[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bierz  zwrócił się do jednego z noszowych. Drugiego odprawił i stanął sam przy
nogach, dzwignął nosze. Wynieśli go z namiotu. Jerzy poddał się miarowemu kołysaniu. Czuł
się absolutnie bezpieczny, nie podnosił głowy, nieciekawy, dokąd go niosą. Patrzył przed
siebie; najpierw przebiegały nad jego twarzą gałęzie sosen zawieszone wysoko nad rudymi,
łaciatymi pniami, potem przesunęły się gęste, splątane zarośla i nagle uderzyło go mocne
światło. Posłyszał chrzęst \wiru pod nogami niosących; przechodzili przez tory, potem na
peron. Wiatr owionął twarz podchorą\ego, a\ nie dosznurowana przy szyi panterka załopotała
sucho.
 Stać!  posłyszał mocny głos. Poczuł, \e noszowi opuszczają go na ziemię. Spojrzał
najpierw na twarz wachmistrza, na której przygasł uśmiech, potem na grupę mundurowych
postaci. Stojący na czele miał dystynkcje pułkownika i był najstarszy rangą. Trzymał w ręku
plik papierów szarpanych wiatrem.
 Dokąd go niesiecie?  zapytał pułkownik.
 Do wagonu oficerskiego  odpowiedział wachmistrz.
¦ - Kto wam kazaÅ‚?! Ja tu jestem od przydzielania miejsc w transporcie! Macie siÄ™ meldować
z ka\dym rannym...
 To ja powiedziałem panu wachmistrzowi, \eby mnie zaniesiono do wagonu dwudziestego
siódmego  powiedział Jerzy.
Pułkownik teraz dopiero spojrzał na niego. Ranny, umundurowany w panterkę i czapkę
drelichową z takiego samego łaciatego materiału, nie był pospolitym widokiem; cała komisja
ciekawie przyglądała się Jerzemu. Pułkownik spojrzał za siebie, zamachał papierzyskami,
udawał, \e coś tam odczytuje, potem obrzucił Jerzego badawczym wzrokiem. Jerzy nie miał
na panterce \adnych znaków, dystynkcji, nic prócz biało-czerwonej opaski na rękawie,
orzełka i wymalowanego niezgrabnie parasola na czapce nad literkami  GS".
 - Co za jeden?  pułkownik zwracał się do wachmistrza.
 Z powstania, melduję, obywatelu pułkowniku.
Oficer zagłębił się w swoje papiery, z których nie mógł na pewno nic odczytać.
 Drugi wagon od lokomotywy  zdecydował. Oficerowie porozumieli się wzrokiem
między sobą, ale gdy
pułkownik spojrzał na nich ostro, patrzyli ju\ obojętnie przed siebie. Wachmistrz schylił się.
Dzwignęli nosze. Gdy odeszli
110
parę kroków, Jerzy zobaczył za sobą grupkę otaczającą pułkownika. Wachmistrz poruszył
wąsami, uśmiechnął się.
 Jeden, drugi  liczył głośno. Przystanęli. Jerzy spojrzał. Na rozsuniętych drzwiach
towarowego wagonu wymalowano wielkie cyfry: 27.
Wagon podzielony był na trzy części. W środkowej był rodzaj przedsionka, po obu zaś
stronach znajdowały się przedziały z dwiema piętrowymi pryczami po bokach. W całym
wagonie mieściło się więc zaledwie ośmiu rannych.
Jerzego zsunięto z noszy na posłanie z materacy obszytych ceratą. Było chłodno, miękko,
wygodnie. Wyciągnął się i rozprę\ył. Jak zwykle, po chwilach emocji, przychodził tępy ból, o
którym dotąd prawie zapomniał. Wiedział ju\ z doświadczenia tych paru dni, \e nie warto
szukać pozycji, w której ból wyda się przez krótką chwilę mniejszy; przyjdzie jeszcze
mocniejszy razem z uczuciem zawodu. Trzeba było le\eć mo\liwie nieruchomo i nie bronić
siÄ™.
 Pan z powstania?
Jerzy spojrzał ku wejściu. Młody porucznik z aparatem przygotowanym do zdjęcia. Musiał
tam stać od pewnego czasu. Teraz pstryknął migawką raz i drugi i podszedł do pryczy.
 Jakubiński  przedstawił się.
Jerzy zobaczył na jego piersi kilka odznaczeń, między nimi trzykrotny Krzy\ Walecznych; na
prawej stronie siedem gwiazdek na niebieskim tle: siedem razy ranny.
Porucznik był z prasy wojskowej. Niecodzienny mundur podchorą\ego wywabił go ze świty
pułkownika. Za plecami Jaku-bińskiego pojawili się \ołnierze. Porucznik wrócił do wejścia i
pomógł noszowym wtaszczyć jęczącą kobietę. Była niemłoda, w mundurze; miała
obanda\owaną głowę, z jej nieprzytomnie drgających ust dobywał się jęk, bełkot, krzyk.
Uło\yli ją na pryczy pod Jerzym. Nie przestała krzyczeć. Otworzyła oczy.
 Jakubiński, Jakubiński...  zabełkotała, widząc porucznika koło siebie. Nachylił się nad
nią, wyciągnął coś z kieszeni, uciszył kobietę. Rzeczywiście, po chwili uło\yła się spokojniej
i tylko cicho zawodziła, jakby sama usypiała się swoim jękiem. Wnieśli następnego pasa\era.
Znowu kobieta. Porucznik na jej widok ściągnął z ramienia aparat.
 Poczekajcie  zawołał do noszowych. Zatrzymali się przy wejściu. Porucznik zrobił
kilka zdjęć. Jerzy wychylił się z pryczy. Zrozumiał zainteresowanie Jakubińskiego: nie dość
\e była to młoda i ładna dziewczyna, ale w dodatku w takiej sa-
111
mej, jak Jerzy, panterce. Tylko głowę miała odkrytą. Jasne, długie włosy rozsypały się jej na
ramiona.  Jak ona z takimi włosami dawała sobie radę w akcji?"  pomyślał Jerzy
odruchowo.
Dziewczynę poło\ono na pryczy obok podchorą\ego. Porucznik stanął w przejściu między
nimi. Obaj oglądali ranną z zainteresowaniem. Jerzy ocenił jej urodę, dostrzegł niebieskie
oczy, bladość cery i czerwone rumieńce gorączki na policzkach; starał się zwrócić na siebie
uwagę. Uniósł głowę i uśmiechnął się.
 Od Radosława?
 Z  Zośki". Irena. Mam przestrzelone płuco  mówiła urywanym głosem, z zadyszką.
 Porucznik Jakubiński.
 Jerzy. Z  Parasola".
 Widziałam cię w szpitalu. Spałeś wtedy  powiedziała dziewczyna.  Strasznie mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl