[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Od pokoleń? Boże mój, czyżby w takim razie mój ojciec kiedyś był zaręczony z tą kobietą? Nie,
nie, spokojnie, chłopie... - starał się myśleć bez nadmiernych emocji - to nie ten trop. Pierścionek był
zawsze w rodzinie matki. A zresztą, po co ja się zabieram za wyważanie otwartych drzwi? - wybrał
numer jej telefonu.
- Mamusia? - zapytał niemądrze, słysząc głos pani Gomorowej w słuchawce. - Mamusiu, posłu-
chaj, muszę się z tobą zobaczyć. Dzisiaj wieczorem. Mam z tobą do pomówienia, ale chciałbym, żeby-
śmy byli sami.
Gomorowa coś tam mówiła do niego, ale Fryderyk kompletnie to ignorował.
- Będę u ciebie o dziewiętnastej, ale nic nie kombinuj, bardzo cię proszę. Po prostu czekaj na
mnie, sama. To bardzo ważne.
Odłożył słuchawkę i spakował do dużej szarej koperty powiększoną fotografię, tombakowy
pierścionek i jego komputerowy wizerunek. Włożył to wszystko do swojej teczki, by mu to nie umknę-
ło, kiedy zajmie się umówionymi na dziś klientami.
* * *
- Chodzmy, pewnie ciotka już dawno wróciła - pociągnęłam Olka za kurtkę.
R
L
T
- Nie chce mi się... - odpowiedział leniwie i przyciągnął mnie do siebie.
- Chce się, czy nie chce, człowiek nie zwierz...
- ... i tak robić powinien, aby go drudzy w poszanowaniu mieli - skończył za mnie ulubioną
formułkę ciotki, którą nieustannie raczyła nas w dzieciństwie.
- Otóż i to, Oliwierze - powiedziałam z powagą - przez to włóczenie się z tobą po lesie posza-
nowanie ludzkie mojej osoby może zostać mocno nadwątlone.
- Nie, na to nie mogę pozwolić - Olek wstał natychmiast ze zmurszałego pnia, objął mnie w pa-
sie i ruszyliśmy wolno w stronę wsi.
- Złota, polska jesień - brodziłam w suchych, szeleszczących liściach - kolory... sraczki chorego
na salmonellę - roześmiałam się głośno. - Czy ty wiesz, że jeszcze nie dalej jak miesiąc temu postano-
wiłam nie wstawać nigdy. z łóżka?
- Dlaczego? - Olek zasępił się wyraznie. - Tak bardzo cierpiałaś z powodu swojego męża?
- Już kiedyś odpowiedziałam ci na to pytanie. Wiesz co? - zapytałam i zrobiłam dłuższą pauzę.
- Tak? - Olek patrzył na mnie z wyczekującym napięciem.
- Muszę iść do fryzjera.
Napięcie w jego oczach nagle opadło.
- Dlaczego? Masz bardzo piękne włosy, gęste i takie... płowe. Zawsze mnie zadziwiał twój typ
urody: jasne włosy i przy tym czarne oczy - Olek dotykał moich brwi, wodząc po nich palcem. - Jak
narysowane, takie... kształtne! Farbujesz czasem włosy?
- Czasem... Jak były modne pasemka, to nosiłam pasemka, jak wszedł na top balejaż, robiłam
sobie balejaż. Ostatnio miałam taką asymetryczną fryzurę, tu o, tak - a tu mi tak wisiało. A tu było do
góry - machałam rękami, prezentując Olkowi moją najnowszą koafiurę, po której zresztą nie było już
śladu. - I co?
- Jestem pod wrażeniem, naprawdę - stwierdził - ale nie wiem, czy w takim razie któryś z tutej-
szych salonów będzie w stanie ci dogodzić. Dlaczego zmieniłaś temat?
- Nie zmieniłam. Temat fryzjera jest jak najbardziej w temacie. Otóż - powiedziałam wolno i
wyraznie - teraz dogodzi mi każdy salon, nawet gdyby ścinał włosy siekierą. Do tej pory chodziłam do
fryzjera z mężem.
On rzucał fryzjerce przed oczy przyniesiony z sobą katalog, który uprzednio studiował skrupu-
latnie i pilnował, aby wyszło dokładnie tak samo. Potrafił dawać bardzo hojne napiwki, ale potrafił też
karczemnie się awanturować. Miałam wpisane w życiorys te wizyty na koniec każdego miesiąca.
- I jak? - spytałam. - Fryzjer jest w temacie, czy nie?
- Owszem - westchnął Olek, przytulając mnie mocno - jak najbardziej.
Kiedy wyszliśmy na polną drogę, zauważyłam dym snujący się z komina ciotczynej chałupy.
Wskazałam w jego stronę ruchem głowy.
R
L
T
- Spoko - powiedział beztrosko Olek - jakby było przed czym, to będę cię bronił.
- Zliwek przydrożnych nie jadłam, koniaku nie piłam, sukienki nie podarłam, roweru nie zgubi-
łam - wyliczałam wszystkie przewinienia z kodeksu karnego ciotki - nic mi nie grozi!
- Z chłopakami się nie włóczyłam - uzupełnił Olek.
- Z chłopakami się i owszem, włóczyłam - sprostowałam - ale zachowywałam się skromnie!
- No to - dorzucił jeszcze swoje trzy grosze - ciotka, w przeciwieństwie do mnie, będzie bardzo
rada.
* * *
Drewniana furtka otworzyła się z głośnym skrzypnięciem i w tym momencie w drzwiach domu
pojawiła się stryj na.
- Chwałaż ci, Panie - wykrzyknęła na mój widok - już myślałam, że ten twój były cię uprowa-
dził! Bo mnie tu ludzie mówią, że był tu jakiś na krakowskiej rejestracji i cały dzień przed chałupą
przesiedział!
- Nie zabrał mnie ciociu - odpowiedziałam radośnie, bo zrobiło mi się bardzo sympatycznie na
sercu - żal by było cioci?
Ciotka stropiła się wyraznie, bo niewylewna z natury, nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.
- Ano - wydusiła z siebie w końcu - razniej tak we dwie...
Spojrzeliśmy z Olkiem na siebie porozumiewawczo. Oboje znaliśmy ciotkę dobrze. Stwierdze-
nie, że coś wygląda lub smakuje nienajgorzej, w jej wydaniu było nie lada komplementem... Toteż jej
odpowiedz na zadane przeze mnie pytanie było jak... wyznanie miłosne!
- Ja też się cieszę, że tu jestem! - uścisnęłam ją mocno.
- Wchodzże wreszcie Magdaleno - powiedziała szorstko ciotka - toż ty widać herbatą ino żywiła
się, nic nie tknięte! Ni chleb, ni kiełbasa...
- Och, bez obawy, madame Matyldo - Olek wysunął się na przód - w miarę swoich skromnych
możliwości, nie chwaliwszy się oczywiście, starałem się zadbać o bratanicę pani.
- Wejdz i ty, Olek, kartoflaka zapiekam. W tej twojej  Rąplowiance" to lepsze mecyje są na
pewno, ale może popróbować choć zechcesz.
- Jasne, że zechcę, madame - Olek ucałował ciotkę w rękę - dziękuję za zaproszenie!
Stryjna (po raz pierwszy dopiero) rozejrzała się dookoła i weszła szybko do sieni. Olek mrugnął
do mnie porozumiewawczo i gestem zachęcił mnie do wejścia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl