[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze wynioślej niż biali. Sposobność do tego nadarzyła się zaraz po wkroczeniu Hiszpanów do Cempoalan.
Zjawili się tam komornicy azteccy z urzędu skarbowego w Meksyku, ażeby ściągnąć zaległe podatki. Ci bardzo
wytworni, eleganccy panowie wąchali jakby od niechcenia trzymane w ręku róże, poza tym jednak nie raczyli
nawet zaszczycić swym spojrzeniem ani opieszałych podatników z Cempoalan, ani zakutych w zbroję,
opryskliwych Hiszpanów. Dowiedziawszy się o tym, Cortez kazał tych komisarzy", jak byśmy ich dzisiaj
nazwali, odstawić Montezumie nie upieczonych i na wpół zjedzonych, jak tego oczekiwali podatnicy z
Cempoalan, lecz całych i zdrowych.
Takie postępowanie wygładzało Hiszpanom ścieżki. W pozornie przyjaznie usposobionej Tlaskali,
urodzajnym kraju chleba", doszło wprawdzie do ostrych utarczek, ale Hiszpanie odnieśli zwycięstwo, a przede
wszystkim pokonali własną trwogę, która tutaj, w połowie drogi, trawiła serca wszystkich. Wszelkie wahanie
znikło, gdy przybyło nowe poselstwo od Montezumy, niosąc drogocenne dary. Zastępy Hiszpanów ruszyły
niepowstrzymanie ku swojemu celowi.
Hiszpanie wiedzieli już bardzo wiele o Tenochtitlan. Dońa Marina nie widziała wprawdzie nigdy wielkiego
miasta założonego w 1324 roku, ale opowiedzieli o nim książęta Tlaskali, z którymi Hiszpanie zaprzyjaznili się
ostatecznie po zwycięskich potyczkach. Oto co pisze Bernal Diaz:
Potężna, na stałym gruncie wzniesiona rezydencja Montezumy leży pośrodku bardzo głębokiego jeziora.
Przybywa się do niej po drogach zbudowanych na groblach, a w wielu miejscach znajdują się drewniane mosty,
tak wysokie, że okręty mogą pod nimi przepływać. Jeżeli się te mosty zerwie, to leżącą za nimi część grobli
opływa ze wszystkich stron woda jak wyspę i miasto staje się niedostępne. Dla obrony przed napadem wroga
wszystkie domy posiadają tarasy i przedpdersia. Miasto jest zaopatrywane w dostateczną ilość wody do picia ze
zródła Chapultepek, które leży o pół godziny drogi od miasta. Wodę doprowadza się do domów częściowo za
pomocą rur, a częściowo sprzedaje się ją z czółen."
- ------------- : ------,Ov_ I P H li
Hiszpanie przysłuchiwali się ze zdumieniem opowiadaniom Tla- skalan. Przyglądali się ciekawie
kolorowym rysunkom Meksyku, które ludzie z Tlaskali wydobyli z archiwów. Kapitan Diego de Ordas zapytał
Tlaskalańczyków, czy z Popocatepetlu nie widać przypadkiem Tenochtitlanu. To wcale możliwe"
odpowiedzieli krajowcy. Sami nigdy nie wspięli się na szczyt góry w obawie przed gniewem bogów.
Tenochtitlan leży po drugiej stronie Popocatepetlu, powinien więc być z jego wierzchołka widoczny.
Wkrótce potem po raz pierwszy stopa ludzka stanęła na ziejącej ogniem górze Popocatepetl, wznoszącej się
5540 m nad poziomem morza i stąd ród Ordasów ma wulkan w herbie. Do połowy wysokości szła z Ordasem
grupa Indian-tragarzy. Ale gdy nagle nastą
piła jedna z rytmicznie powtarzających się erupcji czynnego wówczas wulkanu, gdy popiół i wrząca lawa
wydobyły się z dymiącej otchłani, Indianie rzucili cały bagaż i popędzili w dół. Diego de Ordas odpoczął chwilę,
następnie jednak wyszedł prawie na sam wierzchołek. W oddali niebieszczeje. jezioro meksykańskie tam leży
wielkie miasto! Oto długa grobla, potężny akwedukt biegnący przez jezioro, a tam znów olbrzymie budowle,
lśniące srebrzyście piramidy, o których opowiadali Tlaskalańczycy.
Ani Cortez, ani nikt z jego ludzi nie widział przedtem czynnego wulkanu. %7ładnemu z nich nie przyszło do
głowy, aby wspiąć się na jakąś górę. Człowiek dopiero co odkrył siebie jako indywidualną jednostkę, długa
droga dzieli go jeszcze od chwili, kiedy odkryje góry, ośnieżone wierzchołki, faustowski zachwyt przy zbliżaniu
się do nieskończoności. Ziejąca ogniem góra bardzo zainteresowała Diega de Ordas, który pózniej sumiennie
opisze, że krater ma kwadrans średnicy". Ale to jest też wszystko, co się z tego pierwszego wejścia zachowało.
Widok na Tenochtitlan miał o wiele większe znaczenie.
Cortez i jego ludzie stają u wejścia do szerokiej doliny, w której leży Tenochtitlan. Mają za sobą ciężkie
marsze i gwałtowne walki. Przed niespełna trzema tygodniami, w wielkim mieście Cholula, Rzymie" i
umysłowej stolicy starego Meksyku, o włos uniknęli Zguby. Indianie z Choluli, choć tylko podbici [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
jeszcze wynioślej niż biali. Sposobność do tego nadarzyła się zaraz po wkroczeniu Hiszpanów do Cempoalan.
Zjawili się tam komornicy azteccy z urzędu skarbowego w Meksyku, ażeby ściągnąć zaległe podatki. Ci bardzo
wytworni, eleganccy panowie wąchali jakby od niechcenia trzymane w ręku róże, poza tym jednak nie raczyli
nawet zaszczycić swym spojrzeniem ani opieszałych podatników z Cempoalan, ani zakutych w zbroję,
opryskliwych Hiszpanów. Dowiedziawszy się o tym, Cortez kazał tych komisarzy", jak byśmy ich dzisiaj
nazwali, odstawić Montezumie nie upieczonych i na wpół zjedzonych, jak tego oczekiwali podatnicy z
Cempoalan, lecz całych i zdrowych.
Takie postępowanie wygładzało Hiszpanom ścieżki. W pozornie przyjaznie usposobionej Tlaskali,
urodzajnym kraju chleba", doszło wprawdzie do ostrych utarczek, ale Hiszpanie odnieśli zwycięstwo, a przede
wszystkim pokonali własną trwogę, która tutaj, w połowie drogi, trawiła serca wszystkich. Wszelkie wahanie
znikło, gdy przybyło nowe poselstwo od Montezumy, niosąc drogocenne dary. Zastępy Hiszpanów ruszyły
niepowstrzymanie ku swojemu celowi.
Hiszpanie wiedzieli już bardzo wiele o Tenochtitlan. Dońa Marina nie widziała wprawdzie nigdy wielkiego
miasta założonego w 1324 roku, ale opowiedzieli o nim książęta Tlaskali, z którymi Hiszpanie zaprzyjaznili się
ostatecznie po zwycięskich potyczkach. Oto co pisze Bernal Diaz:
Potężna, na stałym gruncie wzniesiona rezydencja Montezumy leży pośrodku bardzo głębokiego jeziora.
Przybywa się do niej po drogach zbudowanych na groblach, a w wielu miejscach znajdują się drewniane mosty,
tak wysokie, że okręty mogą pod nimi przepływać. Jeżeli się te mosty zerwie, to leżącą za nimi część grobli
opływa ze wszystkich stron woda jak wyspę i miasto staje się niedostępne. Dla obrony przed napadem wroga
wszystkie domy posiadają tarasy i przedpdersia. Miasto jest zaopatrywane w dostateczną ilość wody do picia ze
zródła Chapultepek, które leży o pół godziny drogi od miasta. Wodę doprowadza się do domów częściowo za
pomocą rur, a częściowo sprzedaje się ją z czółen."
- ------------- : ------,Ov_ I P H li
Hiszpanie przysłuchiwali się ze zdumieniem opowiadaniom Tla- skalan. Przyglądali się ciekawie
kolorowym rysunkom Meksyku, które ludzie z Tlaskali wydobyli z archiwów. Kapitan Diego de Ordas zapytał
Tlaskalańczyków, czy z Popocatepetlu nie widać przypadkiem Tenochtitlanu. To wcale możliwe"
odpowiedzieli krajowcy. Sami nigdy nie wspięli się na szczyt góry w obawie przed gniewem bogów.
Tenochtitlan leży po drugiej stronie Popocatepetlu, powinien więc być z jego wierzchołka widoczny.
Wkrótce potem po raz pierwszy stopa ludzka stanęła na ziejącej ogniem górze Popocatepetl, wznoszącej się
5540 m nad poziomem morza i stąd ród Ordasów ma wulkan w herbie. Do połowy wysokości szła z Ordasem
grupa Indian-tragarzy. Ale gdy nagle nastą
piła jedna z rytmicznie powtarzających się erupcji czynnego wówczas wulkanu, gdy popiół i wrząca lawa
wydobyły się z dymiącej otchłani, Indianie rzucili cały bagaż i popędzili w dół. Diego de Ordas odpoczął chwilę,
następnie jednak wyszedł prawie na sam wierzchołek. W oddali niebieszczeje. jezioro meksykańskie tam leży
wielkie miasto! Oto długa grobla, potężny akwedukt biegnący przez jezioro, a tam znów olbrzymie budowle,
lśniące srebrzyście piramidy, o których opowiadali Tlaskalańczycy.
Ani Cortez, ani nikt z jego ludzi nie widział przedtem czynnego wulkanu. %7ładnemu z nich nie przyszło do
głowy, aby wspiąć się na jakąś górę. Człowiek dopiero co odkrył siebie jako indywidualną jednostkę, długa
droga dzieli go jeszcze od chwili, kiedy odkryje góry, ośnieżone wierzchołki, faustowski zachwyt przy zbliżaniu
się do nieskończoności. Ziejąca ogniem góra bardzo zainteresowała Diega de Ordas, który pózniej sumiennie
opisze, że krater ma kwadrans średnicy". Ale to jest też wszystko, co się z tego pierwszego wejścia zachowało.
Widok na Tenochtitlan miał o wiele większe znaczenie.
Cortez i jego ludzie stają u wejścia do szerokiej doliny, w której leży Tenochtitlan. Mają za sobą ciężkie
marsze i gwałtowne walki. Przed niespełna trzema tygodniami, w wielkim mieście Cholula, Rzymie" i
umysłowej stolicy starego Meksyku, o włos uniknęli Zguby. Indianie z Choluli, choć tylko podbici [ Pobierz całość w formacie PDF ]