[ Pobierz całość w formacie PDF ]

para maleńkich stóp. - Rozumiem, że te wszystkie różowości i wałeczki są w porządku? -Tak.
Pora na miłość
137
- Dobra robota.
Cała niepewność kilku minionych miesięcy, cały ból kilkunastu minionych godzin przestały się Uczyć.
- Jest wspaniała - przyznała Lauren z westchnieniem.
- Obie jesteście wspaniałe. - Pochylił się i pocałował Lauren w czoło. - Jak się czujesz? To był długi dzień i
jeszcze dłuższa noc.
- Jestem wykończona i obolała. Powinnam zasnąć. Czy to nie pierwsze przykazanie macierzyństwa? Zpij, kiedy
tylko możesz! Ale ja nie chcę zamykać oczu. Boję się, że jak je zamknę, narodziny Emily okażą się tylko snem.
- Ona jest prawdziwa, Lauren. Jest tutaj. - A ty?
-Co?
- Ty też jesteś prawdziwy? - spytała cicho. Uśmiechnął się, jakby rozumiał jej emocje.
- Uhm. I ja też nigdzie się nie wybieram. Więc zamknij oczy i zaśnij.
I tak zrobiła. Gavin siedział na jej łóżku, a nowo narodzona córka leżała obok. Lauren zamknęła oczy i zapadła w
spokojny sen.
ROZDZIAA JEDENASTY
Przez kilka następnych tygodni, kiedy Lauren starała się przyzwyczaić dziecko do pewnego rozkładu dnia,
mogła liczyć jedynie na to, że kiedy już czuła się kompletnie wyczerpana - psychicznie czy fizycznie - Gavin
zjawiał się u jej boku, gotowy jej pomóc albo przejąć obowiązki. Wtedy ucinała sobie drzemkę, brała prysznic
czy korzystała z okazji, by coś zjeść. Tylko pózno wieczorem i w nocy była całkiem sama. Ale nawet wtedy
wiedziała, że gdyby potrzebowała Gavina, wystarczy sięgnąć po telefon.
Tydzień po narodzinach Emily rodzice Lauren przyjechali zobaczyć swoją wnuczkę. Zatrzymali się w pensjo-
nacie w Gabriels Crossing i przez cały pobyt na wszystko narzekali. Na szczęście nie zostali długo. Trzy dni
paplania tych pochłoniętych sobą ludzi to było więcej, niż Lauren mogła znieść.
Jedynym jasnym punktem ich wizyty było to, że wydawali się szczerze zachwyceni Emily. Co prawda nie
dostali bzika na jej punkcie, to nie byłoby w ich stylu. Ale Lauren doceniła ich zainteresowanie. Oczywiście,
rodzice skorzystali z okazji, by wygłosić jej wykład na temat rozstania z Holdenem, choć najwyrazniej pogodzili
się z tym, że Lauren nie zmieni zdania.
Pora na miłość
139
W stosunku do Gavina byli serdeczni, ale nie do końca przyjacielscy. Podobnie jak Holden, osądzili go po po-
zorach, widząc w nim prostego rzemieślnika. Byliby pod wrażeniem, gdyby znali jego dokonania. Ale Lauren
nie widziała żadnego powodu, żeby ich oświecać.
Jeśli chodzi o Holdena, nie przyjechał zobaczyć dziecka. Lauren zadzwoniła do niego ze szpitala z informacją
0 narodzinach Emily. Wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać, ale stwierdziła, że jako ojciec Holden ma prawo
wiedzieć o narodzinach dziecka. Zadał jej właściwe pytania: ile dziecko waży, czy jest zdrowe. Poza tym nie
wydawał się niczym specjalnie zainteresowany.
Na szczęście nie wspomniał o teście DNA. Rozłączyła się z żalem, a równocześnie z ulgą, że Holden zniknie z jej
życia. Nie chciał Emily, a Lauren znała kogoś, kto bardzo ją pokochał.
Gavin kompletnie oszalał na punkcie Emily. Kiedy zima ustąpiła miejsca wiośnie, okazało się, że Emily
odwzajemnia jego uczucia. Ilekroć zaglądał do kołyski, uśmiechała się i machała z radości piąstkami. Tak jak
Lauren wiedziała, że może na niego Uczyć.
W zasadzie pod wieloma względami Lauren, Gavin
1 Emily stanowili rodzinę. Tak, byU jak rodzina, i często brano ich za rodzinę, gdy razem gdzieś wychodzili. A
jednak nie byU rodziną. Lauren i Gavin pod wieloma względami mogU uchodzić także za małżeństwo -
wspólnie jadali posiłki i razem zajmowali się dzieckiem. A jednak nie byli małżeństwem.
Każde z nich miało własne troski i cele, co stało się jasne, kiedy pod koniec kwietnia Gavin znów zaczął praco-
wać na Manhattanie. Miał zobowiązania wobec brata, obo-
140
Jackie Braun
wiązki w firmie. Lauren to rozumiała. Wiedziała również, że jej niczego nie przyrzekał.
Zakładała, że jest dla nich wspólna przyszłość. Czasami była pewna, że Gavin pragnie się ożenić. We właściwym
czasie i z odpowiednią kobietą, powiedział. Oczywiście, pora nie była idealna. Jej sprawa rozwodowa zbliżała się
do finału, ale temat ślubu na razie się nie pojawił. Oszczędności się kurczyły, a wydatki rosły. Lauren doszła do
wniosku, że musi poważnie pomyśleć o pracy.
Wspomniała o tym Gavinowi, gdy pewnego ranka wpadł tuż po wschodzie słońca. Przychodził do niej na
śniadanie przed podróżą na Manhattan. W niektóre dni, gdy na drodze były koszmarne korki albo Gavin musiał
zostać dłużej w mieście, widywała go tylko rankami.
Tęskniła za ich wspólnymi kolacjami, długimi rozmowami. Tęskniła za nim, zwłaszcza odkąd sporą część
weekendów poświęcał swojemu domowi.
Remont dobiegał końca. Gavin zatrudnił trzyosobową brygadę do odmalowania ścian zewnętrznych oraz gara-
żu, gdzie zainstalowano nową elektroniczną bramę. Architekt krajobrazu wybrał już wieloletnie rośliny i
kwiaty do ogrodu.
Lada chwila na trawniku przed domem stanie tabliczka z napisem: Na sprzedaż. I co wtedy? Lauren wolała nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl