[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rżenie uciekających koni. Pożar został ugaszony równie szybko jak wybuchł. Pewnie
poszła na to niejedna beczka wody, pomyślała Franciszka.
Nagle pies ostro zaszczekał. W sąsiedniej izbie rozległy się jakieś kroki, a potem szept
obcych głosów: - Ona jest tutaj! Tu są drzwi!
Taj bezszelestnie czaił się do skoku. Franciszka sięgnęła po nóż, który zostawił jej
Siergiej, ale nie znalazła go w mroku. Co tam! I tak nie zdobyłaby się na to, by go użyć.
57
Podłożyli ogień, żeby wywabić nas na dwór, pomyślała. To podstęp! Zebrała siły i głośno
zaczęła wołać kapitana Rodana. Ktoś dobijał się do jej drzwi. Nie były zbyt solidne. Czy
długo wytrzymają taki napór? myślała przerażona. Co stanie się potem?
Ale nagle w sąsiedniej izbie zakotłowało się. Chyba wrócili Siergiej i Miro. Padł strzał...
Franciszka krzyknęła, tym razem z przerażenia. Do jej uszu dochodziły odgłosy zaciętej
bójki. Wreszcie ktoś silnym kopnięciem otworzył drzwi. Jakiś wysoki mężczyzna chwycił
dziewczynę, zasłonił jej usta i próbował zmusić, by poszła przodem.
Chcą mnie wziąć żywą, pomyślała Franciszka, usiłując ugryzć napastnika w rękę.
Niemal w tej samej chwili Taj skoczył obcemu do gardła. Franciszka w duchu
błogosławiła panujący w izbie mrok. Zasłoniła uszy, by nic nie słyszeć... Miro odciągnął ją
na bok. W chacie zapadła głucha cisza.
- Franciszko, muszę zapalić lampę - oznajmił Miro, siląc się na spokój, ale było słychać,
że głos mu drży. - Póki co wyjdz na podwórze. Nie, nie bój się, obaj nie żyją.
- A kapitan Rodan?
- Nie wiem. Teraz wyjdz!
- Kapitanie Rodan! - krzyknęła rozdzierająco. Nikt nie odpowiedział.
- Dobrze już, dobrze! Wyjdz - prosił Miro zdenerwowany równie jak ona. - Wszystkim się
zajmę! Franciszka szlochała zrozpaczona, ale posłuchała Mira. Na podwórzu było trochę
jaśniej niż w chacie. Bezradna chodziła to w jedną, to w drugą- stronę. Naraz dostrzegła
konie. Pożar został całkowicie ugaszony, mogła więc wprowadzić zwierzęta do stajni.
Opierały się zrazu, ale gdy udało jej się przekonać jednego, pozostałe spokojnie
podążyły w ślad za nim.
Franciszka zorientowała się, że Miro wlecze coś ciężkiego w stronę lasu. Potem nalał
wody do wiadra i wrócił do domu.
- Możesz już przyjść! - zawołał w końcu.
Jeszcze nigdy Franciszka nie, przekraczała progu chaty tak niepewnie, z takim lękiem.
Była zupełnie roztrzęsiona. Marzyła, by wrócił tamten czas, gdy wszystkie swoje
zmartwienia mogła powierzyć kapitanowi Rodanowi. By zawsze był obok - silny, dający
poczucie bezpieczeństwa, ukrywający starannie czułość pod maską surowości. Co teraz
będzie?
W izbie paliła się lampa. W blasku jej światła Franciszka ujrzała Siergieja. Leżał na łóżku
nieruchomo, z zamkniętymi oczami.
58
Jęknęła i upadła na kolana, wtulając twarz w jego ramię. Wybuchnęła płaczem.
- Kapitanie Rodan! - szlochała. - Mój kochany, co ja teraz pocznę, jak mam żyć bez
ciebie? Chcę umrzeć, umrzeć...
- Przestań krzyczeć, głuptasie. Okropnie boli mnie głowa - odezwał się Siergiej.
Franciszka wpatrywała się w bladą twarz, a jej spojrzenie wyrażało ulgę i nieopisaną
radość. Płakała i śmiała się na przemian.
- Ależ ty masz psisko - rzekł Siergiej z podziwem w głosie. - Cieszę się, że jestem po
twojej stronie. Franciszka odwróciła się i spojrzała pytająco na Mira. - A ten strzał?
- Nic się nie stało, trafił w ścianę. Siergiej został uderzony kolbą - wyjaśniał Miro. - Jest
mocno poturbowany, ale żyje! A to najważniejsze.
Zcisnęła dłoń kapitana z taką siłą, że aż jęknął. - Ale Taj nie zagryzł przecież ich obu?
- Oczywiście, że nie. Trochę było ze mnie pożytku, nim straciłem przytomność.
Franciszka nie odchodziła od łóżka. Wpatrywała się z uwielbieniem w wyrażającą
stanowczość, choć przerazliwie bladą twarz Siergieja.
- Wiesz, Franciszko, jestem na ciebie zły - odezwał się do niej z wysiłkiem, nie otwierając
oczu.
- Zły, na mnie? Dlaczego?
- Nawet w najgłębszej rozpaczy przywołujesz kapitana Rodana. Tracę nadzieję, czy
kiedykolwiek się to zmieni i nazwiesz mnie po imieniu.
- Słyszałeś mój krzyk?
- Tak, ale nie mogłem odpowiedzieć. Franciszko, czy potrafiłabyś się przemóc teraz,
kiedy jestem taki chory?
- No wiesz - zaprotestował Miro. - To tchórzostwo! Wykorzystujesz swoją słabość i jej
współczucie, żeby osiągnąć taki cel?
- Nie wtrącaj się, braciszku! Najlepiej wyjdz stąd i się czymś zajmij!
Miro wymamrotał coś przez zaciśnięte zęby, ale posłusznie opuścił izbę.
- Nie, nie mogę - rzekła Franciszka. - Powiedz: S!
59
- S...
- Sier... - Sier.:.
- Siergiej...
Przez kilka sekund trwała cisza.
- Nie - westchnęła w końcu bezradna. - Nie mogę. Siergiej milczał. Odetchnął głęboko,
by się uspokoić.
Długo chorował. Tymczasem w szkole zwolniło się miejsce i Miro, szczęśliwy i dumny,
mógł wreszcie rozpocząć naukę. Franciszka przejęła pieczę nad całym gospodarstwem.
Siergiej jednak, choć właściwie powinien leżeć w absolutnym spokoju, uparł się, że sam
o siebie zadba. Jedyne ustępstwo, jakie poczynił, dotyczyło przyrządzania posiłków.
Dotknąć się nie pozwolił. Głęboko zatroskana Franciszka widziała parę razy, jak za
wszelką cenę starał się wstać, ale walił się niby kłoda z powrotem na posłanie, udając
potem, że nic się nie stało.
W końcu doszedł do siebie. W jakiś czas po tych dramatycznych wydarzeniach wszyscy
troje zostali zaproszeni na wesele do sąsiedniej wsi położonej wysoko w górach. Pojęcie
sąsiedztwa było w tym przypadku dosyć umowne. Na przykład Anuśka, najbliższa
sąsiadka, mieszkała w odległości kilku godzin od ich chaty, a wioska, gdzie miało się
odbyć wesele, znajdowała się jeszcze dalej. Wszyscy troje bardzo się ożywili,
otrzymawszy zaproszenie, choć Franciszka martwiła się, czy jej odświętna suknia będzie
gotowa na czas. Ostatecznie od biedy mogłaby założyć codzienną, gdyby ją trochę
ozdobić koronkami i nowym fartuchem. Dziewczyna, widząc zachwycone spojrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
rżenie uciekających koni. Pożar został ugaszony równie szybko jak wybuchł. Pewnie
poszła na to niejedna beczka wody, pomyślała Franciszka.
Nagle pies ostro zaszczekał. W sąsiedniej izbie rozległy się jakieś kroki, a potem szept
obcych głosów: - Ona jest tutaj! Tu są drzwi!
Taj bezszelestnie czaił się do skoku. Franciszka sięgnęła po nóż, który zostawił jej
Siergiej, ale nie znalazła go w mroku. Co tam! I tak nie zdobyłaby się na to, by go użyć.
57
Podłożyli ogień, żeby wywabić nas na dwór, pomyślała. To podstęp! Zebrała siły i głośno
zaczęła wołać kapitana Rodana. Ktoś dobijał się do jej drzwi. Nie były zbyt solidne. Czy
długo wytrzymają taki napór? myślała przerażona. Co stanie się potem?
Ale nagle w sąsiedniej izbie zakotłowało się. Chyba wrócili Siergiej i Miro. Padł strzał...
Franciszka krzyknęła, tym razem z przerażenia. Do jej uszu dochodziły odgłosy zaciętej
bójki. Wreszcie ktoś silnym kopnięciem otworzył drzwi. Jakiś wysoki mężczyzna chwycił
dziewczynę, zasłonił jej usta i próbował zmusić, by poszła przodem.
Chcą mnie wziąć żywą, pomyślała Franciszka, usiłując ugryzć napastnika w rękę.
Niemal w tej samej chwili Taj skoczył obcemu do gardła. Franciszka w duchu
błogosławiła panujący w izbie mrok. Zasłoniła uszy, by nic nie słyszeć... Miro odciągnął ją
na bok. W chacie zapadła głucha cisza.
- Franciszko, muszę zapalić lampę - oznajmił Miro, siląc się na spokój, ale było słychać,
że głos mu drży. - Póki co wyjdz na podwórze. Nie, nie bój się, obaj nie żyją.
- A kapitan Rodan?
- Nie wiem. Teraz wyjdz!
- Kapitanie Rodan! - krzyknęła rozdzierająco. Nikt nie odpowiedział.
- Dobrze już, dobrze! Wyjdz - prosił Miro zdenerwowany równie jak ona. - Wszystkim się
zajmę! Franciszka szlochała zrozpaczona, ale posłuchała Mira. Na podwórzu było trochę
jaśniej niż w chacie. Bezradna chodziła to w jedną, to w drugą- stronę. Naraz dostrzegła
konie. Pożar został całkowicie ugaszony, mogła więc wprowadzić zwierzęta do stajni.
Opierały się zrazu, ale gdy udało jej się przekonać jednego, pozostałe spokojnie
podążyły w ślad za nim.
Franciszka zorientowała się, że Miro wlecze coś ciężkiego w stronę lasu. Potem nalał
wody do wiadra i wrócił do domu.
- Możesz już przyjść! - zawołał w końcu.
Jeszcze nigdy Franciszka nie, przekraczała progu chaty tak niepewnie, z takim lękiem.
Była zupełnie roztrzęsiona. Marzyła, by wrócił tamten czas, gdy wszystkie swoje
zmartwienia mogła powierzyć kapitanowi Rodanowi. By zawsze był obok - silny, dający
poczucie bezpieczeństwa, ukrywający starannie czułość pod maską surowości. Co teraz
będzie?
W izbie paliła się lampa. W blasku jej światła Franciszka ujrzała Siergieja. Leżał na łóżku
nieruchomo, z zamkniętymi oczami.
58
Jęknęła i upadła na kolana, wtulając twarz w jego ramię. Wybuchnęła płaczem.
- Kapitanie Rodan! - szlochała. - Mój kochany, co ja teraz pocznę, jak mam żyć bez
ciebie? Chcę umrzeć, umrzeć...
- Przestań krzyczeć, głuptasie. Okropnie boli mnie głowa - odezwał się Siergiej.
Franciszka wpatrywała się w bladą twarz, a jej spojrzenie wyrażało ulgę i nieopisaną
radość. Płakała i śmiała się na przemian.
- Ależ ty masz psisko - rzekł Siergiej z podziwem w głosie. - Cieszę się, że jestem po
twojej stronie. Franciszka odwróciła się i spojrzała pytająco na Mira. - A ten strzał?
- Nic się nie stało, trafił w ścianę. Siergiej został uderzony kolbą - wyjaśniał Miro. - Jest
mocno poturbowany, ale żyje! A to najważniejsze.
Zcisnęła dłoń kapitana z taką siłą, że aż jęknął. - Ale Taj nie zagryzł przecież ich obu?
- Oczywiście, że nie. Trochę było ze mnie pożytku, nim straciłem przytomność.
Franciszka nie odchodziła od łóżka. Wpatrywała się z uwielbieniem w wyrażającą
stanowczość, choć przerazliwie bladą twarz Siergieja.
- Wiesz, Franciszko, jestem na ciebie zły - odezwał się do niej z wysiłkiem, nie otwierając
oczu.
- Zły, na mnie? Dlaczego?
- Nawet w najgłębszej rozpaczy przywołujesz kapitana Rodana. Tracę nadzieję, czy
kiedykolwiek się to zmieni i nazwiesz mnie po imieniu.
- Słyszałeś mój krzyk?
- Tak, ale nie mogłem odpowiedzieć. Franciszko, czy potrafiłabyś się przemóc teraz,
kiedy jestem taki chory?
- No wiesz - zaprotestował Miro. - To tchórzostwo! Wykorzystujesz swoją słabość i jej
współczucie, żeby osiągnąć taki cel?
- Nie wtrącaj się, braciszku! Najlepiej wyjdz stąd i się czymś zajmij!
Miro wymamrotał coś przez zaciśnięte zęby, ale posłusznie opuścił izbę.
- Nie, nie mogę - rzekła Franciszka. - Powiedz: S!
59
- S...
- Sier... - Sier.:.
- Siergiej...
Przez kilka sekund trwała cisza.
- Nie - westchnęła w końcu bezradna. - Nie mogę. Siergiej milczał. Odetchnął głęboko,
by się uspokoić.
Długo chorował. Tymczasem w szkole zwolniło się miejsce i Miro, szczęśliwy i dumny,
mógł wreszcie rozpocząć naukę. Franciszka przejęła pieczę nad całym gospodarstwem.
Siergiej jednak, choć właściwie powinien leżeć w absolutnym spokoju, uparł się, że sam
o siebie zadba. Jedyne ustępstwo, jakie poczynił, dotyczyło przyrządzania posiłków.
Dotknąć się nie pozwolił. Głęboko zatroskana Franciszka widziała parę razy, jak za
wszelką cenę starał się wstać, ale walił się niby kłoda z powrotem na posłanie, udając
potem, że nic się nie stało.
W końcu doszedł do siebie. W jakiś czas po tych dramatycznych wydarzeniach wszyscy
troje zostali zaproszeni na wesele do sąsiedniej wsi położonej wysoko w górach. Pojęcie
sąsiedztwa było w tym przypadku dosyć umowne. Na przykład Anuśka, najbliższa
sąsiadka, mieszkała w odległości kilku godzin od ich chaty, a wioska, gdzie miało się
odbyć wesele, znajdowała się jeszcze dalej. Wszyscy troje bardzo się ożywili,
otrzymawszy zaproszenie, choć Franciszka martwiła się, czy jej odświętna suknia będzie
gotowa na czas. Ostatecznie od biedy mogłaby założyć codzienną, gdyby ją trochę
ozdobić koronkami i nowym fartuchem. Dziewczyna, widząc zachwycone spojrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]