[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolonistów wieżą obronną, zamieniło się raczej w pomnik, pamiątkę
przypominającą o tym wszystkim, przed czym uciekali pierwsi osadnicy. Od
czasu do czasu ktoś proponował, aby je zdemontować i wykorzystać części,
ogniwa zasilające i przyrządy, ale burmistrz nigdy nie zdobył się nawet na
to, żeby zebrać brygadę do rozbiórki.
I kiedy tak Oktawia siedziała w samotności, rozmyślając o Larsie i
patrząc w górę na brzydkie, bezkształtne chmury, niespodziewanie w
wieżyczce coś kliknęło, zabuczało i po chwili całe urządzenie zaczęło się
obracać. Lampki kontrolne zamrugały, zatrzeszczały i raptem rozbłysły
jaskrawym światłem.
Oktawia zerwała się na równe nogi i z krzykiem odskoczyła w bok. Z
pobliskich domów wyszło kilka osób, żeby zobaczyć, co się stało. Wszyscy
natychmiast zauważyli lampki aktywacyjne i obracające się niezgrabnie
działo. Na szczycie wieżyczki paliło się jasne światło wirującego skanera. Po
chwili automatyczne czujniki wyznaczyły kierunek i namierzyły na niebie
niewidzialny cel.
Wieżyczki przeciwlotnicze zaprogramowano do automatycznego
zestrzeliwania nadlatujących statków nieprzyjacielskich, ale służyły także za
stacje wartownicze, tak więc ich wyjątkowo silne czujniki potrafiły wyśledzić
nawet zamaskowane, niewidzialne jednostki.
Teraz milcząca od dziesięcioleci wieżyczka na głównym placu Free Haven
namierzyła cel, wybrała pocisk, po czym przy wtórze trzasków i zgrzytów
zastałych mechanizmów załadowała go do komory. Systemy detektora,
który najwyrazniej nie działał, jak należy, zamigotały i zaiskrzyły. Niemniej
widać było, że coś wykryły.
Wreszcie, emitując pojedynczy impuls energii, wieża wystrzeliła pocisk w
kierunku niewidzialnego celu na niebie. Po tym gwałtownym przebudzeniu
dawno nie używane podzespoły odmówiły posłuszeństwa i spod pokrywy
zaczął się wydobywać dym.
Niecodzienne odgłosy w mgnieniu oka wywabiły z domów pozostałych
kolonistów, zdumionych przede wszystkim niezwykłym faktem, że wojskowy
sprzęt w ogóle jeszcze działa.
To mógł być samozapłon powiedział burmistrz. Dawno już trzeba ją
było wyłączyć.
Pocisk wystrzelił w górę niczym eksplodujący oszczep i zatoczywszy w
powietrzu idealny, łagodny łuk, uderzył w coś, co wyglądało jak zmarszczki
powietrza w otoczeniu jasnej aureoli.
Oktawia wyciągnęła palec w tamtym kierunku.
To nie samozapłon! Patrzcie! Pocisk w coś uderzył.
Z błyskiem światła pole maskujące obserwatora znikło, a uszkodzony
statek zakołysał się w powietrzu i z rozprutym kadłubem i urwanym jednym
skrzydłem pokrywy zaczął gwałtownie tracić wysokość. Po chwili rozległa się
seria cichych eksplozji i urządzenie, wirując gwałtownie, runęło w dół, by
wreszcie roztrzaskać się na polu poza miastem.
Nie oglądając się za siebie, czy inni podążają jej śladem, Oktawia
popędziła w kierunku miejsca katastrofy. Wkrótce potem zatrzymała się
przed kraterem wydrążonym w ziemi przez poskręcany, sczerniały wrak
statku. Niewiele zostało z obserwatora, co nadawałoby się do zbadania.
W czasie gdy inni dopiero nadbiegali od strony miasta, Oktawia oglądała
resztki rozbitej sondy. Znalazła dziwne obce znaki na obudowie, pogięte
panele nad rzędami czujników oraz wielkie główne oko.
Albo w ostatnim czasie Konfederacja radykalnie zmieniła stylistykę
swoich rozwiązań konstrukcyjnych, albo to jest coś, czego nie zbudowali
żadni Terrańczycy. Mówiąc to, burmistrz stwierdził jedynie fakt, który
zdążyli już sobie uświadomić wszyscy obecni.
Oktawię przeszedł lodowaty dreszcz. Najpierw burza i trzęsienie ziemi
odkryły olbrzymi artefakt zagrzebany pod górami. Teraz z kolei z nieba
spada im zestrzelony niewidzialny obiekt, którego przeznaczenia mogą się
tylko domyślać.
Koloniści zaczęli szemrać między sobą, rzucając na roztrzaskany statek
niespokojne spojrzenia. Oktawia odwróciła się tyłem i przygryzła dolną
wargę. Co tu się dzieje? I co się jeszcze zdarzy?
Rozdział 11
Kiedy natarczywy sygnał z odległego artefaktu dotarł do rojów Zergów
na planecie Char, Królowa Ostrzy poczuła falę uderzeniową niczym lawinę
wewnętrznych wstrząsów. Sara Kerrigan siedziała w środku swego
rozrastającego się ula i czuła, jak pulsacyjna transmisja łomocze jej w
skroniach rozdzierającym elektromagnetycznym wrzaskiem. W jakiś sposób
to dudniące wołanie rezonowało z nowymi rejestrami w jej umyśle, budziło
odzew w pierwotnych strukturach genetycznych, zakodowanych w
segmentach zergańskiego DNA.
Pod wpływem brzęczącego sygnału organiczna powłoka ula zaczęła się
jarzyć, jak gdyby i ona usłyszała od dawna zapo
mniane wołanie.
Jakieś podświadome wspomnienie wyzwolone przez sygnał wprawiło
zergańskie stwory w szał. Ogromne hydraliski stawały dęba, z sykiem siekły
szponami powietrze i nastroszywszy ostre kolce, gotowały się wypuścić grad
śmiercionośnych żądeł w każdego, kogo uznają za wroga. Psokształtne
zerglingi miotały się jak oszalałe, rzucały się na robotników i larwy,
rozszarpując ich na strzępy.
Chociaż dziwny sygnał rozsadzał jej głowę, Sara Kerrigan zacisnęła zęby i
narzuciła sobie spokój umysłu. Potem skupiła całą moc psychiczną, aby
poskromić rozszalały instynkt zerglingów. Musi je powstrzymać, zanim
pozabijają resztę mieszkańców ula.
W poprzednim wcieleniu Sara przeszła trening w ramach programu
szkolenia duchów dla Konfederacji. Terrańczycy poddali ją koszmarnemu
procesowi neuralnemu, zmierzającemu do opanowania jej uśpionych
psychozdolności. Wszczepili jej kiełzno psychiczne, aby nią sterować, aby
zrobić z niej dobrego szpiega i agenta wywiadu. Zmuszano ją do
mordowania niezliczonych wrogów Konfederacji, wpojono przeświadczenie,
że życie jest towarem, nietrwałym, wymienialnym artykułem jednorazowego
użytku.
To była dobra szkoła. Sarę jednak zdradzili ludzie, którym służyła,
zostawili ją na pewną śmierć na placu boju opanowanym przez Zergi, na
Tarsonis. Kobieta o nazwisku Sara Kerrigan stała się Królową Ostrzy i teraz w
jej rękach spoczywała przyszłość Zergów.
Musi tylko nad nimi zapanować.
Sygnał pulsował nieubłaganie. Z zewnątrz rozrastającego się ula Sara
słyszała wibrujące, przerażone ryki ogłupiałego ultraliska. Po chwili udało jej
się uspokoić olbrzymiego potwora, zajęła się więc innymi, którzy siali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
kolonistów wieżą obronną, zamieniło się raczej w pomnik, pamiątkę
przypominającą o tym wszystkim, przed czym uciekali pierwsi osadnicy. Od
czasu do czasu ktoś proponował, aby je zdemontować i wykorzystać części,
ogniwa zasilające i przyrządy, ale burmistrz nigdy nie zdobył się nawet na
to, żeby zebrać brygadę do rozbiórki.
I kiedy tak Oktawia siedziała w samotności, rozmyślając o Larsie i
patrząc w górę na brzydkie, bezkształtne chmury, niespodziewanie w
wieżyczce coś kliknęło, zabuczało i po chwili całe urządzenie zaczęło się
obracać. Lampki kontrolne zamrugały, zatrzeszczały i raptem rozbłysły
jaskrawym światłem.
Oktawia zerwała się na równe nogi i z krzykiem odskoczyła w bok. Z
pobliskich domów wyszło kilka osób, żeby zobaczyć, co się stało. Wszyscy
natychmiast zauważyli lampki aktywacyjne i obracające się niezgrabnie
działo. Na szczycie wieżyczki paliło się jasne światło wirującego skanera. Po
chwili automatyczne czujniki wyznaczyły kierunek i namierzyły na niebie
niewidzialny cel.
Wieżyczki przeciwlotnicze zaprogramowano do automatycznego
zestrzeliwania nadlatujących statków nieprzyjacielskich, ale służyły także za
stacje wartownicze, tak więc ich wyjątkowo silne czujniki potrafiły wyśledzić
nawet zamaskowane, niewidzialne jednostki.
Teraz milcząca od dziesięcioleci wieżyczka na głównym placu Free Haven
namierzyła cel, wybrała pocisk, po czym przy wtórze trzasków i zgrzytów
zastałych mechanizmów załadowała go do komory. Systemy detektora,
który najwyrazniej nie działał, jak należy, zamigotały i zaiskrzyły. Niemniej
widać było, że coś wykryły.
Wreszcie, emitując pojedynczy impuls energii, wieża wystrzeliła pocisk w
kierunku niewidzialnego celu na niebie. Po tym gwałtownym przebudzeniu
dawno nie używane podzespoły odmówiły posłuszeństwa i spod pokrywy
zaczął się wydobywać dym.
Niecodzienne odgłosy w mgnieniu oka wywabiły z domów pozostałych
kolonistów, zdumionych przede wszystkim niezwykłym faktem, że wojskowy
sprzęt w ogóle jeszcze działa.
To mógł być samozapłon powiedział burmistrz. Dawno już trzeba ją
było wyłączyć.
Pocisk wystrzelił w górę niczym eksplodujący oszczep i zatoczywszy w
powietrzu idealny, łagodny łuk, uderzył w coś, co wyglądało jak zmarszczki
powietrza w otoczeniu jasnej aureoli.
Oktawia wyciągnęła palec w tamtym kierunku.
To nie samozapłon! Patrzcie! Pocisk w coś uderzył.
Z błyskiem światła pole maskujące obserwatora znikło, a uszkodzony
statek zakołysał się w powietrzu i z rozprutym kadłubem i urwanym jednym
skrzydłem pokrywy zaczął gwałtownie tracić wysokość. Po chwili rozległa się
seria cichych eksplozji i urządzenie, wirując gwałtownie, runęło w dół, by
wreszcie roztrzaskać się na polu poza miastem.
Nie oglądając się za siebie, czy inni podążają jej śladem, Oktawia
popędziła w kierunku miejsca katastrofy. Wkrótce potem zatrzymała się
przed kraterem wydrążonym w ziemi przez poskręcany, sczerniały wrak
statku. Niewiele zostało z obserwatora, co nadawałoby się do zbadania.
W czasie gdy inni dopiero nadbiegali od strony miasta, Oktawia oglądała
resztki rozbitej sondy. Znalazła dziwne obce znaki na obudowie, pogięte
panele nad rzędami czujników oraz wielkie główne oko.
Albo w ostatnim czasie Konfederacja radykalnie zmieniła stylistykę
swoich rozwiązań konstrukcyjnych, albo to jest coś, czego nie zbudowali
żadni Terrańczycy. Mówiąc to, burmistrz stwierdził jedynie fakt, który
zdążyli już sobie uświadomić wszyscy obecni.
Oktawię przeszedł lodowaty dreszcz. Najpierw burza i trzęsienie ziemi
odkryły olbrzymi artefakt zagrzebany pod górami. Teraz z kolei z nieba
spada im zestrzelony niewidzialny obiekt, którego przeznaczenia mogą się
tylko domyślać.
Koloniści zaczęli szemrać między sobą, rzucając na roztrzaskany statek
niespokojne spojrzenia. Oktawia odwróciła się tyłem i przygryzła dolną
wargę. Co tu się dzieje? I co się jeszcze zdarzy?
Rozdział 11
Kiedy natarczywy sygnał z odległego artefaktu dotarł do rojów Zergów
na planecie Char, Królowa Ostrzy poczuła falę uderzeniową niczym lawinę
wewnętrznych wstrząsów. Sara Kerrigan siedziała w środku swego
rozrastającego się ula i czuła, jak pulsacyjna transmisja łomocze jej w
skroniach rozdzierającym elektromagnetycznym wrzaskiem. W jakiś sposób
to dudniące wołanie rezonowało z nowymi rejestrami w jej umyśle, budziło
odzew w pierwotnych strukturach genetycznych, zakodowanych w
segmentach zergańskiego DNA.
Pod wpływem brzęczącego sygnału organiczna powłoka ula zaczęła się
jarzyć, jak gdyby i ona usłyszała od dawna zapo
mniane wołanie.
Jakieś podświadome wspomnienie wyzwolone przez sygnał wprawiło
zergańskie stwory w szał. Ogromne hydraliski stawały dęba, z sykiem siekły
szponami powietrze i nastroszywszy ostre kolce, gotowały się wypuścić grad
śmiercionośnych żądeł w każdego, kogo uznają za wroga. Psokształtne
zerglingi miotały się jak oszalałe, rzucały się na robotników i larwy,
rozszarpując ich na strzępy.
Chociaż dziwny sygnał rozsadzał jej głowę, Sara Kerrigan zacisnęła zęby i
narzuciła sobie spokój umysłu. Potem skupiła całą moc psychiczną, aby
poskromić rozszalały instynkt zerglingów. Musi je powstrzymać, zanim
pozabijają resztę mieszkańców ula.
W poprzednim wcieleniu Sara przeszła trening w ramach programu
szkolenia duchów dla Konfederacji. Terrańczycy poddali ją koszmarnemu
procesowi neuralnemu, zmierzającemu do opanowania jej uśpionych
psychozdolności. Wszczepili jej kiełzno psychiczne, aby nią sterować, aby
zrobić z niej dobrego szpiega i agenta wywiadu. Zmuszano ją do
mordowania niezliczonych wrogów Konfederacji, wpojono przeświadczenie,
że życie jest towarem, nietrwałym, wymienialnym artykułem jednorazowego
użytku.
To była dobra szkoła. Sarę jednak zdradzili ludzie, którym służyła,
zostawili ją na pewną śmierć na placu boju opanowanym przez Zergi, na
Tarsonis. Kobieta o nazwisku Sara Kerrigan stała się Królową Ostrzy i teraz w
jej rękach spoczywała przyszłość Zergów.
Musi tylko nad nimi zapanować.
Sygnał pulsował nieubłaganie. Z zewnątrz rozrastającego się ula Sara
słyszała wibrujące, przerażone ryki ogłupiałego ultraliska. Po chwili udało jej
się uspokoić olbrzymiego potwora, zajęła się więc innymi, którzy siali [ Pobierz całość w formacie PDF ]