[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedyś ciągle się włóczyliśmy po cmentarzu - powiedziała Tess. - Za tamtym obeliskiem
spotykałam się z pierwszym chłopakiem.
- Kim był ten szczęściarz?
- Tad Baylor. Chyba z twojej klasy.
- Człowiek Mucha? - Tad wszedł w konflikt z prawem, gdy przyłapano go na kradzieży
końcowych testów egzaminacyjnych. Przez okno dostał się do pokoju w budynku administracji
szkolnej, gdzie je powielano. Wspiął się na czwarte piętro po ścianie. - Masz doskonały gust.
- Miałam czternaście lat! A on świetnie całował.
Gdzieś spośród wierzchołków drzew odezwała się sowa. Noc była rześka i Charlie zapiął
płaszcz pod szyją.
- Długo tu pracujesz? - spytała Tess. Mijali właśnie groby z czasów wojny o niepodległość.
- Trzynaście lat. Zatrudnił mnie Barnaby Sweetland. On siedział tu trzy dekady. Pamiętasz
go? Miał wspaniały głos, prowadził chór w kościele Old North. Tutaj też dzień w dzień
wyśpiewywał pod niebiosa przy cięciu, zamiataniu, sadzeniu... - Przyklęknął obok grobu
i skierował w dół światło latarki. - Od niego nauczyłem się wszystkiego, co wiem o pracy na
cmentarzu. - Wziął w rękę grudkę wilgotnej ziemi. - Na pewno znasz ten zapach. Niepowtarzalna
woń ziemi po deszczu. To związki karbonylowe tak pachną, geosmin. Barnaby nauczył mnie nazw
chemicznych.
- Jeszcze chwila i się zakocham - zachichotała Tess.
Charlie także się uśmiechnął. W głowie miał pełno najróżniejszych ponurych informacji,
a nagle zaczęła w niej kiełkować dziwna myśl: czyżby dziewczyna, która wyruszała na podbój
świata, naprawdę mogła się zakochać w facecie mieszkającym na cmentarzu i opowiadającym,
czym pachnie ziemia i trawa?
- Chodz. - Pociągnął ją w noc.
- I co się stało z Barnabym? - spytała Tess.
- Którejś zimy wybrał się na spacer podczas sztormu i już nie wrócił. Znalazłem jego ciało
na Wzgórzu Pamięci. - Wycelował promień latarki w ciemność. - Miał przy sobie śpiewnik. Napisał
w nim, że jest już cholernie zmęczony pracą. Po siedemdziesięciu dwóch latach na ziemi gotów był
przejść do innego świata.
- To znaczy, że się zabił?
- Nie przypuszczam. Po prostu chciał spędzić resztę wieczności, śpiewając. Obiecał mi, że
zawsze go spotkam w chóralnych pieśniach i melodii niedzielnych organów.
- Miał rację? Rzeczywiście go słyszysz?
- Tak - przyznał Charlie. - Jeśli się człowiek postara, słyszy go w muzyce.
Dotarli pod dwie płaczące wierzby pochylone nad niewielką kamienną budowlą. Wejścia
strzegły dwie kolumny oraz para skrzyżowanych kijów baseballowych. Tess weszła od razu na
schody prowadzące do drzwi. Charlie oświetlił nazwisko St. Cloud wyryte na nadprożu.
- Grób twojego brata - powiedziała dziewczyna.
- Miał na imię Sam. - Charlie powoli wyłuskiwał z mroku surowe kontury budowli.
- %7łartował sobie, że mauzoleum to rodzaj wykładziny podłogowej używanej w kryptach.
Tess uśmiechnęła się, pogładziła gładki kamień.
- To marmur?
- Sprowadzony z Carrary. Nikt się nie liczył z kosztami. Kierowca ciężarówki, który w nas
uderzył, okazał się kompletnie zalany, więc jego firma gotowa była zapłacić każde pieniądze. Byle
zachować nieskazitelny wizerunek. - Zsunął światło po kolumnie. - Facet dostał pięć lat, ale
wyszedł po trzech za dobre zachowanie. Teraz pewnie siedzi w jakimś barze i tankuje.
- Tak mi przykro...
- Nie, to nie tak - pokręcił głową. - To była moja wina. Gdybym nie zabrał Sama do Fenway,
w ogóle by nas nie było na tym moście. Gdybym uważał, jak prowadzę, udałoby mi się ominąć
ciężarówkę, jakoś zjechać z drogi...
Nie wiedząc, jak i kiedy, złamał jedną ze swoich podstawowych zasad: zaczął mówić
o Samie. Zawsze dotąd unikał tego tematu, ponieważ rozmowa o wypadku wprawiała ludzi
w zakłopotanie. Tymczasem z Tess było zupełnie inaczej. Od pierwszej chwili wiedział, że ona to
zrozumie.
Usiadł na stopniach mauzoleum.
- Rozszyfrowałaś mnie. Zostałem tutaj ze względu na Sama. Obiecałem, że będę się nim
opiekował.
- Uważasz, że on gdzieś tutaj jest?
- Mam absolutną pewność.
- Chciałabym móc z równym przekonaniem powiedzieć coś o ojcu. - Usiadła obok
Charliego. Czuł jej ciepło i zapach szamponu. - Chciałabym wiedzieć, że jest blisko.
- A skąd wiesz, że tak nie jest? - spytał Charlie.
- Chyba dałby mi jakiś znak?
- Jeśli człowiek umie patrzeć, znajdzie takich znaków mnóstwo, wszędzie dookoła.
Bezwiednie poruszył latarką i przypadkiem wydobył z ciemności niespodziewany widok:
oto na najniższej gałęzi świerku wisiał zaczepiony nogami Sam, strojąc miny. Charlie skoczył na
równe nogi i zgasił latarkę.
- Co się stało? - zapytała Tess.
- Nic. Chłodno się zrobiło. - Ponownie włączył światło, kierując strumień blasku na gałąz,
ale chłopca już tam nie było.
- Mówiłeś o Samie - przypomniała Tess. Charlie zajrzał w jej szmaragdowe oczy:
rzeczywiście chciała o tym słuchać? Właśnie miał się odezwać, gdy kątem oka dostrzegł jakiś ruch.
Za plecami Tess, w świetle wyglądającego zza chmur księżyca, Sam ścigał się z Oscarem. - Kiedy
ci go brakuje najbardziej?
- Z największą przyjemnością wspominam, jak od czasu do czasu dostawał w skórę, jeśli
zachowywał się jak ostatni idiota - oznajmił dość głośno, z nadzieją, że brat go usłyszy. - Zawsze go
było pełno tam, gdzie nie trzeba, i oczywiście w najmniej odpowiednich momentach. - Badawczym
spojrzeniem obrzucił trawnik za ramieniem Tess, ale nie dostrzegł nikogo. - A najbardziej brakuje
mi tego cudownego uczucia tuż po przebudzeniu, kiedy człowiek ma przekonanie, że wszystko jest
w najlepszym porządku. Wiesz, takie wrażenie, że życie jest kompletne, masz wszystko, co ci
potrzebne, do niczego nie tęsknisz. Czasami, ledwo otworzę oczy, przez chwilę właśnie tak się
czuję. Tylko kilka sekund, bo potem zaraz przypomina mi się, co się stało, a od tamtej pory już nic
nie jest takie jak przedtem.
- Czy to się kiedyś zmieni?
- Wątpię. - Ku własnemu bezgranicznemu zdumieniu otworzył się jeszcze bardziej.
- Bywają dni lepsze i gorsze. Niekiedy po pracy idę coś zjeść do Barnacle albo pograć w bilard
w Bay State Billiards i wydaje mi się, że całe zło minęło, że jestem taki sam jak wszyscy. Ale
smutek zawsze wraca i potrafi znienacka zawładnąć myślami. Wtedy nie czuję się dobrze między
ludzmi. Dlatego wolę być tutaj, na cmentarzu. Słucham muzyki, rozmyślam, dużo czytam. Nigdy
nie wiem, kiedy mi się przytrafi kolejna zmiana nastroju. To zupełnie jak z pogodą: dzisiaj piękne
słońce, a jutro burza z piorunami.
- Ze mną jest tak samo - przyznała Tess szeptem. - Ale... wiesz co, to dziwne... dzisiaj po raz
pierwszy od dwóch lat nie tęskniłam za nim aż tak boleśnie... - Uśmiechnęła się, a potem uczyniła
gest całkowicie niespodziewany: ścisnęła Charliego za rękę.
Gdzieś za jej plecami strzeliła złamana gałązka. Dziewczyna obróciła się zaskoczona.
Wtedy na jej ramię spadła garść suchych igieł.
- Co to było? - spytała Tess, uniósłszy brwi.
Charlie zaśmiał się głośno.
- I tak byś nie uwierzyła.
- Skąd wiesz?
- Może twój ojciec?
Sceptycznie wykrzywiła usta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl