[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lunch nie był ani wykwintny, ani drogi, ale Fay
smakował bardziej niż najbardziej wyszukane
frykasy.
– Wyglądasz jak panienka z towarzystwa po-
zująca do zdjęcia podczas pikniku – zauważył
Donavan, gdy leżeli naprzeciw siebie na trawie.
Z przyjemnością patrzył na jej zgrabne ciało pod
zwiewną sukienką w biało-zielone wzory.
Diana Palmer
139
– Właśnie tak się czuję – mruknęła i odrzuciw-
szy do tyłu włosy, przeciągnęła się z westchnie-
niem. – Jak tu cicho i spokojnie...
– Składasz reklamację?
Usłyszała jakiś szmer. Gdy otworzyła oczy,
Donavan się nad nią pochylał. Był uśmiechnięty,
lecz w tym uśmiechu czaiła się namiętność, która
błyskawicznie ogarnęła również ją. Tymczasem
on, podparłszy się na łokciach, położył się na niej
ostrożnie i w pełnej napięcia ciszy przyglądał się
jej ustom.
– Pora, żebyś zaczęła się do mnie przyzwycza-
jać – szepnął po chwili i delikatnie zakołysał
biodrami. Choć ruch był nieznaczny, podziałał na
niego wyjątkowo silnie. Czując znajomą falę
gorąca, odruchowo napiął mięśnie.
Fay obserwowała z bliska lekki grymas na jego
twarzy. Kiedy zorientowała się, co się z nim
dzieje, z wrażenia przestała oddychać.
– Jakieś sto lat temu, kiedy byłem młody,
a w moich żyłach płynęła gorąca krew, coś
takiego zdarzało mi się bardzo często. Dzisiaj
– zamyślił się, patrząc na jej zaróżowioną twarz
– mogę to nazwać miłą niespodzianką. Cieszę się,
że moje ciało tak na ciebie reaguje.
– A... na inne kobiety nie? – zapytała, przeła-
mując wewnętrzny opór. Ciekawość okazała się
jednak silniejsza niż wstyd.
140
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
Pokręcił głową.
– Tylko na ciebie – zapewnił ją poważnie.
– Chyba zaczynam się starzeć. Albo wręcz prze-
ciwnie, twój dziewiczy lęk działa na mnie jak
terapia odmładzająca. Przy tobie nabieram wi-
goru.
– Ja niczego się nie boję. No, może nie do
końca – przyznała.
– Nie? – Zmusił ją, żeby rozchyliła usta, po
czym zmienił nieco pozycję i, wsunąwszy udo
między jej kolana, zaczął je powoli rozsuwać.
Słysząc jej stłumiony okrzyk, uniósł głowę.
– Nie mamy zbyt wiele czasu na zaloty,
a przed ślubem powinniśmy choć trochę poznać
swoje ciała. Dzięki temu będzie nam potem
łatwiej.
– Nigdy tego nie robiłam – szepnęła nerwowo.
– Nie znasz nawet takich niewinnych piesz-
czot?
– Nawet. Moi rodzice byli bardzo purytańscy,
podobnie jak krewni, którzy się mną zajmowali.
Wszyscy wpajali mi, że kobieta, która pozwala
mężczyźnie robić ze swoim ciałem, co mu się
podoba, dopuszcza się poważnego grzechu.
– Pewnie i tak bywa – odparł półgłosem – ale
my przecież niedługo będziemy małżeństwem.
Za jakiś czas będziesz nosiła moje dziecko. A to
już zdecydowanie nie jest grzechem.
Diana Palmer
141
Te słowa, wypowiedziane tak niefrasobliwym
tonem, wywarły na niej ogromne wrażenie. Pur-
purowa z emocji patrzyła na niego szeroko otwar-
tymi oczami.
Wyczuł jej napięcie.
– Podnieca cię to, prawda? – Zniżył głos,
przenosząc spojrzenie na jej biust. – Masz bardzo
piękne piersi. – Nie krył uznania, a widząc, jak
bardzo speszył ją ten komplement, roześmiał się.
– Wiem, że nie powinienem wprawiać cię w za-
kłopotanie, zwłaszcza kiedy chodzi o sprawy tak
poważne i drażliwe. Ale nie mogę oprzeć się tej
pokusie. Ani tej... – mruknął, po czym gwałtow-
nie pochylił głowę i zaczął ją całować.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przyszło jej na myśl, że gdyby nagle poszybo-
wała ku słońcu, nie ogarnąłby jej większy żar, niż
gdy przez materiał sukienki poczuła rozpalone
usta Donavana. Doznanie to było po prostu nie-
ziemskie. Wyprężyła się i tłumiąc jęk, wbiła
paznokcie w jego ramiona.
– Proszę cię – szepnęła gorączkowo, gdy pie-
szczota stała się trudna do zniesienia. – Proszę...
Ledwie słyszał, co do niego mówiła. Drżącymi
rękami próbował rozpiąć sukienkę, która odgra-
dzała go od jej piersi. Gdy wreszcie się do nich
dostał, Fay bez protestu poddała się pieszczotom,
od których aż kręciło jej się w głowie.
– Donavan!
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
Diana Palmer
143 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Lunch nie był ani wykwintny, ani drogi, ale Fay
smakował bardziej niż najbardziej wyszukane
frykasy.
– Wyglądasz jak panienka z towarzystwa po-
zująca do zdjęcia podczas pikniku – zauważył
Donavan, gdy leżeli naprzeciw siebie na trawie.
Z przyjemnością patrzył na jej zgrabne ciało pod
zwiewną sukienką w biało-zielone wzory.
Diana Palmer
139
– Właśnie tak się czuję – mruknęła i odrzuciw-
szy do tyłu włosy, przeciągnęła się z westchnie-
niem. – Jak tu cicho i spokojnie...
– Składasz reklamację?
Usłyszała jakiś szmer. Gdy otworzyła oczy,
Donavan się nad nią pochylał. Był uśmiechnięty,
lecz w tym uśmiechu czaiła się namiętność, która
błyskawicznie ogarnęła również ją. Tymczasem
on, podparłszy się na łokciach, położył się na niej
ostrożnie i w pełnej napięcia ciszy przyglądał się
jej ustom.
– Pora, żebyś zaczęła się do mnie przyzwycza-
jać – szepnął po chwili i delikatnie zakołysał
biodrami. Choć ruch był nieznaczny, podziałał na
niego wyjątkowo silnie. Czując znajomą falę
gorąca, odruchowo napiął mięśnie.
Fay obserwowała z bliska lekki grymas na jego
twarzy. Kiedy zorientowała się, co się z nim
dzieje, z wrażenia przestała oddychać.
– Jakieś sto lat temu, kiedy byłem młody,
a w moich żyłach płynęła gorąca krew, coś
takiego zdarzało mi się bardzo często. Dzisiaj
– zamyślił się, patrząc na jej zaróżowioną twarz
– mogę to nazwać miłą niespodzianką. Cieszę się,
że moje ciało tak na ciebie reaguje.
– A... na inne kobiety nie? – zapytała, przeła-
mując wewnętrzny opór. Ciekawość okazała się
jednak silniejsza niż wstyd.
140
MIŁOŚĆ WARTA MILIONY
Pokręcił głową.
– Tylko na ciebie – zapewnił ją poważnie.
– Chyba zaczynam się starzeć. Albo wręcz prze-
ciwnie, twój dziewiczy lęk działa na mnie jak
terapia odmładzająca. Przy tobie nabieram wi-
goru.
– Ja niczego się nie boję. No, może nie do
końca – przyznała.
– Nie? – Zmusił ją, żeby rozchyliła usta, po
czym zmienił nieco pozycję i, wsunąwszy udo
między jej kolana, zaczął je powoli rozsuwać.
Słysząc jej stłumiony okrzyk, uniósł głowę.
– Nie mamy zbyt wiele czasu na zaloty,
a przed ślubem powinniśmy choć trochę poznać
swoje ciała. Dzięki temu będzie nam potem
łatwiej.
– Nigdy tego nie robiłam – szepnęła nerwowo.
– Nie znasz nawet takich niewinnych piesz-
czot?
– Nawet. Moi rodzice byli bardzo purytańscy,
podobnie jak krewni, którzy się mną zajmowali.
Wszyscy wpajali mi, że kobieta, która pozwala
mężczyźnie robić ze swoim ciałem, co mu się
podoba, dopuszcza się poważnego grzechu.
– Pewnie i tak bywa – odparł półgłosem – ale
my przecież niedługo będziemy małżeństwem.
Za jakiś czas będziesz nosiła moje dziecko. A to
już zdecydowanie nie jest grzechem.
Diana Palmer
141
Te słowa, wypowiedziane tak niefrasobliwym
tonem, wywarły na niej ogromne wrażenie. Pur-
purowa z emocji patrzyła na niego szeroko otwar-
tymi oczami.
Wyczuł jej napięcie.
– Podnieca cię to, prawda? – Zniżył głos,
przenosząc spojrzenie na jej biust. – Masz bardzo
piękne piersi. – Nie krył uznania, a widząc, jak
bardzo speszył ją ten komplement, roześmiał się.
– Wiem, że nie powinienem wprawiać cię w za-
kłopotanie, zwłaszcza kiedy chodzi o sprawy tak
poważne i drażliwe. Ale nie mogę oprzeć się tej
pokusie. Ani tej... – mruknął, po czym gwałtow-
nie pochylił głowę i zaczął ją całować.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przyszło jej na myśl, że gdyby nagle poszybo-
wała ku słońcu, nie ogarnąłby jej większy żar, niż
gdy przez materiał sukienki poczuła rozpalone
usta Donavana. Doznanie to było po prostu nie-
ziemskie. Wyprężyła się i tłumiąc jęk, wbiła
paznokcie w jego ramiona.
– Proszę cię – szepnęła gorączkowo, gdy pie-
szczota stała się trudna do zniesienia. – Proszę...
Ledwie słyszał, co do niego mówiła. Drżącymi
rękami próbował rozpiąć sukienkę, która odgra-
dzała go od jej piersi. Gdy wreszcie się do nich
dostał, Fay bez protestu poddała się pieszczotom,
od których aż kręciło jej się w głowie.
– Donavan!
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
Diana Palmer
143 [ Pobierz całość w formacie PDF ]