[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wciąż trzymając Trevelyana za rękę, Claire przystanęła. Z boku usłyszeli dzwięki dud i
Claire chciała iść w tamtą stronę, ale Trevelyan poprowadził ją ku pobliskiemu zagajnikowi.
Dokąd idziemy? spytała, lecz nie dostała odpowiedzi.
Gdy skryli się w zaroślach, obrócił się do niej, ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją tak,
jakby robił to po raz pierwszy. To nie był namiętny pocałunek, pomyślała Claire. Nie. To był
pocałunek& miłosny.
Wciąż ujmując jej twarz, Trevelyan cofnął się o krok i zaczął się w nią wpatrywać tak,
jakby chciał zapamiętać każdy jej rys.
To było bardzo szlachetne, co dla niego zrobiłaś szepnął Claire poczuła się mocno
zakłopotana tym komplementem.
Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. Pomyślałam, że jeśli poślę księciu whisky
MacTarvita, to może zechce jej skosztować. Był dla mnie bardzo uprzejmy, kiedy poznałam
go w Londynie.
Trevelyan wciąż przyglądał jej się z dziwną miną, wnet jednak twarz mu się
rozpogodziła.
Zdaje mi się, że tymczasem Nyssa urządziła przyjęcie. Pójdziemy popatrzeć, jak
tańczy?
Claire wiedziała, że już nigdy nie przeżyje podobnego dnia jak ten, w którym powiedziała
Angusowi MacTarvitowi o książęcym certyfikacie. Angus otworzył wielkie beczki trunku i
częstował wszystkich, nie biorąc za to ani pensa.
Koniec świata mruknął cicho Trevelyan do Claire.
Podczas ich pierwszych odwiedzin szkockich tańców uczyła się Claire, tym razem
tancerkami były Bachor i Nyssa. Stopy obu bez wysiłku fruwały nad mieczami ułożonymi na
ziemi. Gdy Bachor potknął się o rąbek swojej sukni, Nyssa powiedziała, że powinny mieć
szkockie stroje. Jedna z kobiet natychmiast zaproponowała jej długą spódnicę z samodziału,
ale Nyssa wskazała jednego z chłopców i jego odzienie. Angus przyniósł więc dwa kilty z
rodowego tartanu MacTarvitow. Wyglądały tak, jakby nie używano ich od lat i jakby były dla
Angusa wielkim skarbem. Nyssa wzięła jeden z kiltów, a potem cmoknęła starego w
poprzecinany bruzdami policzek. Bachor nie pozwolił się zdystansować i natychmiast zrobił
to samo.
Angus obnażył swoje niekompletne uzębienie w promiennym uśmiechu.
Gdy młode damy wyszły z jego chaty w kiltach i z gołymi nogami, otrzymały kilka
dezaprobujących spojrzeń od kobiet, a paru mężczyzn lubieżnie się uśmiechnęło. Trevelyan
podszedł do Bachora i Nyssy, podał każdej z nich jedno ramię i zaprowadził je do dudziarzy.
To położyło kres niezadowoleniu i pożądliwym minom. Ponownie rozległa się muzyka, a
Trevelyan wrócił do Claire.
Wygląda na to, że twoje słowo jest tu prawem odezwała się Claire. Ludzie nie
chcieli się zgodzić na włożenie kiltów przez dziewczęta, póki nie oświadczyłeś, że nie ma w
tym nic złego. A gdy osobiście odprowadziłeś je do muzyków, wieśniacy uznali twoją wolę.
Treyelyan wzruszył ramionami i odwrócił spojrzenie.
Aadnie tańczą, prawda?
Claire wiedziała, że nie wydusi z niego żadnej odpowiedzi. Stanęła więc i zaczęła się
przyglądać, jak Treyelyan chodzi wśród wieśniaków i prowadzi z nimi rozmowy. Większość
z nich zdawał się znać po imieniu. Wypytywał ich o krewnych i sprawy domowe.
W południe Claire zauważyła Trevelyana rozmawiającego z dwoma chłopcami. Potem
zobaczyła, że chłopcy pospiesznie oddalają się przez wzgórza w stronę Bramley.
Dokąd oni idą? spytała Trevelyana, ten jednak nie chciał zdradzić sekretu.
Dopiero o zachodzie słońca zagadka się wyjaśniła. Treyelyan przygotował w Bramley
House poczęstunek dla wszystkich wieśniaków, w sumie ponad stu, a potem zaprosił ich na
sztukę w teatrze przyjaciela Bachora, Cammy ego.
Trevelyan dosiadł konia, którego przyprowadził mu stajenny, i wyciągnął rękę do Claire,
aby pomóc jej wspiąć się na siodło.
Gdy znalazła się przy nim, w ogóle nie mogła uwierzyć, że jeszcze niedawno wydawał jej
się stary i słabowity. Jechali przez las sporo przed gromadą ludzi idących piechotą.
Nie sądzę, żeby twoja obecność w Bratnley House pozostała sekretem.
Ja też nie.
Nie powiedział nic więcej, a ona nie próbowała naciskać. Trevelyan miał zwyczaj mówić
jej tylko tyle. ile sam chciał.
Czy masz czasem poczucie, ze są chwilę niczym niezmąconego szczęścia? spytała.
Takie chwile, które mogłyby trwać bez końca?
Nie odparł. Zawsze chciałem wiedzieć, co będzie potem.
Uśmiechnęła się i w milczeniu oparła się o niego. Wolała tymczasem nie myśleć o
przyszłości.
Jechali bardzo wolno, więc do drzwi wschodniego skrzydła Bramley House dotarli
jednocześnie z wieśniakami. W salonie były rozstawione stoły, których Claire nigdy przedtem
nie widziała, i wszystkie uginały się od jadła. Camelot J. Montgomery z wielkim
podnieceniem oczekiwał na swój publiczny występ.
Claire stanęła przy drzwiach i obserwowała, jak ludzie nieśmiało zbliżają się do stołów z
jedzeniem.
Czy tego chciałaś? spytał ją Trevelyan. Czy właśnie coś podobnego zamierzasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Wciąż trzymając Trevelyana za rękę, Claire przystanęła. Z boku usłyszeli dzwięki dud i
Claire chciała iść w tamtą stronę, ale Trevelyan poprowadził ją ku pobliskiemu zagajnikowi.
Dokąd idziemy? spytała, lecz nie dostała odpowiedzi.
Gdy skryli się w zaroślach, obrócił się do niej, ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją tak,
jakby robił to po raz pierwszy. To nie był namiętny pocałunek, pomyślała Claire. Nie. To był
pocałunek& miłosny.
Wciąż ujmując jej twarz, Trevelyan cofnął się o krok i zaczął się w nią wpatrywać tak,
jakby chciał zapamiętać każdy jej rys.
To było bardzo szlachetne, co dla niego zrobiłaś szepnął Claire poczuła się mocno
zakłopotana tym komplementem.
Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. Pomyślałam, że jeśli poślę księciu whisky
MacTarvita, to może zechce jej skosztować. Był dla mnie bardzo uprzejmy, kiedy poznałam
go w Londynie.
Trevelyan wciąż przyglądał jej się z dziwną miną, wnet jednak twarz mu się
rozpogodziła.
Zdaje mi się, że tymczasem Nyssa urządziła przyjęcie. Pójdziemy popatrzeć, jak
tańczy?
Claire wiedziała, że już nigdy nie przeżyje podobnego dnia jak ten, w którym powiedziała
Angusowi MacTarvitowi o książęcym certyfikacie. Angus otworzył wielkie beczki trunku i
częstował wszystkich, nie biorąc za to ani pensa.
Koniec świata mruknął cicho Trevelyan do Claire.
Podczas ich pierwszych odwiedzin szkockich tańców uczyła się Claire, tym razem
tancerkami były Bachor i Nyssa. Stopy obu bez wysiłku fruwały nad mieczami ułożonymi na
ziemi. Gdy Bachor potknął się o rąbek swojej sukni, Nyssa powiedziała, że powinny mieć
szkockie stroje. Jedna z kobiet natychmiast zaproponowała jej długą spódnicę z samodziału,
ale Nyssa wskazała jednego z chłopców i jego odzienie. Angus przyniósł więc dwa kilty z
rodowego tartanu MacTarvitow. Wyglądały tak, jakby nie używano ich od lat i jakby były dla
Angusa wielkim skarbem. Nyssa wzięła jeden z kiltów, a potem cmoknęła starego w
poprzecinany bruzdami policzek. Bachor nie pozwolił się zdystansować i natychmiast zrobił
to samo.
Angus obnażył swoje niekompletne uzębienie w promiennym uśmiechu.
Gdy młode damy wyszły z jego chaty w kiltach i z gołymi nogami, otrzymały kilka
dezaprobujących spojrzeń od kobiet, a paru mężczyzn lubieżnie się uśmiechnęło. Trevelyan
podszedł do Bachora i Nyssy, podał każdej z nich jedno ramię i zaprowadził je do dudziarzy.
To położyło kres niezadowoleniu i pożądliwym minom. Ponownie rozległa się muzyka, a
Trevelyan wrócił do Claire.
Wygląda na to, że twoje słowo jest tu prawem odezwała się Claire. Ludzie nie
chcieli się zgodzić na włożenie kiltów przez dziewczęta, póki nie oświadczyłeś, że nie ma w
tym nic złego. A gdy osobiście odprowadziłeś je do muzyków, wieśniacy uznali twoją wolę.
Treyelyan wzruszył ramionami i odwrócił spojrzenie.
Aadnie tańczą, prawda?
Claire wiedziała, że nie wydusi z niego żadnej odpowiedzi. Stanęła więc i zaczęła się
przyglądać, jak Treyelyan chodzi wśród wieśniaków i prowadzi z nimi rozmowy. Większość
z nich zdawał się znać po imieniu. Wypytywał ich o krewnych i sprawy domowe.
W południe Claire zauważyła Trevelyana rozmawiającego z dwoma chłopcami. Potem
zobaczyła, że chłopcy pospiesznie oddalają się przez wzgórza w stronę Bramley.
Dokąd oni idą? spytała Trevelyana, ten jednak nie chciał zdradzić sekretu.
Dopiero o zachodzie słońca zagadka się wyjaśniła. Treyelyan przygotował w Bramley
House poczęstunek dla wszystkich wieśniaków, w sumie ponad stu, a potem zaprosił ich na
sztukę w teatrze przyjaciela Bachora, Cammy ego.
Trevelyan dosiadł konia, którego przyprowadził mu stajenny, i wyciągnął rękę do Claire,
aby pomóc jej wspiąć się na siodło.
Gdy znalazła się przy nim, w ogóle nie mogła uwierzyć, że jeszcze niedawno wydawał jej
się stary i słabowity. Jechali przez las sporo przed gromadą ludzi idących piechotą.
Nie sądzę, żeby twoja obecność w Bratnley House pozostała sekretem.
Ja też nie.
Nie powiedział nic więcej, a ona nie próbowała naciskać. Trevelyan miał zwyczaj mówić
jej tylko tyle. ile sam chciał.
Czy masz czasem poczucie, ze są chwilę niczym niezmąconego szczęścia? spytała.
Takie chwile, które mogłyby trwać bez końca?
Nie odparł. Zawsze chciałem wiedzieć, co będzie potem.
Uśmiechnęła się i w milczeniu oparła się o niego. Wolała tymczasem nie myśleć o
przyszłości.
Jechali bardzo wolno, więc do drzwi wschodniego skrzydła Bramley House dotarli
jednocześnie z wieśniakami. W salonie były rozstawione stoły, których Claire nigdy przedtem
nie widziała, i wszystkie uginały się od jadła. Camelot J. Montgomery z wielkim
podnieceniem oczekiwał na swój publiczny występ.
Claire stanęła przy drzwiach i obserwowała, jak ludzie nieśmiało zbliżają się do stołów z
jedzeniem.
Czy tego chciałaś? spytał ją Trevelyan. Czy właśnie coś podobnego zamierzasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]