[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pierwszego człowieka zabił jako dziesięcioletni chłopiec. Ojciec Gilzacha naleŜał do
jednej z najstarszych rodzin zamoryjskich, której korzenie sięgały czasów królestwa Zemry. Z
czasem ród zuboŜał, lecz nie utracił poczucia dumy. Gdy pewien szlachcic z ArendŜunu,
którego niezbyt długi rodowód wskazywał na hyboryjskie pochodzenie — z niewielką
domieszką zamoryjskiej krwi — zaproponował jego ojcu, by wstąpił do niego na słuŜbę w
charakterze zarządcy i prowadził jego sprawy handlowe, ten uznał to za obelgę i na oczach
syna wyrzucił wielmoŜę ze swego szacownego, choć podupadłego domu.
Szlachcic nie zapomniał obrazy i wkrótce na wracającego późnym wieczorem do domu
ojca Gilzacha napadło kilku nieznanych męŜczyzn w liberiach. Podając się za sługi
obraŜonego, ludzie ci stłukli go dębowymi kijami i połamali mu wszystkie kości.
Jeden z ostatnich przedstawicieli starej arystokracji zdołał jedynie doczołgać się do domu,
by umrzeć na rękach syna. Na drugi dzień pojawili się straŜnicy, którzy obwieścili, Ŝe mają
dowody zdrady zmarłego, w związku z czym król konfiskuje cały jego majątek.
Dziesięcioletni Gilzach wraz z matką znalazł się na ulicy. Nieszczęśnicy zamieszkali w
najbiedniejszej dzielnicy ArendŜunu, bezpośrednio przy Labiryncie.
Jednak juŜ wtedy Gilzach umiał obserwować i wyciągać wnioski z tego, co widział.
Pamiętał konflikt ojca z wpływowym wielmoŜą, a takŜe wygląd złoczyńców, którzy go zabili.
Wniosek, kto jest winien wszystkich nieszczęść jego rodziny, był dla niego oczywisty i
chłopiec skazał niegodziwca na śmierć.
Nie musiał długo czekać na sposobność rozprawienia się z krzywdzicielem. Z kontaktów
Strona 54
Donnell Tim - Conan I Widmo Przeszłości
ulicznych ze swymi rówieśnikami dowiedział się, Ŝe domy bogatych dzielnic połączone są
siecią podziemnej kanalizacji, i wraz z innymi chłopcami zajął się badaniem tej krytej części
miasta. Nie przeszkadzał mu zapach nieczystości. Gdy odnalazł wreszcie wejście do
interesującego go domu, zaczął wprowadzać w Ŝycie plan, który zrodził się w jego głowie.
Zatrzymał na ulicy małego niewolnika i zabrał mu odzieŜ. Związawszy ją w tłumok, by nie
przemokła w kanalizacyjnych katakumbach, ruszył w podziemia z ojcowskim sztyletem i
wkrótce dotarł do domu swego krzywdziciela. Wylot, przez który wylewały się wody
ścieków, był zbyt mały nie tylko dla dorosłego, lecz takŜe dla dziecka, jednakŜe wyróŜniający
się wśród swych rówieśników niewielkim wzrostem i drobną budową Gilzach bez trudu
dostał się do domu.
Znalezienie wyjścia z piwnicy nie przedstawiało dla niego Ŝadnej trudności. Przebrał się w
odzieŜ niewolnika i po ukryciu w fałdach sztyletu ruszył korytarzami. Gdy doszedł do
sypialni wielmoŜy, który odpoczywał jeszcze po wczorajszym pałacowym balu, bez Ŝadnych
przeszkód wszedł do środka i wbił sztylet w serce śpiącego. Później wierzyć mu się wprost
nie chciało, Ŝe ten szalony plan się powiódł. Wszystko mógł stanąć mu na przeszkodzie —
mogła zatrzymać go słuŜba, wielmoŜa mógł być w sypialni nie sam… Widocznie jednak
opiekuńcze duchy starego rodu pomogły dziesięcioletniemu zabójcy. Wyszedł spokojnie z
sypialni, zszedł do piwnicy i opuścił dom tą samą drogą, którą się do niego dostał.
Zabity miał na dworze wielu nieprzyjaciół, toteŜ zabójcy szukano niezbyt gorliwie. A
nawet gdyby szukano go z większym zapałem — kto podejrzewałby dziesięcioletniego
chłopca z zabiedzoną, niewinną twarzą?
Z przygody tej Gilzach wyniósł dwie nauki. Zrozumiał, Ŝe zabójstwo człowieka jest łatwe i
przyjemne oraz Ŝe naleŜy je starannie zaplanować, obmyślając wszystkie najdrobniejsze
szczegóły. Po kilku latach zaczął zabijać na zamówienie.
Myląca powierzchowność i doskonałe władanie sztyletem zapewniły Gilzachowi
powodzenie w początkach kariery najemnego zabójcy. Dalej rozwijała się w równym tempie.
Gilzach wykorzystywał umiejętność maskowania się oraz sztukę strzelania do swych ofiar
zatrutymi strzałami z łuku lub przez rurkę. Doskonale znał się na truciznach i potrafił
sporządzić taką miksturę, Ŝeby człowiek poczuł jej śmiertelne działanie dopiero po długim
czasie od pojawienia się nieznacznej ranki, na którą początkowo nie zwracał nawet uwagi.
Siedzący naprzeciw Gilzacha tęgi Vendhianin wiedział doskonale, do czego zdolny jest
cherlawy człowieczek, gdy trzeba wyprawić kogoś na tamten świat. Zdawał teŜ sobie sprawę
z czego innego — tylko Gilzach potrafił poradzić sobie z jego zleceniem. Dlatego teŜ
postanowił, Ŝe nie będzie się targować i kaŜdą cenę zapłaci za jego usługi.
W porównaniu z Gilzachem większość zabójców z Labiryntu to prymitywni rzemieślnicy,
którzy zdawali się na siłę swych rąk i umiejętność posługiwania się wszelkim oręŜem. Lecz
Czengar Bchutt wiedział, Ŝe takie umiejętności nie wystarczą, by poradzić sobie z
człowiekiem, którego w swych myślach skazał na śmierć.
Gilzach miał jeszcze jedną wyŜszość nad innymi. Człowiek zlecający mu robotę mógł
mieć pewność nie tylko tego, Ŝe osobnik, którego chce się pozbyć, zakończy szybko swój
ziemski Ŝywot, ale i tego, Ŝe Gilzach przyniesie mu jego rzeczy.
Gilzach nie interesował się dobytkiem ofiar — w kaŜdym razie nie na tyle, by zaniedbać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Pierwszego człowieka zabił jako dziesięcioletni chłopiec. Ojciec Gilzacha naleŜał do
jednej z najstarszych rodzin zamoryjskich, której korzenie sięgały czasów królestwa Zemry. Z
czasem ród zuboŜał, lecz nie utracił poczucia dumy. Gdy pewien szlachcic z ArendŜunu,
którego niezbyt długi rodowód wskazywał na hyboryjskie pochodzenie — z niewielką
domieszką zamoryjskiej krwi — zaproponował jego ojcu, by wstąpił do niego na słuŜbę w
charakterze zarządcy i prowadził jego sprawy handlowe, ten uznał to za obelgę i na oczach
syna wyrzucił wielmoŜę ze swego szacownego, choć podupadłego domu.
Szlachcic nie zapomniał obrazy i wkrótce na wracającego późnym wieczorem do domu
ojca Gilzacha napadło kilku nieznanych męŜczyzn w liberiach. Podając się za sługi
obraŜonego, ludzie ci stłukli go dębowymi kijami i połamali mu wszystkie kości.
Jeden z ostatnich przedstawicieli starej arystokracji zdołał jedynie doczołgać się do domu,
by umrzeć na rękach syna. Na drugi dzień pojawili się straŜnicy, którzy obwieścili, Ŝe mają
dowody zdrady zmarłego, w związku z czym król konfiskuje cały jego majątek.
Dziesięcioletni Gilzach wraz z matką znalazł się na ulicy. Nieszczęśnicy zamieszkali w
najbiedniejszej dzielnicy ArendŜunu, bezpośrednio przy Labiryncie.
Jednak juŜ wtedy Gilzach umiał obserwować i wyciągać wnioski z tego, co widział.
Pamiętał konflikt ojca z wpływowym wielmoŜą, a takŜe wygląd złoczyńców, którzy go zabili.
Wniosek, kto jest winien wszystkich nieszczęść jego rodziny, był dla niego oczywisty i
chłopiec skazał niegodziwca na śmierć.
Nie musiał długo czekać na sposobność rozprawienia się z krzywdzicielem. Z kontaktów
Strona 54
Donnell Tim - Conan I Widmo Przeszłości
ulicznych ze swymi rówieśnikami dowiedział się, Ŝe domy bogatych dzielnic połączone są
siecią podziemnej kanalizacji, i wraz z innymi chłopcami zajął się badaniem tej krytej części
miasta. Nie przeszkadzał mu zapach nieczystości. Gdy odnalazł wreszcie wejście do
interesującego go domu, zaczął wprowadzać w Ŝycie plan, który zrodził się w jego głowie.
Zatrzymał na ulicy małego niewolnika i zabrał mu odzieŜ. Związawszy ją w tłumok, by nie
przemokła w kanalizacyjnych katakumbach, ruszył w podziemia z ojcowskim sztyletem i
wkrótce dotarł do domu swego krzywdziciela. Wylot, przez który wylewały się wody
ścieków, był zbyt mały nie tylko dla dorosłego, lecz takŜe dla dziecka, jednakŜe wyróŜniający
się wśród swych rówieśników niewielkim wzrostem i drobną budową Gilzach bez trudu
dostał się do domu.
Znalezienie wyjścia z piwnicy nie przedstawiało dla niego Ŝadnej trudności. Przebrał się w
odzieŜ niewolnika i po ukryciu w fałdach sztyletu ruszył korytarzami. Gdy doszedł do
sypialni wielmoŜy, który odpoczywał jeszcze po wczorajszym pałacowym balu, bez Ŝadnych
przeszkód wszedł do środka i wbił sztylet w serce śpiącego. Później wierzyć mu się wprost
nie chciało, Ŝe ten szalony plan się powiódł. Wszystko mógł stanąć mu na przeszkodzie —
mogła zatrzymać go słuŜba, wielmoŜa mógł być w sypialni nie sam… Widocznie jednak
opiekuńcze duchy starego rodu pomogły dziesięcioletniemu zabójcy. Wyszedł spokojnie z
sypialni, zszedł do piwnicy i opuścił dom tą samą drogą, którą się do niego dostał.
Zabity miał na dworze wielu nieprzyjaciół, toteŜ zabójcy szukano niezbyt gorliwie. A
nawet gdyby szukano go z większym zapałem — kto podejrzewałby dziesięcioletniego
chłopca z zabiedzoną, niewinną twarzą?
Z przygody tej Gilzach wyniósł dwie nauki. Zrozumiał, Ŝe zabójstwo człowieka jest łatwe i
przyjemne oraz Ŝe naleŜy je starannie zaplanować, obmyślając wszystkie najdrobniejsze
szczegóły. Po kilku latach zaczął zabijać na zamówienie.
Myląca powierzchowność i doskonałe władanie sztyletem zapewniły Gilzachowi
powodzenie w początkach kariery najemnego zabójcy. Dalej rozwijała się w równym tempie.
Gilzach wykorzystywał umiejętność maskowania się oraz sztukę strzelania do swych ofiar
zatrutymi strzałami z łuku lub przez rurkę. Doskonale znał się na truciznach i potrafił
sporządzić taką miksturę, Ŝeby człowiek poczuł jej śmiertelne działanie dopiero po długim
czasie od pojawienia się nieznacznej ranki, na którą początkowo nie zwracał nawet uwagi.
Siedzący naprzeciw Gilzacha tęgi Vendhianin wiedział doskonale, do czego zdolny jest
cherlawy człowieczek, gdy trzeba wyprawić kogoś na tamten świat. Zdawał teŜ sobie sprawę
z czego innego — tylko Gilzach potrafił poradzić sobie z jego zleceniem. Dlatego teŜ
postanowił, Ŝe nie będzie się targować i kaŜdą cenę zapłaci za jego usługi.
W porównaniu z Gilzachem większość zabójców z Labiryntu to prymitywni rzemieślnicy,
którzy zdawali się na siłę swych rąk i umiejętność posługiwania się wszelkim oręŜem. Lecz
Czengar Bchutt wiedział, Ŝe takie umiejętności nie wystarczą, by poradzić sobie z
człowiekiem, którego w swych myślach skazał na śmierć.
Gilzach miał jeszcze jedną wyŜszość nad innymi. Człowiek zlecający mu robotę mógł
mieć pewność nie tylko tego, Ŝe osobnik, którego chce się pozbyć, zakończy szybko swój
ziemski Ŝywot, ale i tego, Ŝe Gilzach przyniesie mu jego rzeczy.
Gilzach nie interesował się dobytkiem ofiar — w kaŜdym razie nie na tyle, by zaniedbać [ Pobierz całość w formacie PDF ]