[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczelinie na północnej ścianie. Z południa wroga nie oczekiwali, bezpodstawną byłaby też
obawa, że ktoś zaryzykuje wspinaczkę od tej strony, niemniej za dnia wartownik siadał
zwykle na szczycie korony, skąd roztaczał się rozległy widok. Zbocze u samego szczytu było
bardzo strome, ale pokonanie go ułatwiały stopnie wykute w skale na wschód od wejścia do
jaskini.
Rok mijał spokojnie, nie dostarczając okazji do sięgania po broń. Gdy jednak dni
148
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
zrobiły się krótsze, pełen coraz zimniejszej wody staw poszarzał, brzozy straciły liście i
wróciły deszcze, wtedy przyszło banitom więcej czasu spędzać w kryjówce. Mrok i mdła
poświata panująca w salach dopiekły im wkrótce i wielu zaczęło szemrać, że o wiele lepiej
żyłoby się im bez pomocy Mima. Zbyt często zdarzało się, że wyglądał z jakiegoś ciemnego
kąta czy pustych drzwi, chociaż nikt się go tam nie spodziewał zastać. Tak i cichnąć zaczęły
rozmowy w obecności krasnuluda, aż banici nabrali zwyczaju, by cały czas porozumiewać się
szeptem.
Ku ich wielkiemu zdziwieniu, Turin zachowywał się odmiennie, coraz bardziej
zaprzyjazniając się ze starym krasnoludem i wciąż pilniej nastawiając ucha jego radom. Gdy
przyszła zima, mógł godzinami siadywać obok Mima, słuchając jego opowieści i mądrości.
Nie ganił przy tym gospodarza, gdy zdarzało mu się mówić zle o Eldarach. Ujęty najpewniej
takim traktowaniem, krasnolud okazywał Turinowi coraz więcej względów, pozwalając nawet
niekiedy, by ten jeden człowiek towarzyszył mu w kuzni, gdzie rozmawiali z cicha. Ludziom
podobało się to o wiele mniej, a Androg popatrywał nawet zazdrośnie.
Tekst przedstawiony w Silmarillionie nie informuje, jakim sposobem Beleg znalazł
drogę do Bar-en-Danwedh, po prostu  pewnego zimowego dnia w mętnym świetle zjawił się
między nimi (str. 249). Inne szkice wspominają, że za przyczyną braku zapobiegliwości
zaczęła się zimą kończyć banitom żywność, a Mim poskąpił im jadalnych korzonków ze
swych zapasów, tak i z początkiem roku wyprawili się ostatecznie na polowanie. Zbliżając się
do Amon Rudh, Beleg trafił na ich ślad i albo poszedł potem za nimi do obozu, który musieli
rozbić, by schronić się przed nagłą śnieżycą, albo depcząc im po piętach, wemknał się za
wracającą grupą do Bar-en-Danwedh.
W tymże czasie, usiłujący wytropić tajny magazyn Mimowej żywności Androg
zagubił się w jaskiniach. W końcu trafił na ukryte schody wiodące na płaski wierzchołek
Amon Rudh (to tymi schodami niektórzy z banitów zdołali zbiec, gdy Orkowie zaatakowali
Bar-en-Danwedh: Silmarillion, str. 251). Albo przy okazji wspomnianego wcześniej wypadu,
albo kiedyś pózniej, Androg znów zaczął, mimo klątwy Mima, używać łuku i strzał, co
skończyło się zranieniem go zatrutym grotem. Jedna spośród kilku wzmianek o tym zdarzeniu
dopowiada, że była to strzała Orka.
Beleg wyleczył Androga, ale nieufność i niechęć tego drugiego do elfów nie zmalała
przez to ani o jotę; Mim nienawidził Belega tym bardziej, w tenże bowiem sposób klątwa
została  odczyniona . Tak i rzekł krasnolud:  Ukąsi cię raz jeszcze , ale dotarło do Mima, że
lembasy Meliany mogłyby przywrócić mu siłę i młodość. Nie mogąc ich wykraść, udał
chorobę i poprosił przeciwnika o poczęstowanie. Gdy Beleg odmówił, Mim zamknął się w
149
J.R.R Tolkien - Niedokończone opowieści t.1
swej nienawiści wzmaganej jeszcze przez serdeczne uczucia okazywane elfowi przez Turina.
Ponadto można nadmienić, że gdy Beleg wyciągnął lembasy z torby (Silmarillion, str.
246, 249), Turin nie chciał ich przyjąć.
Srebrzyste liście lśniły czerwienią w blasku ognia. Gdy Turin ujrzał pieczęć, oczy mu
pociemniały.
- Co tu masz? - spytał.
- Największy dar, jakiego nie otrzymałeś dotąd od kogoś, kto cię kocha - odparł Beleg.
- To lembasy, chleb elfów, którego nie próbował dotąd żaden człowiek.
- Hełm ojca wezmę - powiedział Turin - z wdzięcznością, że go przechowałeś, ale nie
przyjmę niczego, co pochodzi z Doriathu.
- Jeśli tak, to oddaj miecz i wszelką broń. Zwróć to, czegoś się nauczył w młodości.
Dla zachcianki czystej pozwól, by twoi ludzie pomarli na pustyni. Tak czy inaczej, ja
otrzymałem ten chleb w darze i mogę rozporządzać nim wedle życzenia. Nie jedz, skoro ma
ci stawać kością w gardle, ale inni mogą być mniej pyszni i bardziej przy tym głodni.
Wówczas Turin zmieszał się i poskromił dumę na takie dictum.
Istnieją też dalsze wskazówki tyczące Dor-Kuartholu, Kraju Auku i Hełmu, gdzie
Beleg i Turin przewodzili przez czas jakiś z warowni na Amon Rudh silnemu hufcowi
działającemu w krainach na południe od Teiglinu (Silmarillion, str. 250).
Turin chętnie przyjmował wszystkich, którzy się doń zgłosili, ale za radą Belega nie
wpuszczał nikogo z nowo przybyłych do swego schroniska na Amon Rudh (które zwane było
teraz Echad i Sedryn, Obozowisko Wiernych). Drogę tutaj znali tylko członkowie dawnej
kompanii. Wokoło założono jednak inne strzeżone obozowiska i umocnienia: w lasach na
wschodzie, na płaskowyżu, na południowych moczarach, od Methed-en-glas ( Końca Lasu )
po Barerib kilka staj na południe od Amon Rudh, a ze wszystkich tych miejsc widać było
wierzchołek Amon Rudh, z którego sygnałami przekazywano wieści i rozkazy.
W ten oto sposób, nim lato minęło, rzesza zwolenników Turina urosła w siłę i
oddziały Angbadu zostały odparte. Wieści o tym dotarły nawet do Nargothrondu i wielu
tamtejszych zaczęło rozglądać się za orężem, powiadając, że skoro byle banita może tak
napsuć wojska Nieprzyjacielowi, to co dopiero Władca Narogu. Orodreth jednak nie zmienił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl