[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Włóż coś na siebie i chodz z nami na piętro - polecił Elmquistowi Charles Niedland.
- Musimy cię mieć stale na oku.
- Nie ma pan prawa mi rozkazywać! - Elmquist patrzył na Niedlanda z wściekłością. -
Nie jest pan właścicielem tego budynku.
- A ty nie masz prawa wdzierać się do mojego mieszkania, w żaden sposób -
oświadczył Fenton Prentice. - Zrobisz to, co ci powiedziano, albo wezwiemy policję, która
aresztuje cię za zagarnięcie cudzej własności!
Elmquist odwrócił się i zniknął w sypialni, trzaskając drzwiami za sobą. Po paru
minutach wyszedł ubrany w czarny sweter i jasne spodnie.
- Spędzisz noc u mnie w salonie, ale nie wolno ci usnąć - zarządził Prentice.
Sonny Elmquist kiwnął głową ponuro.
- Przypuszczam, Jupiterze, że tej nocy nadal zamierzasz czatować na włamywacza? -
spytał Prentice.
- Te hałasy mogły go spłoszyć, ale kto wie, czy się nie pojawi za jakiś czas.
Prentice z ociąganiem wręczył Jupiterowi statuetkę i poszedł do mieszkania wraz z
Charlesem Niedlandem i Elmquistem. Detektywi umieścili Ogara na dnie basenu i ponownie
stanęli na czatach na galerii. Włamywacz nie pokazał się jednak tej nocy. Godziny mijały
powoli w chłodzie i ciemności, aż nadszedł szary i mglisty świt.
- Włamywacz wcale nie musi wyjmować psa z basenu - zauważył rano Jupe. - Może
zamierza po odebraniu okupu po prostu powiedzieć panu Prentice owi, gdzie znajduje się
rzezba.
- Macie ochotę na śniadanie? - w drzwiach mieszkania pojawił się Prentice. Był jak
zawsze nieskazitelnie ubrany, ale teraz wydawał się również odprężony.
Do jedzenia zasiedli wszyscy z wyjątkiem Sonny ego Elmquista. Zagłębił się w fotelu
w gabinecie i odmawiał przyjmowania jadła i napojów. Nie chciał też rozmawiać.
Po śniadaniu Jupiter zaczął ciąć starą gazetę na równe prostokąty o dwu calach
szerokości i pięciu calach długości.
- Po co ty to robisz? - spytał Bob.
- Niebawem włamywacz poinformuje nas, kiedy ma być dostarczony okup. Musimy
mieć gotowe pliki banknotów - wyjaśnił Jupe. - Pan Prentice wie już, gdzie jest jego pies,
więc te banknoty nie muszą być prawdziwe. Ale tę makulaturę warto włamywaczowi
podrzucić, bo będziemy mieli w ten sposób okazję, by go zidentyfikować. Posmarujemy te
pieniądze moją magiczną pastą. Nie wiadomo, czy uda nam się zobaczyć włamywacza, ale
kiedy wezmie do rąk te banknoty, będzie już miał na sobie ślady nie do usunięcia. Wtedy go
będziemy mieli!
- Zakładasz, oczywiście, że to ktoś, kogo znamy - powiedział Fenton Prentice.
- Oczywiście, że go znamy - Jupe nie miał najmniejszych wątpliwości. - On wiedział,
jak bardzo Gwen Chalmers przepada za słodyczami i wiedział, że pani Bortz jezdzi na zakupy
o czwartej rano. To musi być ktoś stąd.
- Hassell! - wykrzyknął Pete. - Tylko on pozostał!
Jupe uśmiechnął się i milczał.
- Ty już wiesz, kto jest włamywaczem! - powiedział Prentice.
- Wiem - potwierdził Jupe - ale nie mogę tego udowodnić. Na razie nie mogę. Kiedy
włamywacz spróbuje odebrać okup, wtedy zdobędziemy dowód!
O dziesiątej listonosz przyniósł pocztę, a w niej list bez podpisu, wydrukowany na
maszynie.
ZAPAKUJ PIENIDZE W SZARY PAPIER I WRZU DO KOSZA NA ZMIECI
PRZY WEJZCIU DO PARKU DZISIAJ DOKAADNIE O PITEJ PO POAUDNIU.
Była to biała kartka z przyzwoitej papeterii, a stempel na kopercie świadczył, że list
wysłano poprzedniego dnia.
- Dobrze! - Jupe uśmiechnął się z zadowoleniem. Przystąpił do smarowania pliku
rzekomych dolarów magiczną pastą, a pan Prentice odszukał arkusz szarego papieru.
- O piątej po prostu dojdzie pan do parkowej bramy - Jupe instruował Prentice a - i
wrzuci to do kosza, tak jak życzył sobie włamywacz. Radziłbym panu wziąć jakieś stare
rękawiczki, żeby nie pobrudzić się tą pastą. Trzeba, naturalnie, zawiadomić policję. Obstawią
park i, kiedy facet wyjmie paczkę z kosza, będą go mieli.
- A jeśli jakiś włóczęga wcześniej się na to zawiniątko połakomi? - martwił się
Prentice. - Mało to ludzi grzebie w śmietnikach?
- Włamywacz na pewno do tego nie dopuści. Będzie pilnie obserwował kosz.
- A my nie będziemy oglądać tej końcowej akcji? - spytał Pete.
- Oczywiście, że będziemy. Zainstalujemy się w punkcie obserwacyjnym. Pan
Prentice nas nie zobaczy, ale my zobaczymy wszystko!
Rozdział 19
%7łelazne alibi
Kwadrans przed piątą Bob, Pete i Jupiter ukryli się w krzakach koło plebanii. W
małym parku po przeciwnej stronie ulicy nie było nikogo oprócz sprzątacza, który chodził
tam i z powrotem po trawnikach, nabijał śmieci na szpikulec i wkładał do worka.
- Włamywacz nadejdzie od strony Wilshire - przepowiedział Jupiter.
Furgonetka z prasą zatrzymała się przy krawężniku niedaleko od wejścia do parku.
Wyskoczył z niej mężczyzna, zdjął dużą paczkę gazet i położył na chodniku. Samochód
odjechał, a facet z gazetami pozostał, chyba miał zamiar je sprzedawać.
Z tyłu za chłopcami otworzyło się okno na plebanii.
- Chodzcie do środka, tu będzie wam wygodniej! - zapraszał znajomy głos.
Pete odwrócił się. Ksiądz McGovern stał w oknie i palił fajkę.
- Nie przystoi tak chować się w krzakach - upomniał chłopców łagodnie. - No,
przejdzcie do frontowych drzwi, ja was wpuszczę i stąd bodziecie wszystko widzieć.
Jupiter Jones poczuł, że robi się czerwony jak burak.
- W tych krzakach wcale nie jesteście niewidzialni - zwrócił uwagę proboszcz. -
Proszę do środka. Policja nie chce, żebyście znowu mieszali się w jej sprawy.
Chłopcy wybiegli pospiesznie z krzaków i udali się na plebanię.
- Widziałem, jak szliście ulicą. I ten mężczyzna z gazetami, i ten drugi, który zbiera
śmieci, na kogoś tu czekają. Czy to ma jakiś związek z Earlem i z kradzieżą?
- Myślę, że to są tajniacy, proszę księdza - powiedział Jupiter.
- Tak, ten z workiem na śmieci to sierżant Henderson Był u Earla w szpitalu.
Poznałem go tam. Tego drugiego, sprzedawcy gazet, nie znam Ale tutaj pod parkiem nikt
nigdy nie sprzedawał gazet.
- Z księdza jest całkiem niezły detektyw - wystąpił z komplementem Bob. - A jak
miewa się Earl? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
- Włóż coś na siebie i chodz z nami na piętro - polecił Elmquistowi Charles Niedland.
- Musimy cię mieć stale na oku.
- Nie ma pan prawa mi rozkazywać! - Elmquist patrzył na Niedlanda z wściekłością. -
Nie jest pan właścicielem tego budynku.
- A ty nie masz prawa wdzierać się do mojego mieszkania, w żaden sposób -
oświadczył Fenton Prentice. - Zrobisz to, co ci powiedziano, albo wezwiemy policję, która
aresztuje cię za zagarnięcie cudzej własności!
Elmquist odwrócił się i zniknął w sypialni, trzaskając drzwiami za sobą. Po paru
minutach wyszedł ubrany w czarny sweter i jasne spodnie.
- Spędzisz noc u mnie w salonie, ale nie wolno ci usnąć - zarządził Prentice.
Sonny Elmquist kiwnął głową ponuro.
- Przypuszczam, Jupiterze, że tej nocy nadal zamierzasz czatować na włamywacza? -
spytał Prentice.
- Te hałasy mogły go spłoszyć, ale kto wie, czy się nie pojawi za jakiś czas.
Prentice z ociąganiem wręczył Jupiterowi statuetkę i poszedł do mieszkania wraz z
Charlesem Niedlandem i Elmquistem. Detektywi umieścili Ogara na dnie basenu i ponownie
stanęli na czatach na galerii. Włamywacz nie pokazał się jednak tej nocy. Godziny mijały
powoli w chłodzie i ciemności, aż nadszedł szary i mglisty świt.
- Włamywacz wcale nie musi wyjmować psa z basenu - zauważył rano Jupe. - Może
zamierza po odebraniu okupu po prostu powiedzieć panu Prentice owi, gdzie znajduje się
rzezba.
- Macie ochotę na śniadanie? - w drzwiach mieszkania pojawił się Prentice. Był jak
zawsze nieskazitelnie ubrany, ale teraz wydawał się również odprężony.
Do jedzenia zasiedli wszyscy z wyjątkiem Sonny ego Elmquista. Zagłębił się w fotelu
w gabinecie i odmawiał przyjmowania jadła i napojów. Nie chciał też rozmawiać.
Po śniadaniu Jupiter zaczął ciąć starą gazetę na równe prostokąty o dwu calach
szerokości i pięciu calach długości.
- Po co ty to robisz? - spytał Bob.
- Niebawem włamywacz poinformuje nas, kiedy ma być dostarczony okup. Musimy
mieć gotowe pliki banknotów - wyjaśnił Jupe. - Pan Prentice wie już, gdzie jest jego pies,
więc te banknoty nie muszą być prawdziwe. Ale tę makulaturę warto włamywaczowi
podrzucić, bo będziemy mieli w ten sposób okazję, by go zidentyfikować. Posmarujemy te
pieniądze moją magiczną pastą. Nie wiadomo, czy uda nam się zobaczyć włamywacza, ale
kiedy wezmie do rąk te banknoty, będzie już miał na sobie ślady nie do usunięcia. Wtedy go
będziemy mieli!
- Zakładasz, oczywiście, że to ktoś, kogo znamy - powiedział Fenton Prentice.
- Oczywiście, że go znamy - Jupe nie miał najmniejszych wątpliwości. - On wiedział,
jak bardzo Gwen Chalmers przepada za słodyczami i wiedział, że pani Bortz jezdzi na zakupy
o czwartej rano. To musi być ktoś stąd.
- Hassell! - wykrzyknął Pete. - Tylko on pozostał!
Jupe uśmiechnął się i milczał.
- Ty już wiesz, kto jest włamywaczem! - powiedział Prentice.
- Wiem - potwierdził Jupe - ale nie mogę tego udowodnić. Na razie nie mogę. Kiedy
włamywacz spróbuje odebrać okup, wtedy zdobędziemy dowód!
O dziesiątej listonosz przyniósł pocztę, a w niej list bez podpisu, wydrukowany na
maszynie.
ZAPAKUJ PIENIDZE W SZARY PAPIER I WRZU DO KOSZA NA ZMIECI
PRZY WEJZCIU DO PARKU DZISIAJ DOKAADNIE O PITEJ PO POAUDNIU.
Była to biała kartka z przyzwoitej papeterii, a stempel na kopercie świadczył, że list
wysłano poprzedniego dnia.
- Dobrze! - Jupe uśmiechnął się z zadowoleniem. Przystąpił do smarowania pliku
rzekomych dolarów magiczną pastą, a pan Prentice odszukał arkusz szarego papieru.
- O piątej po prostu dojdzie pan do parkowej bramy - Jupe instruował Prentice a - i
wrzuci to do kosza, tak jak życzył sobie włamywacz. Radziłbym panu wziąć jakieś stare
rękawiczki, żeby nie pobrudzić się tą pastą. Trzeba, naturalnie, zawiadomić policję. Obstawią
park i, kiedy facet wyjmie paczkę z kosza, będą go mieli.
- A jeśli jakiś włóczęga wcześniej się na to zawiniątko połakomi? - martwił się
Prentice. - Mało to ludzi grzebie w śmietnikach?
- Włamywacz na pewno do tego nie dopuści. Będzie pilnie obserwował kosz.
- A my nie będziemy oglądać tej końcowej akcji? - spytał Pete.
- Oczywiście, że będziemy. Zainstalujemy się w punkcie obserwacyjnym. Pan
Prentice nas nie zobaczy, ale my zobaczymy wszystko!
Rozdział 19
%7łelazne alibi
Kwadrans przed piątą Bob, Pete i Jupiter ukryli się w krzakach koło plebanii. W
małym parku po przeciwnej stronie ulicy nie było nikogo oprócz sprzątacza, który chodził
tam i z powrotem po trawnikach, nabijał śmieci na szpikulec i wkładał do worka.
- Włamywacz nadejdzie od strony Wilshire - przepowiedział Jupiter.
Furgonetka z prasą zatrzymała się przy krawężniku niedaleko od wejścia do parku.
Wyskoczył z niej mężczyzna, zdjął dużą paczkę gazet i położył na chodniku. Samochód
odjechał, a facet z gazetami pozostał, chyba miał zamiar je sprzedawać.
Z tyłu za chłopcami otworzyło się okno na plebanii.
- Chodzcie do środka, tu będzie wam wygodniej! - zapraszał znajomy głos.
Pete odwrócił się. Ksiądz McGovern stał w oknie i palił fajkę.
- Nie przystoi tak chować się w krzakach - upomniał chłopców łagodnie. - No,
przejdzcie do frontowych drzwi, ja was wpuszczę i stąd bodziecie wszystko widzieć.
Jupiter Jones poczuł, że robi się czerwony jak burak.
- W tych krzakach wcale nie jesteście niewidzialni - zwrócił uwagę proboszcz. -
Proszę do środka. Policja nie chce, żebyście znowu mieszali się w jej sprawy.
Chłopcy wybiegli pospiesznie z krzaków i udali się na plebanię.
- Widziałem, jak szliście ulicą. I ten mężczyzna z gazetami, i ten drugi, który zbiera
śmieci, na kogoś tu czekają. Czy to ma jakiś związek z Earlem i z kradzieżą?
- Myślę, że to są tajniacy, proszę księdza - powiedział Jupiter.
- Tak, ten z workiem na śmieci to sierżant Henderson Był u Earla w szpitalu.
Poznałem go tam. Tego drugiego, sprzedawcy gazet, nie znam Ale tutaj pod parkiem nikt
nigdy nie sprzedawał gazet.
- Z księdza jest całkiem niezły detektyw - wystąpił z komplementem Bob. - A jak
miewa się Earl? [ Pobierz całość w formacie PDF ]