[ Pobierz całość w formacie PDF ]
relacje z ich przodkami, a oko-
liczne skały i sadzawki noszą nazwy pochodzące od wciąż
żyjących krasnoludków i kelpie. Legendy niemieckie
zazwyczaj skupiają się na bohaterach, Tylko o nielicznych z
niemieckich nieludzi, jak na przykład o Lorelei czy
Rumpelstiltskinie, krążą opowieści, które uczciwie ostrzegają,
z jakim nieczłowiekiem ma się do czynienia.
Więc jednak Samuel wiedział coś o starym grem-linie...
Zee dostrzegł w moich oczach rodzące się podejrzenie i znów
zachichotał.
- Nie zaczynaj, dziewczyno. %7łyjemy w terazniejszości.
Przeszłość niech sama o siebie zadba.
Mam stopień naukowy z historii, co stanowi jeden z
powodów, dla których zostałam mechanikiem. Zazwyczaj do
zaspokojenia tęsknoty za przeszłoś-
cią wystarczy mi powieść historyczna albo dworskie
romansidło. Już wcześniej próbowałam wyciągnąć z Zee
jakieś ciekawe opowieści, ale, jak wilkołaki, nie był skory do
zwierzeń. Najwidoczniej przeszłość skrywa zbyt wiele
mrocznych tajemnic Uzbrojona w nazwisko zamierzałam
przetrząsnąć Internet, gdy tylko wrócę do domu.
Kiedy Zee spojrzał na Stefana, rozbawienie znikło z jego
twarzy.
- Sztylet prawdopodobnie niewiele pomoże przeciwko
wampirom, ale poczuję się lepiej ze świadomością, że Mercy
ma jakieś narzędzie obrony.
Stefan kiwnął głową.
- Pozwolimy jej zatrzymać.
Leżący na moich kolanach sztylet wyglądał niepozornie.
Dopiero gdy przypomniałam sobie pieszczotę jego mocy,
ostrożnie wsunęłam go do futerału.
- Nie patrz im w oczy - powiedział nagle Zee. -Ciebie to też
dotyczy, doktorze Cornick.
- Nie graj z wampirami w gierki o dominację. Pamiętam.
Druga połowa tego starego aforyzmu wilkołaków brzmi: po
prostu je zabij". Byłam szczęśliwa, że Samuel ją przemilczał.
-Jakieś inne przestrogi, wampirze, przyjacielu Mercy? -
zapytał Zee.
Stefan wzruszył ramionami.
- Nie wyraziłbym na to zgody, gdybym naprawdę sądził, że
Pani ma złe intencje. Ona się po prostu nudzi. Mercy ma
talent do udzielania odpowiedzi,
które niczego nie obiecują. Jeśli wilk też to potrafi, wszyscy
znajdziemy się bezpieczni we własnych łóżkach, zanim
nadejdzie świt.
Rozdział 10
Nie jestem pewna, co spodziewałam się ujrzeć, jadąc do
siedziby wampirów. Przypuszczam, że na moich
wyobrażeniach odcisnęły piętno wszystkie te nocne filmidła,
bo oczekiwałam widoku ogromnej wiktoriańskiej rezydencji
w biednej części musu. Jest kilka takich posiadłości w
okolicach centrum Wennewick, większość z nich
wychuchana i wymalowana jak operowe diwy. Znalazłoby
się też kilka zaniedbanych dzielnic, jednak są one
zagospodarowane domami zbyt małymi, aby pomieścić nawet
niewielką chmarę.
Nie powinnam czuć się zaskoczona, że na mijanych
podjazdach stały mercedesy, porsche i BMW. Droga
przecinała stok wzgórza, z którego rozciągał się widok na
miasto. Na stromo opadających działkach lekarze, prawnicy i
dyrektorzy od trzydziestu lat stawiali swoje trzy tysiące
metrów kwadratowych. Jak nam jednak powiedział Stefan,
wampiry były tu pierwsze.
Asfaltową ulicę zastąpiła węższa żwirowa droga, wciśnięta
pomiędzy parę dwupiętrowych gmachów z cegły. Wyglądała
na podjazd, ale minęliśmy domy i wjechaliśmy na teren
niezabudowany.
Przez jakieś pół kilometra ciągnęły się typowe dla
wschodniego Waszyngtonu zarośla - głównie stokłosy, bylice
i buzdyganki ziemne. W końcu wspięliśmy się na szczyt
wzgórza, które zasłaniało dwupiętrową, rozlazłą hacjendę
otoczoną wysokim na dwa i pół metra murem. Kiedy
zjeżdżaliśmy w dół, nasz widok ograniczał się do tego, co
zdołaliśmy dostrzec przez podwójne bramy z kutego żelaza.
Zdobiące fasady szerokie hiszpańskie łuki świetnie spełniały
swą rolę, ukrywając brak okien.
Na polecenie Stefana zaparkowałam tuż przy
murze na wyrównanej części gruntu. Zanim Samu-el zdążył
wysiąść, wampir wyskoczył i obszedł samochód, aby
otworzyć mi drzwi.
- Mam to zostawić? - zapytałam, unosząc w górę sztylet. Po
drodze doszłam do wniosku, że skoro i tak nie mogłam go
ukryć bez pomocy nieczłowie-czego uroku, może byłoby
rozsądniej nie brać go wcale.
Stefan wzruszył ramionami, klepiąc się rytmicznie po udach,
jak gdyby do jego uszu docierała muzyka, której ja nie
słyszałam. Taki już miał nawyk: rzadko bywał całkowicie
nieruchomy.
- Taki relikt może wzbudzić wśród nich większy respekt.
Wez go - poradził Samuel.
- Martwiłam się, że popsuję nastrój.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek musiał się dzisiaj uciekać do
przemocy - powiedział Stefan. - Sztylet niczego nie zmieni.
Chociaż w tym stanie jest nielegalny, więc pamiętaj, żeby go
zabrać, zanim wyjdziesz. - Puścił do mnie oko.
A więc owinęłam skórzany pas wokół bioder. Przełożyłam
końcówkę przez ręcznie wykonaną sprzączkę i zacisnęłam.
- Za luzno - powiedział Stefan, wyciągając rękę, ale Samuel
go uprzedził.
- Owiniemy pas dookoła tali, a potem naciągniemy go na
biodra, żeby się nie zsunął pod ciężarem ostrza.
Kiedy już był zadowolony, odsunął się o krok.
- Nie jestem wrogiem - oznajmił mu łagodnie Stefan.
- Wiemy o tym - powiedziałam.
Stefan poklepał mnie po ramieniu, ale mówił da-
lej:
- Nie jestem twoim wrogiem, wilku. Ryzykuję znacznie
więcej, niż sądzisz, biorąc was oboje pod ochronę. Pani
chciała posłać po was innych - takich, którzy raczej by się
wam nie spodobali.
- Po co ryzykujesz? - zapytał Samuel. - Dlaczego chcesz nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
relacje z ich przodkami, a oko-
liczne skały i sadzawki noszą nazwy pochodzące od wciąż
żyjących krasnoludków i kelpie. Legendy niemieckie
zazwyczaj skupiają się na bohaterach, Tylko o nielicznych z
niemieckich nieludzi, jak na przykład o Lorelei czy
Rumpelstiltskinie, krążą opowieści, które uczciwie ostrzegają,
z jakim nieczłowiekiem ma się do czynienia.
Więc jednak Samuel wiedział coś o starym grem-linie...
Zee dostrzegł w moich oczach rodzące się podejrzenie i znów
zachichotał.
- Nie zaczynaj, dziewczyno. %7łyjemy w terazniejszości.
Przeszłość niech sama o siebie zadba.
Mam stopień naukowy z historii, co stanowi jeden z
powodów, dla których zostałam mechanikiem. Zazwyczaj do
zaspokojenia tęsknoty za przeszłoś-
cią wystarczy mi powieść historyczna albo dworskie
romansidło. Już wcześniej próbowałam wyciągnąć z Zee
jakieś ciekawe opowieści, ale, jak wilkołaki, nie był skory do
zwierzeń. Najwidoczniej przeszłość skrywa zbyt wiele
mrocznych tajemnic Uzbrojona w nazwisko zamierzałam
przetrząsnąć Internet, gdy tylko wrócę do domu.
Kiedy Zee spojrzał na Stefana, rozbawienie znikło z jego
twarzy.
- Sztylet prawdopodobnie niewiele pomoże przeciwko
wampirom, ale poczuję się lepiej ze świadomością, że Mercy
ma jakieś narzędzie obrony.
Stefan kiwnął głową.
- Pozwolimy jej zatrzymać.
Leżący na moich kolanach sztylet wyglądał niepozornie.
Dopiero gdy przypomniałam sobie pieszczotę jego mocy,
ostrożnie wsunęłam go do futerału.
- Nie patrz im w oczy - powiedział nagle Zee. -Ciebie to też
dotyczy, doktorze Cornick.
- Nie graj z wampirami w gierki o dominację. Pamiętam.
Druga połowa tego starego aforyzmu wilkołaków brzmi: po
prostu je zabij". Byłam szczęśliwa, że Samuel ją przemilczał.
-Jakieś inne przestrogi, wampirze, przyjacielu Mercy? -
zapytał Zee.
Stefan wzruszył ramionami.
- Nie wyraziłbym na to zgody, gdybym naprawdę sądził, że
Pani ma złe intencje. Ona się po prostu nudzi. Mercy ma
talent do udzielania odpowiedzi,
które niczego nie obiecują. Jeśli wilk też to potrafi, wszyscy
znajdziemy się bezpieczni we własnych łóżkach, zanim
nadejdzie świt.
Rozdział 10
Nie jestem pewna, co spodziewałam się ujrzeć, jadąc do
siedziby wampirów. Przypuszczam, że na moich
wyobrażeniach odcisnęły piętno wszystkie te nocne filmidła,
bo oczekiwałam widoku ogromnej wiktoriańskiej rezydencji
w biednej części musu. Jest kilka takich posiadłości w
okolicach centrum Wennewick, większość z nich
wychuchana i wymalowana jak operowe diwy. Znalazłoby
się też kilka zaniedbanych dzielnic, jednak są one
zagospodarowane domami zbyt małymi, aby pomieścić nawet
niewielką chmarę.
Nie powinnam czuć się zaskoczona, że na mijanych
podjazdach stały mercedesy, porsche i BMW. Droga
przecinała stok wzgórza, z którego rozciągał się widok na
miasto. Na stromo opadających działkach lekarze, prawnicy i
dyrektorzy od trzydziestu lat stawiali swoje trzy tysiące
metrów kwadratowych. Jak nam jednak powiedział Stefan,
wampiry były tu pierwsze.
Asfaltową ulicę zastąpiła węższa żwirowa droga, wciśnięta
pomiędzy parę dwupiętrowych gmachów z cegły. Wyglądała
na podjazd, ale minęliśmy domy i wjechaliśmy na teren
niezabudowany.
Przez jakieś pół kilometra ciągnęły się typowe dla
wschodniego Waszyngtonu zarośla - głównie stokłosy, bylice
i buzdyganki ziemne. W końcu wspięliśmy się na szczyt
wzgórza, które zasłaniało dwupiętrową, rozlazłą hacjendę
otoczoną wysokim na dwa i pół metra murem. Kiedy
zjeżdżaliśmy w dół, nasz widok ograniczał się do tego, co
zdołaliśmy dostrzec przez podwójne bramy z kutego żelaza.
Zdobiące fasady szerokie hiszpańskie łuki świetnie spełniały
swą rolę, ukrywając brak okien.
Na polecenie Stefana zaparkowałam tuż przy
murze na wyrównanej części gruntu. Zanim Samu-el zdążył
wysiąść, wampir wyskoczył i obszedł samochód, aby
otworzyć mi drzwi.
- Mam to zostawić? - zapytałam, unosząc w górę sztylet. Po
drodze doszłam do wniosku, że skoro i tak nie mogłam go
ukryć bez pomocy nieczłowie-czego uroku, może byłoby
rozsądniej nie brać go wcale.
Stefan wzruszył ramionami, klepiąc się rytmicznie po udach,
jak gdyby do jego uszu docierała muzyka, której ja nie
słyszałam. Taki już miał nawyk: rzadko bywał całkowicie
nieruchomy.
- Taki relikt może wzbudzić wśród nich większy respekt.
Wez go - poradził Samuel.
- Martwiłam się, że popsuję nastrój.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek musiał się dzisiaj uciekać do
przemocy - powiedział Stefan. - Sztylet niczego nie zmieni.
Chociaż w tym stanie jest nielegalny, więc pamiętaj, żeby go
zabrać, zanim wyjdziesz. - Puścił do mnie oko.
A więc owinęłam skórzany pas wokół bioder. Przełożyłam
końcówkę przez ręcznie wykonaną sprzączkę i zacisnęłam.
- Za luzno - powiedział Stefan, wyciągając rękę, ale Samuel
go uprzedził.
- Owiniemy pas dookoła tali, a potem naciągniemy go na
biodra, żeby się nie zsunął pod ciężarem ostrza.
Kiedy już był zadowolony, odsunął się o krok.
- Nie jestem wrogiem - oznajmił mu łagodnie Stefan.
- Wiemy o tym - powiedziałam.
Stefan poklepał mnie po ramieniu, ale mówił da-
lej:
- Nie jestem twoim wrogiem, wilku. Ryzykuję znacznie
więcej, niż sądzisz, biorąc was oboje pod ochronę. Pani
chciała posłać po was innych - takich, którzy raczej by się
wam nie spodobali.
- Po co ryzykujesz? - zapytał Samuel. - Dlaczego chcesz nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]