[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To wszystko brzmi jak jedna z tych niesamowitych
opowieści ze starych książek. Zrodek nocy, pukanie do
drzwi, nieznajomy, który wiezie lekarza do tajemniczego
pacjenta w ogromnym domu. Umierająca kobieta,
dziecko, tajemnica& Gapiłam się na Manfreda osłupiała.
Dokładnie to samo przyszło mi do głowy.
Wierzysz w to wszystko? zapytałam, kiedy
winda zatrzymała się na parterze. Bo skoro oboje
odnosimy wrażenie, że ta historia brzmi aż nazbyt
niesamowicie, może to rzeczywiście fikcja? Zwykły stek
bzdur.
Chyba nie umiałby aż tak dobrze kłamać
ocenił Manfred. Choć na pewno nieraz minął się z
prawdą. Nie rozumiem, co on sobie wyobrażał. Przecież
musiał zakładać, że pewnego dnia ktoś zacznie zadawać
pytania. W końcu studiował medycynę, musi być choć
trochę inteligentny, to nie jest zawód dla idiotów. A ma
dyplom, widziałem na ścianie. Sprawdzę to.
Może przydałby się nam jakiś prywatny
detektyw?
Mowy nie ma, biorąc pod uwagę, co stało się z
ostatnim burknęłam, ale zaraz się opamiętałam.
Przepraszam, Manfred. Cieszę się, że tu ze mną
przyszedłeś. Dobrze, że słyszała to druga para uszu i
widziała druga para oczu. Jesteś jasnowidzem, wierzysz
w tę jego historię? Chodzi mi o ogólny sens.
Ogólny tak odrzekł Manfred po chwili
namysłu. Przemyślałem to jeszcze raz i tak, sądzę, że
mówił prawdę. Nie przez cały czas.
Uważam na przykład, że dobrze wie, kto wtedy
po niego przyjechał. I nie wierzę, że ten facet zabrał mu
telefon, raczej go zastraszył.
Powiedział, że nie ma mowy o karetce, i zagroził
jakoś. Porządna grozba powstrzymałaby doktorka. Myślę
też, że w drodze powiedział mu, jakiego przypadku może
się spodziewać. Lekarze nie noszą teraz ze sobą wielkich
waliz, tak jak kiedyś. Babcia mi o tym opowiadała.
Musiał wiedzieć, co zabrać dla kobiety z komplikacjami
po porodzie i ewentualnie dla dziecka.
Przekonał mnie.
Masz rację. Więc kto był tym tajemniczym
mężczyzną? Kto zawiózł go do wielkiego, pustego
domu? Kto zabrał dziecko? Wiemy na pewno, że miał
obrączkę.
Faktycznie. Niezła pamięć. Drex był przez jakiś
czas żonaty, Chip też. To mógł być jeden z nich albo w
ogóle ktoś inny.
W drodze do hotelu zatrzymaliśmy się na lunch w
fast foodzie. Zamówiłam kanapkę z grillowanym
kurczakiem, bez frytek. Starałam się jeść w miarę
zdrowo, lepiej się wtedy czułam. Nie rozmawialiśmy
wiele podczas posiłku. Nie wiem, o czym myślał
Manfred, ale ja rozpamiętywałam to dziwne uczucie,
jakiego doświadczyłam, gdy po raz pierwszy ujrzałam
Joyce'ów wysiadających z auta na cmentarzu Pioneer
Rest. Zdawało mi się, że skądś ich znam, przynajmniej
mężczyzn.
Gdzie mogłam ich widzieć? Czy mogli
odwiedzać przyczepę, w której mieszkaliśmy?
Tyle osób się tam przewijało& a ja tak starałam
się ich unikać.
Musiałam odłożyć te rozmyślenia na pózniej,
kiedy po powrocie do hotelu zastaliśmy Tollivera w
stanie wyjątkowego i rzadkiego rozdrażnienia. Usiłował
wziąć prysznic i podczas owijania ramienia folią
grzmotnął się o ścianę, co było bardzo bolesne.
Dodatkowo był wściekły, bo wyszłam z Manfredem i
długo nie wracałam. Zamówił sobie lunch do pokoju, po
czym męczył się z otwieraniem pudełek i odwinięciem
sztućców jedną ręką. Był bardzo rozżalony, a mimo że
postanowiłam porozpieszczać go, póki mu nie przejdzie,
sama wpadłam w kiepski nastrój, dowiadując się, że
podczas mojej nieobecności dzwonił jego ojciec. Na
wieść o nieszczęściach syna oświadczył, że przyjedzie go
odwiedzić, skoro zostawiam go tak na pastwę losu.
Byłam wściekła na Tollivera, a on na mnie.
Tak naprawdę nie chodziło mu o nic innego, jak
tylko o to, że załatwiałam coś nie dość, że bez niego, to
jeszcze z kimś innym. Normalnie Tolliver nie jest
humorzasty, skłonny do irytacji, a tym bardziej
nierozsądny. Tego dnia reprezentował te trzy cechy.
Ech mruknęłam nieszczególnie przyjaznie.
Nie mogłeś po prostu zaczekać, aż wrócę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
To wszystko brzmi jak jedna z tych niesamowitych
opowieści ze starych książek. Zrodek nocy, pukanie do
drzwi, nieznajomy, który wiezie lekarza do tajemniczego
pacjenta w ogromnym domu. Umierająca kobieta,
dziecko, tajemnica& Gapiłam się na Manfreda osłupiała.
Dokładnie to samo przyszło mi do głowy.
Wierzysz w to wszystko? zapytałam, kiedy
winda zatrzymała się na parterze. Bo skoro oboje
odnosimy wrażenie, że ta historia brzmi aż nazbyt
niesamowicie, może to rzeczywiście fikcja? Zwykły stek
bzdur.
Chyba nie umiałby aż tak dobrze kłamać
ocenił Manfred. Choć na pewno nieraz minął się z
prawdą. Nie rozumiem, co on sobie wyobrażał. Przecież
musiał zakładać, że pewnego dnia ktoś zacznie zadawać
pytania. W końcu studiował medycynę, musi być choć
trochę inteligentny, to nie jest zawód dla idiotów. A ma
dyplom, widziałem na ścianie. Sprawdzę to.
Może przydałby się nam jakiś prywatny
detektyw?
Mowy nie ma, biorąc pod uwagę, co stało się z
ostatnim burknęłam, ale zaraz się opamiętałam.
Przepraszam, Manfred. Cieszę się, że tu ze mną
przyszedłeś. Dobrze, że słyszała to druga para uszu i
widziała druga para oczu. Jesteś jasnowidzem, wierzysz
w tę jego historię? Chodzi mi o ogólny sens.
Ogólny tak odrzekł Manfred po chwili
namysłu. Przemyślałem to jeszcze raz i tak, sądzę, że
mówił prawdę. Nie przez cały czas.
Uważam na przykład, że dobrze wie, kto wtedy
po niego przyjechał. I nie wierzę, że ten facet zabrał mu
telefon, raczej go zastraszył.
Powiedział, że nie ma mowy o karetce, i zagroził
jakoś. Porządna grozba powstrzymałaby doktorka. Myślę
też, że w drodze powiedział mu, jakiego przypadku może
się spodziewać. Lekarze nie noszą teraz ze sobą wielkich
waliz, tak jak kiedyś. Babcia mi o tym opowiadała.
Musiał wiedzieć, co zabrać dla kobiety z komplikacjami
po porodzie i ewentualnie dla dziecka.
Przekonał mnie.
Masz rację. Więc kto był tym tajemniczym
mężczyzną? Kto zawiózł go do wielkiego, pustego
domu? Kto zabrał dziecko? Wiemy na pewno, że miał
obrączkę.
Faktycznie. Niezła pamięć. Drex był przez jakiś
czas żonaty, Chip też. To mógł być jeden z nich albo w
ogóle ktoś inny.
W drodze do hotelu zatrzymaliśmy się na lunch w
fast foodzie. Zamówiłam kanapkę z grillowanym
kurczakiem, bez frytek. Starałam się jeść w miarę
zdrowo, lepiej się wtedy czułam. Nie rozmawialiśmy
wiele podczas posiłku. Nie wiem, o czym myślał
Manfred, ale ja rozpamiętywałam to dziwne uczucie,
jakiego doświadczyłam, gdy po raz pierwszy ujrzałam
Joyce'ów wysiadających z auta na cmentarzu Pioneer
Rest. Zdawało mi się, że skądś ich znam, przynajmniej
mężczyzn.
Gdzie mogłam ich widzieć? Czy mogli
odwiedzać przyczepę, w której mieszkaliśmy?
Tyle osób się tam przewijało& a ja tak starałam
się ich unikać.
Musiałam odłożyć te rozmyślenia na pózniej,
kiedy po powrocie do hotelu zastaliśmy Tollivera w
stanie wyjątkowego i rzadkiego rozdrażnienia. Usiłował
wziąć prysznic i podczas owijania ramienia folią
grzmotnął się o ścianę, co było bardzo bolesne.
Dodatkowo był wściekły, bo wyszłam z Manfredem i
długo nie wracałam. Zamówił sobie lunch do pokoju, po
czym męczył się z otwieraniem pudełek i odwinięciem
sztućców jedną ręką. Był bardzo rozżalony, a mimo że
postanowiłam porozpieszczać go, póki mu nie przejdzie,
sama wpadłam w kiepski nastrój, dowiadując się, że
podczas mojej nieobecności dzwonił jego ojciec. Na
wieść o nieszczęściach syna oświadczył, że przyjedzie go
odwiedzić, skoro zostawiam go tak na pastwę losu.
Byłam wściekła na Tollivera, a on na mnie.
Tak naprawdę nie chodziło mu o nic innego, jak
tylko o to, że załatwiałam coś nie dość, że bez niego, to
jeszcze z kimś innym. Normalnie Tolliver nie jest
humorzasty, skłonny do irytacji, a tym bardziej
nierozsądny. Tego dnia reprezentował te trzy cechy.
Ech mruknęłam nieszczególnie przyjaznie.
Nie mogłeś po prostu zaczekać, aż wrócę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]