[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opieki" Europejczyków, którzy na razie siedzieli tylko na wybrzeżach, to ich nauka z XVII i
XVIII wieku handel niewolnikami na wielką skalę bynajmniej nie poszła w las w wieku
XIX: każdy król i każde królątko uważali za swój punkt honoru naprawiać budżet łapaniem
niewolników u słabszych sąsiadów, a skorych nabywców popłatnego towaru nigdy nie
brakowało od Nigru po Arabię. Pewnego dnia podczas takiej łapanki żołdaki władcy z
Kankanu napadli na wieś rodzinną Samoriego i uprowadzili jego matkę do niewoli.
Gdy Samori udał się do Kankanu, by ją wykupić, on także został gwałtem złapany po czym
wcielony do wojackich szeregów despoty. Zdolny junak pełen polotu, ducha awanturniczego i
iskier bożych wnet zasmakował w wojenkowych zagonach i awansował na znakomitego
watażkę w służbie władcy Kankanu. Gdy po kilku latach takiej zaprawy wracał pewnego razu
z dalszego wypadu, prowadząc wielu jeńców, obdarował nimi swoich żołnierzy, a wróciwszy
do Kankanu, wszczął bunt, władcę uśmiercił i sam objął rządy. Był to rok 1874.
Ambitny wódz-almami snuł wielkie plany, marzył o stwo-
220
rżeniu nowego mocarstwa Mali i niezawodnie dopiąłby celu, gdyby to były inne czasy. Ale
pod koniec XIX wieku trzy europejskie potęgi, Francja, Anglia i Niemcy, spiknęły się, by
Afrykę rozdzielić między sobą; w rozbiorze tym Sudan nad górnym i środkowym Nigrem
przyznano Francji. %7łelazna pięść Europy zwaliła się na Afrykę: przez dwadzieścia cztery lata
Samori rzucał się na obszarze blisko miliona kilometrów kwadratowych jak osaczony zwierz,
zanim uległ.
Była to wojna okrutna, bezwzględna, obracająca w perzynę i całkiem wyludniająca olbrzymie
obszary kraju. Kto nie ginął, szedł do niewoli. Po podbiciu kilku sąsiednich państewek
Samori ruszył na północ, ku rzece Senegal, lecz tu natknął się na oddziały francuskie, dążące
ku Nigrowi, a, rzecz prosta, znacznie lepiej uzbrojone niż jego własne. Nastąpiło
nieuniknione starcie. Samori doskakiwał do najezdzców znienacka i kąsał ich srodze, ale sam
ponosił ogromne straty, nie posiadając należytej broni. Wolał więc zawrzeć pokój z
Francuzami, godząc się na granicę na Nigrze i Tinkiso: Francuzi przyznali mu kraje na
wschód i południe od tych rzek wiedząc, że to tylko przejściowe jako domenę jego
wpływów i działań.
Zawierając z nimi pokój, Samori oddał im w rycerski zastaw, jako rękojmię' dobrej woli,
swego ulubionego syna Karamoko. Francuzi zawiezli młodziana do Paryża, pokazali mu swe
bogactwa, oszołomili ilością wojska na defiladzie w dniu 14 lipca i niebawem zwrócili go
ojcu. Przebiegły manewr ktoś nazwał go szatańskim zupełnie się udał. Olśniony
młodzian, rozpowiadając cuda o potędze Francji, szerzył zwątpienie w szeregach Mandingów
i ojciec skazał go na śmierć. Względy państwowe wzięły górę nad uczuciami ojcowskimi.
Barbarzyńca! okrzyknęli Samoriego opiekunowie Ka-ramoka.
Sudan był od dziesiątków lat ubogi, ludność w nędzy, jedyną wartość kraju, zresztą dość
wątpliwą, stanowili ludzie. Samori, potrzebujący gwałtownie pieniędzy na zakup
nowoczesnej broni, musiał wyrobić się na ostatniego największe-
221
go w Afryce łowcę niewolników, jeśli nie chciał zdać się na łaskę i niełaskę Europejczyków.
Tragiczna, samobójcza konieczność. Pustoszył Sudan, łapał niewolników, sprzedawał ich
Fulbejom, Arabom i Liberyjczykom, a w zamian nabywał broń.
Król państwa Kenedugu, w obawie przed zaborczością Sa-moriego, poprosił Francuzów o
objęcie nad jego krajem protektoratu, na co ci skwapliwie się zgodzili. Było to naruszenie
pokoju zawartego z Samorim: Kenedugu leżało na południe od Nigru. Wobec tego Samori,
118
czując się na siłach, przekroczył Niger, wtargnął na teren francuski i przeniósł wojnę na
zachód.
Burzyciel pokoju! krzyknęli francuscy pułkownicy, radzi, że zwierz sam wszedł im w
zastawioną pułapkę. Znowu mieli lepszą broń, artylerię polową, i poza tym świetnie się
przygotowali. Ale jakkolwiek nie szczędzili wysiłków, celu nie dopięli. Samori jak chytry lis
wymykał im się ze wszystkich zasadzek rzecz dla nich niepojęta. Przepłynął szczęśliwie
przez Niger i uderzył na północ, ażeby przekonać się, że i tu już czekali na niego. Pozostał mu
jedyny odwrót na południo-wschód: tam, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w pobliżu puszczy
tropikalnej, rozłożył się warownym obozem.
Dopiero po latach wyjaśniła się tajemnica nieuchwytności Samoriego w tej kampanii: miał
niedościgniony wywiad. Do wszystkich mes polowych, w których jadali francuscy
oficerowie, nasłał swych szpiegów jako ordynansów. Roztropnie wykorzystał nawyk
Francuzów nieopatrznego rozpuszczania języka przy posiłkach. Oficerowie w miłym nastroju
lubili rozwodzić się nad swymi rozkazami, a następnego dnia ku swemu zdziwieniu uderzali
w próżnię.
Samori, choć wyparty z Sudanu, nie zaszywał się w swym obozie jak w mysiej dziurze, lecz
wysyłał oddziały na wszystkie strony i nękał wroga jak sto diabłów. Gdy ważny ośrodek
handlowy Kong, leżący niedaleko jege obozu, wszedł z Francuzami w sojusz przyjazni,
Samori kazał całe miasto wraz z meczetami zniszczyć, a ludność wybić. Oddziały jego za-
222
puszczały się aż na Złote Wybrzeże, dopiekając także Anglikom.
W roku 1897 Sarankegni Mori, jeden z synów Samoriego, zniósł cały oddział francuski.
Takiej zniewagi nie dało się ścierpieć i dowództwo francuskie postanowiło zdławić
zuchwalca za wszelką cenę. Wobec nadciągających z północy i z pół-noco-zachodu
znacznych sił wroga Samori zwinął obóz i, żeby zbliżyć się do granicy Liberii, skąd
otrzymywał broń, wtargnął w puszczę tropikalną i parł przez gęstwinę na zachód. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
opieki" Europejczyków, którzy na razie siedzieli tylko na wybrzeżach, to ich nauka z XVII i
XVIII wieku handel niewolnikami na wielką skalę bynajmniej nie poszła w las w wieku
XIX: każdy król i każde królątko uważali za swój punkt honoru naprawiać budżet łapaniem
niewolników u słabszych sąsiadów, a skorych nabywców popłatnego towaru nigdy nie
brakowało od Nigru po Arabię. Pewnego dnia podczas takiej łapanki żołdaki władcy z
Kankanu napadli na wieś rodzinną Samoriego i uprowadzili jego matkę do niewoli.
Gdy Samori udał się do Kankanu, by ją wykupić, on także został gwałtem złapany po czym
wcielony do wojackich szeregów despoty. Zdolny junak pełen polotu, ducha awanturniczego i
iskier bożych wnet zasmakował w wojenkowych zagonach i awansował na znakomitego
watażkę w służbie władcy Kankanu. Gdy po kilku latach takiej zaprawy wracał pewnego razu
z dalszego wypadu, prowadząc wielu jeńców, obdarował nimi swoich żołnierzy, a wróciwszy
do Kankanu, wszczął bunt, władcę uśmiercił i sam objął rządy. Był to rok 1874.
Ambitny wódz-almami snuł wielkie plany, marzył o stwo-
220
rżeniu nowego mocarstwa Mali i niezawodnie dopiąłby celu, gdyby to były inne czasy. Ale
pod koniec XIX wieku trzy europejskie potęgi, Francja, Anglia i Niemcy, spiknęły się, by
Afrykę rozdzielić między sobą; w rozbiorze tym Sudan nad górnym i środkowym Nigrem
przyznano Francji. %7łelazna pięść Europy zwaliła się na Afrykę: przez dwadzieścia cztery lata
Samori rzucał się na obszarze blisko miliona kilometrów kwadratowych jak osaczony zwierz,
zanim uległ.
Była to wojna okrutna, bezwzględna, obracająca w perzynę i całkiem wyludniająca olbrzymie
obszary kraju. Kto nie ginął, szedł do niewoli. Po podbiciu kilku sąsiednich państewek
Samori ruszył na północ, ku rzece Senegal, lecz tu natknął się na oddziały francuskie, dążące
ku Nigrowi, a, rzecz prosta, znacznie lepiej uzbrojone niż jego własne. Nastąpiło
nieuniknione starcie. Samori doskakiwał do najezdzców znienacka i kąsał ich srodze, ale sam
ponosił ogromne straty, nie posiadając należytej broni. Wolał więc zawrzeć pokój z
Francuzami, godząc się na granicę na Nigrze i Tinkiso: Francuzi przyznali mu kraje na
wschód i południe od tych rzek wiedząc, że to tylko przejściowe jako domenę jego
wpływów i działań.
Zawierając z nimi pokój, Samori oddał im w rycerski zastaw, jako rękojmię' dobrej woli,
swego ulubionego syna Karamoko. Francuzi zawiezli młodziana do Paryża, pokazali mu swe
bogactwa, oszołomili ilością wojska na defiladzie w dniu 14 lipca i niebawem zwrócili go
ojcu. Przebiegły manewr ktoś nazwał go szatańskim zupełnie się udał. Olśniony
młodzian, rozpowiadając cuda o potędze Francji, szerzył zwątpienie w szeregach Mandingów
i ojciec skazał go na śmierć. Względy państwowe wzięły górę nad uczuciami ojcowskimi.
Barbarzyńca! okrzyknęli Samoriego opiekunowie Ka-ramoka.
Sudan był od dziesiątków lat ubogi, ludność w nędzy, jedyną wartość kraju, zresztą dość
wątpliwą, stanowili ludzie. Samori, potrzebujący gwałtownie pieniędzy na zakup
nowoczesnej broni, musiał wyrobić się na ostatniego największe-
221
go w Afryce łowcę niewolników, jeśli nie chciał zdać się na łaskę i niełaskę Europejczyków.
Tragiczna, samobójcza konieczność. Pustoszył Sudan, łapał niewolników, sprzedawał ich
Fulbejom, Arabom i Liberyjczykom, a w zamian nabywał broń.
Król państwa Kenedugu, w obawie przed zaborczością Sa-moriego, poprosił Francuzów o
objęcie nad jego krajem protektoratu, na co ci skwapliwie się zgodzili. Było to naruszenie
pokoju zawartego z Samorim: Kenedugu leżało na południe od Nigru. Wobec tego Samori,
118
czując się na siłach, przekroczył Niger, wtargnął na teren francuski i przeniósł wojnę na
zachód.
Burzyciel pokoju! krzyknęli francuscy pułkownicy, radzi, że zwierz sam wszedł im w
zastawioną pułapkę. Znowu mieli lepszą broń, artylerię polową, i poza tym świetnie się
przygotowali. Ale jakkolwiek nie szczędzili wysiłków, celu nie dopięli. Samori jak chytry lis
wymykał im się ze wszystkich zasadzek rzecz dla nich niepojęta. Przepłynął szczęśliwie
przez Niger i uderzył na północ, ażeby przekonać się, że i tu już czekali na niego. Pozostał mu
jedyny odwrót na południo-wschód: tam, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w pobliżu puszczy
tropikalnej, rozłożył się warownym obozem.
Dopiero po latach wyjaśniła się tajemnica nieuchwytności Samoriego w tej kampanii: miał
niedościgniony wywiad. Do wszystkich mes polowych, w których jadali francuscy
oficerowie, nasłał swych szpiegów jako ordynansów. Roztropnie wykorzystał nawyk
Francuzów nieopatrznego rozpuszczania języka przy posiłkach. Oficerowie w miłym nastroju
lubili rozwodzić się nad swymi rozkazami, a następnego dnia ku swemu zdziwieniu uderzali
w próżnię.
Samori, choć wyparty z Sudanu, nie zaszywał się w swym obozie jak w mysiej dziurze, lecz
wysyłał oddziały na wszystkie strony i nękał wroga jak sto diabłów. Gdy ważny ośrodek
handlowy Kong, leżący niedaleko jege obozu, wszedł z Francuzami w sojusz przyjazni,
Samori kazał całe miasto wraz z meczetami zniszczyć, a ludność wybić. Oddziały jego za-
222
puszczały się aż na Złote Wybrzeże, dopiekając także Anglikom.
W roku 1897 Sarankegni Mori, jeden z synów Samoriego, zniósł cały oddział francuski.
Takiej zniewagi nie dało się ścierpieć i dowództwo francuskie postanowiło zdławić
zuchwalca za wszelką cenę. Wobec nadciągających z północy i z pół-noco-zachodu
znacznych sił wroga Samori zwinął obóz i, żeby zbliżyć się do granicy Liberii, skąd
otrzymywał broń, wtargnął w puszczę tropikalną i parł przez gęstwinę na zachód. [ Pobierz całość w formacie PDF ]