[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bluzkę Luc czuł szalone bicie jej serca, co najmniej tak gwałtowne jak
dzisiejsza burza. Po chwili odsunął się i zapytał:
- Już wiesz?
Całował jej pulsującą szyję, błądził rękami po jej plecach,
przyciskał jej ciało do swojego.
- Jest jeszcze twój smak - mruczał. - Na taką ambrozję nie ma
przepisu.
Raz jeszcze odszukał jej usta w rozgorączkowanym pocałunku,
który trwał i trwał, aż straciła poczucie rzeczywistości. Nie wiedziała,
że jest zdolna do takich reakcji. Zresztą nic dziwnego, wcześniej
nigdy nikogo nie kochała.
- Pragnę cię, Rachel - wyszeptał tuż przy jej szyi.
- Ja ciebie też - jęknęła.
- Czy ty wiesz, jak trudno mi było się powstrzymać, żeby cię nie
dotykać?
- Wiem. Czułam się tak samo tego pierwszego wieczora, kiedy
się spotkaliśmy. Nie mogłam myśleć o niczym innym.
- Wiesz, do czego to prowadzi?
- Wiem - szeptała tuż przy jego ustach.
- Ale jest coÅ›, czego siÄ™ obawiasz, prawda? Mam racjÄ™?
Rachel topniała w jego objęciach.
78
RS
- Tak, Luc. Ja nigdy nie byłam z mężczyzną... To nie jest tak, jak
myślisz. Po prostu nigdy nie spotkałam swojego ideału. Aż do dnia,
kiedy... poznałam ciebie.
- Naprawdę? - zapytał ochrypłym głosem. %7łarliwie spojrzała mu
w oczy.
- Może jestem dziwaczką, ale w sprawach najważniejszych
zawsze mówię prawdę.
- Więc nie wiesz, czego pragniesz.
- Przeszkadza ci mój brak doświadczenia? - niemal krzyknęła.
- Jak możesz zadawać takie pytania? Przecież widzisz, że przy
tobie odchodzę od zmysłów.
- Więc o co chodzi? Już wiem, na pewno jest coś, co sprawia ci
ból, coś, o czym mi nie chcesz powiedzieć.
Oswobodziła się z jego uścisku i wybiegła z salonu. Luc dogonił
ją na końcu korytarza. Otoczył ją stalowymi ramionami i tuląc do
siebie, powiedział:
- Nie rozumiesz? Boję się, że będziesz żałowała.
- Jeżeli czegoś żałuję, to tylko tego, że nie wyjechałam wczoraj
po południu. Na szczęście jeszcze nie jest za pózno.
- Nie, Rachel - jego głos brzmiał poważnie. - Jeśli gdzieś się
wybierasz, to może to być tylko moje łóżko. Zamierzam cię z niego
nie wypuszczać przez tydzień.
Wziął ją na ręce.
I przesłonił jej cały świat.
79
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Ulewa ustała i pewnie ta nagła cisza zbudziła Rachel z
głębokiego snu.
Nad Wogezami wstawał dzień.
Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu mężczyzny, który tej nocy
sprawił, że poczuła się nieśmiertelna.
- Luc - wyszeptała, ale nie poczuła jego ciepła.
Otworzyła oczy. We wgłębieniu poduszki znalazła kartkę.
Odgarnęła włosy i zaczęła czytać:
Ma belle Rachel, nie bój się. Musiałem zająć się pewnymi
sprawami, ale niedługo wrócę. Dobrze się wyśpij. Jesteś piękna. Czy
już ci to mówiłem? Wrócę bardzo spragniony. Tęsknię za chwilą,
kiedy znów wezmę cię w ramiona. Luc
Pocałowała liścik, przycisnęła go do piersi i wzdychając
zmysłowo, wślizgnęła się z powrotem pod koc.
Minionej nocy Luc okazał jej tyle czułości. Dał jej spełnienie, o
jakim nawet nie śniła.
I ciÄ…gle pragnÄ…Å‚ jej bardziej. Oboje byli nienasyceni. Na samo
wspomnienie robiło się jej gorąco. W końcu, wyczerpani, usnęli w
swoich objęciach.
Przeczytała list jeszcze raz.
Wrócę bardzo spragniony". Czekał ją cały weekend miłości z
tym niezwykłym mężczyzną.
80
RS
Pisał, żeby się wyspała, ale to niemożliwe. Była zanadto
pobudzona, zanadto niecierpliwa. Spojrzała na zegarek. Dwadzieścia
po dziewiątej. Postanowiła coś zjeść i napić się kawy. Wstała z łóżka.
W pokoju było chłodno.
Na widok ubrania rozrzuconego po podłodze znowu zrobiło się
jej gorąco. Ułożyła rzeczy na krześle i poszła do łazienki.
Nadal nie było prądu. A zatem nie będzie i kawy.
Wzięła prysznic i włożyła płaszcz kąpielowy Luca. Poczuła
zapach jego ciała. Wysuszyła włosy ręcznikiem i zeszła do kuchni.
Na stole stała butelka wina, obok kieliszek i talerzyk z
kawałkiem alzackiego placka. I jeszcze jedna kartka:
Chleb, wino i ty...
Wybacz, że skradłem połowę placka. Jak już wiesz, mam
ogromny apetyt, a największy na ciebie. Luc
Rachel uśmiechnęła się. Boże, tak bardzo go kochała. %7ładen
mężczyzna nie mógł mu dorównać.
Zachwycona perspektywą miłosnej uczty, nalała sobie trochę
wina.
To nie było zwykłe wino. Pochodziło z winogron rosnących w
winnicy Luca, pielęgnowanych troskliwie, z ojcowską czułością i
miłością.
Sączyła wino i czuła, jak z każdym łykiem przenika ją ciepło
trunku. Wyobrażała sobie, że to pieszczota ukochanych rąk i coraz
bardziej uświadamiała sobie swoją kobiecość.
Nagle zrobiło się jej żal tych wszystkich kobiet, których nigdy
nie kochał ktoś taki jak Luc.
81
RS
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, dochodzący z holu.
Uradowana wykrzyknęła imię ukochanego.
- Non. To nie Luc. - Do kuchni weszła starsza, szczupła kobieta
z koszykiem w ręku.
Przez chwilę lustrowała Rachel uważnym, ale i zdumionym
spojrzeniem.
Miała krótko przycięte, ciemne włosy. Na szykownej bluzce
połyskiwał niewielki srebrny krzyżyk.
- Jestem matkÄ… Luca, nazywam siÄ™ Chartier.
Rachel zachwiała się.
Pani Chartier postawiła koszyk na blacie, obok talerza i butelki.
- A pani...
Im dłużej Rachel się przyglądała, tym więcej widziała
podobieństw do Luca. Te same brwi, ciemnobrązowe, przenikliwe
oczy...
Ale w oczach pani Chartier nie było ani śladu uwielbienia, tylko
z trudem skrywana wrogość.
- Jestem Rachel Valentine, madame. Miło mi panią poznać.
Napięcie nie ustępowało.
- To pani jest tÄ… klientkÄ… z Anglii?
- Zgadza siÄ™.
Regularne rysy pani Chartier stwardniały.
- Przyjechała pani do Alzacji służbowo. Hoteli u nas nie brakuje,
więc dlaczego mieszka pani tutaj? - Mierzyła Rachel niechętnym
wzrokiem.
- Wczoraj rozpętała się burza, dlatego tu nocowałam.
82
RS
- Rozumiem.
- Luc mówił, że jazda samochodem w taką pogodę byłaby zbyt
niebezpieczna.
- A zamówienie wysłała nam pani wcześniej czy pózniej? -
padło kolejne pytanie.
- Wcześniej - odpowiedziała Rachel szczerze. - Baliśmy się, że
burza zniszczy winnicę, więc przyjechałam z Lukiem, żeby mu pomóc
w podwiązywaniu gałązek.
Matka splotła ręce na brzuchu.
- Sprytne posunięcie. Nic dziwnego, że nie potrafił odmówić.
- Proszę posłuchać, pani Chartier, ja...
- Nie potrzebuję wyjaśnień - przerwała jej. - Sytuacja jest jasna.
Kiedy spodziewa siÄ™ pani mojego syna?
- Nie wiem. - Głos Rachel zadrżał. - Myślę, że pojechał
sprawdzić zniszczenia w pozostałych winnicach.
- Jest pani w błędzie, mademoiselle. Od tego ma pracowników.
Mój syn każdego ranka jezdzi do szpitala w St Hippolyte.
Rachel zdziwiła się. Czyżby Luc należał do zarządu szpitala?
Jest w okolicy znaną osobistością, więc zapewne ma też wiele
publicznych obowiązków.
Pani Chartier wsparła się pod boki.
- Jak widzÄ™, nic pani o nim nie wie.
- Znamy siÄ™ od kliku dni.
- A, to rzeczywiście szmat czasu.
Badawcze spojrzenie przesunęło się po szlafroku, który Rachel
miała na sobie.
83
RS
- Ten szlafrok Luc dostał od siostry na trzydzieste czwarte
urodziny. Byłaby zdziwiona, widząc, że nosi go ktoś inny.
- Przykro mi. Rozumiem, że mój widok jest dla pani szokiem.
- Większym, niż pani sądzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
bluzkę Luc czuł szalone bicie jej serca, co najmniej tak gwałtowne jak
dzisiejsza burza. Po chwili odsunął się i zapytał:
- Już wiesz?
Całował jej pulsującą szyję, błądził rękami po jej plecach,
przyciskał jej ciało do swojego.
- Jest jeszcze twój smak - mruczał. - Na taką ambrozję nie ma
przepisu.
Raz jeszcze odszukał jej usta w rozgorączkowanym pocałunku,
który trwał i trwał, aż straciła poczucie rzeczywistości. Nie wiedziała,
że jest zdolna do takich reakcji. Zresztą nic dziwnego, wcześniej
nigdy nikogo nie kochała.
- Pragnę cię, Rachel - wyszeptał tuż przy jej szyi.
- Ja ciebie też - jęknęła.
- Czy ty wiesz, jak trudno mi było się powstrzymać, żeby cię nie
dotykać?
- Wiem. Czułam się tak samo tego pierwszego wieczora, kiedy
się spotkaliśmy. Nie mogłam myśleć o niczym innym.
- Wiesz, do czego to prowadzi?
- Wiem - szeptała tuż przy jego ustach.
- Ale jest coÅ›, czego siÄ™ obawiasz, prawda? Mam racjÄ™?
Rachel topniała w jego objęciach.
78
RS
- Tak, Luc. Ja nigdy nie byłam z mężczyzną... To nie jest tak, jak
myślisz. Po prostu nigdy nie spotkałam swojego ideału. Aż do dnia,
kiedy... poznałam ciebie.
- Naprawdę? - zapytał ochrypłym głosem. %7łarliwie spojrzała mu
w oczy.
- Może jestem dziwaczką, ale w sprawach najważniejszych
zawsze mówię prawdę.
- Więc nie wiesz, czego pragniesz.
- Przeszkadza ci mój brak doświadczenia? - niemal krzyknęła.
- Jak możesz zadawać takie pytania? Przecież widzisz, że przy
tobie odchodzę od zmysłów.
- Więc o co chodzi? Już wiem, na pewno jest coś, co sprawia ci
ból, coś, o czym mi nie chcesz powiedzieć.
Oswobodziła się z jego uścisku i wybiegła z salonu. Luc dogonił
ją na końcu korytarza. Otoczył ją stalowymi ramionami i tuląc do
siebie, powiedział:
- Nie rozumiesz? Boję się, że będziesz żałowała.
- Jeżeli czegoś żałuję, to tylko tego, że nie wyjechałam wczoraj
po południu. Na szczęście jeszcze nie jest za pózno.
- Nie, Rachel - jego głos brzmiał poważnie. - Jeśli gdzieś się
wybierasz, to może to być tylko moje łóżko. Zamierzam cię z niego
nie wypuszczać przez tydzień.
Wziął ją na ręce.
I przesłonił jej cały świat.
79
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Ulewa ustała i pewnie ta nagła cisza zbudziła Rachel z
głębokiego snu.
Nad Wogezami wstawał dzień.
Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu mężczyzny, który tej nocy
sprawił, że poczuła się nieśmiertelna.
- Luc - wyszeptała, ale nie poczuła jego ciepła.
Otworzyła oczy. We wgłębieniu poduszki znalazła kartkę.
Odgarnęła włosy i zaczęła czytać:
Ma belle Rachel, nie bój się. Musiałem zająć się pewnymi
sprawami, ale niedługo wrócę. Dobrze się wyśpij. Jesteś piękna. Czy
już ci to mówiłem? Wrócę bardzo spragniony. Tęsknię za chwilą,
kiedy znów wezmę cię w ramiona. Luc
Pocałowała liścik, przycisnęła go do piersi i wzdychając
zmysłowo, wślizgnęła się z powrotem pod koc.
Minionej nocy Luc okazał jej tyle czułości. Dał jej spełnienie, o
jakim nawet nie śniła.
I ciÄ…gle pragnÄ…Å‚ jej bardziej. Oboje byli nienasyceni. Na samo
wspomnienie robiło się jej gorąco. W końcu, wyczerpani, usnęli w
swoich objęciach.
Przeczytała list jeszcze raz.
Wrócę bardzo spragniony". Czekał ją cały weekend miłości z
tym niezwykłym mężczyzną.
80
RS
Pisał, żeby się wyspała, ale to niemożliwe. Była zanadto
pobudzona, zanadto niecierpliwa. Spojrzała na zegarek. Dwadzieścia
po dziewiątej. Postanowiła coś zjeść i napić się kawy. Wstała z łóżka.
W pokoju było chłodno.
Na widok ubrania rozrzuconego po podłodze znowu zrobiło się
jej gorąco. Ułożyła rzeczy na krześle i poszła do łazienki.
Nadal nie było prądu. A zatem nie będzie i kawy.
Wzięła prysznic i włożyła płaszcz kąpielowy Luca. Poczuła
zapach jego ciała. Wysuszyła włosy ręcznikiem i zeszła do kuchni.
Na stole stała butelka wina, obok kieliszek i talerzyk z
kawałkiem alzackiego placka. I jeszcze jedna kartka:
Chleb, wino i ty...
Wybacz, że skradłem połowę placka. Jak już wiesz, mam
ogromny apetyt, a największy na ciebie. Luc
Rachel uśmiechnęła się. Boże, tak bardzo go kochała. %7ładen
mężczyzna nie mógł mu dorównać.
Zachwycona perspektywą miłosnej uczty, nalała sobie trochę
wina.
To nie było zwykłe wino. Pochodziło z winogron rosnących w
winnicy Luca, pielęgnowanych troskliwie, z ojcowską czułością i
miłością.
Sączyła wino i czuła, jak z każdym łykiem przenika ją ciepło
trunku. Wyobrażała sobie, że to pieszczota ukochanych rąk i coraz
bardziej uświadamiała sobie swoją kobiecość.
Nagle zrobiło się jej żal tych wszystkich kobiet, których nigdy
nie kochał ktoś taki jak Luc.
81
RS
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków, dochodzący z holu.
Uradowana wykrzyknęła imię ukochanego.
- Non. To nie Luc. - Do kuchni weszła starsza, szczupła kobieta
z koszykiem w ręku.
Przez chwilę lustrowała Rachel uważnym, ale i zdumionym
spojrzeniem.
Miała krótko przycięte, ciemne włosy. Na szykownej bluzce
połyskiwał niewielki srebrny krzyżyk.
- Jestem matkÄ… Luca, nazywam siÄ™ Chartier.
Rachel zachwiała się.
Pani Chartier postawiła koszyk na blacie, obok talerza i butelki.
- A pani...
Im dłużej Rachel się przyglądała, tym więcej widziała
podobieństw do Luca. Te same brwi, ciemnobrązowe, przenikliwe
oczy...
Ale w oczach pani Chartier nie było ani śladu uwielbienia, tylko
z trudem skrywana wrogość.
- Jestem Rachel Valentine, madame. Miło mi panią poznać.
Napięcie nie ustępowało.
- To pani jest tÄ… klientkÄ… z Anglii?
- Zgadza siÄ™.
Regularne rysy pani Chartier stwardniały.
- Przyjechała pani do Alzacji służbowo. Hoteli u nas nie brakuje,
więc dlaczego mieszka pani tutaj? - Mierzyła Rachel niechętnym
wzrokiem.
- Wczoraj rozpętała się burza, dlatego tu nocowałam.
82
RS
- Rozumiem.
- Luc mówił, że jazda samochodem w taką pogodę byłaby zbyt
niebezpieczna.
- A zamówienie wysłała nam pani wcześniej czy pózniej? -
padło kolejne pytanie.
- Wcześniej - odpowiedziała Rachel szczerze. - Baliśmy się, że
burza zniszczy winnicę, więc przyjechałam z Lukiem, żeby mu pomóc
w podwiązywaniu gałązek.
Matka splotła ręce na brzuchu.
- Sprytne posunięcie. Nic dziwnego, że nie potrafił odmówić.
- Proszę posłuchać, pani Chartier, ja...
- Nie potrzebuję wyjaśnień - przerwała jej. - Sytuacja jest jasna.
Kiedy spodziewa siÄ™ pani mojego syna?
- Nie wiem. - Głos Rachel zadrżał. - Myślę, że pojechał
sprawdzić zniszczenia w pozostałych winnicach.
- Jest pani w błędzie, mademoiselle. Od tego ma pracowników.
Mój syn każdego ranka jezdzi do szpitala w St Hippolyte.
Rachel zdziwiła się. Czyżby Luc należał do zarządu szpitala?
Jest w okolicy znaną osobistością, więc zapewne ma też wiele
publicznych obowiązków.
Pani Chartier wsparła się pod boki.
- Jak widzÄ™, nic pani o nim nie wie.
- Znamy siÄ™ od kliku dni.
- A, to rzeczywiście szmat czasu.
Badawcze spojrzenie przesunęło się po szlafroku, który Rachel
miała na sobie.
83
RS
- Ten szlafrok Luc dostał od siostry na trzydzieste czwarte
urodziny. Byłaby zdziwiona, widząc, że nosi go ktoś inny.
- Przykro mi. Rozumiem, że mój widok jest dla pani szokiem.
- Większym, niż pani sądzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]