[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mina zawstydzona i oburzona płakać i grozić poczęła, ale Tomisław pozostał niewzruszo-ny.
Odprawił ją tym, żeby czyniła, co chce, oskarżyła go, ale on jej znać nie myśli. Wyruszył
Tomisław sam, choć Mina nasłała i innych, aby za nią prosili. Kasztelan słuchać nie chciał.
Do Wrocławia przybywszy trzeba było u wrót stać długo, nim pod strażą, jakby w niewolę ich
wziąwszy, na zamek wpuszczono. Nierychło potem książę Henryk dał się nakłonić, aby posła do
więzienia wprowadzono. Spustoszenie okrutne wrocławskich włości, mściwym go i zajadłym
czyniło. Dopiero, gdy mu Tomisław zaręczył, że on sam do ustąpienia kawałka ziemi nakłaniać
będzie, zaprowadzono kasztelana do izby, w której wynędzniałego Przemysława trzymano.
Spodziewał się księcia znalezć na duchu upadłym, zdumiał widząc zmienionym, lecz nie tak, jak
sądził. Gdy Tomisław, w progu stojąc, żale rozwodzić zaczął, Przemysław wstał i z dumnym
obliczem przerwał mu:
Nie nade mną żale rozwódzcie, ale nad tą ziemią naszą, którą nie dość, że nękają Tatarowie, Litwa,
Prusacy, jeszcze jej od własnych dzieci zguba przychodzi! Nasza wina, wielka wina nasza, żeśmy
jedności pozbyli i siły z nią, do niej powrócić trzeba lub zginąć nam.
Nie dziś o tym mówić odparł Tomisław.
Dziś i zawsze na pamięci to mieć potrzeba rzekł z goryczą książę.
A po chwili spytał:
Co mi przynosicie?
Prośbę od ziemian naszych odezwał się przybyły abyście do nas wracali, choćby najcięższym
okupem wyzwolić się trzeba. Drożsi wy nam niż powiat jaki.
Tu głos zniżając, szepnął:
Daliśmy wszyscy rycerskie słowo, iż powiat odbierzemy, was nie pytając, my sami.
Zadumał się Przemko.
Serce mi pęknie, gdy taką umowę podpisywać przyjdzie zamruczał lecz muszę. Wolnym być
potrzebuję, aby o przyszłości innej myśleć.
Stanęło więc na tym, aby ziemię rudzką z Wieluniem dać, na co się ziemianie godzili. Poszedł
Tomisław do księcia Henryka, który więcej chciał, targował się, lecz umowa wreszcie spisaną
została. Zlązak zażądał, aby mu wnet grody zdawano.
Gdy pakt przypieczętowano, a Przemko miał wolność odzyskać, Henryk zażądał jak Rogatka, aby się
przejednani rozstali. Wyprowadzonego z więzienia niemal gwałtem musiano wieść do izby, w której
nań czekał Probus. Stał oparty o stół, nie jak zwycięzca, ale jak za-sromany złoczyńca, spoglądając z
ukosa i nieśmiało na ciotecznego, który wchodził dumny, z obliczem surowym. Zlązak przed
wzrokiem jego oczy spuścić musiał. Nie przemówili do siebie rychło.
Zmogliście mnie odezwał się w końcu Przemysław zdradą i niewolą, bierzcież ziemię, która
wam nie przyniesie szczęścia.
Inaczej... inaczej być... nie mogło odparł, jąkając się, Probus. Przebaczcie mi.
Widać było wstyd, nie umiał się tłumaczyć.
Dajcie mi stąd odejść dodał polski książę jednać się nie potrzebujemy. Nie po brater-sku
postąpiliście ze mną, serca też ku wam mieć nie mogę.
59
Nie oszczędziłem was przebąknął Henryk ale i bliższych mnie tenże los spotkał.
Spojrzeli na się. Przemko zimno i pogardliwie, Henryk z pewną trwogą.
Ziemi tej, której tak żądni jesteście dodał książę nie będziecie mieli nawet komu zostawić.
Z dala skłonili się sobie.
Przemko zaraz konia dosiadł, otoczyli go uwolnieni dworzanie, a Zaręba pobiegł pytać znajomych, co
się na zamku działo. Od nich dowiedział się, że Orcha kędyś przepadła, a Mi-na się do księżnej
wcisnęła, która chorą była i nieszczęśliwą. Zaciął usta, usłyszawszy to, Za-ręba i nie otwarłszy już
ich, jechał tak gniewny do Poznania, iż nikt się doń przybliżyć nie śmiał.
60
ROZDZIAA IX
Gdy Lukierdzie dano znać, że książę pan powrócił, zdawała się nie rozumieć tego i nie wyszła
przeciw niemu. Słyszała czy nie trudno po niej poznać było. Bertocha, która o tym z przekąsem
przyszła oznajmić, nie mogła pojąć, dlaczego ani rumieniec, ni bladość na twarzy się nie ukazały. Nie
drgnęła, nie podniosła głowy, siedziała milcząca i skamieniała. W po-dwórzu Mina witała
hałaśliwie pana, który ją zbył obojętnym półuśmiechem.
Po przywitaniu wojewody i biskupa, Przemko poszedł do żony. Siedziała u kądzieli nie przędząc.
Zobaczywszy go, powstała z wolna, stanęła przed nim nie jak żona, jak służebnica.
Książę, spojrzawszy na nią niemy, uląkł się tego widma tak zmienionego, że w niej prawie Lukierdy
poznać było trudno. Resztki młodości znikły, była to istota przeobrażona w posąg nieczuły. Gdy
powoli zaczerwienione oczy podniosła nań, przeszyły go do dna duszy. Nie było w nich wymówek
ani skargi; ale śmierć nimi patrzała. Uląkł się tego żywego trupa.
Z dala czatowała ciekawa pierwszego spotkania Bertocha. Nie rozumiała, co się działo.
Widziała ją zastygłą, jego ze wstrętem jakimś prędko wychodzącego z izby. Skinął na Niemkę, która
czekała.
Coście z nią zrobiły? zapytał.
My? My?! żywo rękami poruszając, krzyknęła Bertocha. My? Ona sama, nie my, te-mu winna!
Wypłakuje oczy za tą starą czarownicą, pijaczką, która się nie wiedzieć gdzie podziała.
Przemko spojrzał surowo, Bertocha zarumieniła się i nie pytana przysięgać się zaczęła.
My, my nie wiemy nic! Stara poszła gdzieś, przepadła!
Książę już nie słuchał. Wieczorem poszedł do Miny, ale z drogi dwa razy się zawracał.
Szedł, ciągnął go nałóg, a wstręt miał i obawę. Wreszcie nie oparł się pokusie, pospiesznym krokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Mina zawstydzona i oburzona płakać i grozić poczęła, ale Tomisław pozostał niewzruszo-ny.
Odprawił ją tym, żeby czyniła, co chce, oskarżyła go, ale on jej znać nie myśli. Wyruszył
Tomisław sam, choć Mina nasłała i innych, aby za nią prosili. Kasztelan słuchać nie chciał.
Do Wrocławia przybywszy trzeba było u wrót stać długo, nim pod strażą, jakby w niewolę ich
wziąwszy, na zamek wpuszczono. Nierychło potem książę Henryk dał się nakłonić, aby posła do
więzienia wprowadzono. Spustoszenie okrutne wrocławskich włości, mściwym go i zajadłym
czyniło. Dopiero, gdy mu Tomisław zaręczył, że on sam do ustąpienia kawałka ziemi nakłaniać
będzie, zaprowadzono kasztelana do izby, w której wynędzniałego Przemysława trzymano.
Spodziewał się księcia znalezć na duchu upadłym, zdumiał widząc zmienionym, lecz nie tak, jak
sądził. Gdy Tomisław, w progu stojąc, żale rozwodzić zaczął, Przemysław wstał i z dumnym
obliczem przerwał mu:
Nie nade mną żale rozwódzcie, ale nad tą ziemią naszą, którą nie dość, że nękają Tatarowie, Litwa,
Prusacy, jeszcze jej od własnych dzieci zguba przychodzi! Nasza wina, wielka wina nasza, żeśmy
jedności pozbyli i siły z nią, do niej powrócić trzeba lub zginąć nam.
Nie dziś o tym mówić odparł Tomisław.
Dziś i zawsze na pamięci to mieć potrzeba rzekł z goryczą książę.
A po chwili spytał:
Co mi przynosicie?
Prośbę od ziemian naszych odezwał się przybyły abyście do nas wracali, choćby najcięższym
okupem wyzwolić się trzeba. Drożsi wy nam niż powiat jaki.
Tu głos zniżając, szepnął:
Daliśmy wszyscy rycerskie słowo, iż powiat odbierzemy, was nie pytając, my sami.
Zadumał się Przemko.
Serce mi pęknie, gdy taką umowę podpisywać przyjdzie zamruczał lecz muszę. Wolnym być
potrzebuję, aby o przyszłości innej myśleć.
Stanęło więc na tym, aby ziemię rudzką z Wieluniem dać, na co się ziemianie godzili. Poszedł
Tomisław do księcia Henryka, który więcej chciał, targował się, lecz umowa wreszcie spisaną
została. Zlązak zażądał, aby mu wnet grody zdawano.
Gdy pakt przypieczętowano, a Przemko miał wolność odzyskać, Henryk zażądał jak Rogatka, aby się
przejednani rozstali. Wyprowadzonego z więzienia niemal gwałtem musiano wieść do izby, w której
nań czekał Probus. Stał oparty o stół, nie jak zwycięzca, ale jak za-sromany złoczyńca, spoglądając z
ukosa i nieśmiało na ciotecznego, który wchodził dumny, z obliczem surowym. Zlązak przed
wzrokiem jego oczy spuścić musiał. Nie przemówili do siebie rychło.
Zmogliście mnie odezwał się w końcu Przemysław zdradą i niewolą, bierzcież ziemię, która
wam nie przyniesie szczęścia.
Inaczej... inaczej być... nie mogło odparł, jąkając się, Probus. Przebaczcie mi.
Widać było wstyd, nie umiał się tłumaczyć.
Dajcie mi stąd odejść dodał polski książę jednać się nie potrzebujemy. Nie po brater-sku
postąpiliście ze mną, serca też ku wam mieć nie mogę.
59
Nie oszczędziłem was przebąknął Henryk ale i bliższych mnie tenże los spotkał.
Spojrzeli na się. Przemko zimno i pogardliwie, Henryk z pewną trwogą.
Ziemi tej, której tak żądni jesteście dodał książę nie będziecie mieli nawet komu zostawić.
Z dala skłonili się sobie.
Przemko zaraz konia dosiadł, otoczyli go uwolnieni dworzanie, a Zaręba pobiegł pytać znajomych, co
się na zamku działo. Od nich dowiedział się, że Orcha kędyś przepadła, a Mi-na się do księżnej
wcisnęła, która chorą była i nieszczęśliwą. Zaciął usta, usłyszawszy to, Za-ręba i nie otwarłszy już
ich, jechał tak gniewny do Poznania, iż nikt się doń przybliżyć nie śmiał.
60
ROZDZIAA IX
Gdy Lukierdzie dano znać, że książę pan powrócił, zdawała się nie rozumieć tego i nie wyszła
przeciw niemu. Słyszała czy nie trudno po niej poznać było. Bertocha, która o tym z przekąsem
przyszła oznajmić, nie mogła pojąć, dlaczego ani rumieniec, ni bladość na twarzy się nie ukazały. Nie
drgnęła, nie podniosła głowy, siedziała milcząca i skamieniała. W po-dwórzu Mina witała
hałaśliwie pana, który ją zbył obojętnym półuśmiechem.
Po przywitaniu wojewody i biskupa, Przemko poszedł do żony. Siedziała u kądzieli nie przędząc.
Zobaczywszy go, powstała z wolna, stanęła przed nim nie jak żona, jak służebnica.
Książę, spojrzawszy na nią niemy, uląkł się tego widma tak zmienionego, że w niej prawie Lukierdy
poznać było trudno. Resztki młodości znikły, była to istota przeobrażona w posąg nieczuły. Gdy
powoli zaczerwienione oczy podniosła nań, przeszyły go do dna duszy. Nie było w nich wymówek
ani skargi; ale śmierć nimi patrzała. Uląkł się tego żywego trupa.
Z dala czatowała ciekawa pierwszego spotkania Bertocha. Nie rozumiała, co się działo.
Widziała ją zastygłą, jego ze wstrętem jakimś prędko wychodzącego z izby. Skinął na Niemkę, która
czekała.
Coście z nią zrobiły? zapytał.
My? My?! żywo rękami poruszając, krzyknęła Bertocha. My? Ona sama, nie my, te-mu winna!
Wypłakuje oczy za tą starą czarownicą, pijaczką, która się nie wiedzieć gdzie podziała.
Przemko spojrzał surowo, Bertocha zarumieniła się i nie pytana przysięgać się zaczęła.
My, my nie wiemy nic! Stara poszła gdzieś, przepadła!
Książę już nie słuchał. Wieczorem poszedł do Miny, ale z drogi dwa razy się zawracał.
Szedł, ciągnął go nałóg, a wstręt miał i obawę. Wreszcie nie oparł się pokusie, pospiesznym krokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]