[ Pobierz całość w formacie PDF ]
68
Zamilkliśmy. Wydawało się, że jakaś ciemna chmura zaległa nad świątynią, ale to tylko
zgasło dodatkowe oświetlenie, jakie można było uzyskać poprzez wrzucenie
odpowiedniej kwoty pieniężnej do specjalnego pojemnika, umieszczonego obok
głównego ołtarza, co wykorzystywało wielu turystów, aby lepiej zobaczyć srebrną
trumnę w otoczeniu ozdobnych filarów i kopuły nad świętym.
- Dodajmy jednak, że również 13 lipca 1923 roku powiedziałem cicho - ze skarbca
katedralnego wykradziono relikwiarz z głową świętego. Dzieło to, mające również
ogromną wartość historyczną i kultową, wykonał ze złota, prawdopodobnie z darów
Bolesława Krzywoustego, poznański złotnik w XV stuleciu, a zwał się Jakub Barth.
Prawdopodobnie ukradziono relikwiarz na zlecenie niejakiego Franca i wywieziono za
granicę aż do Stambułu, ale to może być tylko plotka, chociaż uwierzytelniona.
- Uwierzytelniona? - zapytał dociekliwy Leszek.
- No, uwierzytelniona pewnym pamiętnikiem, a właściwie Rękopisem z Poznania",
którego fragment niedawno dostałem, nie pamiętasz?
- Tak, tak - przytaknął Leszek. - Razem z tą dziwną mapą, nieprawdaż, psze pana?
- Owszem, ale o tym pózniej. Bo nim wyjdziemy z katedry, dodam, że 11 grudnia 1979 roku
zrabowano jeden z drogocennych i unikatowych świeczników, wykonanych dla katedry
Notre Dame w Paryżu przez złotnika Guillaumela Jacoba, a które dla gnieznieńskiej katedry
wykupił i sprowadził ówczesny prymas Polski, kardynał Michał Radziejowski, w 1707 roku.
A były to wysokie na 112 centymetrów świeczniki, zrobione ze srebra, o wadze kilku
kilogramów każdy. Niestety, nim znaleziono złodzieja, ten zdążył ów świecznik przetopić!
- Same straty - westchnął znowu Leszek. - Ale bazylika jest przepiękna, jak również
sarkofag świętego Wojciecha. No, ale czy tych ostatnich złodziei złapano?
Wszyscy popatrzyli na mnie.
- Tak. Złapano ich. Byli to trzej młodzi mężczyzni z Gdańska, którzy już wcześniej trudnili
się złodziejstwem...
- I co, i co? - dopytywali się młodzi chłopcy.
- Cóż, opowiem wam, jak ich złapano, ale trochę pózniej, dobrze? Aż przykro mówić o
złodziejach w tej pięknej świątyni!
- Tak, tak - westchnęli młodzi ludzie.
Wtrącił się Paweł.
- A jaki to styl? - zapytał.
- Jaki? No, wiadomo, gotycki, bo tak odbudowano katedrę po spaleniu jej przez Krzyżaków
- odparł Leszek, a Rysiek dodał: - Podobnie odbudowano ją po wojnach szwedzkich, ale
już z dodatkami stylu barokowo-klasycystycznego. Prawda, panie Tomaszu?
- Zwietnie! Brawo! Ale nim wyjdziemy z katedry, popatrzcie nie tylko na te kaplice
usytuowane wokół ścian świątyni, ale również na dwunastą scenę w prawym skrzydle
drzwi, na której artysta średniowieczny umieścił Wojciecha, jak w otoczeniu trzech
swych współtowarzyszy po lewej stronie, w stroju pontyfikalnym pośrodku kadru
Naucza Prusów na wiarę chrześcijańską".
Po obejściu świątyni podeszliśmy ku zabytkowym drzwiom.
- Popatrzcie na jedenastą i dwunastą scenę, gdzie postać świętego jest niemal identyczna,
prawda?
- O, tak, psze pana - szepnął Leszek. - Nawet podobnie trzyma prawą rękę... - I
podobnie trzyma pastorał... - I tiarę biskupią na głowie.
- To właśnie świadczy o wartościach artystycznych tego obiektu - powiedziałem, nim
wyszliśmy z bazyliki. - Pamiętajcie, że obecny sarkofag został zrekonstruowany również
69
przez artystę z Gdańska, pana Wawrzyńca Sampa, na ile się dało również z przetopionego
przez złodziei oryginału, a srebra tego było 40 kilogramów... Umilkłem na chwilę i
dokończyłem: - Pamiętajmy również, ze trumna wspiera się na sześciu orłach, a niżej
widzimy cztery rzezby przedstawiające stany dawnej Rzeczypospolitej : duchowny,
szlachecki, mieszczański i chłopski, ale te pochodzą z XIX wieku i są dziełem
Władysława Marcinkowskiego. Bo pierwsze dzieło, właśnie z roku 1662, wykonane
przez Piotra van der Rennena, przedstawiało postać świętego, otoczonego
płaskorzezbami, na których, podobnie jak na Drzwiach, można było prześledzić jego życie i
męczeńską śmierć.
Wyszliśmy na zewnątrz, by popatrzeć na monumentalną świątynię, której początki
sięgają lat 970-977, usytuowaną na Wzgórzu Lecha, jako że samo Gniezno mieści się na
siedmiu wzgórzach; najciekawsze jest Wzgórze Panieńskie, mające 120 metrów nad
poziomem morza, a pośrodku stoi fontanna z herbami 78 miast, tworzących tak zwany
Krąg Darczyńców, którzy przyczynili się do odnowienia gnieznieńskiego rynku...
Wtedy Zośka nagle sięgnęła po swój notatnik, zajrzała do niego i powiedziała: - A wiecie,
że w cieniu tej katedry, właśnie w Gnieznie odbyły się w Polsce ostatnie procesy
czarownic?
Chłopcy momentalnie odwrócili się ku niej z zaciekawieniem. - Naprawdę?!
- Niestety, jest to prawda. Otóż, w roku 1680, 16 marca, przed burmistrzem Tomaszem
Sępińskim, radnymi i ławnikami stanęła jedenastoletnia Dorota, córka oberżysty Piotra,
oskarżona przez wicestarostę Samuela Bieganowskiego, zarządcę królewskiego zamku.
Wynajął on małą Dorotę - kontynuowała Zośka - do pielęgnacji swej córki, i ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
68
Zamilkliśmy. Wydawało się, że jakaś ciemna chmura zaległa nad świątynią, ale to tylko
zgasło dodatkowe oświetlenie, jakie można było uzyskać poprzez wrzucenie
odpowiedniej kwoty pieniężnej do specjalnego pojemnika, umieszczonego obok
głównego ołtarza, co wykorzystywało wielu turystów, aby lepiej zobaczyć srebrną
trumnę w otoczeniu ozdobnych filarów i kopuły nad świętym.
- Dodajmy jednak, że również 13 lipca 1923 roku powiedziałem cicho - ze skarbca
katedralnego wykradziono relikwiarz z głową świętego. Dzieło to, mające również
ogromną wartość historyczną i kultową, wykonał ze złota, prawdopodobnie z darów
Bolesława Krzywoustego, poznański złotnik w XV stuleciu, a zwał się Jakub Barth.
Prawdopodobnie ukradziono relikwiarz na zlecenie niejakiego Franca i wywieziono za
granicę aż do Stambułu, ale to może być tylko plotka, chociaż uwierzytelniona.
- Uwierzytelniona? - zapytał dociekliwy Leszek.
- No, uwierzytelniona pewnym pamiętnikiem, a właściwie Rękopisem z Poznania",
którego fragment niedawno dostałem, nie pamiętasz?
- Tak, tak - przytaknął Leszek. - Razem z tą dziwną mapą, nieprawdaż, psze pana?
- Owszem, ale o tym pózniej. Bo nim wyjdziemy z katedry, dodam, że 11 grudnia 1979 roku
zrabowano jeden z drogocennych i unikatowych świeczników, wykonanych dla katedry
Notre Dame w Paryżu przez złotnika Guillaumela Jacoba, a które dla gnieznieńskiej katedry
wykupił i sprowadził ówczesny prymas Polski, kardynał Michał Radziejowski, w 1707 roku.
A były to wysokie na 112 centymetrów świeczniki, zrobione ze srebra, o wadze kilku
kilogramów każdy. Niestety, nim znaleziono złodzieja, ten zdążył ów świecznik przetopić!
- Same straty - westchnął znowu Leszek. - Ale bazylika jest przepiękna, jak również
sarkofag świętego Wojciecha. No, ale czy tych ostatnich złodziei złapano?
Wszyscy popatrzyli na mnie.
- Tak. Złapano ich. Byli to trzej młodzi mężczyzni z Gdańska, którzy już wcześniej trudnili
się złodziejstwem...
- I co, i co? - dopytywali się młodzi chłopcy.
- Cóż, opowiem wam, jak ich złapano, ale trochę pózniej, dobrze? Aż przykro mówić o
złodziejach w tej pięknej świątyni!
- Tak, tak - westchnęli młodzi ludzie.
Wtrącił się Paweł.
- A jaki to styl? - zapytał.
- Jaki? No, wiadomo, gotycki, bo tak odbudowano katedrę po spaleniu jej przez Krzyżaków
- odparł Leszek, a Rysiek dodał: - Podobnie odbudowano ją po wojnach szwedzkich, ale
już z dodatkami stylu barokowo-klasycystycznego. Prawda, panie Tomaszu?
- Zwietnie! Brawo! Ale nim wyjdziemy z katedry, popatrzcie nie tylko na te kaplice
usytuowane wokół ścian świątyni, ale również na dwunastą scenę w prawym skrzydle
drzwi, na której artysta średniowieczny umieścił Wojciecha, jak w otoczeniu trzech
swych współtowarzyszy po lewej stronie, w stroju pontyfikalnym pośrodku kadru
Naucza Prusów na wiarę chrześcijańską".
Po obejściu świątyni podeszliśmy ku zabytkowym drzwiom.
- Popatrzcie na jedenastą i dwunastą scenę, gdzie postać świętego jest niemal identyczna,
prawda?
- O, tak, psze pana - szepnął Leszek. - Nawet podobnie trzyma prawą rękę... - I
podobnie trzyma pastorał... - I tiarę biskupią na głowie.
- To właśnie świadczy o wartościach artystycznych tego obiektu - powiedziałem, nim
wyszliśmy z bazyliki. - Pamiętajcie, że obecny sarkofag został zrekonstruowany również
69
przez artystę z Gdańska, pana Wawrzyńca Sampa, na ile się dało również z przetopionego
przez złodziei oryginału, a srebra tego było 40 kilogramów... Umilkłem na chwilę i
dokończyłem: - Pamiętajmy również, ze trumna wspiera się na sześciu orłach, a niżej
widzimy cztery rzezby przedstawiające stany dawnej Rzeczypospolitej : duchowny,
szlachecki, mieszczański i chłopski, ale te pochodzą z XIX wieku i są dziełem
Władysława Marcinkowskiego. Bo pierwsze dzieło, właśnie z roku 1662, wykonane
przez Piotra van der Rennena, przedstawiało postać świętego, otoczonego
płaskorzezbami, na których, podobnie jak na Drzwiach, można było prześledzić jego życie i
męczeńską śmierć.
Wyszliśmy na zewnątrz, by popatrzeć na monumentalną świątynię, której początki
sięgają lat 970-977, usytuowaną na Wzgórzu Lecha, jako że samo Gniezno mieści się na
siedmiu wzgórzach; najciekawsze jest Wzgórze Panieńskie, mające 120 metrów nad
poziomem morza, a pośrodku stoi fontanna z herbami 78 miast, tworzących tak zwany
Krąg Darczyńców, którzy przyczynili się do odnowienia gnieznieńskiego rynku...
Wtedy Zośka nagle sięgnęła po swój notatnik, zajrzała do niego i powiedziała: - A wiecie,
że w cieniu tej katedry, właśnie w Gnieznie odbyły się w Polsce ostatnie procesy
czarownic?
Chłopcy momentalnie odwrócili się ku niej z zaciekawieniem. - Naprawdę?!
- Niestety, jest to prawda. Otóż, w roku 1680, 16 marca, przed burmistrzem Tomaszem
Sępińskim, radnymi i ławnikami stanęła jedenastoletnia Dorota, córka oberżysty Piotra,
oskarżona przez wicestarostę Samuela Bieganowskiego, zarządcę królewskiego zamku.
Wynajął on małą Dorotę - kontynuowała Zośka - do pielęgnacji swej córki, i ta [ Pobierz całość w formacie PDF ]