[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogrążonego w rozmowie z Polly Drew, C. J. jednak zastąpił jej drogę.
Tu jest za dużo ludzi. Chodzmy gdzieś w jakieś spokojne miejsce, gdzie będziemy
mogli porozmawiać na osobności. Ruchem głowy wskazał pokój po przeciwnej stronie
holu.
Porozmawiać? Tak, pomyślała, musimy porozmawiać.
Ujął ją za ramię i poprowadził przez hol. Pokoje, które mijali, pełne były ludzi. Wszędzie
jedzono, rozmawiano i tańczono. W gabinecie Wheelera spłoszyli parę w średnim wieku,
połączoną gorącym pocałunkiem.
Ciekawe, czy Harriet Brady wie, co robią jej mąż i siostra zaśmiał się C. J.
To było żenujące.
Bardziej dla nich niż dla nas powiedział, ciągnąc ją coraz dalej w głąb holu. Odsunął
kotarę, otworzył podwójne, przeszklone drzwi i wprowadził ją do ciemnego pomieszczenia.
Zamknął drzwi, po czym wyjął jej z rąk talerz i kieliszek.
Gdzie jesteśmy? zapytała, próbując przyzwyczaić oczy do półmroku panującego w
pomieszczeniu.
Postawił naczynia na małym, wiklinowym stoliku i przyciągnął ją do siebie. Zamknął ją
w ramionach i oparł podbródek na czubku jej głowy.
Rozejrzyj się.
Zauważyła, że trzy ściany pokoju były szklane, a przytłumione światło pochodziło z
dwóch stojących na zewnątrz latarni gazowych. Deszcz za oknem przeszedł w lekką mżawkę.
Z daleka odległym echem dobiegała muzyka.
Jesteśmy w oranżerii matki wyjaśnił i pocałował ją w szyję tak szybko, że,
zaskoczona, szarpnęła się gwałtownie. Pochwycił ją za rękę.
No i kto teraz ucieka? zapytał prowokującym tonem.
C. J., czy ty coś piłeś? Zachowywał się tak, jakby niczego na świecie nie pragnął
bardziej, niż zostać z nią sam na sam. Bonnie Jean wiedziała, że coś tu musi być nie w
porządku.
Mówiłem ci, że upiłem się twoim zapachem. Otoczył dłońmi jej talię i przyciągnął ją
do siebie. Poczuła jego narastające podniecenie i westchnęła głęboko.
Jestem podniecony przyznał, ocierając się o nią i przesuwając dłońmi po jej biodrach.
Umrę, jeśli cię zaraz nie pocałuję.
Co takiego?
Zamknął jej usta gwałtownym, władczym pocałunkiem. Odpowiedziała natychmiast,
podchwytując jego rytm. Znów dotknął jej ust, tym razem kąsając je leciutko i przesuwając
po nich koniuszkiem języka, a potem zsunął usta na jej podbródek i gładką szyję.
Tak wymruczała.
Jeszcze? zapytał cicho i podniósł głowę. Przesunął wargami po jej brodzie i policzku i
znów odnalazł usta. Rozpiął marynarkę i oplótł jej ramiona dokoła siebie. Nawet nie wiesz,
jak bardzo cię pragnę. Tak długo marzyłem, żeby cię poczuć przy sobie.
Och, tak jęknęła, szukając w jego oczach odpowiedzi na wszystkie pytania, których
nie odważyła się zadać głośno.
Wiem, że musimy porozmawiać przyznał. I porozmawiamy. Pózniej. Poszukał
zamka błyskawicznego na jej plecach, a gdy go nie znalazł, przesunął dłoń w bok. Wprawnie
rozsunął zamek i ściągnął sukienkę z jej ramion. Drżącymi rękami rozpinała guziki jego
koszuli.
Pózniej powtórzyła, przesuwając ręką po szerokiej, owłosionej piersi i odsuwając
koszulę na bok.
Jesteś taki piękny. Pochyliła głowę i pokryła jego pierś pocałunkami. Wplótł palce w
jej włosy i odchylił jej głowę do tyłu. Drugą ręką zsuwał sukienkę coraz niżej, aż biały
jedwab oparł się na biodrach, odsłaniając piersi.
Boże, miej nas w swojej opiece jęknął. Bez ciebie byłem półżywy.
Przycisnął ją do siebie. Wrażenie było tak oszałamiające, że bał się, iż wybuchnie i
rozsypie na kawałki. Poprowadził ją do wiklinowej kanapy i powoli, delikatnie opuścił na
miękkie poduszki. Spojrzała na niego i zachęcająco wyciągnęła ramiona. Pochylił głowę nad
jej piersiami. Bonnie Jean jęknęła z rozkoszy i oparła dłonie na jego muskularnych plecach.
Wszelkie racjonalne myśli uleciały gdzieś daleko. Przestała się zastanawiać, dlaczego C. J.
poddał się w końcu pożądaniu. To nie było ważne. Nic nie było ważne oprócz przepływającej
przez całe jej ciało nieznośnej rozkoszy.
Pocałuj mnie jeszcze poprosiła, wplatając palce w jego włosy i unosząc jego twarz do
swojej.
Naraz w pokoju rozbłysło jasne światło i Bonnie Jean przez mgłę pożądania usłyszała
ostry, kobiecy głos.
Zdaje się, że są tutaj powiedziała Barbara Massey. Och, Boże. Co tu się dzieje?
C. J. zasłonił swoim ciałem odkryte piersi Bonnie Jean i spojrzał na Barbarę.
Towarzyszyło jej dwóch mężczyzn jej brat Oliver i Whit Lowery. Wszyscy troje stali tuż za
progiem oranżerii.
Wynoście się stąd, do diabła powiedział C. J.
Boże, Carter odrzekł czerwony na twarzy Whit.
Przepraszam. Barbara chciała cię znalezć, żeby wznieść toast za...
Powiedziałem, wynoście się! powtórzył C. J.
Whit pośpiesznie wyszedł, ale Oliver i Barbara nie poruszyli się.
Nie mogę cię za to winić rzekł Oliver. Ale dlaczego tutaj, w domu twojej matki?
Mogłeś trochę poczekać i zabrać ją do motelu.
Oczywiście, gdyby Bonnie Jean miała choć trochę godności, nigdy by do tego nie
dopuściła obwieściła ponuro Barbara, patrząc na Bonnie Jean z potępieniem i zawiścią.
Odwróciła się i wyszła. Oliver poszedł w jej ślady.
C. J. podniósł się i pomógł Bonnie Jean wstać.
Przykro mi za to, co się stało.
Nie odpowiedziała i nie spojrzała na niego. Było jej okropnie wstyd. Barbara Massey
miała rację. Nigdy by się to nie zdarzyło, gdyby zachowywała się jak dama, a nie jak kobieta
pokroju jej matki. Boże, co C. J. teraz o niej myśli?
Pochwycił ją w ramiona i usiłował jej spojrzeć w twarz.
Bonnie Jean?
Energicznie potrząsnęła głową, ale nie podniosła wzroku. Nie chciała teraz na niego
patrzeć.
Proszę, puść mnie. Popełniłam błąd wymagając od ciebie zaproszenia na to przyjęcie.
Odsunęła się od niego i poprawiła sukienkę.
Do pokoju weszła Dorothea Moody, a o kilka kroków za nią Wheeler.
Właśnie poprosiłam Barbarę Massey i jej brata, żeby opuścili mój dom oświadczyła
Dorothea, przenosząc wzrok z syna na wzburzoną kobietę u jego boku.
Nie musi mnie pani prosić o opuszczenie tego domu odrzekła Bonnie Jean. Sama
stąd wyjdę, jeśli spojrzała na Wheelera jeśli pożyczysz mi samochód.
Nigdzie nie pójdziesz zaprotestował C. J.
Idzcie z Theą sprawdzić, czy Barbara i Oliver na pewno wyszli powiedział Wheeler
do siostrzeńca. Dajcie Bonnie Jean kilka minut na ochłonięcie.
Nie C. J. spojrzał na Bonnie Jean i serce mu się ścisnęło na widok jej zranionej,
zawstydzonej twarzy. No dobrze, ale ja zaraz tu wrócę. Nie waż się stąd ruszyć, dopóki nie
porozmawiamy.
Gdy C. J. i jego matka wyszli, Bonnie Jean rzuciła się w ramiona Wheelera i przytuliła
twarz do jego czarnej marynarki. Całym jej ciałem wstrząsał szloch. Opanowała się jednak
szybko i wyciągnęła do niego rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
pogrążonego w rozmowie z Polly Drew, C. J. jednak zastąpił jej drogę.
Tu jest za dużo ludzi. Chodzmy gdzieś w jakieś spokojne miejsce, gdzie będziemy
mogli porozmawiać na osobności. Ruchem głowy wskazał pokój po przeciwnej stronie
holu.
Porozmawiać? Tak, pomyślała, musimy porozmawiać.
Ujął ją za ramię i poprowadził przez hol. Pokoje, które mijali, pełne były ludzi. Wszędzie
jedzono, rozmawiano i tańczono. W gabinecie Wheelera spłoszyli parę w średnim wieku,
połączoną gorącym pocałunkiem.
Ciekawe, czy Harriet Brady wie, co robią jej mąż i siostra zaśmiał się C. J.
To było żenujące.
Bardziej dla nich niż dla nas powiedział, ciągnąc ją coraz dalej w głąb holu. Odsunął
kotarę, otworzył podwójne, przeszklone drzwi i wprowadził ją do ciemnego pomieszczenia.
Zamknął drzwi, po czym wyjął jej z rąk talerz i kieliszek.
Gdzie jesteśmy? zapytała, próbując przyzwyczaić oczy do półmroku panującego w
pomieszczeniu.
Postawił naczynia na małym, wiklinowym stoliku i przyciągnął ją do siebie. Zamknął ją
w ramionach i oparł podbródek na czubku jej głowy.
Rozejrzyj się.
Zauważyła, że trzy ściany pokoju były szklane, a przytłumione światło pochodziło z
dwóch stojących na zewnątrz latarni gazowych. Deszcz za oknem przeszedł w lekką mżawkę.
Z daleka odległym echem dobiegała muzyka.
Jesteśmy w oranżerii matki wyjaśnił i pocałował ją w szyję tak szybko, że,
zaskoczona, szarpnęła się gwałtownie. Pochwycił ją za rękę.
No i kto teraz ucieka? zapytał prowokującym tonem.
C. J., czy ty coś piłeś? Zachowywał się tak, jakby niczego na świecie nie pragnął
bardziej, niż zostać z nią sam na sam. Bonnie Jean wiedziała, że coś tu musi być nie w
porządku.
Mówiłem ci, że upiłem się twoim zapachem. Otoczył dłońmi jej talię i przyciągnął ją
do siebie. Poczuła jego narastające podniecenie i westchnęła głęboko.
Jestem podniecony przyznał, ocierając się o nią i przesuwając dłońmi po jej biodrach.
Umrę, jeśli cię zaraz nie pocałuję.
Co takiego?
Zamknął jej usta gwałtownym, władczym pocałunkiem. Odpowiedziała natychmiast,
podchwytując jego rytm. Znów dotknął jej ust, tym razem kąsając je leciutko i przesuwając
po nich koniuszkiem języka, a potem zsunął usta na jej podbródek i gładką szyję.
Tak wymruczała.
Jeszcze? zapytał cicho i podniósł głowę. Przesunął wargami po jej brodzie i policzku i
znów odnalazł usta. Rozpiął marynarkę i oplótł jej ramiona dokoła siebie. Nawet nie wiesz,
jak bardzo cię pragnę. Tak długo marzyłem, żeby cię poczuć przy sobie.
Och, tak jęknęła, szukając w jego oczach odpowiedzi na wszystkie pytania, których
nie odważyła się zadać głośno.
Wiem, że musimy porozmawiać przyznał. I porozmawiamy. Pózniej. Poszukał
zamka błyskawicznego na jej plecach, a gdy go nie znalazł, przesunął dłoń w bok. Wprawnie
rozsunął zamek i ściągnął sukienkę z jej ramion. Drżącymi rękami rozpinała guziki jego
koszuli.
Pózniej powtórzyła, przesuwając ręką po szerokiej, owłosionej piersi i odsuwając
koszulę na bok.
Jesteś taki piękny. Pochyliła głowę i pokryła jego pierś pocałunkami. Wplótł palce w
jej włosy i odchylił jej głowę do tyłu. Drugą ręką zsuwał sukienkę coraz niżej, aż biały
jedwab oparł się na biodrach, odsłaniając piersi.
Boże, miej nas w swojej opiece jęknął. Bez ciebie byłem półżywy.
Przycisnął ją do siebie. Wrażenie było tak oszałamiające, że bał się, iż wybuchnie i
rozsypie na kawałki. Poprowadził ją do wiklinowej kanapy i powoli, delikatnie opuścił na
miękkie poduszki. Spojrzała na niego i zachęcająco wyciągnęła ramiona. Pochylił głowę nad
jej piersiami. Bonnie Jean jęknęła z rozkoszy i oparła dłonie na jego muskularnych plecach.
Wszelkie racjonalne myśli uleciały gdzieś daleko. Przestała się zastanawiać, dlaczego C. J.
poddał się w końcu pożądaniu. To nie było ważne. Nic nie było ważne oprócz przepływającej
przez całe jej ciało nieznośnej rozkoszy.
Pocałuj mnie jeszcze poprosiła, wplatając palce w jego włosy i unosząc jego twarz do
swojej.
Naraz w pokoju rozbłysło jasne światło i Bonnie Jean przez mgłę pożądania usłyszała
ostry, kobiecy głos.
Zdaje się, że są tutaj powiedziała Barbara Massey. Och, Boże. Co tu się dzieje?
C. J. zasłonił swoim ciałem odkryte piersi Bonnie Jean i spojrzał na Barbarę.
Towarzyszyło jej dwóch mężczyzn jej brat Oliver i Whit Lowery. Wszyscy troje stali tuż za
progiem oranżerii.
Wynoście się stąd, do diabła powiedział C. J.
Boże, Carter odrzekł czerwony na twarzy Whit.
Przepraszam. Barbara chciała cię znalezć, żeby wznieść toast za...
Powiedziałem, wynoście się! powtórzył C. J.
Whit pośpiesznie wyszedł, ale Oliver i Barbara nie poruszyli się.
Nie mogę cię za to winić rzekł Oliver. Ale dlaczego tutaj, w domu twojej matki?
Mogłeś trochę poczekać i zabrać ją do motelu.
Oczywiście, gdyby Bonnie Jean miała choć trochę godności, nigdy by do tego nie
dopuściła obwieściła ponuro Barbara, patrząc na Bonnie Jean z potępieniem i zawiścią.
Odwróciła się i wyszła. Oliver poszedł w jej ślady.
C. J. podniósł się i pomógł Bonnie Jean wstać.
Przykro mi za to, co się stało.
Nie odpowiedziała i nie spojrzała na niego. Było jej okropnie wstyd. Barbara Massey
miała rację. Nigdy by się to nie zdarzyło, gdyby zachowywała się jak dama, a nie jak kobieta
pokroju jej matki. Boże, co C. J. teraz o niej myśli?
Pochwycił ją w ramiona i usiłował jej spojrzeć w twarz.
Bonnie Jean?
Energicznie potrząsnęła głową, ale nie podniosła wzroku. Nie chciała teraz na niego
patrzeć.
Proszę, puść mnie. Popełniłam błąd wymagając od ciebie zaproszenia na to przyjęcie.
Odsunęła się od niego i poprawiła sukienkę.
Do pokoju weszła Dorothea Moody, a o kilka kroków za nią Wheeler.
Właśnie poprosiłam Barbarę Massey i jej brata, żeby opuścili mój dom oświadczyła
Dorothea, przenosząc wzrok z syna na wzburzoną kobietę u jego boku.
Nie musi mnie pani prosić o opuszczenie tego domu odrzekła Bonnie Jean. Sama
stąd wyjdę, jeśli spojrzała na Wheelera jeśli pożyczysz mi samochód.
Nigdzie nie pójdziesz zaprotestował C. J.
Idzcie z Theą sprawdzić, czy Barbara i Oliver na pewno wyszli powiedział Wheeler
do siostrzeńca. Dajcie Bonnie Jean kilka minut na ochłonięcie.
Nie C. J. spojrzał na Bonnie Jean i serce mu się ścisnęło na widok jej zranionej,
zawstydzonej twarzy. No dobrze, ale ja zaraz tu wrócę. Nie waż się stąd ruszyć, dopóki nie
porozmawiamy.
Gdy C. J. i jego matka wyszli, Bonnie Jean rzuciła się w ramiona Wheelera i przytuliła
twarz do jego czarnej marynarki. Całym jej ciałem wstrząsał szloch. Opanowała się jednak
szybko i wyciągnęła do niego rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]