[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chaz raz jeszcze pokręcił głową, a następnie wyszedł, żeby sprawdzić samo-
loty znajdujące się na lotnisku. Jessi zasiadła nad rachunkami, ale w żaden sposób
nie mogła się skupić. Cyfry migały jej przed oczami. Zamiast nich widziała wy-
krzywioną gniewem twarz Kale'a.
%7łałowała teraz, że nie powiedziała mu od razu, czyją córką jest Amanda.
Zwykle starała się być szczera i nie grała na cudzych uczuciach. Jednak kwestia ro-
dziców Amandy była znacznie bardziej drażliwa. Jessi w pełni zdawała sobie spra-
wę, że ponownie narazi się na gniew Noble'ów i że będzie mogła stracić małą.
Jednak musiała wszystko wyjaśnić. Inaczej nie czułaby się bezpieczna. Chcia-
ła zakończyć serię kłamstw, zapoczątkowaną przez Charlotte.
Odsunęła od siebie książkę rachunkową, wiedząc, że zajmowanie się finan-
sami nie ma w tej chwili sensu. Mimo gorąca na lotnisko przyjeżdżało wiele osób,
żeby polatać. Zwykle były to prywatne maszyny, które właściciele trzymali w jej
hangarach. Ale Jessi wynajmowała również własne samoloty. Właśnie jeden z nich
podchodził do lądowania. Prowadził go Harry, który przewoził grupę biznesme-
nów. Trzy małe samoloty ustawiły się przed dystrybutorem paliwa. Ruch był coraz
większy.
Jessi zeszła na dół do punktu obsługi klientów. W poczekalni znajdowało się
paru mężczyzn. Czasami przyjeżdżały tu również kobiety, ostatnio nawet jakby
częściej. Oczywiście, nie osiągała żadnych zysków z tego, że piloci przesiadywali
w poczekalni, ale też nie miała nic przeciwko temu. Wiedziała, że w ten sposób bu-
duje się wspólnotę i że wymiana doświadczeń, czy choćby ciekawych historii, to
rzecz niezwykle ważna.
Przypomniała sobie, jak pierwszy raz weszła do poczekalni. Zebrani męż-
czyzni patrzyli na nią pobłażliwie. Ale pózniej, po pierwszych lotach, przyjęli ją
natychmiast do swego grona. Stała się częścią wspólnoty.
S
R
Robiło się coraz pózniej. Piloci zaczęli się powoli rozchodzić. Jessi nagle
uświadomiła sobie, że wciąż czeka na Kale'a i że bez przerwy wygląda przez okno.
Gdy tylko przestała to robić, pojawił się w drzwiach we własnej osobie.
- Cześć. Miałeś chyba dużo pracy?
Spojrzała na jego białą koszulę ze śladami potu i eleganckie, ale potwornie
zabłocone buty. Włosy miał w nieładzie, mimo to wyglądał naprawdę władczo i
groznie. Chaz miał rację, ostrzegając ją przed nim.
Kale wytarł czoło rękawem swojej koszuli.
- Cholera, ale upał! - mruknął. - Czy w tej restauracji można dostać jakiś al-
kohol?
- Tak, coś tam mają - potwierdziła.
- Dobra, to idziemy - zdecydował za nią.
Jessi wstała z miejsca. Co prawda Kale nie spytał jej o zdanie, ale tak czy siak
chciała się z nim spotkać. Wyszli z budynku i przeszli w ciszy przez parking. Jessi
raz jeszcze zastanawiała się, czy podjęła właściwą decyzję i czy nie powinna się
wycofać, dopóki ma na to czas.
Spojrzała na Kale'a. Szedł obok z zaciętą twarzą. Pomyślała, że nie ma już
wyjścia. Czas pokaże, czy miała rację, czy nie.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Kale zamówił martini z lodem i wodę mineralną, a Jessi lemoniadę.
- Nie chcesz nic mocniejszego? - upewnił się.
- Nie. Mam dzisiaj całonocny dyżur w helikopterze - wyjaśniła, nie mówiąc,
że w ogóle rzadko pije. Po pierwsze alkohol jej nie smakował, a po drugie, bardzo
przeszkadzał w pracy.
- Więc możesz też prowadzić helikopter? - zdziwił się. - I tkwisz w nim przez
całą noc?
Jessi z uśmiechem potrząsnęła głową i wskazała sygnalizator, który nosiła
przy pasku spodenek.
- Przewozimy chorych w nagłych wypadkach. Mamy umowę z miejscowym
szpitalem. Albo ja, albo Chaz jesteśmy do dyspozycji przez cały tydzień, dwadzie-
ścia cztery godziny na dobę. Ale rzadko zdarzają się jakieś loty - dodała po chwili.
- Dużo pracujesz - zauważył, sięgając po wodę mineralną. - Widzisz, praca
we własnej firmie to nic przyjemnego.
Zabrzmiało to jak oskarżenie, ale Jessi tylko wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie miałam takiego wrażenia. Robię dużo różnych rzeczy. A poza tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
Chaz raz jeszcze pokręcił głową, a następnie wyszedł, żeby sprawdzić samo-
loty znajdujące się na lotnisku. Jessi zasiadła nad rachunkami, ale w żaden sposób
nie mogła się skupić. Cyfry migały jej przed oczami. Zamiast nich widziała wy-
krzywioną gniewem twarz Kale'a.
%7łałowała teraz, że nie powiedziała mu od razu, czyją córką jest Amanda.
Zwykle starała się być szczera i nie grała na cudzych uczuciach. Jednak kwestia ro-
dziców Amandy była znacznie bardziej drażliwa. Jessi w pełni zdawała sobie spra-
wę, że ponownie narazi się na gniew Noble'ów i że będzie mogła stracić małą.
Jednak musiała wszystko wyjaśnić. Inaczej nie czułaby się bezpieczna. Chcia-
ła zakończyć serię kłamstw, zapoczątkowaną przez Charlotte.
Odsunęła od siebie książkę rachunkową, wiedząc, że zajmowanie się finan-
sami nie ma w tej chwili sensu. Mimo gorąca na lotnisko przyjeżdżało wiele osób,
żeby polatać. Zwykle były to prywatne maszyny, które właściciele trzymali w jej
hangarach. Ale Jessi wynajmowała również własne samoloty. Właśnie jeden z nich
podchodził do lądowania. Prowadził go Harry, który przewoził grupę biznesme-
nów. Trzy małe samoloty ustawiły się przed dystrybutorem paliwa. Ruch był coraz
większy.
Jessi zeszła na dół do punktu obsługi klientów. W poczekalni znajdowało się
paru mężczyzn. Czasami przyjeżdżały tu również kobiety, ostatnio nawet jakby
częściej. Oczywiście, nie osiągała żadnych zysków z tego, że piloci przesiadywali
w poczekalni, ale też nie miała nic przeciwko temu. Wiedziała, że w ten sposób bu-
duje się wspólnotę i że wymiana doświadczeń, czy choćby ciekawych historii, to
rzecz niezwykle ważna.
Przypomniała sobie, jak pierwszy raz weszła do poczekalni. Zebrani męż-
czyzni patrzyli na nią pobłażliwie. Ale pózniej, po pierwszych lotach, przyjęli ją
natychmiast do swego grona. Stała się częścią wspólnoty.
S
R
Robiło się coraz pózniej. Piloci zaczęli się powoli rozchodzić. Jessi nagle
uświadomiła sobie, że wciąż czeka na Kale'a i że bez przerwy wygląda przez okno.
Gdy tylko przestała to robić, pojawił się w drzwiach we własnej osobie.
- Cześć. Miałeś chyba dużo pracy?
Spojrzała na jego białą koszulę ze śladami potu i eleganckie, ale potwornie
zabłocone buty. Włosy miał w nieładzie, mimo to wyglądał naprawdę władczo i
groznie. Chaz miał rację, ostrzegając ją przed nim.
Kale wytarł czoło rękawem swojej koszuli.
- Cholera, ale upał! - mruknął. - Czy w tej restauracji można dostać jakiś al-
kohol?
- Tak, coś tam mają - potwierdziła.
- Dobra, to idziemy - zdecydował za nią.
Jessi wstała z miejsca. Co prawda Kale nie spytał jej o zdanie, ale tak czy siak
chciała się z nim spotkać. Wyszli z budynku i przeszli w ciszy przez parking. Jessi
raz jeszcze zastanawiała się, czy podjęła właściwą decyzję i czy nie powinna się
wycofać, dopóki ma na to czas.
Spojrzała na Kale'a. Szedł obok z zaciętą twarzą. Pomyślała, że nie ma już
wyjścia. Czas pokaże, czy miała rację, czy nie.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Kale zamówił martini z lodem i wodę mineralną, a Jessi lemoniadę.
- Nie chcesz nic mocniejszego? - upewnił się.
- Nie. Mam dzisiaj całonocny dyżur w helikopterze - wyjaśniła, nie mówiąc,
że w ogóle rzadko pije. Po pierwsze alkohol jej nie smakował, a po drugie, bardzo
przeszkadzał w pracy.
- Więc możesz też prowadzić helikopter? - zdziwił się. - I tkwisz w nim przez
całą noc?
Jessi z uśmiechem potrząsnęła głową i wskazała sygnalizator, który nosiła
przy pasku spodenek.
- Przewozimy chorych w nagłych wypadkach. Mamy umowę z miejscowym
szpitalem. Albo ja, albo Chaz jesteśmy do dyspozycji przez cały tydzień, dwadzie-
ścia cztery godziny na dobę. Ale rzadko zdarzają się jakieś loty - dodała po chwili.
- Dużo pracujesz - zauważył, sięgając po wodę mineralną. - Widzisz, praca
we własnej firmie to nic przyjemnego.
Zabrzmiało to jak oskarżenie, ale Jessi tylko wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie miałam takiego wrażenia. Robię dużo różnych rzeczy. A poza tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]