[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głupek to wiedział.
- A dużo było tych niedzwiedzi? - zainteresował się podchwytliwie.
- Nie wiem, nie zauważyłam - wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Nie zauważyłaś, jak niedzwiedzie zżerają twoją eskortę? - Dłoń porywacza zacisnęła
się na rękojeści miecza. Nie mylił się, dziewczyna łgała jak najęta, pytanie tylko po co...
Miecz przyłożony do gardła na pewno skłoni ją do udzielenia wyjaśnień, a jeśli nie... Zawsze
może mu się omsknąć ostrze, prawda? Zwłaszcza jak zakładniczka będzie się wyrywać.
Tymczasem Salianka wytrzeszczyła na niego oczy w wyrazie osłupiałej niewinności.
- Zbierałam kwiatki - wyjaśniła z urazą. Wyraznie dawała po sobie poznać, że tylko
ostatni głupek mógłby przypuszczać, że przerwie tak pasjonującą czynność po to, żeby
oglądać, jak jej eskorta karmi sobą niedzwiedzie. A skoro już o głupkach mowa, to ktoś tu
powinien spojrzeć w lustro.
Porywaczowi zaczęły puszczać nerwy. Poderwał się na nogi.
- I to było ważniejsze od masowego pożarcia? - wykrzyknął.
Królewna, absolutnie nieporuszona jego wybuchem, tylko wzruszyła ramionami.
- E tam, od razu masowe, ledwo dziesięciu zbrojnych. Poza tym chciałam mieć ładny
bukiecik - dodała melancholijnie.
Powrót pozostałych dwóch zbirów prawdopodobnie powstrzymał rozmówcę Salianki od
rzucenia się na nią i uduszenia jej gołymi rękami. A wyglądało, że naprawdę miał na to
ochotę. Królewna skupiła się na siedzeniu i mruganiu rzęsami. Pozę tę podpatrzyła kiedyś u
księżniczki Hilpy z Ujścia, ale jak dotąd nigdy nie odczuwała potrzeby jej zastosowania.
Dwóch mężczyzn, którzy nie mieli okazji porozmawiać z Salianką, natychmiast doszło do
wniosku, że branka jest jakąś wyjątkowo głupią arystokratką. Prościej mówiąc, była całkiem
niegrozna. Ich przywódca za to dalej wyglądał, jakby zastanawiał się, czy nie lepiej ofiarę
porwania na wszelki wypadek zasztyletować.
- Podyktujesz list - powiedział, patrząc spode łba na swoją zakładniczkę.
- Umiem pisać - obraziła się. Porywacz zignorował tę uwagę. Nie miał zamiaru
ryzykować, że panna przemyci w liście jakąś zaszyfrowaną wiadomość. Słyszał o takich
przypadkach - a jego branka, zdecydowanie bystrzejsza od przeciętnej księżniczki, wyglądała
na taką, co byłaby do takich szachrajstw zdolna.
- Dyktuj - zaproponował głosem ociekającym uprzejmością. - Coś, co przekona twoją
Radę do zapłacenia okupu.
Królewna odchrząknęła. Przynajmniej to było łatwe zadanie. Do tego spokojnie mogła
odżałować ten okup. W Twierdzy było tyle złota, że nawet gdyby przyszło im wykupywać z
niewoli wszystkich członków Rady po kolei, i tak nikt by nie zauważył ubytku w zasobach
skarbca.
- No więc tak: Porwano mnie. Macie dostarczyć tyle złota, ile ważymy ja i Pazur, we
wskazane miejsce. Jak tego nie zrobicie, policzę się z wami po śmierci albo jeszcze za życia.
Zastanówcie się, co gorsze. Wasza ukochana Pierwsza, Salianka. Koniec. No co? -
powiedziała, widząc miny zbirów. - Moje stosunki z Radą są skomplikowane. - Nie miała
zamiaru wdawać się w szczegóły, w końcu to było porwanie, a nie kółko zwierzeń.
Przywódca, czyli Terk, jak nazywały go zbiry niższe rangą, wydawał się dość
zadowolony z tekstu.
- Zawieziesz to do Twierdzy.
- Trzeba jechać... - zaczęła usłużnie Salianka.
- Wiemy, jak tam dojechać.
- Trzeba było od razu tak mówić - obraziła się królewna. Gdyby od początku wyszło na
jaw, że wiedzą, gdzie jest Twierdza, może ona nie zaczęłaby się plątać w wyjaśnieniach. -
Tylko im powiedz, że mają cię nie zabijać - dodała po chwili życzliwie.
- A ty - Terk odwrócił się do drugiego podwładnego - bierz konia i uprzedz naszych
ludzi w Morskiej Bryzie. Ja pojadę wozem. - Zostawanie sam na sam z tą dziwną dziewczyną
nie było chyba najlepszym pomysłem, ale nie chciał ryzykować, że ta mała wykorzysta jego
ludzi przeciw niemu. Nie przyszło jej chyba jeszcze do głowy, że mogłaby to zrobić, ale za to
przyszło jemu. Właściwie to najrozsądniej byłoby ją zabić, tu i teraz, a potem kłamać i
oszukiwać ile wlezie, byleby zdobyć okup. Był tylko jeden drobny problem - okup był za
duży, żeby ryzykować, że cokolwiek pójdzie nie tak. Terk nie zdążył podać sumy, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
głupek to wiedział.
- A dużo było tych niedzwiedzi? - zainteresował się podchwytliwie.
- Nie wiem, nie zauważyłam - wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Nie zauważyłaś, jak niedzwiedzie zżerają twoją eskortę? - Dłoń porywacza zacisnęła
się na rękojeści miecza. Nie mylił się, dziewczyna łgała jak najęta, pytanie tylko po co...
Miecz przyłożony do gardła na pewno skłoni ją do udzielenia wyjaśnień, a jeśli nie... Zawsze
może mu się omsknąć ostrze, prawda? Zwłaszcza jak zakładniczka będzie się wyrywać.
Tymczasem Salianka wytrzeszczyła na niego oczy w wyrazie osłupiałej niewinności.
- Zbierałam kwiatki - wyjaśniła z urazą. Wyraznie dawała po sobie poznać, że tylko
ostatni głupek mógłby przypuszczać, że przerwie tak pasjonującą czynność po to, żeby
oglądać, jak jej eskorta karmi sobą niedzwiedzie. A skoro już o głupkach mowa, to ktoś tu
powinien spojrzeć w lustro.
Porywaczowi zaczęły puszczać nerwy. Poderwał się na nogi.
- I to było ważniejsze od masowego pożarcia? - wykrzyknął.
Królewna, absolutnie nieporuszona jego wybuchem, tylko wzruszyła ramionami.
- E tam, od razu masowe, ledwo dziesięciu zbrojnych. Poza tym chciałam mieć ładny
bukiecik - dodała melancholijnie.
Powrót pozostałych dwóch zbirów prawdopodobnie powstrzymał rozmówcę Salianki od
rzucenia się na nią i uduszenia jej gołymi rękami. A wyglądało, że naprawdę miał na to
ochotę. Królewna skupiła się na siedzeniu i mruganiu rzęsami. Pozę tę podpatrzyła kiedyś u
księżniczki Hilpy z Ujścia, ale jak dotąd nigdy nie odczuwała potrzeby jej zastosowania.
Dwóch mężczyzn, którzy nie mieli okazji porozmawiać z Salianką, natychmiast doszło do
wniosku, że branka jest jakąś wyjątkowo głupią arystokratką. Prościej mówiąc, była całkiem
niegrozna. Ich przywódca za to dalej wyglądał, jakby zastanawiał się, czy nie lepiej ofiarę
porwania na wszelki wypadek zasztyletować.
- Podyktujesz list - powiedział, patrząc spode łba na swoją zakładniczkę.
- Umiem pisać - obraziła się. Porywacz zignorował tę uwagę. Nie miał zamiaru
ryzykować, że panna przemyci w liście jakąś zaszyfrowaną wiadomość. Słyszał o takich
przypadkach - a jego branka, zdecydowanie bystrzejsza od przeciętnej księżniczki, wyglądała
na taką, co byłaby do takich szachrajstw zdolna.
- Dyktuj - zaproponował głosem ociekającym uprzejmością. - Coś, co przekona twoją
Radę do zapłacenia okupu.
Królewna odchrząknęła. Przynajmniej to było łatwe zadanie. Do tego spokojnie mogła
odżałować ten okup. W Twierdzy było tyle złota, że nawet gdyby przyszło im wykupywać z
niewoli wszystkich członków Rady po kolei, i tak nikt by nie zauważył ubytku w zasobach
skarbca.
- No więc tak: Porwano mnie. Macie dostarczyć tyle złota, ile ważymy ja i Pazur, we
wskazane miejsce. Jak tego nie zrobicie, policzę się z wami po śmierci albo jeszcze za życia.
Zastanówcie się, co gorsze. Wasza ukochana Pierwsza, Salianka. Koniec. No co? -
powiedziała, widząc miny zbirów. - Moje stosunki z Radą są skomplikowane. - Nie miała
zamiaru wdawać się w szczegóły, w końcu to było porwanie, a nie kółko zwierzeń.
Przywódca, czyli Terk, jak nazywały go zbiry niższe rangą, wydawał się dość
zadowolony z tekstu.
- Zawieziesz to do Twierdzy.
- Trzeba jechać... - zaczęła usłużnie Salianka.
- Wiemy, jak tam dojechać.
- Trzeba było od razu tak mówić - obraziła się królewna. Gdyby od początku wyszło na
jaw, że wiedzą, gdzie jest Twierdza, może ona nie zaczęłaby się plątać w wyjaśnieniach. -
Tylko im powiedz, że mają cię nie zabijać - dodała po chwili życzliwie.
- A ty - Terk odwrócił się do drugiego podwładnego - bierz konia i uprzedz naszych
ludzi w Morskiej Bryzie. Ja pojadę wozem. - Zostawanie sam na sam z tą dziwną dziewczyną
nie było chyba najlepszym pomysłem, ale nie chciał ryzykować, że ta mała wykorzysta jego
ludzi przeciw niemu. Nie przyszło jej chyba jeszcze do głowy, że mogłaby to zrobić, ale za to
przyszło jemu. Właściwie to najrozsądniej byłoby ją zabić, tu i teraz, a potem kłamać i
oszukiwać ile wlezie, byleby zdobyć okup. Był tylko jeden drobny problem - okup był za
duży, żeby ryzykować, że cokolwiek pójdzie nie tak. Terk nie zdążył podać sumy, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]