[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go, Kate. Przebacz mi, kochanie. Powiedz, że mi przebaczasz.
Pochlipywałam dalej, bo nie wiedziałam, co powiedzieć i jak
się zachować, a było mi dobrze w ramionach Cama.
- Kate, nigdy sobie nie wybaczę, że tak cię zdenerwowałem.
Nie pÅ‚acz już! Nie mogÄ™ znieść myÅ›li, że z mojego powodu pÅ‚a­
czesz.
Jego rozpacz była niepomiernie większa od krzywdy, którą
mi wyrzÄ…dziÅ‚. Wprawdzie okazaÅ‚ nieuzasadnionÄ… zazdrość o Ro­
berta, ale ja go przecież uderzyÅ‚am. Nie pozwoliÅ‚ mi siÄ™ prze­
prosić, tylko wciąż siebie gorzko oskarżał, powtarzając, że nie
jest mnie wart. Dotąd myślałam, że Cam ma spokojny, łagodny,
zrównoważony charakter, teraz wyprowadził mnie z błędu.
Pchnął mnie na łóżko i położył się obok, szepcząc bezładną
pieszczotliwÄ… litaniÄ™ przeprosin. Kiedy siÄ™ nieco uspokoiÅ‚, po­
wiedziałam łagodnie:
- Kochany, przyrzeknij mi, że już nigdy nie będziesz tak
mówił o Robercie. Był dla mnie bardzo dobry, zaofiarował po-
scandalous
moc w sprawie Muriel. Tu nie chodzi nawet o to, czy my siÄ™ na
to zgodzimy, czy nie. Chcę tylko, żebyśmy sobie raz na zawsze
wyjaśnili jedno: nie masz najmniejszego powodu nie ufać mi.
Robert jest naszym lekarzem i znajomym, to wszystko. SwojÄ…
zazdrością tylko poniżasz mnie i siebie.
Camowi chyba z trudem przyszÅ‚o nad sobÄ… zapanować. Le­
żeliśmy tak blisko siebie, że wyczułam, jak cały sztywnieje.
Jednak odezwał się spokojnie:
- No, dobrze, Kate. Ale ty też musisz zrozumieć, co ja czuję.
On jest młody, przystojny i...
- Cam, ja ciÄ™ kocham! - przerwaÅ‚am. - W prawdziwej miÅ‚o­
ści nie liczy się ktoś trzeci, choćby był nie wiem jak młody
i przystojny. Nie masz i nigdy nie będziesz miał powodów, żeby
być zazdrosnym o Roberta. Uwierz mi wreszcie. Dlaczego nie
potrafisz mi ufać?
Chyba naprawdÄ™ siÄ™ staraÅ‚, ale patrzÄ…c na jego twarz wi­
dziaÅ‚am, ile wysiÅ‚ku kosztuje go wewnÄ™trzna walka, którÄ… z so­
bą toczył. Dokonałam wstrząsającego odkrycia: oto mam przed
sobą chorobliwie zazdrosnego człowieka. Przypomniała mi się
Cathy Roberta. Ona też swoją zazdrością zrujnowała w końcu
związek, na którym jej tak bardzo zależało. Bałam się. Czy
i Cam zniszczy naszÄ… miÅ‚ość? Czy starczy mi siÅ‚, by przezwyciÄ™­
żyć w nim tę słabość?
- Jestem twojÄ… żonÄ…, Cam - powiedziaÅ‚am Å‚agodnie. - UwÅ‚a­
czasz mojej miłości do ciebie, sądząc, że uległabym pierwszej
nadarzajÄ…cej siÄ™ pokusie.
- A więc przyznajesz, że to dla ciebie pokusa?
Owionął mnie chłód. Cam nadal nie był gotów przyznać, że
powinien mi ufać. Ale może uda mi siÄ™ tÄ™ jego zazdrość obró­
cić na swoją korzyść.
- W pewnym sensie tak - przyznałam obojętnie. Ton tych
słów bynajmniej nie odpowiadaÅ‚ moim uczuciom. - Nie prze­
czÄ™, że Robert jest mÅ‚ody i przystojny, a do tego bardzo sympa­
tyczny. Nie muszÄ™ temu zaprzeczać. Bo to ciebie przecież ko­
cham. Wyszłam za ciebie i nie chcę nikogo innego. Dlatego
pokusa, jaką mógłby stanowić dla mnie Robert w innych oko-
scandalous
licznościach, w tej sytuacji nie gra żadnej roli. Czy ty tego nie
rozumiesz?
- A gdybyś mnie przestała kochać?
- Cam, nie wydaje mi się, żebym w ogóle mogła przestać
cię kochać, nawet gdybyś ty tego chciał. Może ci się to wyda
głupie, ale nie przestałabym cię kochać nawet wtedy, gdybym
się dowiedziała, że zamordowałeś obie swoje żony. Czy teraz
już mi wreszcie wierzysz?
Poczułam, że się wreszcie odprężył.
- Tak diabelnie dużo dla mnie znaczysz, Kate. %7łycie... życie
nie rozpieszczało mnie zbytnio i dopóki nie poznałem ciebie,
nigdy tak naprawdę nie zaznałem szczęścia. Nie przeżyłbym,
gdybym miał je teraz... gdybym miał cię teraz stracić.
- Póki żyjemy, zawsze bÄ™dziemy razem! - przysiÄ™gÅ‚am szep­
tem.
ByÅ‚o do przewidzenia, że kiedy w koÅ„cu zaczniemy siÄ™ ko­
chać, dokona się to z zawziętością, która miała dowieść naszej
miłości, zamiast być jej wyrazem i zwieńczeniem. Nie wiem,
czy Cam to odczuÅ‚, ale choć odnalezliÅ›my siÄ™ na powrót w fi­
zycznym zjednoczeniu, pozostał we mnie osad smutku i żalu za
czymś, co przeminęło bezpowrotnie.
Za to Cam byÅ‚ czuÅ‚y jak dawniej, a leniwie upÅ‚ywajÄ…ce go­
dziny wieczoru na nowo mnie do niego zbliżyły, i nie miałam
wcale ochoty wywoÅ‚ywać wilka z lasu rozmowami o Muriel. Po­
stanowiÅ‚am odÅ‚ożyć ten drażliwy temat do chwili, gdy wieczo­
rem znajdziemy siÄ™ znowu w łóżku. Cam, jak to miaÅ‚ w zwycza­
ju, poszedł do córek, by ułożyć je do snu, po czym wrócił do
naszej sypialni. Spytał, dlaczego kazałam im spać w jednym
pokoju. Skorzystałam z okazji.
- Ponieważ jest im razniej i mniej się boją, niż kiedy śpią
osobno - odparłam, rozpinając sukienkę. Cam przyglądał mi
siÄ™, siedzÄ…c w fotelu.
- Muriel naopowiadaÅ‚a im jakichÅ› okropnych historii o du­
chach, które ponoć zepchnęły biedną Jennifer do jeziora. Nie
ma się co dziwić, że śnią im się koszmary.
- Nie rozumiem, dlaczego miałyby to być  okropne histo-
scandalous
rie" - sprzeciwił się Cam. - Ostatecznie to dzięki temu nie
zbliżają się do jeziora w pobliżu wodospadu, a przecież wiesz,
że to dla dziewczynek śmiertelna pułapka.
ZastygÅ‚am w bezruchu z na wpół naciÄ…gniÄ™tÄ… koszulÄ… noc­
ną. Ze zdziwienia otworzyłam usta.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że pochwalasz to, co Muriel
wbija im do głów?
- W każdym razie nie widzę innego sposobu, by zapewnić
im bezpieczeństwo - powiedział spokojnie, jakby to była rzecz
najnaturalniejsza w świecie. - Po śmierci Jennifer na każdym
kroku widzieliśmy zagrożenie. Pomysł Muriel wydał mi się od
razu rozsÄ…dny.
- A więc wiesz, że to się już ciągnie od lat?
- Co się ciągnie od lat? - spytał Cam ziewając.
- %7Å‚e ona je terroryzuje?!
Cam byÅ‚ chyba bardziej zniecierpliwiony niż poruszony mo­
imi słowami.
- Kochanie, ty się dopiero co tu wprowadziłaś. Wiem, że
uwielbiasz dziewczynki i że one także zdążyÅ‚y ciÄ™ już poko­
chać. Rozumiem, że zależy ci na ich spokoju. Ale musisz być
sprawiedliwa. Odkąd umarła ich matka, Muriel była dla nich
wszystkim. Istotnie, nie jest najsympatyczniejsza, i doskonale
rozumiem, że jako opiekunka dzieci może nie spełniać twoich
oczekiwań. Ale trudno się przecież spodziewać, że bez słowa
sprzeciwu da się wysadzić z siodła, prawda?
Starałam się zachować spokój.
- Cam, zupełnie mnie nie zrozumiałeś. Nie mam Muriel za
złe, że opiekuje się dziećmi. Nie pochwalam jedynie jej metod
wychowawczych. Takie podejście do dzieci tylko im szkodzi,
wpędza w lęki, to chyba jasne. - Już chciałam się powołać na
opinię Roberta, że dzieci są zastraszone i dlatego Sandra się
jąka, a Lillian gorączkuje, ale w porę ugryzłam się w język
i przedstawiłam to jako wynik własnych przemyśleń.
- Naprawdę wierzysz w te psychologiczne brednie? - spytał
z nie udawaną ciekawością. - Sądziłem, że masz dość oleju
w głowie, żeby nie dać się nabrać tej znachorskiej gadaninie.
scandalous
- Kochanie, przecież psychologia to nie żadna znachorska [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl