[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powtarzać, prawie wszyscy runęli na piach, który słońce już wysuszyło po wczorajszym
deszczu; dwóch schowało się za samochodami, a Lorning stojąc wycedził:
- Nie będę się tytłał, bo potem nie ma się tu jak domyć! Panie Polak, daj pan spokój!
Krzysztofeczko zgłupiał, a Lerocque wyczuł ten ułamek sekundy wahania, tak jak
zwierzę wyczuwa coś za pomocą węchu, szarpnął głowę w bok od lufy i zadał cios, który
zwalił Polaka z nóg. Nie zdążył poprawić, a inni nie zdążyli chwycić za swe żelastwo, seria z
karabinu maszynowego przygwozdziła wszystkich do ziemi. Na jeepie wyposażonym w ckm
stał Farloon, jedną ręką trzymał spust, drugą granat, krzycząc:
- Koniec wstawania bez zezwoleń, panowie, na piachu albo do piachu, jak kto sobie
życzy! Pan kapitan też na piach! Shelm, wyłaz zza samochodu i kładz się, albo podrzucę ci to
jajeczko!
Shelm ukazał się z podniesionymi rękami. The Amber zmienił rozkaz:
- Czekaj, nie kładz się! Leć do chłopców, którzy otaczają wiochę i powiedz im, że jak
któryś ruszy się ze swojego miejsca, to dowódca wyprawy nażre się ołowiu!
- Ja to zrobię, Clint, jestem z wami! - zawołał Martin Delson.
- Dobra! Shelm na ziemię!
Shelm się położył, a Delson (spadochroniarz z Royal Marines) wsiadł do samochodu i
odjechał. Farloon, widząc, iż Polak wstaje, krzyknął:
- Pozbieraj pukawki, benzyniarzu, a potem wiąż ich kolejno, zaczynając od kapitana!
Tylko łaz tak, żebyś mi nie wszedł na linię!
Wojtek zaczął zbierać broń, Farloon zajął się Lorningiem, który wciąż stał:
- Pan profesor sam się położy, czy mam położyć pana profesora?
- Chłopcze - odpowiedział Lorning - co ty wyrabiasz najlepszego? Nie miałbyś pewnie
nic przeciwko strzelaniu do zajęcy, czyli do zwierząt, bo taka rozwałka nazywa się
polowaniem? Z Murzynów też próbowano zrobić ludzi. Było to robienie homunkulusa z krwi
czarnych i z wiedzy białych, w retorcie idealizmu, który jest chorobą nieuleczalną jak
najgorsza odmiana raka, nieustanne przerzuty od początku cywilizacji. Eksperyment się nie
udał. Murzyn to pseudoczłowiek, fałszywy homo sapiens, gipsowy marmur, stiuk! Odziej
szympansa w smoking i naucz go jeść widelcami, będzie to samo. Powłoka ludzka, wnętrze
małpy! W twoim kraju dość długo trwał spór antropologów i psychologów o to, jak
interpretować różnice pod względem przeciętnego ilorazu inteligencji między rasą białą a
czarną. Przeważała opinia, że decydują warunki środowiskowe. Ale ostatnio jest u was więcej
Murzynów bogatych niż biednych, dzieci tej czarnej burżuazji wychowywano w doskonałych
szkołach, a wnuki w jeszcze lepszych i w luksusie. I co? Iloraz inteligencji ani drgnął. Wasz
psycholog, profesor Artur Jensen, po wielu latach badań udowodnił, że różnica ma podłoże
nie środowiskowe, tylko genetyczne! Chciano obalić jego twierdzenia, lecz wszystkie testy
wykazywały to samo i krytycy nabierali wody w pysk! Więc czemu ty podskakujesz?
- Bo wśród nich jest trochę mężczyzn - odpowiedział Farloon, wskazując płaczącą
gromadę. - Uwielbiam strzelać do kobiet i do dzieciaków, proszę bardzo, ale sprzeciwiam się
trzebieniu mojej płci. To jest solidarność płciowa, profesorze. Padnij!
Casablanca nie usłuchał.
- Ty, Amerykanin, jak będziesz tak...
The Amber puścił mu serię koło nóg i ten argument poskutkował, Lorning się
położył. Lecz w przeciwieństwie do innych nie na brzuchu, tylko na plecach, i założywszy
ręce pod głowę przymknął oczy, powierzając twarz słońcu, jak rasowy bywalec plaż.
Krzysztofeczko i Farloon przez kwadrans rozmawiali z Lerocque'em. Pózniej
zamknęli Minę w jednym z szałasów, gdzie pilnował go Delson, a sami udali się do
Haltreya i Nortolta, żeby im oznajmić, co ustalono. Mówił Farloon:
- My dwaj i Delson zostajemy tu, będziemy ich pilnować. Jeszcze dziś zrobią
drewniane kraty, którymi obuduje się tę nawę. Materiał rozbiórkowy, z ich domostw.
Zamkniemy ich i po południu będziecie mogli odjechać. Zostawiacie nam jeep, kilka spluw,
trochę żarcia, trochę benzyny, kilkadziesiąt min i Casablankę jako zakładnika. Dostanie
kulę w profesorski bambuch, jeśli spróbujecie nas zaatakować. Lerocque też zostaje i dla
niego drugi jeep. Jutro go wypuścimy i dołączy do was. Acha, jeszcze jedno, ta b i b i
również, tylko że ona nie dołączy, chcemy was uchronić od grzesznych pokus. A teraz
będziecie pomagać Murzynom przy robieniu klatki, panowie. Praca uszlachetnia!
Grupę bankowców, gdy samolot wylądował w Matabele. przywitał pułkownik Oubu.
Jervisa bardzo to ucieszyło, właśnie z nim chciał rozmawiać. Adiutant numer jeden obiecał,
że odwiedzi go nazajutrz w pokoju hotelowym, za kwadrans dziewiąta.
Afrykańskie powietrze przypominało Jervisowi dawno minioną przeszłość, tak jak
zapach czyichś perfum przypomina mężczyznie młodzieńczy romans. Lecąc bał się, iż ten
upał zabierze mu oddech ze starych płuc, a wyszło coś przeciwnego - poczuł się w raju i
pomyślał: Ryba potrzebuje wody. Edgar, dzięki ci za to! . Gdyby był młodszy... gdyby był
młodszy, to Lerocque byłby jego zastępcą, a on byłby wodzirejem Czarnego tanga ! Ale
dobre było dlań i to, jeszcze raz znajdował się w Afryce, już na pewno ostatni, lecz jednak!
Gdyby wiedział, który z bogów sprawił ten cud, stałby się jego wyznawcą. Tak myślał, lecz
gdyby mu powiedziano który...
Oubu zjawił się punktualnie.
- Mam tylko kwadrans - burknął. - W czym mogę panu pomóc?
- W jednym, trzeba zawrócić Lerocque'a - powiedział Jervis.
- Co się stało?
- Decyzje zapadły na wysokim szczeblu, nie znam przyczyn. Ale to chyba wam na
rękę, nie widać było waszego entuzjazmu dla tej ekspedycji. I proszę się nie obawiać, nie
będzie to miało żadnego wpływu na sprawy związane z pożyczką.
Oubu milczał przez chwilę, wpatrując się w gościa.
- Przykro mi, to się nie da zrobić. Są już daleko, jeden Bóg wie gdzie...
- Ale nie tylko Bóg wie w jakim kierunku podążają!
- Panie Jervis, to nie jest Brytania ze swoim atlasem dróg. To jest Afryka, kłębowisko
bezdroży, stos. w którym pan chce znalezć igłę. Tam, gdzie się udali, jest najdzikszy kawałek
już nie tylko tego kontynentu, lecz tego globu, wyjąwszy może pewne tereny nad Amazonką. -
Ale to jest dwudziesty wiek, i to jest wasze państwo, i tam jest linia waszych granic,
pułkowniku! Kontrolujecie chyba swój obszar, wysyłacie żołnierzy...
Oubu uśmiechnął się.
- Dorywczo. Takich granic nie trzeba pilnować kordonem wojsk. Pan chce, abym
posłał żołnierzy w ślad za waszą wyprawą?
- Może samolot... - podpowiedział Jervis. Pułkownika to rozbawiło:
- Jeszcze lepiej! Drogi angielski przyjacielu! W tamtych stronach patrolujemy tylko
szosę B-12 aż do zakładów Tanga Mining i do Kariduomo, gdzie jest najdalej wysunięty
garnizon. Wszędzie indziej znajdują się bezdroża. W Kariduomo nie ma samolotów, a tych w
Matabele prezydent nie da ruszyć.
- A może ma pan kontakt radiowy lub telefoniczny z jakimś posterunkiem na drogach
do Keya? - spytał Jervis.
- Na bezdrożach do Keya, już panu to mówiłem. Nie mam, nie istnieje nic takiego.
Prędzej mógłbym się połączyć z Panem Bogiem, wystarczy pójść do świątyni.
Teraz zamilkł Jervis. Zostało mu już tylko jedno. Przez chwilę zastanawiał się, jak to
powiedzieć. Powiedział wprost:
- Niech mi pan da dwa terenowe samochody i obstawę.
- Z przykrością muszę panu odmówić! - rzekł twardo adiutant. - Jego Ekscelencja nie
wyrazi na to zgody. Proszę nie nalegać, to strata czasu. Miejmy nadzieję, że wrócą cało...
Zlustrował zegarek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
powtarzać, prawie wszyscy runęli na piach, który słońce już wysuszyło po wczorajszym
deszczu; dwóch schowało się za samochodami, a Lorning stojąc wycedził:
- Nie będę się tytłał, bo potem nie ma się tu jak domyć! Panie Polak, daj pan spokój!
Krzysztofeczko zgłupiał, a Lerocque wyczuł ten ułamek sekundy wahania, tak jak
zwierzę wyczuwa coś za pomocą węchu, szarpnął głowę w bok od lufy i zadał cios, który
zwalił Polaka z nóg. Nie zdążył poprawić, a inni nie zdążyli chwycić za swe żelastwo, seria z
karabinu maszynowego przygwozdziła wszystkich do ziemi. Na jeepie wyposażonym w ckm
stał Farloon, jedną ręką trzymał spust, drugą granat, krzycząc:
- Koniec wstawania bez zezwoleń, panowie, na piachu albo do piachu, jak kto sobie
życzy! Pan kapitan też na piach! Shelm, wyłaz zza samochodu i kładz się, albo podrzucę ci to
jajeczko!
Shelm ukazał się z podniesionymi rękami. The Amber zmienił rozkaz:
- Czekaj, nie kładz się! Leć do chłopców, którzy otaczają wiochę i powiedz im, że jak
któryś ruszy się ze swojego miejsca, to dowódca wyprawy nażre się ołowiu!
- Ja to zrobię, Clint, jestem z wami! - zawołał Martin Delson.
- Dobra! Shelm na ziemię!
Shelm się położył, a Delson (spadochroniarz z Royal Marines) wsiadł do samochodu i
odjechał. Farloon, widząc, iż Polak wstaje, krzyknął:
- Pozbieraj pukawki, benzyniarzu, a potem wiąż ich kolejno, zaczynając od kapitana!
Tylko łaz tak, żebyś mi nie wszedł na linię!
Wojtek zaczął zbierać broń, Farloon zajął się Lorningiem, który wciąż stał:
- Pan profesor sam się położy, czy mam położyć pana profesora?
- Chłopcze - odpowiedział Lorning - co ty wyrabiasz najlepszego? Nie miałbyś pewnie
nic przeciwko strzelaniu do zajęcy, czyli do zwierząt, bo taka rozwałka nazywa się
polowaniem? Z Murzynów też próbowano zrobić ludzi. Było to robienie homunkulusa z krwi
czarnych i z wiedzy białych, w retorcie idealizmu, który jest chorobą nieuleczalną jak
najgorsza odmiana raka, nieustanne przerzuty od początku cywilizacji. Eksperyment się nie
udał. Murzyn to pseudoczłowiek, fałszywy homo sapiens, gipsowy marmur, stiuk! Odziej
szympansa w smoking i naucz go jeść widelcami, będzie to samo. Powłoka ludzka, wnętrze
małpy! W twoim kraju dość długo trwał spór antropologów i psychologów o to, jak
interpretować różnice pod względem przeciętnego ilorazu inteligencji między rasą białą a
czarną. Przeważała opinia, że decydują warunki środowiskowe. Ale ostatnio jest u was więcej
Murzynów bogatych niż biednych, dzieci tej czarnej burżuazji wychowywano w doskonałych
szkołach, a wnuki w jeszcze lepszych i w luksusie. I co? Iloraz inteligencji ani drgnął. Wasz
psycholog, profesor Artur Jensen, po wielu latach badań udowodnił, że różnica ma podłoże
nie środowiskowe, tylko genetyczne! Chciano obalić jego twierdzenia, lecz wszystkie testy
wykazywały to samo i krytycy nabierali wody w pysk! Więc czemu ty podskakujesz?
- Bo wśród nich jest trochę mężczyzn - odpowiedział Farloon, wskazując płaczącą
gromadę. - Uwielbiam strzelać do kobiet i do dzieciaków, proszę bardzo, ale sprzeciwiam się
trzebieniu mojej płci. To jest solidarność płciowa, profesorze. Padnij!
Casablanca nie usłuchał.
- Ty, Amerykanin, jak będziesz tak...
The Amber puścił mu serię koło nóg i ten argument poskutkował, Lorning się
położył. Lecz w przeciwieństwie do innych nie na brzuchu, tylko na plecach, i założywszy
ręce pod głowę przymknął oczy, powierzając twarz słońcu, jak rasowy bywalec plaż.
Krzysztofeczko i Farloon przez kwadrans rozmawiali z Lerocque'em. Pózniej
zamknęli Minę w jednym z szałasów, gdzie pilnował go Delson, a sami udali się do
Haltreya i Nortolta, żeby im oznajmić, co ustalono. Mówił Farloon:
- My dwaj i Delson zostajemy tu, będziemy ich pilnować. Jeszcze dziś zrobią
drewniane kraty, którymi obuduje się tę nawę. Materiał rozbiórkowy, z ich domostw.
Zamkniemy ich i po południu będziecie mogli odjechać. Zostawiacie nam jeep, kilka spluw,
trochę żarcia, trochę benzyny, kilkadziesiąt min i Casablankę jako zakładnika. Dostanie
kulę w profesorski bambuch, jeśli spróbujecie nas zaatakować. Lerocque też zostaje i dla
niego drugi jeep. Jutro go wypuścimy i dołączy do was. Acha, jeszcze jedno, ta b i b i
również, tylko że ona nie dołączy, chcemy was uchronić od grzesznych pokus. A teraz
będziecie pomagać Murzynom przy robieniu klatki, panowie. Praca uszlachetnia!
Grupę bankowców, gdy samolot wylądował w Matabele. przywitał pułkownik Oubu.
Jervisa bardzo to ucieszyło, właśnie z nim chciał rozmawiać. Adiutant numer jeden obiecał,
że odwiedzi go nazajutrz w pokoju hotelowym, za kwadrans dziewiąta.
Afrykańskie powietrze przypominało Jervisowi dawno minioną przeszłość, tak jak
zapach czyichś perfum przypomina mężczyznie młodzieńczy romans. Lecąc bał się, iż ten
upał zabierze mu oddech ze starych płuc, a wyszło coś przeciwnego - poczuł się w raju i
pomyślał: Ryba potrzebuje wody. Edgar, dzięki ci za to! . Gdyby był młodszy... gdyby był
młodszy, to Lerocque byłby jego zastępcą, a on byłby wodzirejem Czarnego tanga ! Ale
dobre było dlań i to, jeszcze raz znajdował się w Afryce, już na pewno ostatni, lecz jednak!
Gdyby wiedział, który z bogów sprawił ten cud, stałby się jego wyznawcą. Tak myślał, lecz
gdyby mu powiedziano który...
Oubu zjawił się punktualnie.
- Mam tylko kwadrans - burknął. - W czym mogę panu pomóc?
- W jednym, trzeba zawrócić Lerocque'a - powiedział Jervis.
- Co się stało?
- Decyzje zapadły na wysokim szczeblu, nie znam przyczyn. Ale to chyba wam na
rękę, nie widać było waszego entuzjazmu dla tej ekspedycji. I proszę się nie obawiać, nie
będzie to miało żadnego wpływu na sprawy związane z pożyczką.
Oubu milczał przez chwilę, wpatrując się w gościa.
- Przykro mi, to się nie da zrobić. Są już daleko, jeden Bóg wie gdzie...
- Ale nie tylko Bóg wie w jakim kierunku podążają!
- Panie Jervis, to nie jest Brytania ze swoim atlasem dróg. To jest Afryka, kłębowisko
bezdroży, stos. w którym pan chce znalezć igłę. Tam, gdzie się udali, jest najdzikszy kawałek
już nie tylko tego kontynentu, lecz tego globu, wyjąwszy może pewne tereny nad Amazonką. -
Ale to jest dwudziesty wiek, i to jest wasze państwo, i tam jest linia waszych granic,
pułkowniku! Kontrolujecie chyba swój obszar, wysyłacie żołnierzy...
Oubu uśmiechnął się.
- Dorywczo. Takich granic nie trzeba pilnować kordonem wojsk. Pan chce, abym
posłał żołnierzy w ślad za waszą wyprawą?
- Może samolot... - podpowiedział Jervis. Pułkownika to rozbawiło:
- Jeszcze lepiej! Drogi angielski przyjacielu! W tamtych stronach patrolujemy tylko
szosę B-12 aż do zakładów Tanga Mining i do Kariduomo, gdzie jest najdalej wysunięty
garnizon. Wszędzie indziej znajdują się bezdroża. W Kariduomo nie ma samolotów, a tych w
Matabele prezydent nie da ruszyć.
- A może ma pan kontakt radiowy lub telefoniczny z jakimś posterunkiem na drogach
do Keya? - spytał Jervis.
- Na bezdrożach do Keya, już panu to mówiłem. Nie mam, nie istnieje nic takiego.
Prędzej mógłbym się połączyć z Panem Bogiem, wystarczy pójść do świątyni.
Teraz zamilkł Jervis. Zostało mu już tylko jedno. Przez chwilę zastanawiał się, jak to
powiedzieć. Powiedział wprost:
- Niech mi pan da dwa terenowe samochody i obstawę.
- Z przykrością muszę panu odmówić! - rzekł twardo adiutant. - Jego Ekscelencja nie
wyrazi na to zgody. Proszę nie nalegać, to strata czasu. Miejmy nadzieję, że wrócą cało...
Zlustrował zegarek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]