[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Raz słyszałem płacz  odrzekł kamerdyner.
 Płacz? Jak to?  Nagły dreszcz wstrząsnął starym jurystą.
 Zawodzenie niby kobiety albo potępionej duszy. Wzięło mnie to za serce. Jak odchodziłem,
samemu mi się chciało płakać.
Tymczasem dziesięć minut dobiegło końca. Poole wygrzebał siekierę spod stosu słomy i na
najbliższym stole ustawił świecę, by im było jasno w czasie ataku. Obydwaj wstrzymali dech i
postąpili w stronę drzwi, za którymi wciąż zakłócał ciszę nocną szelest przechadzki  tam i z
powrotem, tam i z powrotem.
 Jekyll! Chcę się z tobą widzieć  zawołał donośnie adwokat i umilkł na moment, lecz
nie otrzymał odpowiedzi.  Ostrzegam lojalnie! Mamy uzasadnione powody do obaw. Chcesz czy
nie chcesz, musimy się zobaczyć. Zgodzisz się na to lub użyjemy siły!
 Uttersonie  odpowiedział płaczliwy głos.  Ulituj się, na miłosierdzie boskie!
 Ha! To nie głos Jekylla, lecz Hyde'a!  krzyknął adwokat.  Do drzwi, Poole!
Kamerdyner zamachnął się potężnie. Cios wstrząsnął starą budowlą, obite czerwonym
filcem drzwi podskoczyły na ryglu i zawiasach. W gabinecie rozbrzmiał zwierzęcy wrzask
śmiertelnej trwogi. Siekiera wznosiła się i opadała cztery razy. Deski trzeszczały, futryna dygotała
w murze. Ale drzewo było twarde, a okucia wybornej roboty, toteż dopiero za piątym ciosem zamek
puścił i porąbane drzwi padły na dywan w gabinecie.
Zdobywcy, jak gdyby oszołomieni krótkotrwałym hałasem i ciszą, która nagle zapanowała,
cofnęli się i trwożnie zajrzeli do środka. Mieli przed sobą przestronny gabinet rozjaśniony
ciepłym blaskiem lampy.
Ogień tańczył i huczał na kominku, czajnik nucił cieniutkim głosikiem, opodal zaś czekała zastawa
do herbaty. Parę szuflad było otwartych Na biurku papiery leżały w doskonałym ładzie. Zacisznie i
przytulnie. Gdyby nie oszklone szafki pełne medykamentów, rzekłbyś, najzwyklejszy pokój, jakich
nie brak w Londynie.
Pośrodku leżał mężczyzna drgający jeszcze i dziwacznie powykręcany. Pan Utterson i Poole
22
© BLACK & WHITE  Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
zbliżyli się na palcach, odwrócili ciało na wznak i spojrzeli w twarz Edwarda Hyde'a. Miał na sobie
ubranie o wiele za duże, miary doktora Jekylla. Mięśnie twarzy poruszały się, stwarzając pozór
życia, lecz życie opuściło już ów kształt ludzki. Zgnieciona fiolka w dłoni i silny zapach gorzkich
migdałów, unoszący się w powietrzu, powiedziały staremu juryście, iż ogląda zwłoki samobójcy.
 Za pózno na ratunek lub karę  orzekł poważnie pan Utterson.  Hyde odszedł, by zdać
sprawę z żywota. Pozostaje nam jedno: odszukać ciało twojego pana.
Stara budowla składała się właściwie z dwóch pomieszczeń. Prawie cały parter zajmowało
oświetlone z góry prosektorium, gabinet zaś stanowił w głębi półpiętro i miał trzy okna z widokiem
na zaułek. Z prosektorium do drzwi na boczną uliczkę wiódł korytarz połączony schodkami z
drugim wejściem do gabinetu. Ponadto było tylko kilka ciemnych schowków i przestronna piwnica.
Nie marnując czasu adwokat i kamerdyner jęli przetrząsać te zakątki. Ze schowkami skończyli
szybko, gdyż stały pustką, a pył podnoszący się przy otwieraniu drzwi dowodził, że nikt nie
zaglądał tam od dawna. W piwnicy leżały wprawdzie stosy rupieci, przeważnie z czasów
znakomitego chirurga  poprzednika doktora Jekylla  ale misterna sieć pajęczyn niewątpliwie od
lat pieczętowała wejście, a więc dalsze poszukiwania nie miałyby sensu. Nigdzie nie było śladu
pana domu  żywego ani umarłego.
Poole tupnął w kamienną posadzkę korytarza i mruknął nasłuchując echa:
 Tutaj musi być pogrzebany.
 Albo uciekł  dodał adwokat i zbliżył się do drzwi wiodących na boczną uliczkę, by obejrzeć
je z bliska.
Były zamknięte. W pobliżu na kamiennej płycie leżał klucz pokryty już rdzą.
 Chyba od dawna nikt go nie używał  powiedział pan Utterson.
 Używał!  powtórzył kamerdyner niby echo.  Nie widzi pan mecenas, że złamany?
Zupełnie, jak gdyby go ktoś przygniótł obcasem.
 Aha  zdziwił się adwokat.  I nawet na pęknięciu zdążył zardzewieć. Nic nie pojmuję,
Poole. Wracajmy do gabinetu.
Wymienili pełne lęku spojrzenia, bez słowa weszli na schodki i zerkając od czasu do czasu
na nieruchome już zwłoki, poczęli dokładniej przetrząsać gabinet. Na jednym ze stołów zauważyli
kilka szklanych spodków z rozmaitymi dozami białego proszku. Wyglądało to tak, jak gdyby
nieszczęsny doktor Jekyll nie zdążył skończyć jakiegoś doświadczenia chemicznego, jak gdyby coś
mu przeszkodziło.
 To ten sam lek, który mu ciągle znosiłem  powiedział Poole.
W tej chwili czajnik zagotował się i począł głośno syczeć, co zwabiło poszukiwaczy w
stronę kominka. Wygodny fotel przysunięto blisko ognia, a nieco dalej, lecz w zasięgu ręki, czekała
gotowa zastawa. Nawet cukier był już w filiżance. Na półce stało kilka książek, jedna zaś leżała
otwarta na stoliczku z przyborami do herbaty. Pana Uttersona zdumiały
straszliwe bluznierstwa wypisane ręką pana domu na marginesach dzieła "teologicznego, o którym
doktor Jekyll wyrażał się z uznaniem.
Dalsze poszukiwania zawiodły pod tremo. Pan Utterson i Poole z mimowolną trwogą
zajrzeli w głąb zwierciadlanej tafli. Była jednak tak nachylona, że zobaczyli tylko różowy odblask
na suficie, tysiączne iskry migocące w szybach i lakierowanym drewnie szafek oraz własne blade,
przejęte grozą twarze.
 Panie mecenasie  szepnął kamerdyner.  Dziwne rzeczy widziało to lustro.
 Ale nie dziwniejsze niż ono samo  odszepnął pan Utterson.  Po licha...  Urwał, jak
gdyby mu tchu brakło, lecz rychło przemógł słabość.  Po licha było tu potrzebne Jekyllowi!
 Racja, panie mecenasie! Racja!  zawołał służący.
Następnie przyszła kolej na biurko, gdzie na stosie porządnie ułożonych papierów znalazła
się duża koperta zaadresowana ręką doktora Jekylla do pana G. J. Uttersona. Adwokat złamał
23
© BLACK & WHITE  Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
pieczęć i zawartość koperty wysypała się na dywan. Pierwszy arkusz był ostatnią wolą
zredagowaną równie dziwacznie jak poprzednia, zwrócona autorowi przed pół rokiem. Była tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl