[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spytał uszczypliwie.
- Owszem - przyznała cicho. - Tak mi się wydaje.
- Przestań się tak przejmować cudzymi opiniami. Jeśli te panienki zaczną ci dokuczać, bo spędziłaś
ze mną noc, powinnaś uznać, \e nie zasługują na twoją przyjazń.
- Nie muszą nic mówić. I tak będę wiedziała, co o mnie myślą.
- Lila, musisz uwierzyć w siebie i samodzielnie decydować o swoim \yciu. Innym nie dogodzisz.
Wystarczy, \e ty będziesz zadowolona. Zapewniam cię, \e to prawda. Dawno temu ją odkryłem.
- Rodzice ci to uświadomili?
- Pośrednio.
- Nie potrzebujesz ani jednej osoby, na którą mógłbyś liczyć... której by na tobie zale\ało?
- Nie. Czułbym się skrępowany.
- Serdeczność i troska o innych nie pociągają za sobą \adnych zobowiązań.
- Ró\nie to bywa - odparł i zamknął za sobą drzwi. Podejrzewał, \e Lila nie jest w stanie zrozumieć, \e
serdeczne uczucia są niekiedy kulą u nogi dla faceta, który z trudem stoi na własnych nogach.
Lila wcią\ była poruszona słowami rzuconymi na odchodnym przez Nicka. Najchętniej powiedziałaby,
\e jest chora i wróciła do domu, aby na niego nie patrzeć. Na szczęście zniknął z biura, bo miał wa\ne
spotkania.
Serdeczność i troska są krępujące. Tak powiedział. Wcią\ brzmiało jej w uszach to zdanie. Jak mo\na
rozmawiać o miłości i wspólnym \yciu z człowiekiem, dla którego serdeczne uczucia stanowią
niepotrzebny balast? Usiadła wygodnie w fotelu i zacisnęła ramiona wokół talii. Od początku zdawała
sobie sprawę, \e wią\ąc się z Nickiem, gra o du\ą stawkę, ale miała nadzieję, \e z czasem wbije mu do
głowy kilka \yciowych prawd. Do dziś nie zdawała sobie sprawy, jak wiele ryzykuje.
Zdesperowana postanowiła zadzwonić do matki. Pragnęła chocia\ przez chwilę grzać się w cieple
bezinteresownej miłości. Wystukała numer, ale nikt nie odebrał. Matka była w pracy. Lila uznała, \e nie
warto zostawiać wiadomości. Nadal była przygnębiona, ale uświadomiła sobie, \e wcale nie czuje się
za\enowana, bo związała się z szefem i spędziła z nim noc. Martwił ją raczej brak perspektyw, bo Nick
jasno i wyraznie dał jej do zrozumienia, \e o ślubie nie ma mowy.
Zadzwonił telefon, więc otrząsnęła się z zadumy i natychmiast odebrała.
- Sekretariat Nicka Camdena. Mówi Lila Maxwell. Słucham.
- Dzwonię z domu spokojnej starości. Czy jest pan Camden?
- Ma spotkanie. Czy mam przekazać wiadomość?
- Tak, prosimy, \eby się z nami skontaktował.
- W jakiej sprawie?
- Chodzi o pana McKee.
- Co się stało?
- Miał niegrozny wylew. Nie mo\emy się dodzwonić do jego syna, a pan Camden zostawił tu
wszystkie swoje namiary. Pan McKee jest w szpitalu. W jego wieku obecność bliskich jest bardzo
pomocna, gdy choroba atakuje.
- Oczywiście. Zaraz przeka\ę wiadomość. - Lila odło\yła słuchawkę, dr\ącymi rękami wyjęła pager
i wystukała kilka słów, prosząc, \eby Nick jak najszybciej się do niej odezwał. Zerknęła do terminarza.
Nick był teraz u prezesa firmy.
Po trzech minutach od wysłania wiadomości wpadł do sekretariatu. Był zdyszany i spięty, ale nie
wyglądał na zmęczonego. Przeciwnie, kiedy ją zobaczył, jego przygaszone oczy rozjaśnił dziwny blask.
Przez chwilę siedziała nieruchomo, zastanawiając się, w jakiej formie przekazać mu złą nowinę. W takich
chwilach zawsze miała trudności z dobraniem odpowiednich słów.
- Przepraszam, \e wyciągnęłam cię z zebrania - wymamrotała, \eby zyskać na czasie.
- Liczyłem na to, \e się odezwiesz. Co jest?
- O Bo\e! Usiądz, Nick.
Błękitne oczy pojaśniały jeszcze bardziej. Obrzucił ją taksującym spojrzeniem i zerknął na talię.
- Masz dla mnie nowinę?
Dopiero teraz skojarzyła, jakiej wiadomości się spodziewał.
- Dzwonili z domu spokojnej starości. Pan Mekce miał wylew. Jest w szpitalu.
Przyjął to bardzo spokojnie, z kamienną twarzą. Nawet nie pobladł. Odniosła wra\enie, \e nagle
zamknął się w sobie. Zamierzała go przytulić i pocieszyć, ale stał przed nią obcy człowiek, który nie
potrzebował współczucia.
- Jadę do szpitala. Zawiadom Judy, sekretarkę Xaviera. Powiedz, \e dziś nie wrócę. Podaj
Philipsowi numer mojego telefonu komórkowego. Niech zadzwoni, przeka\ę mu informacje. Ma je
podać na popołudniowym zebraniu zarządu.
Lila podniosła słuchawkę. Gdy Nick wyszedł z gabinetu, niosąc aktówkę, wszystkie sprawy były
ju\ załatwione.
- Mam przy sobie pager i telefon. W razie potrzeby dzwoń śmiało.
- Nick, mogę ci jakoś pomóc? - zapytała trochę wbrew sobie. Najchętniej rzuciłaby wszystko, \eby
pojechać z nim do szpitala, lecz ktoś musiał pilnować interesu.
- Nie - rzucił krótko. Tylko jedno słowo, a ból nie do zniesienia. Gdy przechodził, dotknęła
jego rękawa.
- Wyjdzie z tego - zapewniła.
- Nie sądzę - odparł, patrząc na jej dłoń. - Nawet jeśli wyzdrowieje, nie będzie ju\ sobą.
- Mówili, \e wylew jest niegrozny - dodała.
- Wszystko jedno. Moim zdaniem to nauczka - powiedział cicho, ujął jej dłoń i ścisnął mocno.
Zmienił się na twarzy, błękitne oczy wyra\ały cierpienie, więc odzyskała nadzieję.
- Jaka?
- śycie bywa nieprzewidywalne - mruknął.
Miał rację. Kto by pomyślał, \e Nick tak bardzo troszczy się o chorego staruszka, \e gotów jest rzucić
wszystko, aby czuwać przy jego szpitalnym łó\ku.
- To akurat nie jest zła wiadomość.
- Lecz trudno uznać ją za dobrą.
- Jestem pewna, \e nie mówisz serio. - Chciała mu rzucić wyzwanie i skłonić go do myślenia.
- Ale\ tak!
- Nasz związek był niespodzianką - dodała i natychmiast po\ałowała tych słów.
Popatrzył na nią i podszedł do drzwi.
- Zapewne nie potrwa długo - oznajmił i wyszedł.
Fosforyzująca wskazówka zegarka zbli\ała się do jedenastej. Pora odwiedzin dawno minęła, więc
Nickowi kazano czekać w holu. Siedział w poczekalni oświetlonej silną \arówką. Wydawało mu się, \e w
oddziale intensywnej terapii światło powinno być przyćmione.
Przetarł oczy i usadowił się wygodniej z głową opartą o ścianę. Buster pierwszym samolotem opuścił
Hawaje, ale dotrze do szpitala dopiero za sześć godzin. Nick zapewnił go, \e będzie czuwał przy panu
McKee. Nadeszła pora, \eby spłacić dług wdzięczności.
W jego \yciu panował teraz kompletny zamęt. Wszystko wydawało się nierzeczywiste, więc gdy zobaczył
Lilę idącą szpitalnym korytarzem, uznał, \e ma halucynacje. Wcale by się nie zdziwił, gdyby po tym, co jej
dziś powiedział, przestała się do niego odzywać. Nie miałby
do niej pretensji. Gadał bzdury jak kompletny dureń, ale to mu się często zdarzało, kiedy czuł się bez-
radny i ranił ludzi, których pragnął chronić przed cierpieniem. Złe słowa, które powiedział Lili, przypo-
minały obosieczną broń, bo sam te\ ucierpiał, zadając jej ból.
Kiedy stanęła przed nim, zrozumiał, \e nie ulega złudzeniu. Ogarnęło go radosne o\ywienie. Poczuł jej
zapach. Miała na sobie krótką spódnicę odsłaniającą długie nogi w czarnych rajstopach.
- Lila - powiedział. Wymówił tylko jej imię, jakby chciał usłyszeć potwierdzenie, \e nie śni na jawie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl freetocraft.keep.pl
spytał uszczypliwie.
- Owszem - przyznała cicho. - Tak mi się wydaje.
- Przestań się tak przejmować cudzymi opiniami. Jeśli te panienki zaczną ci dokuczać, bo spędziłaś
ze mną noc, powinnaś uznać, \e nie zasługują na twoją przyjazń.
- Nie muszą nic mówić. I tak będę wiedziała, co o mnie myślą.
- Lila, musisz uwierzyć w siebie i samodzielnie decydować o swoim \yciu. Innym nie dogodzisz.
Wystarczy, \e ty będziesz zadowolona. Zapewniam cię, \e to prawda. Dawno temu ją odkryłem.
- Rodzice ci to uświadomili?
- Pośrednio.
- Nie potrzebujesz ani jednej osoby, na którą mógłbyś liczyć... której by na tobie zale\ało?
- Nie. Czułbym się skrępowany.
- Serdeczność i troska o innych nie pociągają za sobą \adnych zobowiązań.
- Ró\nie to bywa - odparł i zamknął za sobą drzwi. Podejrzewał, \e Lila nie jest w stanie zrozumieć, \e
serdeczne uczucia są niekiedy kulą u nogi dla faceta, który z trudem stoi na własnych nogach.
Lila wcią\ była poruszona słowami rzuconymi na odchodnym przez Nicka. Najchętniej powiedziałaby,
\e jest chora i wróciła do domu, aby na niego nie patrzeć. Na szczęście zniknął z biura, bo miał wa\ne
spotkania.
Serdeczność i troska są krępujące. Tak powiedział. Wcią\ brzmiało jej w uszach to zdanie. Jak mo\na
rozmawiać o miłości i wspólnym \yciu z człowiekiem, dla którego serdeczne uczucia stanowią
niepotrzebny balast? Usiadła wygodnie w fotelu i zacisnęła ramiona wokół talii. Od początku zdawała
sobie sprawę, \e wią\ąc się z Nickiem, gra o du\ą stawkę, ale miała nadzieję, \e z czasem wbije mu do
głowy kilka \yciowych prawd. Do dziś nie zdawała sobie sprawy, jak wiele ryzykuje.
Zdesperowana postanowiła zadzwonić do matki. Pragnęła chocia\ przez chwilę grzać się w cieple
bezinteresownej miłości. Wystukała numer, ale nikt nie odebrał. Matka była w pracy. Lila uznała, \e nie
warto zostawiać wiadomości. Nadal była przygnębiona, ale uświadomiła sobie, \e wcale nie czuje się
za\enowana, bo związała się z szefem i spędziła z nim noc. Martwił ją raczej brak perspektyw, bo Nick
jasno i wyraznie dał jej do zrozumienia, \e o ślubie nie ma mowy.
Zadzwonił telefon, więc otrząsnęła się z zadumy i natychmiast odebrała.
- Sekretariat Nicka Camdena. Mówi Lila Maxwell. Słucham.
- Dzwonię z domu spokojnej starości. Czy jest pan Camden?
- Ma spotkanie. Czy mam przekazać wiadomość?
- Tak, prosimy, \eby się z nami skontaktował.
- W jakiej sprawie?
- Chodzi o pana McKee.
- Co się stało?
- Miał niegrozny wylew. Nie mo\emy się dodzwonić do jego syna, a pan Camden zostawił tu
wszystkie swoje namiary. Pan McKee jest w szpitalu. W jego wieku obecność bliskich jest bardzo
pomocna, gdy choroba atakuje.
- Oczywiście. Zaraz przeka\ę wiadomość. - Lila odło\yła słuchawkę, dr\ącymi rękami wyjęła pager
i wystukała kilka słów, prosząc, \eby Nick jak najszybciej się do niej odezwał. Zerknęła do terminarza.
Nick był teraz u prezesa firmy.
Po trzech minutach od wysłania wiadomości wpadł do sekretariatu. Był zdyszany i spięty, ale nie
wyglądał na zmęczonego. Przeciwnie, kiedy ją zobaczył, jego przygaszone oczy rozjaśnił dziwny blask.
Przez chwilę siedziała nieruchomo, zastanawiając się, w jakiej formie przekazać mu złą nowinę. W takich
chwilach zawsze miała trudności z dobraniem odpowiednich słów.
- Przepraszam, \e wyciągnęłam cię z zebrania - wymamrotała, \eby zyskać na czasie.
- Liczyłem na to, \e się odezwiesz. Co jest?
- O Bo\e! Usiądz, Nick.
Błękitne oczy pojaśniały jeszcze bardziej. Obrzucił ją taksującym spojrzeniem i zerknął na talię.
- Masz dla mnie nowinę?
Dopiero teraz skojarzyła, jakiej wiadomości się spodziewał.
- Dzwonili z domu spokojnej starości. Pan Mekce miał wylew. Jest w szpitalu.
Przyjął to bardzo spokojnie, z kamienną twarzą. Nawet nie pobladł. Odniosła wra\enie, \e nagle
zamknął się w sobie. Zamierzała go przytulić i pocieszyć, ale stał przed nią obcy człowiek, który nie
potrzebował współczucia.
- Jadę do szpitala. Zawiadom Judy, sekretarkę Xaviera. Powiedz, \e dziś nie wrócę. Podaj
Philipsowi numer mojego telefonu komórkowego. Niech zadzwoni, przeka\ę mu informacje. Ma je
podać na popołudniowym zebraniu zarządu.
Lila podniosła słuchawkę. Gdy Nick wyszedł z gabinetu, niosąc aktówkę, wszystkie sprawy były
ju\ załatwione.
- Mam przy sobie pager i telefon. W razie potrzeby dzwoń śmiało.
- Nick, mogę ci jakoś pomóc? - zapytała trochę wbrew sobie. Najchętniej rzuciłaby wszystko, \eby
pojechać z nim do szpitala, lecz ktoś musiał pilnować interesu.
- Nie - rzucił krótko. Tylko jedno słowo, a ból nie do zniesienia. Gdy przechodził, dotknęła
jego rękawa.
- Wyjdzie z tego - zapewniła.
- Nie sądzę - odparł, patrząc na jej dłoń. - Nawet jeśli wyzdrowieje, nie będzie ju\ sobą.
- Mówili, \e wylew jest niegrozny - dodała.
- Wszystko jedno. Moim zdaniem to nauczka - powiedział cicho, ujął jej dłoń i ścisnął mocno.
Zmienił się na twarzy, błękitne oczy wyra\ały cierpienie, więc odzyskała nadzieję.
- Jaka?
- śycie bywa nieprzewidywalne - mruknął.
Miał rację. Kto by pomyślał, \e Nick tak bardzo troszczy się o chorego staruszka, \e gotów jest rzucić
wszystko, aby czuwać przy jego szpitalnym łó\ku.
- To akurat nie jest zła wiadomość.
- Lecz trudno uznać ją za dobrą.
- Jestem pewna, \e nie mówisz serio. - Chciała mu rzucić wyzwanie i skłonić go do myślenia.
- Ale\ tak!
- Nasz związek był niespodzianką - dodała i natychmiast po\ałowała tych słów.
Popatrzył na nią i podszedł do drzwi.
- Zapewne nie potrwa długo - oznajmił i wyszedł.
Fosforyzująca wskazówka zegarka zbli\ała się do jedenastej. Pora odwiedzin dawno minęła, więc
Nickowi kazano czekać w holu. Siedział w poczekalni oświetlonej silną \arówką. Wydawało mu się, \e w
oddziale intensywnej terapii światło powinno być przyćmione.
Przetarł oczy i usadowił się wygodniej z głową opartą o ścianę. Buster pierwszym samolotem opuścił
Hawaje, ale dotrze do szpitala dopiero za sześć godzin. Nick zapewnił go, \e będzie czuwał przy panu
McKee. Nadeszła pora, \eby spłacić dług wdzięczności.
W jego \yciu panował teraz kompletny zamęt. Wszystko wydawało się nierzeczywiste, więc gdy zobaczył
Lilę idącą szpitalnym korytarzem, uznał, \e ma halucynacje. Wcale by się nie zdziwił, gdyby po tym, co jej
dziś powiedział, przestała się do niego odzywać. Nie miałby
do niej pretensji. Gadał bzdury jak kompletny dureń, ale to mu się często zdarzało, kiedy czuł się bez-
radny i ranił ludzi, których pragnął chronić przed cierpieniem. Złe słowa, które powiedział Lili, przypo-
minały obosieczną broń, bo sam te\ ucierpiał, zadając jej ból.
Kiedy stanęła przed nim, zrozumiał, \e nie ulega złudzeniu. Ogarnęło go radosne o\ywienie. Poczuł jej
zapach. Miała na sobie krótką spódnicę odsłaniającą długie nogi w czarnych rajstopach.
- Lila - powiedział. Wymówił tylko jej imię, jakby chciał usłyszeć potwierdzenie, \e nie śni na jawie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]