[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nikt mego wołania nie słyszał.
Przez rok i przez dzień skrywał mnie nocy cień,
Pętały pajęczyn sieci.
Słysząc szmery i stuki, i pracowite żuki
Czekałem w mroznej zamieci.
Aż światła promień przez noc przebił się do mnie:
 Co widzę, ja osiwiałem".
Choć zgięty, zgarbiony, lecz wolności spragniony,
Ku morzu pędem pognałem.
I lękiem ścigany, wędrowiec zbłąkany
Na stromej upadłem drodze.
A Mroku straszydła rozpięły swe skrzydła, Znów pogrążając mnie w trwodze.
Ręce miałem w ranach, twarz wiatrem smaganą
I drżąc szukałem schronienia,
Gdy na wargach spieczonych smak poczułem słony
I kres mojego cierpienia.
Mewy w górze krążyły i żałośnie kwiliły
Głosy w pieczarach mrocznych.
Morsów warczenie, zębate kamienie
I chlupot fal niewidocznych.
Nastała zima. Azawiącymi oczyma
W mroku nocy drogi szukałem,
Aż dotarłem cło brzegu, z włosami w śniegu
Na lądu krańcach już stałem.
Ma łódz zapomniana, falą kołysana
U brzegu na mnie czekała.
Nie tknąłem wiosła - sama mnie niosła,
Sztormowi czoła stawiała.
Mijałem okręty o żaglach wydętych
I zapomniane wraki,
Aż port wytęskniony, zmierzchem otulony,
Morskie wskazały mi ptaki.
Zlepe okiennice, wiatr zamiata ulice;
Przy drodze siadłem, znużony,
I skarby zebrane, skrzętnie przechowywane
W kanał wrzuciłem spieniony.
W dłoni stulonej garść piasku zlepioną
I muszlę dziwną ściskałem.
Od dawna jest głucha - próżno nastawiam ucha
Nigdy już jej nie słyszałem.
Gdy idę samotny chodnikiem wilgotnym,
Aleją ponurą i ciemną,
Mówię sam do siebie, bo nawet w potrzebie
Nikt nie chce rozmawiać ze mną.
Ostatni statek
Firiel zbudziła się nad ranem.
Niebo na wschodzie jaśniało,
Dalekie koguta pianie
Czysto i jasno dzwięczało.
Ptaki zbudzone w cieniu drzew.
Na tle bladego świtu,
Zaniosły swój poranny śpiew
Do wiatru i błękitu.
Patrzyła, jak srebrzysty brzask
Powoli w dzień się zmienia,
Na liściach migoczący blask
Zwiat wydobywa z cienia.
I po podłodze, niby mgła,
Przebiegła stopką bosą.
Tanecznym krokiem w słońcu szła,
Słońcem spowita i rosą.
Klejnotem brzeg jej sukni lśnił,
Gdy biegła w dół, ku wodzie.
I złotem rzeki nurt się skrzył,
Dziwiąc się jej urodzie.
Zimorodek spadł jak kamień
W szkarłacie i błękicie.
Słodko się niósł sitowia szum
I lilii woń o świcie.
I nagle skądś cudowny głos
Doleciał, gdy tak stała.
Skrzył się jej promienny włos
I twarz jak lilia biała.
Na harfie i na fletni grał
Wirtuoz niezrównany.
Młodzieńczych głosów chorał brzmiał
W śpiewie zaczarowanym
I złotodzioby statek-ptak,
Zbrojny w podwójne wiosła,
W łabędzie skrzydła chwytał wiatr,
Gdy fala w dal go niosła.
Zwietlisty z kraju elfów ród
Przy wiosłach stał złoconych,
A purpurowy słońca wschód
Wyzłacał trzy korony.
Do wtóru harf ich śpiew się niósł,
Swój rytm wiosłom nadając. Ach, cudny las i liście drzew,
I ptaki, co śpiewają.
Niejeden jeszcze taki świt
Rozjaśni tę krainę
Niejeden kwiat tu będzie kwitł
Nim mróz zapowie zimę".
 Dokąd to woda niesie was,
%7łeglarze śpiewający?
Czy tam, gdzie gęsty, wieczny las,
Zachodu złoci słońce?
Czy gdzie Północy zimny brzeg
I wyspy kamieniste?
Gdzie mewy i gdzie wieczny śnieg,
Pchają was wiosła złociste?"
 O, nie!" - odrzekli.  Dalszy ląd
Chcą ujrzeć nasze oczy.
Szarą Przystań daleko stąd,
Nim ciemność nas otoczy.
Do domu serca głos nas gna,
Gdzie Białe rośnie Drzewo
I Gwiazda blaskiem tam za dnia
Ostatni brzeg oblewa.
Pożegnać marny ziemski los,
Zródziemia las i drzewa;
Do Kraju Elfów, gdzie dzwonu głos
Z wysokiej wieży śpiewa.
Tu więdną trawy, ginie liść,
Słońce i Księżyc gasną,
Coś wzywa nas, by dalej iść,
Nie daje w drodze zasnąć".
Podnieśli wiosła, umilkł śpiew.
 Spójrz, miejsce jeszcze mamy!
O, Córo Ziemi, czy słyszysz zew?
Popłyń, o, popłyń z nami!
Niewiele czasu zostało już,
Dziewico jak elf cudna.
Wyruszaj z nami na kraj mórz,
Spiesz się, bo droga trudna!"
Firiel spojrzała na brzeg, w dół
Nieśmiały krok zrobiła,
Gdy glina, rozmokła na wpół
Stopy jej uwięziła.
Więc do żeglarzy woła w głos,
Wyciąga ku nim ramiona.
 Nie mogę odejść, taki mój los
Bo z Ziemi jestem zrodzona!"
Mroczny chłód domu witał ją,
Gdy z łąki powróciła
I czarodziejską suknię swą
Fartuchem zastąpiła. Promiennozłoty włosów blask
W warkoczu uwięziła
I w wirze gospodarskich prac
Zmierzchu nie zauważyła.
Za rokiem rok upływa znów,
Do Siedmiu Rzek odpływa.
Dzień pełen słońca, noc bez snów;
Chwieje się wierzba krzywa.
Lecz nigdy już, o żadnej z pór
Na zachód nikt nie płynie
I nie zaśpiewa elfów chór,
Ich pieśń na zawsze zginie.
Książka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub
http://www.ksiazki.cvx.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl