[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamortyzować nieco szarpnięcie. Nadążasz? Ten zabójca to kompletny psychol&
Iwanowicz spojrzał na niego niepewnie, nie rozumiejąc, co patolog ma na myśli. Zalewski,
niespeszony, mówił dalej:
Kiedy lina się skończyła, pęd lecących zwłok naderwał kręgi szyjne, a ciało najpierw
uderzyło o ścianę, a potem oparło się o nią plecami. Sęk w tym, że nie nastąpiło urwanie rdzenia.
Chcesz mi powiedzieć, że trzymał linę, by złagodzić śmierć?
Zalewski pokiwał przecząco głową, wskazując na szyję, która była mocno przekrwiona.
Nie złagodzić śmierć, jakkolwiek to brzmi, ale powstrzymać ofiarę od szybkiej śmierci.
Nie rozumiem.
Powiem inaczej, ale też nie chcę być wyrocznią w tym momencie, bo tylko sam zabójca
wie, jak to wyglądało. Po prostu czytam z ciała. I wszystko wygląda na to, że morderca celowo
zamortyzował szarpnięcie, tak by ofiara jak najbardziej cierpiała. Wyobraz sobie tak silne nacięcia
na całym ciele, próbę oderwania skóry od ciała, bardzo rozległe pęknięcie czaszki, choć nie
śmiertelne, oraz inicjację samego powieszenia& wszystko to razem wzięte. Nawet nie potrafię
sobie wyobrazić, co to była za męka! Na taką śmierć nie ma słów. Takiego bólu nie da się
opowiedzieć. Wierz mi, że widziałem wiele w życiu& ale nigdy czegoś równie szalonego. I czegoś
tak popierdolonego.
Komisarz skrzywił się na samą myśl. Niewiarygodne, co czuła ofiara na moment przed
śmiercią. Była noc, została ogłuszona, pocięta nożem, potem obwiązana liną, a następnie
przerzucona za barierkę w przepaść. Co w takiej sytuacji może czuć człowiek?
Dawno nie spotkałem się z czymś tak makabrycznym. Pociąć człowieka, zrzucić, a
potem spokojnie sobie odejść Zalewski pokiwał zamyślony głową i dotknął szyi denata. Na
szczęście lina nie była zbyt długa, miała najwyżej kilka metrów. Gdyby była dłuższa, pęd lecącego
ciała mógłby spowodować o wiele większe obrażenia. A tak& został przynajmniej w jednym
kawałku, jak to się mówi, z głową na karku.
Nie wiem, co mam powiedzieć. To jakaś absolutna masakra.
A żebyś wiedział. Nie wiem, z czym wy tam walczycie, ale chyba z czymś zupełnie
nieludzkim. To jakieś zwierzę, jakaś przeklęta bestia. Nie człowiek! I jedno wiem na pewno: choć
trudno powiedzieć, na ile ten spektakl śmierci był kwestią przypadku, a na ile umiejętności, to był
on perfekcyjny. Nie można było w żaden sposób ofierze zadać większej męki. Nie potrafię sobie
wyobrazić tego cierpienia. Ani w ogóle jakiegokolwiek potworniejszego cierpienia.
21
Iwanowicz wszedł do swojego mieszkania. Sprawa jednak nie dawała mu spokoju.
Ciekawy, co działo się na terenie zapory, wykręcił numer do Gawłowskiego. Ten po chwili odebrał.
Co jest?
I jak, macie coś?
Nie, psy przez chwilę węszyły, ale niedaleko ogrodzenia, w odległości kilkunastu
metrów, zgubiły trop.
Wynika z tego, że musiał przebiec przez teren WOPR-u, a potem stamtąd jakoś dziwnie
zniknąć.
Na to wygląda. Cały czas obstawiamy teren. Kilku naszych jest na zaporze, kilku wokół
hotelu. Robimy, co możemy, ale wszystko wskazuje na to, że marnujemy czas. Bo nie sądzę, by
gdzieś się tutaj ukrywał przed nami. Aż tak głupi nie jest, żeby nie zdawać sobie sprawy z
niebezpieczeństwa.
Iwanowicz nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Obaj milczeli. Szukanie w taki sposób
rzeczywiście traciło sens, skoro przez kilka godzin nie natrafiono na żaden, nawet najmniejszy,
ślad. Może mają za mało ludzi? Czy skierować tam więcej jednostek? Nawet jeśli nie przyniesie to
bezpośrednich rezultatów, może chociaż powstrzyma zabójcę przed zbliżaniem się do zapory?
Iwanowicz wahał się. A jednocześnie musieli robić, co w ich mocy, cokolwiek, aby powstrzymać tę
bestię.
Dobra, robimy tak. Jeśli chcesz, to wracaj do domu, cały dzień tam już siedzisz. Niech
reszta zostaje na swoich stanowiskach aż do odwołania. Ja jestem w domu, prześpię się chwilę i
zaraz tam wracam. Musimy go powstrzymać i zabezpieczyć dobrze to miejsce. Inaczej nie możemy
myśleć o tej sprawie. Trzeba ratować ludzi. Im lepiej będziemy strzegli zapory i jej okolicy, tym
większe szanse, że uratujemy czyjeś życie. Niech ktoś ma jeszcze oko na sam WOPR, nie tylko na
ogrodzenie. Najlepiej niech stanie przy samym brzegu. Może ten psychol przypływa łodzią? Sam
już nie wiem.
W porządku, zrobimy, jak mówisz. Ja zostanę do czasu, aż przyjedziesz.
Iwanowicz zakończył rozmowę. Wziął prysznic, a pózniej sprawdził pocztę. Czekała na
niego wiadomość od zastępcy komendanta, który chciał, by możliwie jak najszybciej przedstawić
mu raport. Zaproponował również wspólną naradę następnego dnia. Iwanowicz wiedział, że obie
prośby były niewykonalne. Nie miał czasu ani na papiery, ani tym bardziej na kolejne spotkanie
poświęcone dywagacjom, które niczego nie wnoszą. Co jeszcze mam powiedzieć, skoro sprawa nie
posuwa się do przodu, pomyślał.
Musiał chociaż chwilę odpocząć. Zamknął oczy. Czuł się bardzo zle ze świadomością, że
zabójca jest stale o krok przed nimi. Wiedział, że czasem śledztwo posuwa się do przodu, dopiero
gdy przestępca robi błąd, coś, co pozwala ustalić jego tożsamość lub przynajmniej znacząco
zacieśnić krąg podejrzanych. Ale kolejne zebrania nic nie wniosą do sprawy, to tylko marnowanie
czasu.
Pewników było kilka. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jakie one były. To, że nikt nie
potrafił powstrzymać kolejnych zabójstw. Oraz to, że zabójca jest psychopatą. A także, że ludzkie
życie jest dla niego niczym. I to, że wieś i cała okolica jest przerażona. To były jedyne pewniki.
Niestety nie wynikało z nich nic, co mogłoby popchnąć sprawę do przodu. Nic, co pozwoliłby
zakończyć to cholerne śledztwo.
Włączył muzykę i zrobił sobie kolację. Wiadomości sączące się z telewizora go wkurzyły,
przerzucił się więc na kanał historyczny, gdzie lektor opowiadał o biografii Churchilla.
W mieszkaniu zrobiło się głośno, ale komisarz, nie zważając już na nic, pogrążył się we
śnie, nim zdążył zjeść.
Zbliżał się do celu. Było cicho. Ciemność, wypełniająca każdy zakątek, potęgowała siłę
grozy. Uliczka prowadziła na tył pofabrycznego budynku. Był to ogromny gmach z czerwonej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
zamortyzować nieco szarpnięcie. Nadążasz? Ten zabójca to kompletny psychol&
Iwanowicz spojrzał na niego niepewnie, nie rozumiejąc, co patolog ma na myśli. Zalewski,
niespeszony, mówił dalej:
Kiedy lina się skończyła, pęd lecących zwłok naderwał kręgi szyjne, a ciało najpierw
uderzyło o ścianę, a potem oparło się o nią plecami. Sęk w tym, że nie nastąpiło urwanie rdzenia.
Chcesz mi powiedzieć, że trzymał linę, by złagodzić śmierć?
Zalewski pokiwał przecząco głową, wskazując na szyję, która była mocno przekrwiona.
Nie złagodzić śmierć, jakkolwiek to brzmi, ale powstrzymać ofiarę od szybkiej śmierci.
Nie rozumiem.
Powiem inaczej, ale też nie chcę być wyrocznią w tym momencie, bo tylko sam zabójca
wie, jak to wyglądało. Po prostu czytam z ciała. I wszystko wygląda na to, że morderca celowo
zamortyzował szarpnięcie, tak by ofiara jak najbardziej cierpiała. Wyobraz sobie tak silne nacięcia
na całym ciele, próbę oderwania skóry od ciała, bardzo rozległe pęknięcie czaszki, choć nie
śmiertelne, oraz inicjację samego powieszenia& wszystko to razem wzięte. Nawet nie potrafię
sobie wyobrazić, co to była za męka! Na taką śmierć nie ma słów. Takiego bólu nie da się
opowiedzieć. Wierz mi, że widziałem wiele w życiu& ale nigdy czegoś równie szalonego. I czegoś
tak popierdolonego.
Komisarz skrzywił się na samą myśl. Niewiarygodne, co czuła ofiara na moment przed
śmiercią. Była noc, została ogłuszona, pocięta nożem, potem obwiązana liną, a następnie
przerzucona za barierkę w przepaść. Co w takiej sytuacji może czuć człowiek?
Dawno nie spotkałem się z czymś tak makabrycznym. Pociąć człowieka, zrzucić, a
potem spokojnie sobie odejść Zalewski pokiwał zamyślony głową i dotknął szyi denata. Na
szczęście lina nie była zbyt długa, miała najwyżej kilka metrów. Gdyby była dłuższa, pęd lecącego
ciała mógłby spowodować o wiele większe obrażenia. A tak& został przynajmniej w jednym
kawałku, jak to się mówi, z głową na karku.
Nie wiem, co mam powiedzieć. To jakaś absolutna masakra.
A żebyś wiedział. Nie wiem, z czym wy tam walczycie, ale chyba z czymś zupełnie
nieludzkim. To jakieś zwierzę, jakaś przeklęta bestia. Nie człowiek! I jedno wiem na pewno: choć
trudno powiedzieć, na ile ten spektakl śmierci był kwestią przypadku, a na ile umiejętności, to był
on perfekcyjny. Nie można było w żaden sposób ofierze zadać większej męki. Nie potrafię sobie
wyobrazić tego cierpienia. Ani w ogóle jakiegokolwiek potworniejszego cierpienia.
21
Iwanowicz wszedł do swojego mieszkania. Sprawa jednak nie dawała mu spokoju.
Ciekawy, co działo się na terenie zapory, wykręcił numer do Gawłowskiego. Ten po chwili odebrał.
Co jest?
I jak, macie coś?
Nie, psy przez chwilę węszyły, ale niedaleko ogrodzenia, w odległości kilkunastu
metrów, zgubiły trop.
Wynika z tego, że musiał przebiec przez teren WOPR-u, a potem stamtąd jakoś dziwnie
zniknąć.
Na to wygląda. Cały czas obstawiamy teren. Kilku naszych jest na zaporze, kilku wokół
hotelu. Robimy, co możemy, ale wszystko wskazuje na to, że marnujemy czas. Bo nie sądzę, by
gdzieś się tutaj ukrywał przed nami. Aż tak głupi nie jest, żeby nie zdawać sobie sprawy z
niebezpieczeństwa.
Iwanowicz nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Obaj milczeli. Szukanie w taki sposób
rzeczywiście traciło sens, skoro przez kilka godzin nie natrafiono na żaden, nawet najmniejszy,
ślad. Może mają za mało ludzi? Czy skierować tam więcej jednostek? Nawet jeśli nie przyniesie to
bezpośrednich rezultatów, może chociaż powstrzyma zabójcę przed zbliżaniem się do zapory?
Iwanowicz wahał się. A jednocześnie musieli robić, co w ich mocy, cokolwiek, aby powstrzymać tę
bestię.
Dobra, robimy tak. Jeśli chcesz, to wracaj do domu, cały dzień tam już siedzisz. Niech
reszta zostaje na swoich stanowiskach aż do odwołania. Ja jestem w domu, prześpię się chwilę i
zaraz tam wracam. Musimy go powstrzymać i zabezpieczyć dobrze to miejsce. Inaczej nie możemy
myśleć o tej sprawie. Trzeba ratować ludzi. Im lepiej będziemy strzegli zapory i jej okolicy, tym
większe szanse, że uratujemy czyjeś życie. Niech ktoś ma jeszcze oko na sam WOPR, nie tylko na
ogrodzenie. Najlepiej niech stanie przy samym brzegu. Może ten psychol przypływa łodzią? Sam
już nie wiem.
W porządku, zrobimy, jak mówisz. Ja zostanę do czasu, aż przyjedziesz.
Iwanowicz zakończył rozmowę. Wziął prysznic, a pózniej sprawdził pocztę. Czekała na
niego wiadomość od zastępcy komendanta, który chciał, by możliwie jak najszybciej przedstawić
mu raport. Zaproponował również wspólną naradę następnego dnia. Iwanowicz wiedział, że obie
prośby były niewykonalne. Nie miał czasu ani na papiery, ani tym bardziej na kolejne spotkanie
poświęcone dywagacjom, które niczego nie wnoszą. Co jeszcze mam powiedzieć, skoro sprawa nie
posuwa się do przodu, pomyślał.
Musiał chociaż chwilę odpocząć. Zamknął oczy. Czuł się bardzo zle ze świadomością, że
zabójca jest stale o krok przed nimi. Wiedział, że czasem śledztwo posuwa się do przodu, dopiero
gdy przestępca robi błąd, coś, co pozwala ustalić jego tożsamość lub przynajmniej znacząco
zacieśnić krąg podejrzanych. Ale kolejne zebrania nic nie wniosą do sprawy, to tylko marnowanie
czasu.
Pewników było kilka. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jakie one były. To, że nikt nie
potrafił powstrzymać kolejnych zabójstw. Oraz to, że zabójca jest psychopatą. A także, że ludzkie
życie jest dla niego niczym. I to, że wieś i cała okolica jest przerażona. To były jedyne pewniki.
Niestety nie wynikało z nich nic, co mogłoby popchnąć sprawę do przodu. Nic, co pozwoliłby
zakończyć to cholerne śledztwo.
Włączył muzykę i zrobił sobie kolację. Wiadomości sączące się z telewizora go wkurzyły,
przerzucił się więc na kanał historyczny, gdzie lektor opowiadał o biografii Churchilla.
W mieszkaniu zrobiło się głośno, ale komisarz, nie zważając już na nic, pogrążył się we
śnie, nim zdążył zjeść.
Zbliżał się do celu. Było cicho. Ciemność, wypełniająca każdy zakątek, potęgowała siłę
grozy. Uliczka prowadziła na tył pofabrycznego budynku. Był to ogromny gmach z czerwonej [ Pobierz całość w formacie PDF ]