[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ile to tam się wybierał. Co nic miałoby najmniejszego sensu, bo sklep jest
zamknięty i... Jessie, dokąd idziesz? Powiedział, że masz nigdzie nie wychodzić.
Cholera, wez chociaż płaszcz! Poczekaj!
Ale ona już biegła do samochodu.
11
Pokonanie zamka do sklepu zajęło Slade'owi zaledwie chwilą. Obiecał sobie, że
nie wyjedzie stąd. dopóki nie znajdzie dla Jessiki dobrego ślusarza. To cud, że do
tej pory jej nie okradziono. Głupi ma szczęście, stwierdził rzucając kurtkę na
krzesło. Po omacku przeszedł przez kuchnię do kantorka, który pełnił rolę biura.
Na wielkim mahoniowym biurku stała lampa od Tiffany'ego, bloczek kartek do
notowania i sterta dokumentów. Zapalił lampę. Pierwsze, co zobaczył, to
drukowany napis: ULISSES BDZIE GAODOWAA i, mniejszymi literami.  Nowa
rączka do mopa - Betsy trafia szlag . Rozbawiony potrząsnął głową. Jessiki idea
organizacji nie mieściła mu się w głowie. Odwrócił się w stronę regału z
szufladami na przeciwnej ścianie.
W najwyższej szufladzie przechowywała chyba osobiste papiery. W teczce
150
zatytułowanej SKLEP - POLISY UBEZPIECZENIOWE znalazł paragon za bluzkę
sprzed dwóch lat i pogniecioną listę zakupów. Z westchnieniem irytacji wysunął
drugą szufladę.
Stanowiła całkowite przeciwieństwo pierwszej. Dokumenty były czytelne,
starannie posegregowane, w idealnym porządku. Wystarczył jeden rzut oka, by
się dowiedzieć, że są to faktury tegorocznych zakupów i kopie paragonów i
rachunków, wszystko ułożone chronologicznie. Pomyślał o górnej szufladzie i
pokręcił głową.
W trzeciej znalazł to, czego szukał - rachunki z ubiegłego roku. Starannie,
metodycznie przeglądał każdą teczkę, poczynając od stycznia. Przejrzawszy
pierwszy kwartał, nie dowiedział się niczego nowego, poza tym, że Jessica
prowadziła kwitnący interes.
Nie poddawał się. Czas mijał, a on nadal wczytywał się w faktury. Zapalił
papierosa. W czerwcowych rachunkach znalazł to, czego szukał. Kredens
chippendale - ciemne drewno inkrustowane srebrem. Na widok ceny uniósł brwi w
zdumieniu.
- Niezle - mruknął. Uśmiechnął się, gdy przeczytał nazwisko nabywcy. - Wszyscy
na tym skorzystali. - Schował rachunek do kieszeni i sięgnął po telefon. Brewstera
na pewno zainteresuje historyjka Davida Już, już miał wykręcić numer, kiedy
usłyszał na zewnątrz warkot silnika. Szybko zgasił światło. Wyjął pistolet i czekał.
Jessica pędziła krętą drogą z zawrotną szybkością i przeklinała własną
bezmyślność. Gdyby miała trochę oleju w głowie, kazałaby Davidowi zadzwonić
pod numer, który zostawił mu Slade, albo chociaż do skutku telefonować do
sklepu.
W panice zerknęła na zegarek. Dziesiąta. Boże, spraw, żeby człowiek, z którym
miał się spotkać Michael, nie zdążył na czas! Slade na pewno siedzi na zapleczu i
przegląda stare rachunki. Co będzie, kiedy bandyta przyjdzie do sklepu i zastanie
w nim nie Michaela, lecz Slade'a? Docisnęła pedał gazu.
Zwiatła nadjeżdżającego z przeciwka samochodu oślepiły ją. W panice usiłowała
151
go wyminąć, straciła panowanie nad wozem, wpadła w poślizg.
No tak, skarciła się, rozwal samochód. To wszystkim wyjdzie na dobre. Wściekła
na siebie wytarła wilgotne dłonie w spodnie. Nie myśl, rozkazała sobie. Po prostu
jedz. Został niecały kilometr. Kiedy to mówiła, samochód zawarczał, załomotał i
ucichł. Docisnęła pedał gazu do deski. Silnik zawył i umilkł.
- Nie! - Walnęła pięściami w kierownicę. Wskaznik paliwa uparcie wskazywał
pusty zbiornik. Ile razy? - pytała sama siebie bezsilnie. Ile razy powtarzała sobie,
żeby zawsze mieć pełny bak? Ale teraz nie czas na samokrytykę. Wyskoczyła z
samochodu, zatrzaskując za sobą drzwiczki. Nie zgasiła nawet świateł. Puściła
się biegiem.
Slade przywarł do ściany za drzwiami do kantorka. Usłyszał ciche szczęknięcie
klamki i radosny śpiew dzwoneczków. Czekał, nasłuchiwał oddechu i cichych
kroków. Jego uszu doszło pobłażliwe westchnienie.
- Nie bądz dziecinny, Michael. Nie ma sensu się chować, skoro zostawiasz
samochód na parkingu. Zresztą wiesz chyba - dodał miękko przybysz - że przede
mną nigdzie się nie ukryjesz.
Slade zapalił górne światło i wszedł do pomieszczenia.
- Chambers, prawda? - zapytał spokojnie. - Miłośnik tabakierek. - Podniósł broń. -
Sklep jest zamknięty.
W twarzy Chambersa nie drgnął nawet mięsień, kiedy zdejmował kapelusz.
- Nowy pomocnik, tak? - Zachichotał. - Głupio ze strony Michaela, że cię przysłał.
No, ale on nigdy nie lubił przemocy.
- Ja nic mam tego problemu. Rippeon jest w kostnicy. - Kiedy Chambers popatrzył
na niego z uprzejmą obojętnością, dodał: A może nie zna pan nazwisk
specjalistów, których wynajmuje do mokrej roboty?
Chambers wdzięcznie wzruszył ramionami.
- To specyficzna profesja. - Nie patrzył na wycelowany w siebie rewolwer.
Prawdziwe niebezpieczeństwo stanowił trzymający go mężczyzna, więc na nim
się koncentrował. - Co Michael panu obiecał, panie...
152
- Sierżancie - poprawił Slade. - Sladerman, z policji nowojorskiej, chwilowo z FBI.
- Jego uwadze nie uszedł błysk w oczach Chambersa. - Jedyne, co ja obiecuję
Adamsowi, to rozmowa w cztery oczy... na temat Jessiki Winslow. - Uśmiechnął
się na tą myśl. - Zabawa skończona, Chambers. Mieliśmy Adamsa pod
obserwacją jego i innych. Brakowało nam tylko ciebie.
- Małe niedopatrzenie z mojej strony. - Chambers rozglądał się po sklepie. -
Zazwyczaj nie angażują się osobiście. Jednak sklepik panny Winslow jest taki
przytulny... Nic mogłem się oprzeć pokusie. Co za pech. - Powrócił spojrzeniem
do Slade'a. - Nie wygląda pan na typa, który przyjmie łapówkę... nawet sowitą.
Znasz się na ludziach. - Nic opuszczając broni, Slade sięgnął po słuchawkę.
Z trudem łapiąc oddech, Jessica pokonała ostatnie metry. Zobaczyła światło za
opuszczonymi roletami. Myślała jedynie o Siadzie. Z impetem wpadła do środka.
Z szybkością, której nikt by się nie spodziewał po człowieku o jego tuszy,
Chambers złapał ją za ramię gdy tylko wbiegła przez drzwi. Otoczył jej szyją
ramieniem. Zanim zdążyła się przerazić, poczuła na skroni chłodny dotyk metalu.
Slade zatrzymał się w pół kroku.
- Odłóż broń, sierżancie. Najwyrazniej zabawa wcale się jeszcze nie skończyła. -
Chambers uśmiechnął się, widząc jego wahanie. - Zapewniam pana, pistolecik,
choć mały, działa bez zarzutu, a z tej odległości... - Nie dokończył.
Slade posłał Jessice lodowate spojrzenie i odłożył rewolwer.
W porządku. - Podniósł ręce do góry. - Puść ją. Chambers uśmiechnął się
łagodnie.
- Obawiam się, że nie mogę. Potrzebuję... polisy ubezpieczeniowej. Chwilowo.
- Panie Chambers... - Jessica dotknęła jego ramienia, które nie dawało jej
oddychać.
- Sierżant nie docenia pani wyczucia czasu, panno Winslow - stwierdził uprzejmie.
- Ja natomiast tak, jak najbardziej. To stawia sprawy w zupełnie innym świetle.
Slade zerknął na zegarek. Zgodnie z. jego obliczeniami, lada moment David
zadzwoni. Teraz muszą zyskać na czasie.
153
- Nie będzie pan musiał marnować na nią kuli - stwierdził - jeśli ją pan przedtem
udusi.
- Och, błagam o wybaczenie. - Chambers minimalnie zwolnił uścisk, nie odsunął
jednak rewolweru od jej skroni. Jessica chciwie wciągała powietrze. - Zliczne z
niej stworzenie, prawda? - zwrócił się do Slade'a. - %7łałuję, że nie jestem o
dwadzieścia lat młodszy. Taka kobieta stanowi piękną ozdobę męskiego ramienia,
nie uważa pan?
- Panie Chambers, co pan tu robi o tej porze? - Nie była to idealna zagrywka, ale
nic innego nie przychodziło jej do głowy. - Proszę mnie puścić i schować tę
zabawkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl