[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śladem.
Powoli, zachowując największą ostrożność, okrążyli skałę.
Wprawdzie byli przygotowani, ale mimo to cofnęli się, jak gdyby jakaś niewidzialna
siła odrzuciła ich w tył.
To była groza. Przerazliwa, niepojęta groza.
Ziejąca pustką jama. Bliskość wody zła wyżarła ziemię i skaliste podłoże. Wszelka
roślinność dawno już wyginęła, pozostała jedynie zdradliwa pusta ciemność. Olbrzymia
gardziel, stale poruszająca się i zmieniająca kształt niby przelewająca się w garncu wrząca
smoła. Kolory, jeśli w ogóle można mówić o kolorach, były tak chore, że kojarzyły się z
dżumą, z krateru buchały takie same szarozielone cuchnące opary jak z gardzieli Tengela
Złego, kiedy chciał zabijać.
Pięcioro wybranych dzielił od jamy tylko kawałek rozbulgotanej,
szaropomarańczowej ziemi.
- Nie - stwierdził Nataniel. Tędy nie przejdziemy. Gdzieś tutaj ukryte jest naczynie
Tengela Złego, ale my nie zdołamy do niego dotrzeć. Zawracamy!
Gdy szli z powrotem, Gabriel nagle nerwowo poszukał jego ręki.
Powiedli wzrokiem za spojrzeniem chłopca.
Dzień wciąż był ponury. Wprawdzie śnieg przestał padać, ale to i tak niczego nie
zmieniło. Nad halami Ludzi Lodu zapadła przeogromna cisza. Na tle cienkiej pokrywy śniegu
w oddali tu i ówdzie rysowały się wysokie, czarne postacie. Stały w grupach po dwie, trzy.
- Jest ich mniej więcej dziesięć - mruknęła Tova. - Kto to może być?
- Na pewno nie są to przyjaciele - odpowiedział przygnębiony Marco.
- Czy oni chcą nas powstrzymać?
- Nie wygląda na to - odparł Nataniel. - Stoją i czekają.
Skierował wzrok ku przerażającej jamie. W tej chwili spoczywające na nim zadanie
wydawało mu się niemożliwe do wykonania.
Mimo wszystko musieli próbować.
Odetchnął głęboko. Czekał ich teraz ostatni etap walki tak długo prowadzonej przez
cały ród.
To na nim, Natanielu, Wybranym, spoczywała odpowiedzialność za losy świata.
A jemu wydawało się, że nie ma nadziei. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
śladem.
Powoli, zachowując największą ostrożność, okrążyli skałę.
Wprawdzie byli przygotowani, ale mimo to cofnęli się, jak gdyby jakaś niewidzialna
siła odrzuciła ich w tył.
To była groza. Przerazliwa, niepojęta groza.
Ziejąca pustką jama. Bliskość wody zła wyżarła ziemię i skaliste podłoże. Wszelka
roślinność dawno już wyginęła, pozostała jedynie zdradliwa pusta ciemność. Olbrzymia
gardziel, stale poruszająca się i zmieniająca kształt niby przelewająca się w garncu wrząca
smoła. Kolory, jeśli w ogóle można mówić o kolorach, były tak chore, że kojarzyły się z
dżumą, z krateru buchały takie same szarozielone cuchnące opary jak z gardzieli Tengela
Złego, kiedy chciał zabijać.
Pięcioro wybranych dzielił od jamy tylko kawałek rozbulgotanej,
szaropomarańczowej ziemi.
- Nie - stwierdził Nataniel. Tędy nie przejdziemy. Gdzieś tutaj ukryte jest naczynie
Tengela Złego, ale my nie zdołamy do niego dotrzeć. Zawracamy!
Gdy szli z powrotem, Gabriel nagle nerwowo poszukał jego ręki.
Powiedli wzrokiem za spojrzeniem chłopca.
Dzień wciąż był ponury. Wprawdzie śnieg przestał padać, ale to i tak niczego nie
zmieniło. Nad halami Ludzi Lodu zapadła przeogromna cisza. Na tle cienkiej pokrywy śniegu
w oddali tu i ówdzie rysowały się wysokie, czarne postacie. Stały w grupach po dwie, trzy.
- Jest ich mniej więcej dziesięć - mruknęła Tova. - Kto to może być?
- Na pewno nie są to przyjaciele - odpowiedział przygnębiony Marco.
- Czy oni chcą nas powstrzymać?
- Nie wygląda na to - odparł Nataniel. - Stoją i czekają.
Skierował wzrok ku przerażającej jamie. W tej chwili spoczywające na nim zadanie
wydawało mu się niemożliwe do wykonania.
Mimo wszystko musieli próbować.
Odetchnął głęboko. Czekał ich teraz ostatni etap walki tak długo prowadzonej przez
cały ród.
To na nim, Natanielu, Wybranym, spoczywała odpowiedzialność za losy świata.
A jemu wydawało się, że nie ma nadziei. [ Pobierz całość w formacie PDF ]