[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaproponował.
Nie wytrzymała, gwałtownie zareagowała.
 Chcesz wrócić do wieży? Oszalałeś!?
 Nie, musimy odzyskać to, co niezbędne  odparł
spokojnie.
Ten jego stoicki spokój, zawsze ją zniewalał.
 Przecież oni nas zabiją!
 Niekoniecznie, może odzyskamy transport.
 Jaki, przecież śmigłowiec odleciał  nadal się
napinała.
Obdzielił ją delikatnym uśmiechem, który dostrzegła
w jego oczach.
 Odleciał, ale być może wróci. Może nawet inne
przylecą, to było wojsko, moja droga.
 %7łołnierze? Nie żartuj&  zaskoczyło ją to.
Pokiwał głową.
 Nie wiem na pewno, ale tak mi się wydaje.
 Jesteś nienormalny, wiesz?  złapała go za rękę.
Uścisk był subtelny.
 Wiem, ale ty jesteś jeszcze bardziej stuknięta ode
mnie i dlatego pójdziemy tam razem&
Kopnęła go lekko w tyłek na szczęście.
 Niech będzie, kompanie, pójdziemy&
Opornie zagłębiali się tam, gdzie już byli, i gdzie nikt
inny nie pragnąłby wrócić. Miejsce na wskroś strachem
przesiąknięte i wywołujące dreszcze. Aącznik był
potężnym skupiskiem korytarzy, większych i mniejszych
dróg, które rozgałęziały się we wszystkich kierunkach.
Minęli sofy w poczekalni, których brązowa skóra,
oblepiona była pyłem i kurzem. Brud miał kleistą
konsystencję, przyczepiał się do wszystkiego. Wiedzieli,
że był niebezpieczny, dlatego nie zbliżali się blisko. Dalej
obszerna lada, która była biurem i szatnią dla przybyłych
gości. Brakowało tylko obsługi. Spod lady dobiegały
charczące odgłosy, syk i krwisty kaszel, mieszały się z
ludzkim biadoleniem. Usłyszeli kobiecy głos, była to
młoda osoba. Dziewczyna chciała zareagować, chłopak
nie pozwolił jej na to.  Pamiętaj, co ci mówiłem 
powtarzał.  Im już nie możemy pomóc. Bolało jak
cholera, może nawet jeszcze bardziej. Dobiegli do końca
korytarza, po czym skręcili w lewo i wpadli wprost na
duże, ruchome drzwi. Nie działały, nie obracały się w
żadną stronę. Zobaczyli w nich swoje zgnuśniałe odbicie,
ten widok był bolesny. Spuścili głowy, mocowali się z
drzwiami przez dłuższą chwilę. Tumult, który tym
wywołali, mógł sprowadzić nieszczęście. Poza
zniekształconym odbiciem, zobaczyli sunące z oddali,
posępne sylwetki. Wiele naraz, wszystkie w jednakowym
tempie, tak samo zgarbione i pochylone w kierunku
ziemi. Powłóczyły wielkimi stopami. Wydawały przy tym
straszliwe odgłosy&
 Widzisz je!?  cała drżała.
 Widzę.
 To zrób coś, do diabła!
 Przecież robię.
 Co, zaraz nas dopadną!!
 Nie dopadną, spokojnie&
 Sam się uspokój i zrób coś, bo oszaleję&
Majstrował przy dzwigarach.
 Uważaj, zbliżają się  ostrzegał.  Czuję ich fetor.
Znajdz ciężką rurę, albo pręt.
 Zwariowałeś, ja się stąd nie ruszę& otwieraj do
cholery!
Trzęsły mu się ręce.
 Jeszcze chwilę  próbował ją uspokoić, choć
wiedział, że było to bezcelowe. Widział je dokładnie, ich
parszywe sylwetki i parujące strachem, rozwarte pyski&
Podskakiwała w miejscu.
 Jaką chwilę, nie mamy nawet sekundy&
 Jeszcze trochę, zaraz skończę&
 Otwieraj! Słyszysz!?
 Już, już&
 Otwieraj, bo nas zeżrą!!  darła się jak opętana.
Zasuwa wreszcie zazgrzytała i przeskoczyła.
 Gotowe, wchodz!
Klepnęła go lekko w potylicę.
 Nienormalny wariat  rzekła, znikając za grubym
szkłem.
W ostatniej chwili podważył zamek i przesunął małą
witrynę w kształcie litery  S . Zasunęła się pospiesznie i
utknęła na dobre za pancerną szybą, obramowaną niklem
i platyną, na której widniała ogromna litera  T . Razem
tworzyły wspaniałe logo, tego przepełnionego
przepychem, magicznego miejsca. Teraz nie wyglądało
już tak pięknie, a wystarczyło do tego dosłownie kilka
dni&
Dziewczyna odskoczyła na bok, a mężczyzna
docisnął ramę, aż uszczelki zwarły się na dobre. Drzwi
zablokowały się ostatecznie. Byli bezpieczni, ale czy
ocaleni? Raczej nie, ich radość była przedwczesna. Za
szybą zobaczyli zło wcielone. Wyłaniające się z
ciemności, półnagie postacie, obdarte z resztek
łachmanów, rzucały się na szybę, gryząc ją i drapiąc
niezwykle długimi pazurami. Kobiety i mężczyzni, kiedyś
ludzie, teraz już tylko potwory nocy. Uderzali rękoma w
szkło tak mocno, że pękały im kości, jak zapałki. Trzask
kruszonych stawów łokciowych i kolanowych, był
okropny& ich przepełnione bólem i złością wrzaski,
niosły się po okolicy. Dzieliła ich szyba, żeby nie ona i
nie jej grube szkło, to zapewne już dawno temu obdarłyby
ich ze skóry. Krwiożercze bestie, pomyślała. Mężczyzna
coś do niej mówił, ale ona niczego nie słyszała. Widziała
ich rozpalone oczy i cieknącą z ust, kleistą ślinę. Patrzyła
na nie, a one biły głowami o szkło, tłukły czaszkami o
bajkowe ornamenty, aż mózgi pozostawiły na nich
krwawy nalot. Padały nieżywe, a ich korpusy wdeptane w
podłoże, stanowiły pomost dla pozostałych. Sterta ciał,
niektóre z nich drgały jeszcze w agonii. Jakiś potężny
kołtun, jak go nazwała, chwycił głowę najbliższej siebie
niewiasty, o połowę mniejszej i słabszej, po czym cisnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl