[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie potrzebuje pomocy. Może się wściec i na zawsze go przekreślić.
Dlaczego więc postanowił zjawić się u niej w wigilię, dosłownie kilka
godzin przed przyjściem gości?
305
Doskonale wiedział, dlaczego. Ponieważ ją kochał i chciał jej pomóc.
Był wszakże jeszcze jeden powód, może ważniejszy niż wszystkie inne.
Tak naprawdę przyszedł tu w nadziei, że Maddie odrzuci oświadczyny
Tuppera Reeda. W tym też gotów był jej pomóc.
Zapukał lekko do drzwi. Otworzyła mu Maddie, ubrana jedynie w
podomkę. Włosy miała upięte w niedbały węzeł, z którego wysunęło się
kilka krótszych kosmyków; na zaróżowionych policzkach widniały ślady
mąki. Była przerażona - i wyglądała zniewalająco.
Na jego widok wybuchnęła płaczem.
- Joe! Nie panuję nad tym wszystkim! Mam dosyć!
- Niech zgadnę. - Zamknął za sobą drzwi i przytulił ją mocno. - Biegasz
po kuchni jak szalona. Kolacja jeszcze nie gotowa, a ty nie zdążyłaś się
nawet wykąpać.
- Mhm - przyznała i wtuliła mokrą od łez twarz w jego marynarkę.
- W takim razie ja pójdę do kuchni, a ty przygotujesz się do przyjęcia
gości, zgoda? - zaproponował spokojnie.
- Naprawdę zrobisz to dla mnie?
- A jak myślisz, po co przyszedłem?
- No właśnie, Joe. Po co? - Podniosła twarz i popatrzyła na niego groznie.
- Jestem twoim świątecznym życzeniem - powiedział tylko. - Nie
pamiętasz? Dzisiaj wigilia...
Jej oczy zaszkliły się znowu.
- No, idz. - Delikatnie popchnął ją w kierunku sy-
306
GWIAZDKA MIAOZCI
pialni. - Przebierz się. Mam nadzieję, że pamiętałaś, żeby nakryć do
stołu?
- Boże! Stół! - Maddie zatrzymała się wpół drogi. - Zapomniałam na
śmierć!
- Tym też się zajmę - westchnął, zaraz jednak uśmiechnął się poczciwym
uśmiechem Zwiętego Mikołaja.
- Och, Joe, naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. - Zarzuciła mu
ręce na szyję i złożyła na jego ustach pośpieszny pocałunek.
Joe poszedł do kuchni, choć najchętniej udałby się za nią do sypialni. Z
zadowoleniem spostrzegł, że Maddie poradziła sobie o wiele lepiej niż się
spodziewał. Zdążyła przygotować wszystko oprócz szpinaku i
faszerowanych kurcząt. Najbardziej jednak zdumiało go to, że dekoracja
stołu, którą wybrała, całkowicie różniła się od tej, którą przedstawiało
zdjęcie w ilustrowanym magazynie.
Spojrzał na zegarek. Do przyjścia Tuppera zostało niewiele czasu. Trzeba
się brać do roboty.
- Joe, mógłbyś zerknąć? - usłyszał jej głos zza pleców, obrócił się więc i...
zamarł w bezgranicznym zachwycie.
Czerwona suknia ściśle przylegała do szczupłego ciała Maddie i okrywała
je całkowicie, z wyjątkiem długiego rozcięcia, które odsłaniało smukłą
nogę do połowy uda.
Do licha! Założyła ją dla innego mężczyzny!
Nie dla niego!
Delikatnie dotknął jej włosów, lekko podkręconych na końcach.
307
- Rozpuściłaś je - szepnął zachwycony. - A to przecież ani sobota, ani
niedziela.
- Zrobiłam wyjątek - odparła, siląc się na obojętność. - Są święta.
Mógłbyś zasunąć mi zamek? - zapytała, odwracając się doń plecami.
- Z przyjemnością. - Joe powoli przesunął dłonią po jej plecach. Poczuł,
że zadrżała lekko, gdy zaczął pieścić palcami jej szyję. - Maddie...
- Kolacja - wyszeptała, ale nie odsunęła się.
- Wiem, przecież po to przyszedłem.
- Czy ty... - odwróciła się, tknięta złym przeczuciem. - Czy zamierzasz
zostać na mojej kolacji, z moimi gośćmi? - spytała ostrożnie, jakby
obawiała się, że przytaknie.
- Nie - uśmiechnął się i wtulił twarz w jej włosy. - Nie interesują mnie
twoi goście. Jestem tu tylko ze względu na ciebie. Kocham cię, Maddie -
wyszeptał, po czym wpił się wargami w jej usta.
Ich smak oszołomił go na moment i Joe niemal stracił nad sobą
panowanie. Zaraz jednak oprzytomniał i odepchnął ją lekko.
Ona jednak przylgnęła do niego całym ciałem, objęła dłońmi jego twarz i
chciała coś powiedzieć, lecz nie pozwolił jej na to dzwonek, który
zadzwięczał krótko dwa razy, jakby był to umówiony sygnał.
- Już są - szepnęła przerażona.
- Spokojnie. Ubierz się, a ja pójdę otworzyć - zaproponował
wspaniałomyślnie.
- Nie! Poczekaj! - Nerwowym ruchem pociągnęła go za rękaw. - Masz na
ustach ślad po szmince.
308
GWIAZDKA MIAOZCI
Dzwonek zadzwięczał znowu, więc Joe nie zwlekając pospieszył do
drzwi. Na progu stała radosna gromadka Reedów.
- Dobry wieczór - przywitał ich. - Przepraszam, że musieli państwo
czekać. Proszę do środka.
Jako pierwszy do mieszkania wszedł trzydziestokil-kuletni mężczyzna,
tuż za nim zaś młoda, ładna blondynka.
- Nie do wiary. To naprawdę pan? - Mężczyzna wyciągnął dłoń. - Jestem
Tupper Reed, a to moja pracownica, Joy Jessup. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl