[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Muszę bardzo uważać na to, co jej mówię. Nagle zorientowała
się, że lady Morag podąża ku niej z wielkim pośpiechem. Gdy
ją dogoniła, kobieta wyrzuciła z siebie łapiąc oddech:
- Tak się cieszę, że panią znalazłam, panno Windham!
Właśnie szukałam pani w zamku. Czy pani wie, że widziano
Mary - Rose wchodzącą do Wieży Strażniczej.
- Do Wieży Strażniczej! - wykrzyknęła Fiona zdumiona. -
Chyba pani się myli! Mary - Rose powtarzano wielokrotnie,
że nie wolno jej się tam zbliżać.
- A jednak to prawda! Powiedziano mi, że Mary - Rose
szła tędy kilka minut temu.
- Ale Wieża Strażnicza jest niebezpieczna! - jęknęła
Fiona.
- I to bardzo! - przyznała lady Morag. - Lepiej nie traćmy
czasu i chodzmy zobaczyć, co ona tam robi.
Fiona ruszyła biegiem przez trawnik w kierunku wieży,
która znajdowała się po północnej stronie zamku. Za nią
podążyła lady Morag. Fiona miała nadzieję, że Mary - Rose
nie zrobi sobie krzywdy i nie dojdzie do jakiejś tragedii.
Nie miała najmniejszej wątpliwości, że lady Morag
wykorzysta tę sytuację przeciwko niej. Będzie opowiadać, że
Fiona nie nadaje się na opiekunkę, skoro zostawiła dziecko
bez opieki.
Poza tym książę całkiem poważnie je ostrzegał, że Wieża
Strażnicza jest niebezpieczna, i Fiona była naprawdę
przerażona.
Kiedy dobiegła na miejsce, zobaczyła, że drzwi są otwarte,
ale nie było w tym nic dziwnego, jako że zawiasy zardzewiały
i drzwi wisiały pod nieco dziwnym kątem opierając się o mur.
- Mary - Rose musiała wejść na górę - powiedziała lady
Morag.
Fiona nie odpowiedziała, ale pomyślała, że to całkiem
prawdopodobne.
Dziewczynka zazwyczaj nie była samowolna, ale będąc
pod wrażeniem historii, którą opowiedział jej ojciec, jak to
razem z bratem uciekli nauczycielowi i wdrapali się aa szczyt
wieży, gdzie nie mógł ich dosięgnąć, mogła ulec pokusie.
Dużo mówiła o Wieży Strażniczej zaraz po przyjezdzie do
zamku, ale działo się tyle interesujących rzeczy, że Fiona
myślała, iż zajęła się czymś innym.
Nie marnując czasu na rozmowy, zaczęła wspinać się po
kamiennych schodach.
Jak w większości wież były to kręcone schody, przez
szczeliny strzelnicze wpadało bardzo skąpe światło.
Wspięła się na pierwsze piętro i wówczas zrozumiała,
dlaczego książę przestrzegał ją przed wdrapywaniem się na
szczyt.
Przez otwarte wejście do pomieszczenia, które było
zapewne kiedyś komnatą, zobaczyła zapadniętą i zwisającą w
dół podłogą.
Belki, które ją podtrzymywały, oraz przymocowane do
nich drewniane deski trzymały się tylko po przeciwnej ścianie.
Pod nimi była przerażająca ciemność.
Nic nie mówiąc, świadoma, że lady Morag idzie tuż . za
nią, Fiona zaczęła wspinać się wyżej. Schody były mocno
wyszczerbione, toteż Fiona, unosząc spódnicę do góry, nie
mogła szybko się poruszać.
Pokonała kilka obrotów schodów i stwierdziła, że jest już
blisko szczytu. Wtedy też ujrzała kolejne drzwi. I tu także, jak
na niższym piętrze, podłoga była uszkodzona. Nie zapadła się
całkiem, ale oderwała od jednej ze ścian i zwisała ukośnie, a
kilka desek najwyrazniej już się zsunęło.
Fiona zatrzymała się na moment. Teraz była już naprawdę
przerażona. Zawołała:
- Mary - Rose! Mary - Rose!
Jej głos odbijał się od okrągłych kamiennych ścian
brzmiąc złowieszczo. Nie było odpowiedzi. Zawołała wiec
ponownie:
- Mary - Rose! Gdzie jesteś? Odezwij się!
- Nie odezwie się, bo jej tu nie ma! - złowieszczo
zasyczała lady Morag.
Fiona, która odrzuciła głowę do tyłu, kiedy wołała,
odwróciła się i ujrzała, że kobieta stoi tuż za nią.
- Przecież mówiła mi pani, że ona tu jest? Uśmiech
zagościł na wąskich ustach lady Morag.
- Był to najprostszy sposób na zwabienie pani tutaj -
odparła.
Słysząc ton jej głosu, Fiona spojrzała na nią z
niedowierzaniem i powiedziała szybko:
- Jakim prawem przyprowadziła mnie pani tutaj i to pod
takim pretekstem! To naprawdę bardzo kiepski dowcip!
- To nie dowcip - odparła lady Morag. - Po prostu chcę
się ciebie pozbyć!
Gdy to mówiła, wyciągnęła obie ręce. Fiona krzyknęła.
Chciała zrobić unik, ale się spózniła.
- Giń! - krzyknęła lady Morag. - Giń tak jak Janet! Nikt
cię nigdy nie znajdzie!
Jej głos przerodził się w pisk. Fionie przeleciała przez
głowę myśl, że lady Morag jest szalona, kiedy poczuła, że
popycha ją ona z siłą, której nie była w stanie się
przeciwstawić.
Poczuła, że leci. Wówczas ostatnim desperackim
wysiłkiem wyciągnęła ręce, próbując złapać oburącz podłogę
zwisającą z przeciwnej ściany. Tylko dzięki temu, że była
sprawna i zdrowa, udało jej się chwycić podłogę. Złamane
deski zaczęły trzeszczeć pod jej ciężarem. Przez chwilę
myślała, że urwą się razem z nią i spadnie w przepaść, ale
jakimś cudem trzymała się, choć połowa jej ciała wisiała w
powietrzu.
Lekko ogłuszona uderzeniem o twardą drewnianą
krawędz, instynktownie wsunęła palce głębiej między deski i
modliła się, aby Bóg dał jej siłę. Wówczas usłyszała za sobą
gardłowy głos lady Morag:
- Spadaj! Spadaj! Musisz umrzeć! Teraz twoja kolej!
Myślała, że zemdleje z samego przerażenia. Jej desperacki
uchwyt i jad w głosie lady Morag były jak z koszmarnego snu.
Pomyślała o księciu i o tym, że choć posiadała tajemnicę
śmierci jego żony, tylko wówczas będzie mogła ją wyjawić,
jeśli się uratuje.
Miłość do niego dodała jej sił, więc krzyknęła:
- Ratunku! Pomocy!
Jej głos początkowo zabrzmiał słabo. Potem, świadoma,
że woła o pomoc, nie tylko dla siebie, lecz również dla
ukochanego mężczyzny, krzyknęła głośniej:
- Ratunku! Na pomoc! Ratunku!
Z miejsca, gdzie stała lady Morag, nie było słychać
żadnych odgłosów i Fiona zastanawiała się, czy kobieta nie
uciekła. Chciała odwrócić głowę, żeby spojrzeć, ale nie
odważyła się ruszyć.
Spadł jej kapelusz, buty zsuwały się ze stóp i miała
uczucie, że najmniejszy ruch może sprawić, że podłoga się
oderwie, a tego najbardziej się obawiała.
Tuż nad sobą zobaczyła otwór, który był kiedyś oknem.
Część kamieni wykruszyła się i był on większy i dłuższy niż
szczeliny strzelnicze. Wpuszczał też dużo więcej światła.
Widziała przez nie niebo i pomyślała sobie, że może tędy
jej głos wydostanie się na zewnątrz i ktoś ją usłyszy.
- Na pomoc! Na pomoc! - krzyknęła ponownie. Nagle
zrozumiała, dlaczego lady Morag była tak cicho. Wielki
kamień, najwyrazniej odłupany ze ściany, uderzył w podłogę
tuż nad jej rękami i odbił się o jej plecy.
Przez jakąś sekundę nic nie było słychać, potem daleko w
dole rozległ się plusk wody.
- Tam utoniesz! - krzyknęła lady Morag. - Puść się,
głupia! Nikt cię nie uratuje, a ja będę tak długo rzucać
kamieniami, aż spadniesz! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl