[ Pobierz całość w formacie PDF ]
owszem, często widuję podejrzanych osobników, proszę pana. Konkretnie dwóch powiedziałem,
nie mogąc się oprzeć narastającej we mnie irytacji.
Tak? długopis zadrżał w dłoni przesłuchującego.
Jeden taki... przeterminowany z wyglądu, dosyć rozczochrany i siwy... wyliczałem, a
mężczyzna notował skrupulatnie. Z batem.
Dlaczego z batem? Długopis znieruchomiał.
Ponieważ bez bata koń by go nie słuchał, proszę pana. Tak myślę.
Zaraz... - policjant zmrużył oczy Koń, powiadasz? Czyli ten opisywany podejrzany jezdzi
konno... Pewnie dżokej?
Niee, jaki tam dżokej! Wzruszyłem ramionami. Taki dziadyga? Zwykłym wozem jezdzi.
Drewnianym, z koniem z przodu.
Głupoty opowiadasz. Wsunął długopis do kieszeni kurtki. Co w tym podejrzanego?
Podejrzane jest to, że codziennie bladym świtem drze się: Mleeeko!", a na Rejtana nikt od
niego tego mleka nie kupuje, bo facet ma zarośnięte brudem łapska i obaj niezle cuchną. On i koń
błaznowałem.
Ja kupuję, panie władzo, dla Aurelki, mojej wnuczki po młodszej córce Beacie. Mąż jej
telewizory naprawia, robotny chłopak! Bąkowa wyjrzała zza ramienia policjanta. To
292
mleko zdrowe, prosto od krowy Pan go nie słucha, bo to niezły łobuz. Ogrodzenia po dziś dzień nie
pomalował, a farbę kupioną ma!
Pani natychmiast odejdzie, bo będzie usiłowanie napaści na funkcjonariusza i kolegium
mężczyzna wskazał Bąkowej chodnik po przeciwległej stronie ulicy.
Jest jeszcze ten drugi przypomniałem. Przemieszcza się na rowerze i o wszystko
wypytuje. A listy nieraz otwarte do skrzynki wrzuca. Porządny listonosz tak nie postępuje, proszę
pana. Szpieg jakiś i tyle.
Aha, czyli że się nie dogadamy stwierdził policjant.
Kręcisz, jakbyś miał coś na sumieniu. Może rzeczywiście masz?
Przeraziłem się, że przecholowałem, lecz odpowiedziałem przytomnie:
Nic nie mam. Zresztą, proszę zapytać sąsiadkę, ona wie najlepiej, co kto gdzie ma.
No, no, nie denerwuj się, chłopcze, i skończ z tym dowcipkowaniem. Na razie jesteś wolny,
choć niewykluczone, że będę miał do ciebie jeszcze kilka pytań zakończył policjant szorstko. I
poniekąd rozumiałem tę zmianę.
Dyzio uspokoił się, gdy tylko policjanci wsiedli do radiowozu. Na odjezdnym ten, który mnie
przesłuchiwał, opuścił szybę i przywołał mnie skinieniem głowy
Dziwię się, że nikt tutaj nie chce nam pomóc, ale cóż, takie czasy. Społeczność osiedlowa od
siedmiu boleści
skrzywił się ze smutkiem. Gdybyś zauważył coś,-co
" 293
pomogłoby nam ująć poszukiwanego, zadzwoń podał mi wizytówkę. Nazywa się Jerzy
Korowałek i jest młodszym inspektorem wydziału kryminalnego Miejskiej Komendy Policji w
Zielonej Górze. Z tymi zatokami nad wysokim czołem wcale nie wygląda na młodszego.
Dobrze mruknąłem. Chociaż ja... zawahałem się. Ja...
Boisz się kogoś, prawda? Policjant powstrzymał gestem wrzucającego bieg kierowcę.
Nie bąknąłem. Lubi pan psy? zapytałem, czując nagły przypływ odwagi. Ten Dyzio
ma niewygodną budę, zauważył pan?
Policjant wychylił się z samochodu, próbując oszacować wzrokiem wielkość budy.
Nie sądzę... Buda jak buda, nawet według mnie za duża. Znowu zawracasz mi głowę
głupotami?
Skoro tak pan uważa powiedziałem zawiedziony Do widzenia.
Do widzenia. Odniosłem wrażenie, że policjant uśmiechnął się nieznacznie. A pani niech
już nie podsłuchuje, pani Bąk, to nieładnie! pogroził palcem stojącej za mną sąsiadce. Nie mam
pojęcia, jakim sposobem znalazła się za moimi plecami. Teleportowała się?!
Radiowóz odjechał, więc grabiący niewidzialne liście sąsiedzi rozeszli się do domów. Poszedłem w
ich ślady
Nie zdążyłem jednak nawet zdjąć butów, kiedy zaświergo-tał mój telefon. Popatrzyłem na
wyświetlacz.
294
Co jest, Gnida? zapytałem niechętnie.
Słyszę, że humor ci dopisuje, Cyna zarechotał mój rozmówca. W domu wszyscy zdrowi?
Nie bredz, tylko mów, czego chcesz.
Gratuluję awansu, przyjacielu powiedział uprzejmie, choć przyjaciółmi nigdy nie byliśmy
A tak mówiąc poważnie, to mam ci przekazać, że plany się zmieniły i to, co wiesz, odbędzie się
dzisiaj.
Bez sensu skomentowałem. Plomba mówił, że piszą z fizyki jutro, więc co mamy
podmieniać?
Gabryś w ciszy przeżuwał moje słowa. W końcu odezwał się ostrożnie:
Faktycznie, osobliwe, chociaż niewykluczone, że już zdobyli pytania i przygtowali gotowce...
- Przecież to się kupy nie trzyma żachnąłem się. Podłożymy dzisiaj sprawdziany, a facio w
ogóle się nie po-kapuje, że je ma w szufladzie, i zrobi swoje, tak? Jutro z kolei pójdziemy drugi raz
i podwędzimy te niedobre, żeby zostały tylko te dobre, zgadza się? Debil, który nad tym dumał,
powinien zamienić się na mózgi z szympansem wyszłoby mu to na dobre. Zakładam, że ten
artysta nazywa się Jacek Plomba i waży dwie tony...
Plomba został właśnie odsunięty! przerwał mi Gnida niecierpliwie. Przez to...
Co?! Chyba się przesłyszałem?
A co ja powiedziałem? mój rozmówca wpadł w popłoch.
Odsunięty wycedziłem.
295
O, na pewno się tak nie wyraziłem. Ty mówiłeś, że Plomba waży dwie tony, a ja odparłem, być
może niegrama-tycznie, że właśnie został odchudznięty tłumaczył się pospiesznie. Miałem na
myśli to, że się ostatnio odchudził, ale nie o nim teraz rozmawiamy Bądz o siódmej pod szkołą,
dobrze?
Daj spokój, Gnida, straciłem serce do sprawy, więc nic z tego nie będzie.
Zapytałem, czy się zgadzasz, tylko dla formalności, a nie po to, żebyś miał możliwość wyboru,
Cyna. Nie radzę ci się wycofywać, bo stracisz o wiele więcej niż serce ostrzegł.
Zapomniałeś, jaką potęgą jest Klan Zaufanych? Wierz mi, zawieszanie w prawach ucznia to
jedynie niewielka próbka naszych możliwości. O siódmej pod szkołą albo pożałujesz, że żyjesz,
cukiereczku. Na razie.
Rozłączył się i to uratowało mój telefon przed roztrzaskaniem o ścianę. Wpadłem we wściekłość.
O wy żmije! zazgrzytałem zębami. Czekajcie no... Nie zdążyłem wymyślić żadnej
wyrafinowanej pogróżki,
bo moja komórka znów ożyła. Z rozpędu odebrałem.
Tu Jacek szepnął Plomba roztrzęsionym głosem.
Nie uwierzysz, ale zrobiła się...
Pal gumy, frajerze! rzuciłem, wciskając wyłącznik aparatu. Kolejny zafajdany przyjaciel"
się znalazł! A pies z nim tańcował...
296
Rozdział 28.
Kto chce mi dokopać?
Po obiedzie opowiedziałem rodzicom o wizycie policjantów.
Karol jest poszukiwany? mama zatrzepotała rzęsami. Rano wypróbowała nowy
przedłużający tusz i teraz pod jej oczami zebrało się mnóstwo czarnych drobinek. Niemożliwe!
W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe, Madziu skwitował ojciec. Uczciwą pracą
nikt się nowego mercedesa nie dorobi. Poza tym Karol od dziesięciu lat jest bezrobotny, a żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
owszem, często widuję podejrzanych osobników, proszę pana. Konkretnie dwóch powiedziałem,
nie mogąc się oprzeć narastającej we mnie irytacji.
Tak? długopis zadrżał w dłoni przesłuchującego.
Jeden taki... przeterminowany z wyglądu, dosyć rozczochrany i siwy... wyliczałem, a
mężczyzna notował skrupulatnie. Z batem.
Dlaczego z batem? Długopis znieruchomiał.
Ponieważ bez bata koń by go nie słuchał, proszę pana. Tak myślę.
Zaraz... - policjant zmrużył oczy Koń, powiadasz? Czyli ten opisywany podejrzany jezdzi
konno... Pewnie dżokej?
Niee, jaki tam dżokej! Wzruszyłem ramionami. Taki dziadyga? Zwykłym wozem jezdzi.
Drewnianym, z koniem z przodu.
Głupoty opowiadasz. Wsunął długopis do kieszeni kurtki. Co w tym podejrzanego?
Podejrzane jest to, że codziennie bladym świtem drze się: Mleeeko!", a na Rejtana nikt od
niego tego mleka nie kupuje, bo facet ma zarośnięte brudem łapska i obaj niezle cuchną. On i koń
błaznowałem.
Ja kupuję, panie władzo, dla Aurelki, mojej wnuczki po młodszej córce Beacie. Mąż jej
telewizory naprawia, robotny chłopak! Bąkowa wyjrzała zza ramienia policjanta. To
292
mleko zdrowe, prosto od krowy Pan go nie słucha, bo to niezły łobuz. Ogrodzenia po dziś dzień nie
pomalował, a farbę kupioną ma!
Pani natychmiast odejdzie, bo będzie usiłowanie napaści na funkcjonariusza i kolegium
mężczyzna wskazał Bąkowej chodnik po przeciwległej stronie ulicy.
Jest jeszcze ten drugi przypomniałem. Przemieszcza się na rowerze i o wszystko
wypytuje. A listy nieraz otwarte do skrzynki wrzuca. Porządny listonosz tak nie postępuje, proszę
pana. Szpieg jakiś i tyle.
Aha, czyli że się nie dogadamy stwierdził policjant.
Kręcisz, jakbyś miał coś na sumieniu. Może rzeczywiście masz?
Przeraziłem się, że przecholowałem, lecz odpowiedziałem przytomnie:
Nic nie mam. Zresztą, proszę zapytać sąsiadkę, ona wie najlepiej, co kto gdzie ma.
No, no, nie denerwuj się, chłopcze, i skończ z tym dowcipkowaniem. Na razie jesteś wolny,
choć niewykluczone, że będę miał do ciebie jeszcze kilka pytań zakończył policjant szorstko. I
poniekąd rozumiałem tę zmianę.
Dyzio uspokoił się, gdy tylko policjanci wsiedli do radiowozu. Na odjezdnym ten, który mnie
przesłuchiwał, opuścił szybę i przywołał mnie skinieniem głowy
Dziwię się, że nikt tutaj nie chce nam pomóc, ale cóż, takie czasy. Społeczność osiedlowa od
siedmiu boleści
skrzywił się ze smutkiem. Gdybyś zauważył coś,-co
" 293
pomogłoby nam ująć poszukiwanego, zadzwoń podał mi wizytówkę. Nazywa się Jerzy
Korowałek i jest młodszym inspektorem wydziału kryminalnego Miejskiej Komendy Policji w
Zielonej Górze. Z tymi zatokami nad wysokim czołem wcale nie wygląda na młodszego.
Dobrze mruknąłem. Chociaż ja... zawahałem się. Ja...
Boisz się kogoś, prawda? Policjant powstrzymał gestem wrzucającego bieg kierowcę.
Nie bąknąłem. Lubi pan psy? zapytałem, czując nagły przypływ odwagi. Ten Dyzio
ma niewygodną budę, zauważył pan?
Policjant wychylił się z samochodu, próbując oszacować wzrokiem wielkość budy.
Nie sądzę... Buda jak buda, nawet według mnie za duża. Znowu zawracasz mi głowę
głupotami?
Skoro tak pan uważa powiedziałem zawiedziony Do widzenia.
Do widzenia. Odniosłem wrażenie, że policjant uśmiechnął się nieznacznie. A pani niech
już nie podsłuchuje, pani Bąk, to nieładnie! pogroził palcem stojącej za mną sąsiadce. Nie mam
pojęcia, jakim sposobem znalazła się za moimi plecami. Teleportowała się?!
Radiowóz odjechał, więc grabiący niewidzialne liście sąsiedzi rozeszli się do domów. Poszedłem w
ich ślady
Nie zdążyłem jednak nawet zdjąć butów, kiedy zaświergo-tał mój telefon. Popatrzyłem na
wyświetlacz.
294
Co jest, Gnida? zapytałem niechętnie.
Słyszę, że humor ci dopisuje, Cyna zarechotał mój rozmówca. W domu wszyscy zdrowi?
Nie bredz, tylko mów, czego chcesz.
Gratuluję awansu, przyjacielu powiedział uprzejmie, choć przyjaciółmi nigdy nie byliśmy
A tak mówiąc poważnie, to mam ci przekazać, że plany się zmieniły i to, co wiesz, odbędzie się
dzisiaj.
Bez sensu skomentowałem. Plomba mówił, że piszą z fizyki jutro, więc co mamy
podmieniać?
Gabryś w ciszy przeżuwał moje słowa. W końcu odezwał się ostrożnie:
Faktycznie, osobliwe, chociaż niewykluczone, że już zdobyli pytania i przygtowali gotowce...
- Przecież to się kupy nie trzyma żachnąłem się. Podłożymy dzisiaj sprawdziany, a facio w
ogóle się nie po-kapuje, że je ma w szufladzie, i zrobi swoje, tak? Jutro z kolei pójdziemy drugi raz
i podwędzimy te niedobre, żeby zostały tylko te dobre, zgadza się? Debil, który nad tym dumał,
powinien zamienić się na mózgi z szympansem wyszłoby mu to na dobre. Zakładam, że ten
artysta nazywa się Jacek Plomba i waży dwie tony...
Plomba został właśnie odsunięty! przerwał mi Gnida niecierpliwie. Przez to...
Co?! Chyba się przesłyszałem?
A co ja powiedziałem? mój rozmówca wpadł w popłoch.
Odsunięty wycedziłem.
295
O, na pewno się tak nie wyraziłem. Ty mówiłeś, że Plomba waży dwie tony, a ja odparłem, być
może niegrama-tycznie, że właśnie został odchudznięty tłumaczył się pospiesznie. Miałem na
myśli to, że się ostatnio odchudził, ale nie o nim teraz rozmawiamy Bądz o siódmej pod szkołą,
dobrze?
Daj spokój, Gnida, straciłem serce do sprawy, więc nic z tego nie będzie.
Zapytałem, czy się zgadzasz, tylko dla formalności, a nie po to, żebyś miał możliwość wyboru,
Cyna. Nie radzę ci się wycofywać, bo stracisz o wiele więcej niż serce ostrzegł.
Zapomniałeś, jaką potęgą jest Klan Zaufanych? Wierz mi, zawieszanie w prawach ucznia to
jedynie niewielka próbka naszych możliwości. O siódmej pod szkołą albo pożałujesz, że żyjesz,
cukiereczku. Na razie.
Rozłączył się i to uratowało mój telefon przed roztrzaskaniem o ścianę. Wpadłem we wściekłość.
O wy żmije! zazgrzytałem zębami. Czekajcie no... Nie zdążyłem wymyślić żadnej
wyrafinowanej pogróżki,
bo moja komórka znów ożyła. Z rozpędu odebrałem.
Tu Jacek szepnął Plomba roztrzęsionym głosem.
Nie uwierzysz, ale zrobiła się...
Pal gumy, frajerze! rzuciłem, wciskając wyłącznik aparatu. Kolejny zafajdany przyjaciel"
się znalazł! A pies z nim tańcował...
296
Rozdział 28.
Kto chce mi dokopać?
Po obiedzie opowiedziałem rodzicom o wizycie policjantów.
Karol jest poszukiwany? mama zatrzepotała rzęsami. Rano wypróbowała nowy
przedłużający tusz i teraz pod jej oczami zebrało się mnóstwo czarnych drobinek. Niemożliwe!
W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe, Madziu skwitował ojciec. Uczciwą pracą
nikt się nowego mercedesa nie dorobi. Poza tym Karol od dziesięciu lat jest bezrobotny, a żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]