[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy  do siedliska nieustających prawie huraganów. Wpaść w tę rynnę, zanim się dosięgnie
morza, byłoby naszą zgubą. Liczę na to, że jakiś lokalny wiatr, tak jak ten niedawno, który
nas wyniósł tak daleko od bieguna, przyjdzie nam z pomocą. Musimy się przeto uzbroić w
cierpliwość. Odziejcie się możliwie jak najcieplej, gdyż skazani jesteśmy na długotrwałą
bezczynność w nieruchomym względem nas powietrzu. Będziemy po kolei pełnili wartę na
pokładzie. Trzeba bacznie uważać na to, czy w pobliżu nie ukażą się jakieś wyniosłości, i w
porę wyrzucić odpowiednią ilość balastu, ażeby się nie rozbić. Dobrze, że panuje pogoda i
obserwacjom takim nic nie przeszkadza. Pierwsze osiem godzin biorÄ™ na siebie. Jestem
bowiem dość doświadczonym aeronautą i w razie potrzeby potrafię sobie radzić.
Tak też postąpiono, kapitan i sternik, otuleni w wełniane kołdry, odziani w kurtki
skórzane i podbite futerkiem spodnie, położyli się w kajucie i niebawem zasnęli głęboko.
Wicher unosił  Polonię z szybkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Względny
spokój i cisza usposabiały do snu inżyniera, który, siedząc na przedzie łódki, śledził bystrym
wzrokiem horyzont i od czasu do czasu spoglądał na giroskop, ażeby się orientować, czy
aerostat nie zmienia czasami kierunku.
Upłynęło atoli osiem godzin i prąd antycyklonowy płynął stale ku zachodowi, zbacza-
jąc, tak jak przedtem, bardzo słabo ku północy.
Gromskiego zastąpił kapitan, który także nie dopatrzył się żadnych zmian w warunkach
podróży. Zdawać by się mogło, że balon stanowi idealny wprost środek lokomocji. Pod łódką
przemykały się ku wschodowi niezmierzone pola lodowcowe, poorane licznymi szczelinami,
albo też nieprzejrzane całuny niedawno spadłego śniegu. Kraina ta tchnęła pustką i śmiercią;
trzeba było silnych nerwów, ażeby nie upaść na duchu wobec tej okropnej martwoty i jedno-
stajności otoczenia. Kapitan rozmyślał, ile to trudów i czasu kosztowałoby go przebycie na
saniach, ciągnionych przez wypoczęte psy grenlandzkie, tych kilkudziesięciu kilometrów,
jakie w ciągu godziny przesuwały się pod łódką balonu. Jego wzrok kierował się badawczo
ku niebu i ku barometrowi, lecz pogoda wydawała się ustalona i na razie żadna burza nie
zagrażała  Polonii .
Jak długo jednak miał trwać taki stan rzeczy?
To było zagadką nader niepokojącą. Ford robił spostrzeżenia topograficzne, lecz okaza-
ło się, że wnętrze Antarktydy, z wyjątkiem licznych łańcuchów górskich, które je przecinają
w różnych kierunkach, jest w przeważnej części wysoką wyżyną o względnie równej po-
wierzchni. Kolosalny pancerz lodowy lekko opadał w miarę tego, jak balon zbliżał się ku wy-
brzeżom. Pod samym biegunem ląd wznosił się niemal do 4000 m wysokości, tak jak Tybet w
Azji, tutaj zaś pod siedemdziesiątym którymś stopniem szerokości opadał do poziomu dwóch
tysięcy paruset metrów. Kiedy przyszła kolej na sternika, kapitan dał mu kilka wskazówek,
jak się ma zachować podczas wachty, i kazał się obudzić w razie najmniejszego niebezpie-
czeństwa lub zmiany atmosfery. Lecz przez całe 48 godzin podróżowano w ten sposób bez
żadnego godniejszego uwagi wypadku. Przez ten czas balon zrobił bez mała 2000 km drogi w
kierunku zachodnim. Kiedy kapitan po upływie doby określił znów położenie geograficzne,
okazało się, że  Polonia unosi się znowu w sąsiedztwie Ziemi Enderby naprzeciw Afryki
Południowej.
 Aadną podróż odbyliśmy, kapitanie  rzekł inżynier, kiedy mu Ford powiedział,
gdzie się znajduje balon.  Cała nasza nadzieja, że płynąc dalej spiralami antycyklonu, do-
staniemy siÄ™ ponad 75° szerokoÅ›ci poÅ‚udniowej i dotrzemy do Morza Weddella, które bardzo
głęboko wrzyna się w ląd południowy.
 Za 24 godziny powinniśmy się tam znalezć  zapewnił kapitan zacierając ręce,
które mu porządnie zmarzły, kiedy dokonywał spostrzeżeń astronomicznych.  Oby tylko
pogoda nam dopisywała.
Nadzieja Forda spełniła się, lecz tylko w połowie. Kiedy według obliczeń  Polonia
przebyła jeszcze 1000 km w północno-zachodnim kierunku, barometr zaczął się niepokojąco
obniżać, z czego wywnioskowano, że aerostat wchodzi w okolice Antarktydy nawiedzane
przez częste huragany. Teraz już nie można było marzyć o tym, żeby zejść z drogi nadbiega-
jącemu orkanowi. Musiano wyczekiwać bezczynnie, co los przyniesie. W kilka godzin póz-
niej niebo pokryło się chmurami, zaczął podać śnieg coraz gęściejszy.
 Nadchodzi huragan  zakonkludował Ford zbadawszy stan barometru i nieba. 
Zdaje mi się, że niebawem nasza podróż bajkowa zakończy się. Oby tylko nie tragicznie 
dodał  ale musimy być gotowi na wszystko.
W SZPONACH BURZY
Inżynier zwrócił się do kapitana Forda o wskazówki meteorologiczne.
 Czyż jest możliwe  zagadnął  ażebyśmy w tych okolicach spotkali się z jaką
burzÄ…?
 Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż wiatry wschodnie, obserwowane stale na wy-
brzeżach Antarktydy, przeważnie nie należą już do antycyklonów. Stały się one powoli wia-
trami cyklonowymi, dlatego też przynoszą opady. Atmosfera w antycyklonie jest sucha i bez-
obłoczna, dzięki czemu mogliśmy do niedawna bez żadnej przeszkody dokonywać naszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • >
  • De Sade A.F. Filozofia w Buduarze
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • queen1991.htw.pl