[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy cztery lata temu, w roku 1890, dokonano zamachów na życie króla
Włoch, cesarza Niemiec, króla Hiszpanii oraz cara Rosji, blady strach padł na
wszystkie dwory królewskie w Europie.
Zaza pamiętała, jakie środki ostrożności podejmował jej ojciec, ilekroć wraz
z matką opuszczali pałac. Na dworze w Melhausen co najmniej przez rok nie
mówiło się o niczym innym, jak tylko o anarchistach i zagrożeniu, jakim byli
dla koronowanych głów. Z czasem wszystko zaczęło wracać do normy i
chociaż niebezpieczeństwo nie całkiem minęło, monarchowie mogli już spać
znacznie spokojniej. Jednak teraz działania terrorystów wymierzone były w
klasę średnią.
 Anarchizm!", szepnęła do siebie Zaza i nagle ogarnął ją lęk. Drgnęła,
słysząc nieoczekiwane pukanie.
 Kto... tam?  zapytała drżącym głosem.
 To ja, Pierre.
Zaza poczuła, jak serce zaczyna jej mocniej bić, ale to nie strach był tego
przyczyną.
 Co się stało?  zapytała, otwierając drzwi.
 Chciałem tylko powiedzieć, że z profesorem wszystko w porządku.
Zasnął, zanim zdążyliśmy go rozebrać.
 Dziękuję... bardzo dziękuję... jest pan doprawdy wspaniały.
Zaległo milczenie i Zaza pomyślała, iż Pierre Beauvais już odszedł, ale po
chwili usłyszała:
 Zobaczymy się jutro. Czy zechce pani zjeść ze mną śniadanie?
 Zniadanie?
 Na dole, ale nie tam, gdzie byliśmy dziś wieczorem, lecz w restauracji na
parterze. Czy możemy się tam spotkać, powiedzmy o wpół do dziewiątej? A
może woli pani, aby to było pózniej?
 Wpół do dziewiątej to bardzo dobra... pora  odrzekła Zaza.
 Będę czekał. Bonsoir, mademoiselle.
 Dobranoc, monsieur, i jeszcze raz... bardzo, bardzo dziękuję!
Czekała, aż ucichną jego kroki na korytarzu. Kiedy już była gotowa do snu,
nagle przestała się bać. Jej serce zdawało się śpiewać ze szczęścia. Jutro znowu
się z nim zobaczy!
Rozdział czwarty
Zaza stojąc w cieniu rozłożystego drzewa czuła, że upał z każdą chwilą staje
się coraz bardziej nie do zniesienia. Czując nagły powiew wiatru, zdjęła z
głowy kapelusz i zwróciła twarz ku Pierre'owi.
Jej jedyny kapelusz, jaki zabrała ze sobą do Paryża, nie był, jej zdaniem,
wystarczająco elegancki na spotkanie z Pierre'em Beauvais, musiała się jednak
na niego zdecydować. Był to ten sam maleńki kapelusz słomkowy z
niebieskimi wstążkami, który miała na głowie w czasie podróży. Do tego dosyć
skromnego nakrycia głowy za najstosowniejszą uznała różową suknię z
muślinu. I kiedy tak ubrana wyszła z Pierre'em na ulicę, nagle jakby pod
wpływem jakiegoś impulsu, zatrzymała się przed pierwszym straganem z
kwiatami.
 Wybacz mi, proszę, że sam na to nie wpadłem  rzekł Pierre  ale
miałem zamiar kupić ci kwiaty w drodze powrotnej do hotelu.
 W tej chwili potrzebny mi tylko jeden kwiat  z uśmiechem odrzekła
Zaza.
Był zaskoczony, ale kiedy sięgnęła po portmonetkę, aby zapłacić, stanowczo
zaprotestował. Wybrała jeszcze nie w pełni rozwiniętą bladoróżową różę i
korzystając z odbicia w szybie wystawowej, przypięła ją do ronda kapelusza.
 Wspaniale  z uznaniem powiedział Pierre.
Zaza musiała przyznać, że efekt był rzeczywiście doskonały, i poczuła się
tak, jakby nieoczekiwanie stała się częścią tego pięknego miasta. Teraz
położyła kapelusz na znajdującym się tuż obok parapecie, pozwalając, aby
wiatr chłodził jej czoło i rozwiewał włosy. Pomyślała, iż nareszcie czuje się
wolna i nie musi liczyć się z żadnymi konwenansami.
Rano była tak podekscytowana, że natychmiast po przywitaniu się z
profesorem zbiegła schodami na dół, gdzie w maleńkiej restauracji czekał już
na nią Pierre. To tu stołowała się większość gości hotelowych, ale również i
inne przypadkowe osoby, którym nie odpowiadała zatłoczona kawiarnia w
podziemiach.
Wewnątrz poza nimi siedziały tylko dwie osoby i Zaza, rumieniąc się lekko,
pomyślała, jakie to romantyczne siedzieć przy stoliku sam na sam z mężczyzną
bez obawy, że ktoś usłyszy ich rozmowę. Ciekawa była, co też powiedziałaby
hrabina Gluckburg, gdyby ją teraz mogła zobaczyć,
 Dzisiaj  odezwał się Pierre Beauvais  mam zamiar pokazać ci Paryż.
A ponieważ pogoda nam dopisała, proponuję zacząć od spaceru po mieście.
 To dobry pomysł  przyznała Zaza.  Bardzo bym chciała zobaczyć
Paryż barona Haussmanna*. Dzięki niemu stolica Francji, jak czytałam, należy
do najpiękniejszych urbanistycznych kompleksów w Europie.
* Prefekt Departamentu Sekwany, który na polecenie Napoleona HI w latach
1852-1856 przeprowadził wielką urbanistyczną przebudowę Paryża. (Przyp.
tłum.)
 To prawda  rzekł Piere Beauvais.  I jako Francuz jestem z tego
bardzo dumny.
 Ja również jestem Francuzką  zauważyła Zaza, a kiedy spojrzał na nią z
niedowierzaniem, pospiesznie dodała:  Oczywiście w mojej krwi jest
również domieszka innych narodowości, ale dziś chcę o sobie myśleć jedynie
jako o części  la Belle France".
 I to wyjątkowo pięknej części!  cicho powiedział Pierre i Zaza
ponownie poczuła zakłopotanie.
Trasa, jaką wybrał Pierre, należała do jednej z piękniej szych w Paryżu. Szli
wzdłuż rue de Rivoli, przy ogrodach Tuileries, aby w końcu, po nie kończących
się zachwytach nad placem de la Concorde, znalezć się nad brzegiem Sekwany.
 Czy możemy się zatrzymać?  zapytała Zaza. Chciałabym popatrzeć
na rzekę, o której tyle słyszałam.
Teraz Sekwana wyglądała jak mieniąca się w słońcu złota wstęga. Była
szersza i bardziej majestatyczna, niż Zaza przypuszczała, i oczywiście bardziej
urzekająca. Wspaniałe budowle po obydwu jej stronach, liczne mosty łączące
brzegi, wyładowane towarami barki wolno przesuwające się po wodzie,
wszystko wyglądało jak sen.
 To takie piękne... nieprawdopodobnie piękne!  powtarzała z
zachwytem.
 Ja też tak uważam  rzekł Pierre, ale wcale nie patrzył na rzekę. Jego
oczy zwrócone były w zupełnie inną stronę. Po chwili milczenia odezwał się:
 Powiedz mi, co myślisz o wczorajszym wieczorze.
Zaza już wcześniej się spodziewała tego pytania. Jakiś czas milczała, po
czym z wahaniem, jakby ważąc każde słowo, odrzekła:
 Nie był taki, jak się spodziewałam.
 A czego się spodziewałaś?
 %7łe jego przyjaciele będą tacy sami jak prof... to znaczy mój stryj 
odpowiedziała  że to idealiści, uważający, że ich sztuka może zmienić świat.
 Zwietnie to ujęłaś  wtrącił Pierre Beauvais.
 Ale... wczoraj wieczorem...  Zaza nagle urwała.
 Chciałbym usłyszeć, co o tym sądzisz  nalegał.
 Chyba nie mówili poważnie... nie uważasz?
 Sam chciałbym to wiedzieć.
 Uważam, że zachowywali się jakoś dziwnie teatralnie. Listy, jakie
przysyłali do stryja Francois, były pisane w zupełnie innym tonie.
 A o czym pisali?
 Oczywiście o symbolizmie oraz o tym, jak bardzo pragną uwolnić się od
burżuazji. Ale nigdy nie było w nich nawet najmniejszej wzmianki, iż... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl