[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poinformował go telefonicznie oficer flagowy admirała miała tyczyć szczegółów ceremonii przekazania
okrętu. Szedł więc wraz z porucznikiem St. Angelo, rozważając plan przygotowania do tej uroczystości
własnej załogi komplet polskich bander i proporców przywiezli ze sobą z Anglii.
W gabinecie admirała było już kilku oficerów, a między nimi dowódca VII Flotylli, lieutenant Heslop, i
jakiś nie znany Romanowskiemu wyższy oficer brytyjskiej Royal Navy. Okazało się też, że program jest
przygotowany i wystarczy się tylko z nim zapoznać.
Romanowski czytał go z rosnącym zdumieniem i niedowierzaniem. Z programu wynikało bowiem, że
na obydwu okrętach S-25 i R-3 zostaną podniesione bandery brytyjskie i takiż hymn odegra
orkiestra.
To był grom z jasnego nieba. Bandera brytyjska?! Nie!!!
Panie admirale wykrztusił wreszcie, siląc się na spokój, choć wściekłość zaciskała gardło. Ja
przejmuję okręt, a ja i moja załoga jesteśmy marynarzami Polskiej Marynarki Wojennej. I tylko polska
bandera może być podniesiona na tym okręcie!
Potem zapanowało ciężkie milczenie. Z zachowania owego Brytyjczyka i admirała Edwardsa dało się
jednak wywnioskować, że spodziewali się tego protestu. Admirał nie zatrzymywał zresztą Romanowskiego
dłużej. Oświadczył, że musi zbadać sprawę.
To był cios. Jak się bronić? Czy przypominać tym wszystkim Amerykanom i Anglikom o umowie,
zawartej jeszcze w listopadzie 1939 roku w Londynie między rządem Wielkiej Brytanii a rządem polskim na
emigracji, regulującej współpracę Polskiej Marynarki Wojennej z Royal Navy? Może nie znać jej treści
admirał Edwards, ale tamten Brytyjczyk zna ją na pewno. I wie, że okręty polskie jak również te, które
Royal Navy wydzierżawi na czas wojny Polakom mają nosić banderę polską! Tak, jak na Sokole i
innych okrętach. Dlaczego tutaj ma być inaczej? Co za grę prowadzą Anglicy? Bo nie ulega przecież
wątpliwości, że to oni a nie Amerykanie byli autorami tego uwłaczającego Polakom pomysłu...
Kto mógł pomóc w tej paskudnej sprawie? Oczywiście, ambasada polska w Waszyngtonie! To nawet jej
obowiązek.
Rozmowa z ambasadorem, panem Ciechanowskim, nie podniosła Romanowskiego na duchu. Prośba o
przybycie na miejsce i wyjaśnienie sprawy, tak ważnej przecież dla prestiżu i interesów Polski, została
zaledwie wysłuchana. Konkretnej odpowiedzi Romanowski nie usłyszał. Nie pomogły też argumenty o
znaczeniu takiej uroczystości dla Polonii amerykańskiej. Odkładając słuchawkę miał wrażenie, że
niepotrzebnie zakłócił ambasadorowi spokój...
Zaraz zresztą wezwano go ponownie do admirała, choć był już wieczór. Tym razem był tam jeszcze
konsul brytyjski. Obaj Anglicy przypuścili generalny szturm. Trzeba podnieść banderę Królewskiej
Marynarki Wojennej, stwierdzili. Te okręty są przekazywane przez rząd USA rządowi Wielkiej Brytanii na
podstawie bezpośredniej, osobnej umowy...
Ale kapitan Romanowski już się zdecydował:
Proszę w takim razie mnie i moją załogę odesłać do Anglii. Nie będę pływał pod obcą banderą.
Admirał Edwards przysłuchiwał się tylko tym pertraktacjom. W godzinę pózniej przysłał do kwatery
Romanowskiego zaproszenie. Do domu. Przy kolacji powiedział, choć poufnie, że popiera jego racje, i
namawiał, żeby nie ustępował.
Następnego ranka brytyjski oficer odszukał Romanowskiego i przedstawił nowy wariant ceremonii: S-
25 podniesie banderę brytyjską, wyjdzie poza wody terytorialne, tam zmieni ją na polską i wróci do portu.
Pomysł był raczej karkołomny i Romanowiski go odrzucił. Anglikowi wytłumaczył, że właśnie na
podniesienie polskiej bandery czeka cała tutejsza Polonia.
Kolejny telefon do Waszyngtonu. Teraz Romanowski usłyszał, że ambasador podejmuje przybyłego z
Londynu ministra Stańczyka i nie ma czasu. Poszedł więc kapitan na dok i rozkazał załodze opuścić okręt.
Zamknęli się w swych kwaterach. Co przeżywali? Jeszcze rankiem 4 listopada nic się nie zmieniło,
choć uroczystość zaplanowana była na godzinę 16.00.
O 10.00 admirał Edwards osobiście zadzwonił do Romanowskiego: jest zgoda z Waszyngtonu na
przekazanie okrętu Polskiej Marynarce Wojennej i podniesienie polskiej bandery!
Tłumy, jakie już od świtu oblegały bramy portu, zaskoczyły i zdumiały nawet Amerykanów, nie mówiąc
o Anglikach. Z orkiestrami i kapelami w ludowych strojach, z flagami i sztandarami, z mnóstwem kwiatów!
Potem cały ten barwny i rozgorączkowany potok wlał się na nabrzeża i oblepił je szczelnie. Byle bliżej tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
poinformował go telefonicznie oficer flagowy admirała miała tyczyć szczegółów ceremonii przekazania
okrętu. Szedł więc wraz z porucznikiem St. Angelo, rozważając plan przygotowania do tej uroczystości
własnej załogi komplet polskich bander i proporców przywiezli ze sobą z Anglii.
W gabinecie admirała było już kilku oficerów, a między nimi dowódca VII Flotylli, lieutenant Heslop, i
jakiś nie znany Romanowskiemu wyższy oficer brytyjskiej Royal Navy. Okazało się też, że program jest
przygotowany i wystarczy się tylko z nim zapoznać.
Romanowski czytał go z rosnącym zdumieniem i niedowierzaniem. Z programu wynikało bowiem, że
na obydwu okrętach S-25 i R-3 zostaną podniesione bandery brytyjskie i takiż hymn odegra
orkiestra.
To był grom z jasnego nieba. Bandera brytyjska?! Nie!!!
Panie admirale wykrztusił wreszcie, siląc się na spokój, choć wściekłość zaciskała gardło. Ja
przejmuję okręt, a ja i moja załoga jesteśmy marynarzami Polskiej Marynarki Wojennej. I tylko polska
bandera może być podniesiona na tym okręcie!
Potem zapanowało ciężkie milczenie. Z zachowania owego Brytyjczyka i admirała Edwardsa dało się
jednak wywnioskować, że spodziewali się tego protestu. Admirał nie zatrzymywał zresztą Romanowskiego
dłużej. Oświadczył, że musi zbadać sprawę.
To był cios. Jak się bronić? Czy przypominać tym wszystkim Amerykanom i Anglikom o umowie,
zawartej jeszcze w listopadzie 1939 roku w Londynie między rządem Wielkiej Brytanii a rządem polskim na
emigracji, regulującej współpracę Polskiej Marynarki Wojennej z Royal Navy? Może nie znać jej treści
admirał Edwards, ale tamten Brytyjczyk zna ją na pewno. I wie, że okręty polskie jak również te, które
Royal Navy wydzierżawi na czas wojny Polakom mają nosić banderę polską! Tak, jak na Sokole i
innych okrętach. Dlaczego tutaj ma być inaczej? Co za grę prowadzą Anglicy? Bo nie ulega przecież
wątpliwości, że to oni a nie Amerykanie byli autorami tego uwłaczającego Polakom pomysłu...
Kto mógł pomóc w tej paskudnej sprawie? Oczywiście, ambasada polska w Waszyngtonie! To nawet jej
obowiązek.
Rozmowa z ambasadorem, panem Ciechanowskim, nie podniosła Romanowskiego na duchu. Prośba o
przybycie na miejsce i wyjaśnienie sprawy, tak ważnej przecież dla prestiżu i interesów Polski, została
zaledwie wysłuchana. Konkretnej odpowiedzi Romanowski nie usłyszał. Nie pomogły też argumenty o
znaczeniu takiej uroczystości dla Polonii amerykańskiej. Odkładając słuchawkę miał wrażenie, że
niepotrzebnie zakłócił ambasadorowi spokój...
Zaraz zresztą wezwano go ponownie do admirała, choć był już wieczór. Tym razem był tam jeszcze
konsul brytyjski. Obaj Anglicy przypuścili generalny szturm. Trzeba podnieść banderę Królewskiej
Marynarki Wojennej, stwierdzili. Te okręty są przekazywane przez rząd USA rządowi Wielkiej Brytanii na
podstawie bezpośredniej, osobnej umowy...
Ale kapitan Romanowski już się zdecydował:
Proszę w takim razie mnie i moją załogę odesłać do Anglii. Nie będę pływał pod obcą banderą.
Admirał Edwards przysłuchiwał się tylko tym pertraktacjom. W godzinę pózniej przysłał do kwatery
Romanowskiego zaproszenie. Do domu. Przy kolacji powiedział, choć poufnie, że popiera jego racje, i
namawiał, żeby nie ustępował.
Następnego ranka brytyjski oficer odszukał Romanowskiego i przedstawił nowy wariant ceremonii: S-
25 podniesie banderę brytyjską, wyjdzie poza wody terytorialne, tam zmieni ją na polską i wróci do portu.
Pomysł był raczej karkołomny i Romanowiski go odrzucił. Anglikowi wytłumaczył, że właśnie na
podniesienie polskiej bandery czeka cała tutejsza Polonia.
Kolejny telefon do Waszyngtonu. Teraz Romanowski usłyszał, że ambasador podejmuje przybyłego z
Londynu ministra Stańczyka i nie ma czasu. Poszedł więc kapitan na dok i rozkazał załodze opuścić okręt.
Zamknęli się w swych kwaterach. Co przeżywali? Jeszcze rankiem 4 listopada nic się nie zmieniło,
choć uroczystość zaplanowana była na godzinę 16.00.
O 10.00 admirał Edwards osobiście zadzwonił do Romanowskiego: jest zgoda z Waszyngtonu na
przekazanie okrętu Polskiej Marynarce Wojennej i podniesienie polskiej bandery!
Tłumy, jakie już od świtu oblegały bramy portu, zaskoczyły i zdumiały nawet Amerykanów, nie mówiąc
o Anglikach. Z orkiestrami i kapelami w ludowych strojach, z flagami i sztandarami, z mnóstwem kwiatów!
Potem cały ten barwny i rozgorączkowany potok wlał się na nabrzeża i oblepił je szczelnie. Byle bliżej tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]