[ Pobierz całość w formacie PDF ]
genealogiczne była chyba wyjątkiem.
- Mój ojciec miał na imię Jules. Matka to Anne Catherine, ale zwracaj się do
niej po prostu Wasza Wysokość. Nie wiem, z którym z braci będą największe pro-
blemy, najpewniej z Michelem. Jako najstarszy jest pierwszy w kolejce do tronu i
ma najwięcej do powiedzenia. Przy Maggie, to jego amerykańska żona, trochę
złagodniał, ale ciągle uważa, że jest odpowiedzialny za wszystkich i za wszystko.
Ma syna Maksa z pierwszego małżeństwa i jeszcze jednego, rudowłosego jak matka,
ze związku z Maggie.
Auguste zajmuje się głównie armią i swoją rodziną.
Nicolas to wielka niewiadoma. Doktor medycyny, dość nietypowa profesja jak
na księcia, powinien więc rozumieć niekonwencjonalne wybory, ale niezwykle dba
o dobro rodziny. Ożenił się z Amerykanką Tarą, która spodziewa się lada chwila ich
110
S
R
pierwszego dziecka. Mam nadzieję, że Alexander i Sophia są w tej chwili w Ka-
rolinie Północnej.
Jared pogładził Michelinę po ręce, chciał ją uspokoić.
- Będzie quiz na ten temat? - spytał z uśmiechem.
- Jak możesz się uśmiechać w takiej chwili?
- Uśmiecham się, bo jestem z kobietą, którą kocham.
- Przyrzeknij mi, że nie zmienisz zdania po spotkaniu z nimi.
- Nie ma takiej możliwości - zapewnił Jared, przygarniając Michelinę do
siebie.
- Prawie jesteśmy na miejscu - powiedziała.
Limuzyna sunęła teraz podjazdem obsadzonym po obu stronach
różnokolorowymi kwiatami. Ukazał się wiekowy pałac przywodzący na myśl
dumną i piękną kobietę. Samochód zatrzymał się i natychmiast pojawił się lokaj.
- Witamy w domu, Wasza Wysokość - skłonił się głęboko i otworzył
Michelinie drzwi.
- Dziękuję, Marc. To jest pan Jared McNeil.
- Witamy w Marceau, panie McNeil - skłonił się Marc.
Michelina wzięła Jareda pod rękę.
- Gotów?
- W każdej chwili.
- Wciąż myślę, że Vegas byłoby lepsze.
- Daj spokój! Może nie będzie tak zle, jak myślisz.
W holu powitali ich czterej mężczyzni, ubrani bardzo różnie, ale wszyscy
mieli te same srebrne oczy i jednakowo marsowe miny. Czterej srodzy książęta.
Jared powinien się ich ulęknąć, ale miłość do Micheliny czyniła go nieustraszonym.
Być może popełniał błąd, być może powinien się jednak lękać. Wkrótce miał się o
tym przekonać.
111
S
R
- Witaj w domu, Michelino - przemówił pierwszy srogi książę. - Matka cię
oczekuje.
- Dopiero co przyjechałam. Muszę zadbać, by mój gość miał zapewnione
wszelkie wygody.
- Pan McNeil będzie miał wszelkie wygody. Idz do matki - odezwał się drugi
srogi książę.
- Za chwilę - odparowała Michelina. - Jared, chcę ci przedstawić moich braci:
Michel, Auguste, Nicholas i Alexander. Reagują na Wasza Wysokość.
- Wasze Wysokości - Jared skłonił głowę. - Jestem zaszczycony.
Panowie odkłonili się sztywno, ale nie rzekli ani słowa.
- Gdzież są wasze żony? - zapytała Michelina.
- Pozostały w domu.
- Szkoda. - Michelina uśmiechnęła się słodko. - One was cywilizują.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić - potwierdził Nicholas. - Matka na ciebie
czeka - powtórzył.
- Cóż, Jared cywilizuje z kolei mnie.
Srodzy książęta spojrzeli na niego z niejakim zainteresowaniem.
- Jesteśmy bardzo ciekawi, jak mu się to udaje - znów zabrał głos Nicholas. -
Idz i pokajaj się - popchnął łagodnie siostrę. - My pogawędzimy z twoim
przyjacielem.
- Nie ufam wam na tyle, żeby go z wami zostawiać - zaprotestowała
Michelina.
- Myślisz, że sobie z nami nie poradzi?
Jared chciał odpowiedzieć na to wyzwanie, ale pohamował się, uznawszy, że
cięte riposty przydadzą mu się pózniej.
Michelina wzniosła oczy do nieba.
- Idę zobaczyć się z matką. Jeżeli uczynicie mojemu gościowi jakiś despekt,
nigdy już nie odezwę się do was słowem.
112
S
R
- Straszna grozba. - Nicholas uniósł lekko brwi.
- Owszem, straszna. Mówię poważnie. Powinniście mu podziękować, że
jestem tutaj. Chciałam jechać do Vegas. - Odwróciła się i pocałowała Jareda, co
miało stanowić ostrzeżenie dla braci.
- Nie martw się o mnie - szepnął. - Poradzę sobie choćby i z dziesięcioma im
podobnymi.
- Moja matka świetnie zastąpi dziesięciu.
- Załatwmy, co mamy do załatwienia, a potem zabierzesz mnie na plażę.
- Umowa stoi.
Jared odprowadził Michelinę wzrokiem, a kiedy zniknęła za załomem
korytarza, zwrócił się do czterech braci:
- Prowadzcie na miejsce kazni.
Najmłodszy z książąt, Alexander, omal nie parsknął śmiechem.
- Nie będzie kazni. Podobno lubisz się fechtować, więc pomyśleliśmy o
małych zawodach.
- Wszyscy chcieliśmy zmierzyć się z tobą na planszy, ale ponieważ taki
maraton zabrałby zbyt wiele czasu, ciągnęliśmy losy. Wygrał Michel.
Jared skinął głową na znak zgody i podążył za braćmi. Na korytarzu oszczekał
go wymachujący ogonem beagle.
- Elvis, ty awanturniku. - Michel nachylił się i czule potarmosił psa.
- Elvis?
- To pies mojego syna, Maksa. To on go tak nazwał. Doprowadza do szału
radców dworu.
- Pies czy syn?
Michel spojrzał na Jareda z ukosa.
- Elvis. Co wybierasz? Floret? - zapytał, gdy weszli do świetnie wyposażonej
sali szermierczej.
- Floret.
113
S
R
- Znajdz sobie broń i idz się przebrać.
Jared wybrał odpowiedni floret, wziął kostium i ruszył do przebieralni.
Wiedział, że szło o coś więcej niż o fechtunek. Bracia chcieli poddać go próbie,
wybadać. Jeśli są choć w połowie tak bystrzy jak Michelina, zorientują się, że on nie
ustąpi.
Chwilę pózniej stał już na planszy naprzeciw Michela; po zwyczajowym
pozdrowieniu rozpoczęli starcie.
- Jak poznałeś moją siostrę? - zapytał Michel, zdobywając punkt.
Jared instynktownie chronił Michelinę. I tak bolała nad brakiem szacunku ze
strony braci, nie chciał dolewać oliwy do ognia.
- Pewnej nocy zepsuł się jej samochód w pobliżu mojego rancza. Nie mogła
jechać dalej, zaproponowałem jej gościnę. Następnego dnia moja gospodyni złamała
nogę i Michelina zgodziła się zaopiekować moimi siostrzenicami, które wtedy
mieszkały u mnie.
Jared zdobył przewagę, trafiając księcia w pierś.
- Nasza siostra zgodziła się opiekować dziećmi?
- Tak i świetnie sobie radziła. Zmieniała pieluchy i w ogóle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
genealogiczne była chyba wyjątkiem.
- Mój ojciec miał na imię Jules. Matka to Anne Catherine, ale zwracaj się do
niej po prostu Wasza Wysokość. Nie wiem, z którym z braci będą największe pro-
blemy, najpewniej z Michelem. Jako najstarszy jest pierwszy w kolejce do tronu i
ma najwięcej do powiedzenia. Przy Maggie, to jego amerykańska żona, trochę
złagodniał, ale ciągle uważa, że jest odpowiedzialny za wszystkich i za wszystko.
Ma syna Maksa z pierwszego małżeństwa i jeszcze jednego, rudowłosego jak matka,
ze związku z Maggie.
Auguste zajmuje się głównie armią i swoją rodziną.
Nicolas to wielka niewiadoma. Doktor medycyny, dość nietypowa profesja jak
na księcia, powinien więc rozumieć niekonwencjonalne wybory, ale niezwykle dba
o dobro rodziny. Ożenił się z Amerykanką Tarą, która spodziewa się lada chwila ich
110
S
R
pierwszego dziecka. Mam nadzieję, że Alexander i Sophia są w tej chwili w Ka-
rolinie Północnej.
Jared pogładził Michelinę po ręce, chciał ją uspokoić.
- Będzie quiz na ten temat? - spytał z uśmiechem.
- Jak możesz się uśmiechać w takiej chwili?
- Uśmiecham się, bo jestem z kobietą, którą kocham.
- Przyrzeknij mi, że nie zmienisz zdania po spotkaniu z nimi.
- Nie ma takiej możliwości - zapewnił Jared, przygarniając Michelinę do
siebie.
- Prawie jesteśmy na miejscu - powiedziała.
Limuzyna sunęła teraz podjazdem obsadzonym po obu stronach
różnokolorowymi kwiatami. Ukazał się wiekowy pałac przywodzący na myśl
dumną i piękną kobietę. Samochód zatrzymał się i natychmiast pojawił się lokaj.
- Witamy w domu, Wasza Wysokość - skłonił się głęboko i otworzył
Michelinie drzwi.
- Dziękuję, Marc. To jest pan Jared McNeil.
- Witamy w Marceau, panie McNeil - skłonił się Marc.
Michelina wzięła Jareda pod rękę.
- Gotów?
- W każdej chwili.
- Wciąż myślę, że Vegas byłoby lepsze.
- Daj spokój! Może nie będzie tak zle, jak myślisz.
W holu powitali ich czterej mężczyzni, ubrani bardzo różnie, ale wszyscy
mieli te same srebrne oczy i jednakowo marsowe miny. Czterej srodzy książęta.
Jared powinien się ich ulęknąć, ale miłość do Micheliny czyniła go nieustraszonym.
Być może popełniał błąd, być może powinien się jednak lękać. Wkrótce miał się o
tym przekonać.
111
S
R
- Witaj w domu, Michelino - przemówił pierwszy srogi książę. - Matka cię
oczekuje.
- Dopiero co przyjechałam. Muszę zadbać, by mój gość miał zapewnione
wszelkie wygody.
- Pan McNeil będzie miał wszelkie wygody. Idz do matki - odezwał się drugi
srogi książę.
- Za chwilę - odparowała Michelina. - Jared, chcę ci przedstawić moich braci:
Michel, Auguste, Nicholas i Alexander. Reagują na Wasza Wysokość.
- Wasze Wysokości - Jared skłonił głowę. - Jestem zaszczycony.
Panowie odkłonili się sztywno, ale nie rzekli ani słowa.
- Gdzież są wasze żony? - zapytała Michelina.
- Pozostały w domu.
- Szkoda. - Michelina uśmiechnęła się słodko. - One was cywilizują.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić - potwierdził Nicholas. - Matka na ciebie
czeka - powtórzył.
- Cóż, Jared cywilizuje z kolei mnie.
Srodzy książęta spojrzeli na niego z niejakim zainteresowaniem.
- Jesteśmy bardzo ciekawi, jak mu się to udaje - znów zabrał głos Nicholas. -
Idz i pokajaj się - popchnął łagodnie siostrę. - My pogawędzimy z twoim
przyjacielem.
- Nie ufam wam na tyle, żeby go z wami zostawiać - zaprotestowała
Michelina.
- Myślisz, że sobie z nami nie poradzi?
Jared chciał odpowiedzieć na to wyzwanie, ale pohamował się, uznawszy, że
cięte riposty przydadzą mu się pózniej.
Michelina wzniosła oczy do nieba.
- Idę zobaczyć się z matką. Jeżeli uczynicie mojemu gościowi jakiś despekt,
nigdy już nie odezwę się do was słowem.
112
S
R
- Straszna grozba. - Nicholas uniósł lekko brwi.
- Owszem, straszna. Mówię poważnie. Powinniście mu podziękować, że
jestem tutaj. Chciałam jechać do Vegas. - Odwróciła się i pocałowała Jareda, co
miało stanowić ostrzeżenie dla braci.
- Nie martw się o mnie - szepnął. - Poradzę sobie choćby i z dziesięcioma im
podobnymi.
- Moja matka świetnie zastąpi dziesięciu.
- Załatwmy, co mamy do załatwienia, a potem zabierzesz mnie na plażę.
- Umowa stoi.
Jared odprowadził Michelinę wzrokiem, a kiedy zniknęła za załomem
korytarza, zwrócił się do czterech braci:
- Prowadzcie na miejsce kazni.
Najmłodszy z książąt, Alexander, omal nie parsknął śmiechem.
- Nie będzie kazni. Podobno lubisz się fechtować, więc pomyśleliśmy o
małych zawodach.
- Wszyscy chcieliśmy zmierzyć się z tobą na planszy, ale ponieważ taki
maraton zabrałby zbyt wiele czasu, ciągnęliśmy losy. Wygrał Michel.
Jared skinął głową na znak zgody i podążył za braćmi. Na korytarzu oszczekał
go wymachujący ogonem beagle.
- Elvis, ty awanturniku. - Michel nachylił się i czule potarmosił psa.
- Elvis?
- To pies mojego syna, Maksa. To on go tak nazwał. Doprowadza do szału
radców dworu.
- Pies czy syn?
Michel spojrzał na Jareda z ukosa.
- Elvis. Co wybierasz? Floret? - zapytał, gdy weszli do świetnie wyposażonej
sali szermierczej.
- Floret.
113
S
R
- Znajdz sobie broń i idz się przebrać.
Jared wybrał odpowiedni floret, wziął kostium i ruszył do przebieralni.
Wiedział, że szło o coś więcej niż o fechtunek. Bracia chcieli poddać go próbie,
wybadać. Jeśli są choć w połowie tak bystrzy jak Michelina, zorientują się, że on nie
ustąpi.
Chwilę pózniej stał już na planszy naprzeciw Michela; po zwyczajowym
pozdrowieniu rozpoczęli starcie.
- Jak poznałeś moją siostrę? - zapytał Michel, zdobywając punkt.
Jared instynktownie chronił Michelinę. I tak bolała nad brakiem szacunku ze
strony braci, nie chciał dolewać oliwy do ognia.
- Pewnej nocy zepsuł się jej samochód w pobliżu mojego rancza. Nie mogła
jechać dalej, zaproponowałem jej gościnę. Następnego dnia moja gospodyni złamała
nogę i Michelina zgodziła się zaopiekować moimi siostrzenicami, które wtedy
mieszkały u mnie.
Jared zdobył przewagę, trafiając księcia w pierś.
- Nasza siostra zgodziła się opiekować dziećmi?
- Tak i świetnie sobie radziła. Zmieniała pieluchy i w ogóle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]