[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urabianie młodych umysłów, wpajanie w nie własnych zapatrywań i myśli miało dla
mnie dużo uroku. Nie poszczęściło mi się jednak. W szkole wybuchła epidemia i
trzech chłopców umarło. Był to ciężki cios dla mego zakładu, który skutkiem tego
61
podupadł zupełnie, a ja straciłem bezpowrotnie znaczną część mego kapitału. Gdyby
nie brak towarzystwa młodzieży, którą tak bardzo lubiłem, powinienem właściwie
cieszyć się z własnego nieszczęścia, ponieważ mając wielkie zamiłowanie do botaniki i
zoologii, posiadam tu nieograniczone pole do działania; siostra moja także kocha
przyrodę, i to nie mniej ode mnie. Wyjaśnienie to jest odpowiedzią na pytanie, jakie
wyczytałem w pańskiej twarzy, gdy przyglądał się pan przez okno moczarom.
Istotnie, przeszło mi przez myśl, że może tu być trochę nudno, nie tyle dla
pana, ile dla pańskiej siostry.
O nie, ja się nigdy nie nudzę wtrąciła żywo panna Stapleton.
Mamy książki, mamy nasze zainteresowania naukowe, wreszcie mamy
ciekawych sąsiadów. Doktor Mortimer jest bardzo wykształconym człowiekiem i
wielkim specjalistą w swojej dziedzinie; biedny sir Charles był niezrównanym
towarzyszem. Znaliśmy go dobrze i nie potrafię nawet wyrazić, jak bardzo odczuwamy
jego brak. Jak się panu zdaje, czy przeszkodzę sir Henry'emu, jeśli odwiedzę go dziś
po południu? Chciałbym go poznać.
Sądzę, że będzie panu bardzo rad.
A zatem może pan uprzedzi go o moim zamiarze. Pragnęlibyśmy, o ile to w
naszej mocy, uprzyjemnić mu pobyt, zanim się przyzwyczai do nowego otoczenia. Czy
chce pan pójść ze mną na górę obejrzeć mój zbiór motyli? Zdaje mi się, że w całej
Anglii południowej nie ma piękniejszego. Zanim skończymy, śniadanie będzie gotowe.
Musiałem jednak wracać do moich obowiązków. Ponury krajobraz, śmierć
nieszczęsnego kuca, niesamowity odgłos z moczarów, mający jakoby związek ze
straszną legendą Baskerville'ów, wszystko to przejęło mnie niepokojem. A w dodatku
do tych nieokreślonych wrażeń przyłączyła się wyrazna przestroga panny Stapleton,
wypowiedziana z taką stanowczością, że bez wątpienia skłaniały ją ku temu jakieś
ważne powody.
Oparłem się więc wszelkim naleganiom, aby zostać na śniadaniu, i wyruszyłem
niezwłocznie w drogę powrotną tą samą ścieżką, którą przyszedłem.
Musiało tam być jednak dla wtajemniczonych jakieś krótsze przejście, gdyż
dochodząc do drogi, spostrzegłem ze zdumieniem pannę Stapleton siedzącą na
kamieniu. Zarumieniona od wysiłku trzymała dłoń na sercu, jak gdyby chcąc stłumić
jego bicie.
Biegłam co sił, żeby tu panu zastąpić drogę rzekła. Nie miałam nawet
czasu włożyć kapelusza. Nie mogę zatrzymać się tu dłużej, bo brat zauważy, że mnie
62
nie ma. Chciałam tylko przeprosić pana za tę głupią pomyłkę... Wzięłam pana za sir
Henry'ego. Proszę, niech pan zapomni moje słowa, która pana w niczym nie dotyczą.
Ależ ja ich zapomnieć nie mogę rzekłem.
Jestem przyjacielem sir Henry'ego, a bezpieczeństwo jego bardzo mnie
obchodzi. Niech mi pani powie, dlaczego pani tak nalegała, żeby sir Henry powrócił
do Londynu?
Kaprys kobiecy, doktorze Watsonie. Gdy mnie pan pozna lepiej, zrozumie
pan, że nie zawsze potrafię wyjaśnić pobudki moich słów i czynów.
Nie, nie. Pamiętam drżenie głosu pani. Pamiętam spojrzenie pani oczu.
Błagam panią, niech pani będzie ze mną szczera, bo od czasu przyjazdu w te strony
czuję, że otacza mnie jakaś tajemnica. %7łycie tutaj stało się podobne do tego wielkiego
Trzęsawiska Grimpen, gdzie wszędzie czyha na człowieka śmierć, a nigdzie nie ma
przewodnika, który by wskazał właściwą drogę. Niechże mi pani powie, co miało
oznaczać to ostrzeżenie, a przyrzekam, że powtórzę je sir Henry'emu.
Zawahała się przez chwilę, ale twarz jej przybrała znowu chłodny wyraz.
Przywiązuje pan do moich słów zbyt wielką wagę rzekła. Zmierć sir
Charlesa była dotkliwym ciosem dla mego brata i dla mnie. Aączyły nas stosunki
bardzo bliskie, a droga przez moczary do naszego domu stanowiła ulubioną jego prze-
chadzkę. Był głęboko przejęty klątwą ciążącą nad całym rodem, a po jego tragicznym
zgonie sama zaczęłam wierzyć, iż obawy, jakie wyrażał niejednokrotnie, były
uzasadnione. Stąd moje przerażenie, gdy dowiedziałam się, że przybywa do zamku
inny członek rodziny Baskerville'ów, i uważałam za swój obowiązek ostrzec go o nie-
bezpieczeństwie, jakie mu grozi. To jedynie miałam na myśli.
Ale na czym polega to niebezpieczeństwo?
Słyszał pan opowieść o psie?
Nie wierzę w te głupstwa.
Ale ja wierzę. Jeżeli pan ma jakikolwiek wpływ na sir Henry'ego, niech go
pan zabierze z tego miejsca, które przynosiło zawsze nieszczęście jego rodzinie. Zwiat
jest szeroki. Dlaczego sir Henry ma pozostawać tutaj, gdzie grozi mu nie-
bezpieczeństwo?
Dlatego właśnie, że mu grozi. Taka jest już natura sir Henry'ego. Obawiam
się, że jeśli pani nie da mi jakichś bliższych wyjaśnień, nie zdołam nakłonić go do
wyjazdu.
Nie mogę dać panu bliższych wyjaśnień, bo nic więcej nie wiem.
63
Chciałbym zadać pani jeszcze jedno pytanie. Jeśli w słowach pani, wypowie-
dzianych do mnie przy naszym pierwszym spotkaniu, nie było istotnie żadnej ukrytej
myśli, to dlaczego nie chciała pani, żeby je brat słyszał? Nie było w nich nic takiego, co
by mu się mogło nie podobać.
Brat mój pragnie, żeby sir Henry zamieszkał w zamku, gdyż jest zdania, że
wymaga tego dobro biednych okolicznych mieszkańców. Gniewałby się bardzo, gdyby
słyszał, że powiedziałam coś takiego, co mogłoby nakłonić sir Henry'ego do wyjazdu.
Ale spełniłam swój obowiązek i nie mam już nic więcej do powiedzenia. Muszę
wracać, gdyż brat spostrzeże, że mnie nie ma, i domyśli się, że rozmawiałam z panem.
Do widzenia!
Zawróciła i w kilka chwil pózniej zniknęła wśród głazów, gdy ja z duszą pełną
nieokreślonej obawy podążyłem do Baskerville Hallu.
8. Pierwsze sprawozdanie doktora Watsona
Od tej chwili będę podawał bieg wydarzeń, przepisując moje własne listy do
Sherlocka Holmesa, które leżą przede mną na stole. Brak mi jednej kartki, ale reszta
jest jak najwierniej przepisana. Odtwarzają one moje ówczesne uczucia i podejrzenia
dokładniej niż moja pamięć, jakkolwiek zachowałem niezatarte wspomnienia tych
tragicznych wypadków.
Baskerville Hall, 13 pazdziernika
Mój drogi Holmesie!
Moje poprzednie listy i depesze informowały Cię dokładnie o wszystkim, co
zaszło dotąd w tym zapomnianym przez Boga zakątku świata. Im dłużej człowiek tu
przebywa, tym większe wrażenie wywierają moczary swoim ogromem i ponurym
urokiem.
Kto raz dotarł do ich wnętrza, ten pozostawił za sobą wszelkie ślady Anglii
współczesnej, natomiast spotyka wszędzie siedziby ludzi przedhistorycznych.
Gdziekolwiek stąpniesz, wszędzie widzisz domostwa zapomnianych pokoleń, ich
groby i olbrzymie monolity, które przypuszczalnie oznaczają miejsca, gdzie wznosiły
się świątynie.
Spoglądając na te szare kamienne domostwa, wsparte na skalistych stokach
64
wzgórz, zapominasz o wieku, w jakim żyjesz, a gdybyś ujrzał nagle okrytego skórą,
obrośniętego człowieka, wyłażącego ze swego legowiska i zakładającego na cięciwę
łuku strzałę o ostrzu z krzemienia, zdawałoby ci się, że jego obecność tam jest
naturalniejsza niż twoja własna.
Dziwić się tylko należy, dlaczego ci przedhistoryczni przodkowie nasi zaludniali
tak gęsto ziemię, która niewątpliwie musiała być zawsze nieurodzajna. Nie jestem
archeologiem, ale przypuszczam, że był to jakiś szczep łagodny i niewojowniczy, który
musiał zadowolić się tym, co pozostawiono. Wszystko to wszakże nie ma nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
urabianie młodych umysłów, wpajanie w nie własnych zapatrywań i myśli miało dla
mnie dużo uroku. Nie poszczęściło mi się jednak. W szkole wybuchła epidemia i
trzech chłopców umarło. Był to ciężki cios dla mego zakładu, który skutkiem tego
61
podupadł zupełnie, a ja straciłem bezpowrotnie znaczną część mego kapitału. Gdyby
nie brak towarzystwa młodzieży, którą tak bardzo lubiłem, powinienem właściwie
cieszyć się z własnego nieszczęścia, ponieważ mając wielkie zamiłowanie do botaniki i
zoologii, posiadam tu nieograniczone pole do działania; siostra moja także kocha
przyrodę, i to nie mniej ode mnie. Wyjaśnienie to jest odpowiedzią na pytanie, jakie
wyczytałem w pańskiej twarzy, gdy przyglądał się pan przez okno moczarom.
Istotnie, przeszło mi przez myśl, że może tu być trochę nudno, nie tyle dla
pana, ile dla pańskiej siostry.
O nie, ja się nigdy nie nudzę wtrąciła żywo panna Stapleton.
Mamy książki, mamy nasze zainteresowania naukowe, wreszcie mamy
ciekawych sąsiadów. Doktor Mortimer jest bardzo wykształconym człowiekiem i
wielkim specjalistą w swojej dziedzinie; biedny sir Charles był niezrównanym
towarzyszem. Znaliśmy go dobrze i nie potrafię nawet wyrazić, jak bardzo odczuwamy
jego brak. Jak się panu zdaje, czy przeszkodzę sir Henry'emu, jeśli odwiedzę go dziś
po południu? Chciałbym go poznać.
Sądzę, że będzie panu bardzo rad.
A zatem może pan uprzedzi go o moim zamiarze. Pragnęlibyśmy, o ile to w
naszej mocy, uprzyjemnić mu pobyt, zanim się przyzwyczai do nowego otoczenia. Czy
chce pan pójść ze mną na górę obejrzeć mój zbiór motyli? Zdaje mi się, że w całej
Anglii południowej nie ma piękniejszego. Zanim skończymy, śniadanie będzie gotowe.
Musiałem jednak wracać do moich obowiązków. Ponury krajobraz, śmierć
nieszczęsnego kuca, niesamowity odgłos z moczarów, mający jakoby związek ze
straszną legendą Baskerville'ów, wszystko to przejęło mnie niepokojem. A w dodatku
do tych nieokreślonych wrażeń przyłączyła się wyrazna przestroga panny Stapleton,
wypowiedziana z taką stanowczością, że bez wątpienia skłaniały ją ku temu jakieś
ważne powody.
Oparłem się więc wszelkim naleganiom, aby zostać na śniadaniu, i wyruszyłem
niezwłocznie w drogę powrotną tą samą ścieżką, którą przyszedłem.
Musiało tam być jednak dla wtajemniczonych jakieś krótsze przejście, gdyż
dochodząc do drogi, spostrzegłem ze zdumieniem pannę Stapleton siedzącą na
kamieniu. Zarumieniona od wysiłku trzymała dłoń na sercu, jak gdyby chcąc stłumić
jego bicie.
Biegłam co sił, żeby tu panu zastąpić drogę rzekła. Nie miałam nawet
czasu włożyć kapelusza. Nie mogę zatrzymać się tu dłużej, bo brat zauważy, że mnie
62
nie ma. Chciałam tylko przeprosić pana za tę głupią pomyłkę... Wzięłam pana za sir
Henry'ego. Proszę, niech pan zapomni moje słowa, która pana w niczym nie dotyczą.
Ależ ja ich zapomnieć nie mogę rzekłem.
Jestem przyjacielem sir Henry'ego, a bezpieczeństwo jego bardzo mnie
obchodzi. Niech mi pani powie, dlaczego pani tak nalegała, żeby sir Henry powrócił
do Londynu?
Kaprys kobiecy, doktorze Watsonie. Gdy mnie pan pozna lepiej, zrozumie
pan, że nie zawsze potrafię wyjaśnić pobudki moich słów i czynów.
Nie, nie. Pamiętam drżenie głosu pani. Pamiętam spojrzenie pani oczu.
Błagam panią, niech pani będzie ze mną szczera, bo od czasu przyjazdu w te strony
czuję, że otacza mnie jakaś tajemnica. %7łycie tutaj stało się podobne do tego wielkiego
Trzęsawiska Grimpen, gdzie wszędzie czyha na człowieka śmierć, a nigdzie nie ma
przewodnika, który by wskazał właściwą drogę. Niechże mi pani powie, co miało
oznaczać to ostrzeżenie, a przyrzekam, że powtórzę je sir Henry'emu.
Zawahała się przez chwilę, ale twarz jej przybrała znowu chłodny wyraz.
Przywiązuje pan do moich słów zbyt wielką wagę rzekła. Zmierć sir
Charlesa była dotkliwym ciosem dla mego brata i dla mnie. Aączyły nas stosunki
bardzo bliskie, a droga przez moczary do naszego domu stanowiła ulubioną jego prze-
chadzkę. Był głęboko przejęty klątwą ciążącą nad całym rodem, a po jego tragicznym
zgonie sama zaczęłam wierzyć, iż obawy, jakie wyrażał niejednokrotnie, były
uzasadnione. Stąd moje przerażenie, gdy dowiedziałam się, że przybywa do zamku
inny członek rodziny Baskerville'ów, i uważałam za swój obowiązek ostrzec go o nie-
bezpieczeństwie, jakie mu grozi. To jedynie miałam na myśli.
Ale na czym polega to niebezpieczeństwo?
Słyszał pan opowieść o psie?
Nie wierzę w te głupstwa.
Ale ja wierzę. Jeżeli pan ma jakikolwiek wpływ na sir Henry'ego, niech go
pan zabierze z tego miejsca, które przynosiło zawsze nieszczęście jego rodzinie. Zwiat
jest szeroki. Dlaczego sir Henry ma pozostawać tutaj, gdzie grozi mu nie-
bezpieczeństwo?
Dlatego właśnie, że mu grozi. Taka jest już natura sir Henry'ego. Obawiam
się, że jeśli pani nie da mi jakichś bliższych wyjaśnień, nie zdołam nakłonić go do
wyjazdu.
Nie mogę dać panu bliższych wyjaśnień, bo nic więcej nie wiem.
63
Chciałbym zadać pani jeszcze jedno pytanie. Jeśli w słowach pani, wypowie-
dzianych do mnie przy naszym pierwszym spotkaniu, nie było istotnie żadnej ukrytej
myśli, to dlaczego nie chciała pani, żeby je brat słyszał? Nie było w nich nic takiego, co
by mu się mogło nie podobać.
Brat mój pragnie, żeby sir Henry zamieszkał w zamku, gdyż jest zdania, że
wymaga tego dobro biednych okolicznych mieszkańców. Gniewałby się bardzo, gdyby
słyszał, że powiedziałam coś takiego, co mogłoby nakłonić sir Henry'ego do wyjazdu.
Ale spełniłam swój obowiązek i nie mam już nic więcej do powiedzenia. Muszę
wracać, gdyż brat spostrzeże, że mnie nie ma, i domyśli się, że rozmawiałam z panem.
Do widzenia!
Zawróciła i w kilka chwil pózniej zniknęła wśród głazów, gdy ja z duszą pełną
nieokreślonej obawy podążyłem do Baskerville Hallu.
8. Pierwsze sprawozdanie doktora Watsona
Od tej chwili będę podawał bieg wydarzeń, przepisując moje własne listy do
Sherlocka Holmesa, które leżą przede mną na stole. Brak mi jednej kartki, ale reszta
jest jak najwierniej przepisana. Odtwarzają one moje ówczesne uczucia i podejrzenia
dokładniej niż moja pamięć, jakkolwiek zachowałem niezatarte wspomnienia tych
tragicznych wypadków.
Baskerville Hall, 13 pazdziernika
Mój drogi Holmesie!
Moje poprzednie listy i depesze informowały Cię dokładnie o wszystkim, co
zaszło dotąd w tym zapomnianym przez Boga zakątku świata. Im dłużej człowiek tu
przebywa, tym większe wrażenie wywierają moczary swoim ogromem i ponurym
urokiem.
Kto raz dotarł do ich wnętrza, ten pozostawił za sobą wszelkie ślady Anglii
współczesnej, natomiast spotyka wszędzie siedziby ludzi przedhistorycznych.
Gdziekolwiek stąpniesz, wszędzie widzisz domostwa zapomnianych pokoleń, ich
groby i olbrzymie monolity, które przypuszczalnie oznaczają miejsca, gdzie wznosiły
się świątynie.
Spoglądając na te szare kamienne domostwa, wsparte na skalistych stokach
64
wzgórz, zapominasz o wieku, w jakim żyjesz, a gdybyś ujrzał nagle okrytego skórą,
obrośniętego człowieka, wyłażącego ze swego legowiska i zakładającego na cięciwę
łuku strzałę o ostrzu z krzemienia, zdawałoby ci się, że jego obecność tam jest
naturalniejsza niż twoja własna.
Dziwić się tylko należy, dlaczego ci przedhistoryczni przodkowie nasi zaludniali
tak gęsto ziemię, która niewątpliwie musiała być zawsze nieurodzajna. Nie jestem
archeologiem, ale przypuszczam, że był to jakiś szczep łagodny i niewojowniczy, który
musiał zadowolić się tym, co pozostawiono. Wszystko to wszakże nie ma nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]