[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Maddock na zawsze.
- Po co w ogóle tu wracałaś? - spytał, zerkając na nią z mieszaniną zaciekawienia i
współczucia.
Ellery przez chwilę patrzyła na nagie drzewa wzdłuż szosy.
- Czy zdarzyło ci się kiedyś nie móc z czegoś zrezygnować, chociaż powinieneś? -
spytała w końcu. Ponieważ nie odpowiedział, dodała: - Chyba jeszcze nie jestem gotowa
do opuszczenia dworu. Wszyscy przyjaciele uważają, że to szaleństwo.
- Moim zdaniem jesteś bardzo dzielna. Niejedna osoba na twoim miejscu dałaby za
wygraną, nawet jeśli z żalem.
- Może to rozsądniejsze rozwiązanie?
- Naprawdę w to wierzysz? Czy nie lepiej działać, niż się poddawać?
Ellery zamilkła, zaskoczona trafnym spostrzeżeniem. Właśnie wzięła sprawy we
własne ręce. Przyjęła zaproszenie z wolnej, nieprzymuszonej woli, tylko dlatego że sama
tego chciała.
Pozostałą część drogi odbyli w milczeniu. Godzinę pózniej Larenz zaparkował
przed imponujÄ…cym budynkiem hotelu Berkeley w Belgravii.
R
L
T
Oszołomił ją luksus, jakiego nigdy wcześniej nie widziała, choć mogła go oczeki-
wać, zważywszy pozycję Larenza de Luki. Cała obsługa witała go ukłonami jak stałego
klienta.
- Często tu bywasz? - spytała, gdy skierował ją do windy.
- Mam tu zarezerwowany apartament do osobistego użytku.
Ellery osłupiała. W obliczu nieustannych problemów finansowych nie potrafiła so-
bie wyobrazić, że można wydawać tysiące funtów dziennie na nieużytkowany pokój w
drogim hotelu.
- Na stałe? - wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem.
- Nie. Dokonuję rezerwacji tylko wtedy, gdy dłużej przebywam poza krajem. Do
niczego bym nie doszedł, gdybym szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Tam, skąd po-
chodzę, nie wyrzuca się ich w błoto - dodał, wzruszając ramionami.
- Czyli skÄ…d?
- Już mówiłem, z okolic Spoleto - rzucił lekkim tonem, choć musiał wiedzieć, że
nie pyta o miejsce na mapie tylko o środowisko, w jakim dorastał.
Po wyjściu z windy Larenz przepuścił ją pierwszą w drzwiach. Ellery zaniemówiła
z wrażenia na widok nieskończonego szeregu pomieszczeń wykładanych marmurami,
mahoniem i puszystymi dywanami. W milczeniu podziwiała wejście na taras, obramo-
wane klasycznymi kolumnami w stylu greckim. Zaciekawiona, zajrzała do sypialni.
Przyzwyczajona do skromnych warunków we dworze, nie znajdowała słów podziwu dla
wysmakowanej elegancji.
- Jak tu pięknie - wyksztusiła w końcu. - Aż trudno mi uwierzyć, że tu zamieszkam
- zachichotała nieśmiało.
Larenz podszedł do niej od tyłu, gdy stała wpatrzona w jedwabne poduszki na ol-
brzymim łożu. Gdy delikatnie położył jej ręce na ramionach, zadrżała pod jego dotykiem.
- Korzystaj ze wszystkiego do woli. Mam ochotę cię psuć. Pozwól mi na to.
Użyte określenie wywołało niemiłe skojarzenia z rozkładem i degradacją. Niemal
powiało zgnilizną. Lecz piękno otoczenia uśmierzyło nieokreślone obawy. W salonie
czekały na nich ręcznie robione czekoladki i szampan.
R
L
T
Powiedziała sobie, że odrobina luksusu jej nie zaszkodzi, a przynajmniej nie za
bardzo. W końcu to tylko wakacje, w dodatku upragnione. Raz w życiu mogła sobie po-
zwolić, by ktoś ją rozpieszczał, zwłaszcza ktoś tak atrakcyjny jak Larenz. Po upływie
tygodnia wróci do normalnego życia bez żalu, syta i pełna wrażeń.
Z kokieteryjnym uśmiechem zarzuciła mu ręce na szyję.
- Zgoda, jeżeli nalegasz - wymruczała jak zadowolona kotka.
Uśmiech Larenza powiedział jej, że jej reakcja sprawiła mu przyjemność.
Zjedli na pózny lunch homara i krakersy z kawiorem w pokoju. Popili je kilkoma
kieliszkami szampana, po którym ogarnęła ją błoga senność.
- Mam parę spraw do załatwienia - oznajmił Larenz, gdy pokojówka uprzątnęła
naczynia. - Wykorzystaj ten czas na kąpiel i odpoczynek. Zamówiłem na dziś wieczór
kolacjÄ™ w hotelowej restauracji.
Ellery wpadła w popłoch, czy nie będzie odstawać od reszty gości w sukience,
którą kupiła przed czterema laty na majowy bal na uczelni. Zmęczenie jednak wzięło
górę nad niepokojem. Gdy Larenz wyszedł do salonu, z przyjemnością położyła się w
gładkiej satynowej pościeli. Po chwili usłyszała, jak rozmawia przez telefon. Z kim i o
czym?
Nagle uświadomiła sobie, jak mało wie o swoim jedynym kochanku.
Powiedziała sobie, że to dobrze. Nie szukała przecież miłości, tylko odskoczni od
codziennych trosk. Nie robiła sobie złudzeń, że cokolwiek wyniknie z przelotnego ro-
mansu z bogatym i wpływowym cudzoziemcem. Nie czuł do niej nic prócz fizycznego
pociągu. Zresztą zbyt długo patrzyła bezradnie, jak matka więdnie i marnieje z nie-
odwzajemnionej miłości do ojca, pragnąc kogoś pokochać.
Przysięgła sobie, że nie odda żadnemu mężczyznie władzy nad sobą. Dlatego uni-
kała chłopców na uczelni i do wczoraj pozostała dziewicą. Choć przewidywała, że zosta-
nie sama do końca życia, wolała unikać rozczarowań. Dlatego odpowiadała jej propozy-
cja tygodniowej przygody z przystojnym cudzoziemcem.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Gdy Ellery otworzyła oczy, niebo zasnuwały ciemne chmury. Pokój tonął w ciem-
nościach. Larenz usiadł na łóżku, pogładził ją po nodze.
- Witaj, dormigliona - powitał ją wesoło.
- Co to znaczy?
- Zpiąca królewno. Przespałaś trzy godziny.
- Coś podobnego. W domu ciągle nie dosypiam. Wciąż brak mi czasu.
- Dobrze, że chociaż tutaj odpoczniesz.
Ellery w ciemności nie potrafiła nic odczytać z jego twarzy, lecz wyczuwała w nim
napięcie.
Podniosła głowę w oczekiwaniu na pocałunek, Larenz jednak wstał.
- Przygotowałem ci kąpiel. Wskakuj do wanny, bo woda stygnie.
Rozczarowana, poszła za nim do łazienki wyłożonej srebrzystoszarym marmurem.
Oczekiwała, że znów wezmie ją w ramiona, obdarzy rozkoszą. Tymczasem napełnił
wannę wodą z pieniącym płynem do kąpieli. Obok leżał puchaty ręcznik. Ellery poczuła,
że po ciężkiej fizycznej pracy nadal bolą ją mięśnie. Ledwo ciepłe kąpiele pod pryszni-
cem we dworze nie usuwały napięcia. Z przyjemnością weszła do gorącej wody.
- Chyba mają tu doskonały bojler - zauważyła na głos.
Oparła głowę o marmur i zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero, gdy Larenz wrócił
do łazienki w białej koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci. Ellery zapadła głębiej w
pianę, wbrew logice nadal zawstydzona własną nagością.
- Umyję ci głowę - zaproponował Larenz, siadając na brzegu wanny.
- Dziękuję, nie trzeba...
- Pozwól mi. Sprawisz mi wielką przyjemność. Chyba się mnie nie krępujesz po
tym, co razem przeżyliśmy.
Ellery pokręciła głową. Zastanawiała się, czy świadomie użył czasu przeszłego.
Usiadła nieco wyżej, żeby mógł rozpuścić jej włosy. Gdy opadły do wody, pożerał je
wzrokiem jak zahipnotyzowany. Potem długo masował jej skronie, głowę, ramiona i bar-
R
L
T
ki, aż mruczała z zadowolenia. Odprężona, zrelaksowana, zamknęła oczy. Otworzyła je
dopiero, gdy spłukał szampon.
Napotkawszy gorące spojrzenie Larenza, odruchowo rozchyliła wargi.
- Pocałuj mnie - poprosiła.
Gdy pochylił głowę, oplotła go ramionami, nie bacząc, że moczy mu koszulę.
Pocałunek trwał w nieskończoność, lecz jej wciąż było mało. W końcu oderwał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl