[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zimowe ubranie.
Zatrzymali się w Christianii, by zrobić odpowiednie zakupy. Ole również
odnowił część garderoby, bo z ubrań, które zostały w Rudningen,
najpewniej wyrósł. Spędzili kilka dni w stolicy w oczekiwaniu, aż odzież
będzie gotowa, chociaż krawiec twierdził, że i tak dopisało im szczęście, bo
miał kilka rozpoczętych płaszczy i surdutów, z którymi się nie spieszyło.
Przerobił je tak, by pasowały na Ole-go i Flemminga, dzięki czemu
zaoszczędzili wiele czasu.
- Chyba dobrze, że wyruszyliśmy tak wcześnie przed nadejściem
najsroższych mrozów. - Flemming próbował rozluznić nieco napiętą
atmosferę.
- Z całą pewnością. - Ole nie uważał, że jest jakoś wyjątkowo zimno, ale
rozumiał doktora. - Jedyną zaletą podróżowania zimą jest możliwość
wykorzystania skutych lodem jezior, bo dzięki temu można znacznie skrócić
drogę.
- No tak, o tym nie pomyślałem. Mróz musi chyba okropnie szczypać w
policzki.
Ole ze śmiechem popatrzył na Flemminga.
RS
164
- Rzeczywiście, ale w kożuchach i grubych czapkach z nausznikami da
się wytrzymać. Zobaczysz, jeszcze będziesz miał okazję przejechać się po
lodzie.
- Brr! Już nic więcej nie mów. Będziemy się martwić w swoim czasie -
zatrząsł się Flemming.
Największą stromiznę mieli już wkrótce za sobą i znów mogli usiąść w
powozie. Równym rytmem toczył się ku Hemsedal. Obaj byli spięci, a
Olego wciąż ściskał w piersi niepokój.
Wiatr się wzmagał, w miarę jak posuwali się do przodu. Nie był bardzo
silny, lecz wystarczył, by woda z wodospadu Hydne otuliła całą skałę
baśniową mgiełką. Nierzeczywisty welon drobinek wody stworzył
czarodziejski nastrój wokół czubków świerków. Nieco dalej Ole dostrzegł
miejsce, gdzie rok wcześniej zeszła lawina. Po obu stronach drogi piętrzyły
się olbrzymie kamienie i zwały ziemi, których usunięcie musiało kosztować
bardzo dużo pracy.
Wreszcie droga się wyprostowała i ukazały się pierwsze zagrody. I
przyroda, i ludzie przygotowywali się dziś do zimy, mało kogo było widać.
Bliżej kościoła pojawił się ten i ów, przelotnie pozdrawiając przyjezdnych.
Większość nie była pewna, kogo wita, ale niektórym wydawało się, że
poznają chłopaka z Rudningen, i plotka szybko się rozniosła.
Ole z Rudningen wrócił! We dworze znów będzie mężczyzna, i to jaki!
Młodzieniec był silny i sympatyczny, miał taki dobrotliwy uśmiech. Pewnie
będą za nim latać wszystkie dziewczyny ze wsi. Wieści niosły się niczym
ogień i zanim Ole z Flemmingiem dotarli do mostu, o ich przybyciu
wiedziała już cała wieś.
- Czy tutejsi ludzie zawsze są tacy małomówni? Flemming był
przyzwyczajony do tego, że znajomi zatrzymywali się, by zamienić kilka
słów.
- Wydaje mi się, że ludzie mnie nie poznają - uśmiechnął się Ole
zadowolony, lecz nagle spoważniał, gdy woznica wstrzymał konia. Zjechał
najbardziej jak mógł na bok i czekał. Ole wychylił się z powozu, by
sprawdzić, co się dzieje, i zaraz przesunął ręką po włosach, jakby chciał
potwierdzić, że na pewno nie ma na głowie czapki. Potem siedział już
spokojnie, czekając, aż minie ich nadjeżdżający z przeciwka wóz. Był to
prosty wóz zaprzężony w jednego konia, szło za nim czterech mężczyzn. I
Ole, i Flemming już wcześniej mieli okazję oglądać taki kondukt. Twarze
im spoważniały.
Na wozie nie było trumny, spod grubego koca wystawało tylko kilka
zbitych desek. Pod płótnem wyraznie rysowało się ciało, ale było starannie
RS
165
przykryte. Pewnie zdarzył się jakiś wypadek, pomyślał Ole, próbując
porozumieć się wzrokiem z mężczyznami.
Gdy Sverre zrównał się z oczekującym powozem, miał ochotę się
zatrzymać, jednak się rozmyślił. Z szacunku dla zmarłego nie powinien
niepotrzebnie przystawać. Nie wypadało wdawać się w pogawędkę. Parę
razy jednak mrugnął i rozpoznał Olego. Czy powinien mu powiedzieć, kogo
wiozą, czy też lepiej wstrzymać się z tym jeszcze przez jakiś czas? Może
matce chłopaka by ulżyło, gdyby dowiedziała się, co się stało? Zanim podjął
decyzję, już minęli powóz, i musiał zadowolić się poważnym skinieniem
głowy. Ole natomiast zdążył dostrzec coś w oczach Sverrego. Ten człowiek
wyraznie chciał mu coś przekazać, lecz okoliczności nie pozwalały na
rozmowę. Czy powinien o czymś wiedzieć, zanim dotrą do domu?
Ale w tej sytuacji jedyną rozsądną rzeczą było przeprawienie się na drugi
brzeg rzeki i wyruszenie na ostatni odcinek dzielący ich od Rudningen.
Wszystko tu było takie znajome, takie jak zapamiętał sprzed niemal
półtora roku. Nawet dziury w drodze pozostały w tych samych miejscach.
Flemming nerwowo bawił się guzikami kurtki, kiedy zaczęli zbliżać się
do zabudowań. To tutaj przyszedł pierwszy raz wśród deszczu i błyskawic.
Dzisiejszy dzień był zupełnie inny. Zimny, ale pogodny i piękny. Roztaczał
się przed nim jeden z najpiękniejszych widoków, jaki widział w życiu. W
dziwny sposób czuł, że jest w domu.
Wkrótce powóz dotarł na otwartą przestrzeń i z prawej strony pojawiła
się stodoła. Jechali dalej drogą wzdłuż jej ściany, a potem skręcili w prawo
na podwórze. W zabudowaniach panował porządek i niezwykła cisza.
Pastwiska na zboczu za domem już pożółkły i opustoszałe ciągnęły się w
stronę lasu, który zaraz ustępował stromej skale. Ole uniósł głowę i
popatrzył na wielką górę wznoszącą się do nieba. Na jej tle zabudowania
wyglądały jak garstka kamyków. Jestem w domu, pomyślał, chłonąc
wszystkie zapachy. Każde miejsce ma swój własny zapach. Sorholm
pachnie stajnią i wilgotnym podszyciem. Rudningen - oborą, drewnem i
wiatrem wiejącym z gór. Ole nie był pewien, który z tych zapachów woli,
lecz w tej chwili dał się uwieść przytulności tego miejsca.
Spostrzegł, że coś się porusza za oknem, i niemal natychmiast otworzyły
się drzwi chaty. Mari musiała przez chwilę mrużyć oczy, by zorientować
się, kto przyjechał. Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko, z radości
składając ręce, i ruszyła im na spotkanie.
- Co za szczęście, że wreszcie jesteś! Tak się cieszę, że cię widzę! - Już
miała powiedzieć  ależ urosłeś", lecz w porę ugryzła się w język. - Twoja
matka ogromnie się ucieszy.
RS
166
Dopiero teraz Mari zorientowała się, że Ole nie jest sam. Towarzyszył
mu mężczyzna, który miał w twarzy coś znajomego. Ależ tak, to ten duński
doktor, który uratował Knuta podczas przeprawy przez góry, a potem zajrzał
tu na chwilę dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. Pózniej dostała od
niego też upominek na gwiazdkę. Musi mu podziękować. Dygnęła przed
Flemmingiem.
- Dobrze wreszcie rozprostować nogi. - Flemming wysiadł z powozu i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl