naukowcy dostarczają nam wprawdzie mnóstwa infor-
macji, lecz bardzo mało prawdy. [...] Tymczasem coraz powszechniejsze stało się
przekonanie, że jedyną rzeczą, jakiej uczy nas historia, jest to, że na jej podstawie nie można się
niczego nauczyć (ale by to powiedzieć, trzeba było tysięcy stron)." [1]
Od chwili, gdy na podstawie poszlak podjąłem pierwsze próby ugruntowania mojej teorii, a było
to przeszło 25 lat temu, wiem, jak bardzo potrzebni są nam - a nawet nauce - bogowie: żeby odnalezć
nieznane dotychczas missing link, brakujące ogniwo w rozwoju ludzkości. Stało się to dla mnie
zupełnie jasne dopiero ostatnio, kiedy dla potrzeb tej książki przedzierałem się przez papierową górę
prac naukowych o rękopisach Majów i Azteków, przez zachowane kodeksy i wspaniałe odkrycia
archeologiczne i etnograficzne czcigodnych amerykanistów. Nie muszę chyba mówić, co o tym
wszystkim sądzę - zacytuję tylkojeszcze raz profesora Chargaffa: "Piszą wyłącznie dla takich jak oni,
a na takich jak oni nikt nie zwraca już uwagi. Tak więc człowiekowi pozostaje tylko własna głowa,
choćby nie wiem jak słaba." [1]
Nauka wyspecjalizowała się do tego stopnia, a jej przedstawiciele stali się tak elitarną grupą, że
świętokradztwem jest - lub działa to jak dynamit - wspominanie w dyskusji dawnych bogów.
Oczywiście brakuje w tej dziedzinie specjalistów, "bogologów", ci zaś, którzy mogliby i musieliby
zająć się tą hipotezą - czyli archeolodzy i etnografowie - wolą trwać zamknięci w swoim kręgu. Tam,
w wypróbowanym gronie, mogą wzajemnie potwierdzać swoje "prawdy", powoływać się na siebie
nawzajem w przypisach - przemieszczając się ruchem konika szachowego z jednego
psychologicznego wyjaśnienia w drugie, a wykręcając co chwila sałto mortale
wątpliwej logiki mogą pleść wspaniałe wieńce z wawrzynu i kłaść je sobie na myślących czółkach.
Obywatelskim obowiązkiemjest wedrzeć się w tenjałowy krwioobieg, otworzyć okna, przewietrzyć
zatęchłą atmosferę!
W trakcie tych wiosennych porządków i wprowadzania nowego sposobu myślenia nie chodzi o
dezawuowanie informacji gromadzonych przez fachowców od ponad stu lat bądz o pomniejszanie
ogromnych osiągnięć archeologii, czy bagatelizowanie trudu wybitnych uczonych zajmujących się
odczytywaniem rękopisów Majów. Nie chodzi też o to, aby napisać na nowo historię ludów
Ameryki Zrodkowej - lecz o to, aby przy niektórych wnioskach, jakie wyciągnięto opierając się
na tysiącach informacji, postawić znaki zapytania.
Nieporozumienia w dochodzeniu do prawdy
Podania Azteków i Majów - najpotężniejszych kiedyś ludów
Meksyku - mówią niedwuznacznie o bogach ich przodków, o bogach, którzy po przybyciu na Ziemię
działali jako nauczyciele. Podania te opisują, że z nieba spadł ogień i że wielki potop o mały włos
nie unicestwił rodzaju ludzkiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]